! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

Never Lose Hope

Wtorek, 17.01.2012
Hej Louis. Wiem, i tak tego nie przeczytasz. Przynajmniej nie teraz. Ale mimo to myślę, że to choć trochę mi pomoże. Dzisiaj mija równe pół roku, od kiedy ciebie nie ma. Czy jest mi z tym ciężko? Tak, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Codziennie zastanawiam się, dlaczego to zrobiłeś. Przecież starałem się jak mogłem... Jeśli nawet naprawdę nigdy mnie nie kochałeś, to czy musiałeś mnie o tym poinformować w taki sposób? Jeśli nie byłeś ze mną szczęśliwy, to przepraszam. Może to faktycznie moja wina. Naciskałem na ciebie, wywierałem zbyt dużą presję. Ale czy naprawdę musimy to kończyć akurat tak? To boli, ale ja to rozumiem. Tylko dlaczego to właśnie przez nas znikło One Direction? Nie Lou, nie kontynuujemy naszej kariery. Choć namawiano nas do tego, my po prostu nie umiemy. Bez ciebie to nie to samo. Brakuje nam ciebie, szczególnie mi. Czuje pustkę... 
Wiesz, po twoim odejściu... Płakałem. Dużo płakałem. Chyba nawet aż za dużo. Nie pamiętam kiedy mi przeszło, ale myślę, że tak naprawdę ten moment nigdy nie nadejdzie. Każda rzecz w naszym domu przypomina mi o tobie. I chociaż to powoduje wewnętrzne rany, to ja nie chce cię zapomnieć. Wiem, że już nigdy nie wrócisz. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie martw się, w mojej pamięci na zawsze pozostaniesz tym roześmianym, żartobliwym i troszkę dziecinnym Louisem Tomlinsonem. Chłopakiem, który 'lubi dziewczyny, które lubią marchewki'. Ja tak szczerze ich nie lubiłem. Nie jestem też dziewczyną. Przepraszam. Może gdybym nią był to by się inaczej potoczyło. Pewnie skarciłbyś mnie za takie myśli, gdybyś teraz tu był. 
Z początku było mi ciężko. Zamykałem się w pokoju, płacząc. Chciałem zadzwonić do ciebie, powiedzieć, żebyś tu przyszedł. Tu i teraz. Ale wiedziałem, że i tak nie odbierzesz. Chłopcy tego nie rozumieli. Wiesz, oni mieli ci to za złe. Ale ja nie mam, nie przejmuj się. Wiem, jaka jest prawda. Dla ciebie tak po prostu było łatwiej. Ale to nie znaczy oczywiście, że nie mam do ciebie żalu. Mam i to duży. Tak duży, że nie raz sam siebie karcę w myślach, jak mogłem tak źle o tobie pomyśleć. Przecież to nie twoja wina. Chciałeś po prostu być szczęśliwy. Och, nawet myślałem czy nie pójść do psychologa. Myślę, że to by mi pomogło. Ale nie chcę mu mówić o nas. Nie umiałbym.
Teraz podchodzę do tego z lekkim dystansem. Jest mi o wiele łatwiej mówić o tobie. W moim sercu pozostaniesz na zawsze. Wiedz o tym. 
Z drugiej strony, jako przyjaciel, jestem na ciebie trochę zły. Bo przecież mogłeś po prostu ze mną zerwać. Poradziłbym sobie z tym o wiele lepiej, niż z tym, że mnie zostawiłeś. Samego. Nie radzę sobie Lou, nie radzę sobie ani trochę. Ale jeśli ty jesteś szczęśliwy, to ja również.
Chociaż wiem, że nigdy nie wrócisz, będę tu zapisywał moje myśli i odczucia, aby któregoś pięknego dnia, dać ci to, abyś wiedział, jak wielki ból mi sprawiłeś. Może tego dnia wrócisz do mnie mówiąc, że po prostu wróciłeś i wszystko będzie po staremu, a ja ci to wtedy pokażę, żebyś był świadom jak bardzo mi na tobie zależy. Albo spotkamy się przypadkiem na ulicy, za kilkadziesiąt lat, gdy będziesz spacerował z wnukami, a ja zupełnie nie będę cię już wtedy kochał. I wtedy dostaniesz ode mnie ten dziennik, aby wyrzuty sumienia dręczyły cię do samej śmierci. Ale o czym ja bredzę... Przecież ja nigdy nie przestanę cię kochać. 
Chcę żebyś wiedział, że życzę wam szczęścia. Eleanor jest prawdziwą szczęściarą. W końcu to dla niej uciekłeś nie mówiąc nic nikomu. Zostawiłeś mnie, karierę, przyjaciół. Cały Londyn płaczę za tobą. Ale to nie jest ważne. Ważne, że teraz siedzisz sobie nie wiadomo gdzie, może w Doncaster, może w Ameryce, sam  już nie wiem, dawno nie czytałem gazet, w których pełno nowości o tym, gdzie tym razem zaszył się pan Tomlinson; i jesteście ze sobą szczęśliwi. Ty i Eleanor. Dziewczyna, z którą twój związek prawie udało mi się rozbić. Nie chciałem tego, wiedz to. To przyszło samo. Ja nad tym nie panowałem. Po prostu cię pokochałem i tyle. Przepraszam Lou.

Czwartek, 19.01.2012
Witaj Louisie po raz kolejny. Wczoraj nic nie pisałem. Wiem, przepraszam. Po prostu to był jeden z tych dni, kiedy nie mam ochoty nawet wyjść z łóżka. 
Wiesz, znów mi się śniłeś. Rano miałem ochotę do ciebie zadzwonić. Nie chciałem prosić, żebyś wrócił. Wiem, że i tak byś tego nie zrobił. Byłem po prostu ciekaw co u ciebie, jak tam El. No i tak dawno nie słyszałem twojego głosu. Co prawda telewizja i gazety błagają na kolanach, byś wyjaśnił co skłoniło cię do tej jakże radykalnej zmiany, ale ty zawsze skutecznie się wymigujesz. Nie wiem nawet, jak teraz wyglądasz. Pół roku to szmat czasu. Ale ja pamiętam twoje tworz, twoje oczy, twój uśmiech. Bardzo dobrze. Po twoim odejściu godzinami oglądałem nasze video. Teledyski, pamiętniki, występy w X- Factor. Po prostu chciałem mieć przy sobie jakąś cząstkę ciebie. Ach właśnie. Zostawiłeś tu swoją bluzkę i czapkę, a ja ci ich nie odesłałem. Mam nadzieje, że nie jesteś zły, że nosze je czasami po domu? One wciąż pachną tobą. Zupełnie tak jak moje łóżko. Może dlatego spędzam w nim tak dużo czasu. 
Wczoraj odwiedził mnie Liam. Właściwie on przychodzi do mnie prawie co drugi dzień. Pyta jak się mam, rozmawia. Pewnie nie chce, żebym zwariował w tych czterech ścianach. Nie wiariuję, po prostu wspominam. Chłopcy twierdzą, że najwyższy czas stąd wyjść. Zacząć coś robić, nagrywać, pracować, albo uczyć się. Cokolwiek. Robią cokolwiek, by wyciągnąć mnie z domu. Ale ja nie chce. Świat jest okrutny Lou, ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej. Pamiętasz? Sam mi to przecież kiedyś powiedziałeś.

Piątek, 20.01.2012
Wiesz Lou, wczoraj dość dużo wspominałem. Wspominałem jak nam było dobrze. To znaczy jak mi było dobrze i jak ty dobrze udawałeś, że ci dobrze. Wiem, że udawałeś. Cały ten czas, to była jedna wielka gra. Nie wiem czemu... Może po prostu było ci mnie żal. Nie potrzebowałem twojej litość! Mogłeś darować sobie dawanie mi nadziei. Wystarczyło po prostu powiedzieć 'Nie', a ja bym zrozumiał i żył dalej. 
Przypomniało mi się jak wiele razy mnie raniłeś. O tak, robiłeś to naprawdę często. Naprawdę myślisz, że nie wiedziałem, że latasz do Eleanor za każdym razem, gdy nie było mnie w pobliżu? Że nie słyszałem waszych rozmów przez telewon? Wiedziałem, że ty z nią nigdy nie zerwałeś, ale mimo to trwałem przy tobie. A przecież zapewniałeś mnie tyle razy, że to już koniec, że nic was nie łączy. Gówno prawda. 
Ale wiesz, to nie to bolało mnie najbardziej. Najbardziej bolały mnie noce spędzone z tobą. Nie to, żeby mi się nie podobało. Było świetnie. Ale mam nadzieje, że rozumiesz, dlaczego nie mogłem powstrzymać łez za każdym razem, gdy w przypływie emocji jęczałeś jej imię. Zawsze mówiłeś, że to już ostatni raz, że to z przyzwyczajenia. Kłamałeś. Po prostu za każdym razem, gdy kochaliśmy się ze sobą, myślałeś o niej. To mnie bolało... Lou, czy ty się mnie brzydziłeś? Nigdy nie powiedziałeś mi tego w prost... Ale myślę, że to jest prawda. 
Ludzie zawsze myśleli, że to ja jestem tym złym. Że to ja jestem playboy'em, łamaczem serc. Że jestem arogancki, egoistyczny, zadufany w sobie, że woda sodowa uderzyła mi do głowy. Ale to nie prawda. Może byłem z początku taki, ale ty mnie zmieniłeś. I pokazałeś przy okazji rogi. Wcale nie byłeś święty. W końcu to ty zawsze raniłeś mnie. Skokami w bok, kłamstwami, awanturami o byle co. I tym, że nigdy nie chciałeś się do mnie przyznać. Ilekroć bym nie prosił, byśmy się ujawnili, ty zawsze zmieniałeś temat. Wsydziłeś się mnie. A ja tak bardzo cię kochałem. Okazywałem ci to codziennie. Mówiłem ci to częściej, niż ktokolwiek inny, a ty nigdy nie byłeś w stanie wydusić z siebie głupiego 'ja cie też'. Tylko się uśmiechałeś. Myślę, że nie chciałeś po prostu okłamywać mnie aż tak bardzo. Ale cały nasz związek był jednym, wielkim kłamstwem. Słodkim, ale wciąż kłamstwem.

Sobota, 21.01.2012
Dużymi krokami zbliżają się moje urodziny. Wiem, że i tak nie przyjdziesz. Ale twoje towarzystwo, choć przez ten jeden dzień, byłoby dla mnie najwspanialszym darem od boga. Bóg mnie nie kocha. Więc nawet się nie łudzę. 
Tak swoją drogą, to wcale nie aż tak dawno były twoje urodziny. Chciałem zadzwonić, ale i tak byś nie odebrał. Wysłałem ci więc sms'a. Wiem, niezbyt się wysiliłem. Ale przecież uciekłeś ode mnie... Więc nie będę cię w żaden sposób gonił. Pisząc to przypomniał mi się dzień, kiedy odszedłeś. Który to był? Pamiętam to jakby to było wczoraj. Równo 20 lipca 2011 roku, obudziłem się w pustym łóżku. Każdy normalny pomyślałby, że poszedłeś zrobić śniadanie, albo po zakupy... Ale ja od razu wiedziałem, co to oznacza. Wstałem spokojnie i lekko chwiejnym krokiem udałem się do kuchni. Wiedziałem, że odszedłeś, ale w głębi serca miałem nadzieje, że może jednak się mylę. Na kuchennym blacie zauważyłem kartkę. Duża, czysta A4 z zapisanymi jedynie dwoma zdaniami. Pamiętasz je? One tak strasznie mnie wtedy zraniły. 'Przepraszam. Nie dam już dłużej rady.' I tyle cię było widać. Nie zabrałeś swoich wszystkich rzeczy, a jedynie jedną walizkę. Z początku miałem nadzieje, że to może dlatego, że jeszcze wrócisz. Ale gdy upłynął miesiąc dotarło do mnie, że to definitywnie koniec. Wysłałem ci te rzeczy pocztą, do twojego rodzinnego domu. Miałem nadzieje, że zrozumiesz, że nie jestem wcale zły. Może nawet wrócisz i zostaniemy przyjaciółmi. Ale się myliłem. Już nigdy nie spojrzę w te piękne, niebieskie oczy. A przecież tak bardzo je kochałem...

Poniedziałek, 23.01.2012
I znowu ten dzień mojej słabości. Ten dzień kiedy świat i życie po prostu mnie przytłacza. Nie raz myślałem, żeby z tym skończyć. Ale jakoś nie umiem. Nawet na to jestem za słaby.
Dziś znów mi się śniłeś. Właściwie to nie był sen, a jedynie koszmarne wspomnienie. 19 lipca 2011 roku, był zdecydowanie jednym z moich najgorszych dni. Może gdyby nie on, wciąż byś tu był. Wróciłeś dość późno, zupełnie pijany. Byłeś z El, prawda? Wiem, że mam rację. Jestem tego pewien. Z początku to się nie zapowiadało na coś specjalnego. Do momentu. Do momentu, w którym zaczęliśmy się kłucić, a ja zacząłem wyrzygiwać ci wszystko, co do ciebie miałem. Powiedziałem ci, że wiem o Eleanor, jak bardzo boli, gdy jęczysz jej imię, że przeszkadza mi, że nigdy nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz, oraz to, że masz się wreszcie do mnie przyznać. Było tam jeszcze pare innych spraw, ale to są te najważniejsze. Wkurzyłeś się. Wtedy po raz pierwszy od bardzo dawna, poszedłeś spać do swojej sypialni. A przecież nawet po największej naszej kłótni, i tak zawsze spaliśmy razem. Wtedy tak cholernie żałowałem, że wybuchłem. Przecież tobie musiało być tak ciężko.
Wiesz, chłopcy wciąż winią ciebie. I mówią mi, że jesteś zły, że nie zasługujesz na mnie. Ale ja tak nie myślę. Myślę, że to ja nie zasługiwałem na ciebie. Wykorzystywałem twoje dobre serce i to, że było ci mnie żal. Oni nie chcą cię już znać. Zupełnie ich nie rozumiem. Twierdzą, że zachowałeś się chamsko i złamałeś mi serce. Nie Lou, nie złamałeś go. Podeptałeś, utopiłeś, rozszarpałeś, a potem spaliłeś i zakopałeś. Mimo to po raz setny powtarzam, że ci wybaczam. Może oni mają trochę racji, tylko troszczkę. Mimo to wiem, że gdybyś teraz stanął w moich drzwiach, nie zastanawiałbym się nawet sekundy. Przyjąłbym cię z otwartymi ramionami i łzami szczęścia, w oczach. Wiem, i tak nie wrócisz. Pewnie uważasz poznanie mnie za swój największy, życiowy błąd. 

Piątek, 27.01.2012
Wiem, dawno nie pisałem. Przepraszam. Chłopakom udało się wyrwać mnie z domu. Spędziłem kilka dni u mamy. Było naprawdę miło. Cieszę się, że ona wiedząc, co było między nami, wciąż mnie wspiera. A przecież mogłaby się mnie wyrzec i zostawić samegu, zupełnie jak... jak ty. Ale nie, on trwa przy mnie. Pociesza i podnosi na duchu. To anioł w ludzkiej skórze. Ale też ma swoje za uszami. Każdy ma. Kiedyś byłeś jej ulubieńcem. Teraz nawet nie chce o tobie słyszeć... Nic dziwnego, zabiłeś jej syna. Pewnie ciekawi cię, czemu użyłem słowa 'zabiłeś'. Bo taka jest prawda, Lou. Zabiłeś we mnie człowieczeństwo i wszystkie dobre, ciepłe uczucia. Już mnie nie stać na żaden ludzki odruch miłości, czy współczucia. Po prostu jestem wrakiem człowieka. To chyba niezbyt dobrze, ale mnie to nie obchodzi. Dobrze mi tak. 
Wciąż zastanawiam się, co u ciebie. Jesteś szczęśliwy? Czy Eleanor jest dla ciebie dobra? 
Wiesz, od tygodnia co noc modlę się o to samo. Abyś przyszedł na moje urodziny. Wiem, że nie przyjdziesz. Ale może chociaż zadzwonisz? Albo wyślesz sms'a? Błagam Lou... Cokolwiek.
Znów czuję się taki słaby... Tak bardzo chciałbym żebyś tu był. Lou zrobię wszystko, tylko wróć do mnie... Nie daje sobie rady. Bez ciebie nic nie ma sensu. Naprawdę było ci ze mną aż tak źle? Czuje się winny... Powinienem? Sam już nie wiem... A co jeśli w końcu zacznę im wierzyć? Co jeśli w końcu zacznę zrzucać winę na ciebie? Nie umiałbym sobie wybaczyć, gdybym zaczął cię nienawidzić...

Sobota, 28.01.2012
Już tak blisko... Cały czas odliczam do moich urodzin. Każdy żyje po coś... Teraz moim celem jest ten dzień. Nie wiem co będzie dalej... Może dzień po moich urodzinach popełnie samobójstwo? Czemu nie... Nie umiem już żyć. 

Niedziela, 29.01.2012
Wczoraj byłem z Niall'em na meczu. Myślę, że zaczyna mi się poprawiać. Wciąż strasznię cierpię i wiem, że długo już nie wytrzymam, ale ostatnimi czasy czuje się lepiej. Może wreszcie się od ciebie uwolniłem? Nie, na pewno nie. Po prostu są dni słabrze, kiedy nie chce wyjść z pokoju, i dni lepsze, kiedy czuję chęć obcowania z ludźmi. I są dni nijakie, takie jak ten. Siedzę na kanapie, oglądając nową edycję X- Factor. Jakoś tak chyba z tęsknoty za tamtymi czasami, po moim policzku spływają łzy. Nie umiem ich zatrzymać. Nie wiem czemu. Nie chcę płakać. Dzisiaj wyjątkowo mam dość płakania. Przecież robię to niemal codziennie, od kiedy ciebie nie ma. 
Tak bardzo brakuje mi twojego głosu, twojego śmiechu i dotyku. Nie liczę na wiele, zadowoliłbym się zwykłą przyjaźnią. Ale wiem, że już nigdy nie dostanę drugiej szansy. Boże, chciałbym cię przeprosić za tyle rzeczy, a przecież tak naprawdę nie mam za co. 
Już sam siebie nie rozumiem. Czuję się trochę zmęczony... Chociaż całymi dniami nic nie robię.

Poniedziałek, 30.01.2012
Dziś wstałem wyjątkowo szybko. Była może ósma... To u mnie nowość. Pewnie za to pójdę szybciej spać. 
Czuję potrzebę wyjścia, chyba naprawdę zaczynam wariować. Ciągłe przebywanie w domu nie pomaga. Tęsknię coraz bardziej. Nie chcę tęsknić. Teraz chcę pamiętać, ale nie tęsknić. To boli.
Jeszcze tylko jutro i wreszcie nadejdzie ten dzień... 
Lou, czy miałbyś coś przeciwko, gdybym skończył ze sobą? Co powiesz na 2.02.2012? Ładna data, nie sądzisz? Nie chcę, żebyś czuł się winny. To nie twoja wina. To ja jestem za słaby. Nie wiem czemu, chociaż wszyscy, nawet ja, myślą, że mi się poprawia, to jednak ja coraz bardziej myślę o śmierci. Po prostu wiem, że nie dam rady. Nie chcę się męczyć. Chociaż raz pomyślę o sobię, nie o tobie, ok? Nie miej mi tego za złę. Ty również wybrałeś dla siebie szczęście. Teraz moja kolej. Obieram do tego szczęścia trochę inną drogę, ale przecież liczy się to, że wreszcie będzie mi dobrze. Nie będę czuł bólu i może nie będę tęsknił. Nie wiem co jest po śmierci... Jeśli naprawdę będę siedział gdzieś na chumrce, to wiedz, że będę cię obserwował i czuwał nad tobą. Pilnował, abyś był zawsze szczęśliwy. Myślę teraz jedynie co zrobić, byś dostał ten dziennik do rąk. Może dam go Liamowi, mówiąc, że ma ci go dać, jeśli się kiedyś spotkacie? Oby tylko nie zaczął myśleć o tym samym co ja... Mógłby mi jeszcze przeszkodzić. Nie chcę, żeby ktoś mi przeszkodził. Myślę, że już zdecydowałem. 
Lou, przepraszam. Wiedz, że zawsze będę cię kochał. Jeszcze tylko trzy dni.

Wtorek, 31.01.2012
To już jutro. Jutro moje urodziny, a potem już tylko z górki. 
Chłopcy pomogają mi to ogarnąć. Zajmą się kupieniem alkoholu i jedzenia. Ja mam tylko ogarnąć nasz dom. Właściwie to już mój, ale tak naprawdę on zawsze będzie nasz. 
Poprosiłem dziś Liama, aby napisał do ciebie. Wiem, że i tak nie przyjdziesz. Po prostu chcę, żebyś wiedział, że u mnie zawsze masz drzwi otwarte. A nóż... może jednak coś ci się odmieni. 

Środa, 1.02.2012
To dziś. Właściwie to teraz. Na dole jest pełno ludzi i słyszę głośną muzykę. Nie ma cię. Nie zadzwoniłeś. Nie napisałeś. Nie dałeś mi żadnego powodu by ciągnąć to dalej... To nie ma sensu. 
Zejdę jeszcze do nich, poudaję, że świetnie się bawię. A potem oni się zmyją i zostanę sam. 
Wybrałem już godzinę. Najpierw myślałem o 2.22, oczywiście po południu, ale swierdziłem, że za dużo tych dwójek. Więc definitywnie będzie dokładnie 12.00. Chcesz wiedzieć jak? Nie, nie powiem ci tego. Dowiesz się tego później. Do zobaczenia. 
Jutro rano 'odezwę' się do ciebie po raz ostatni. Pamiętaj tylko. Zawszę cię kochałem i zawsze będę cię kochał. Bez względu na wszystko i na wszystkich.
~~~~~~
Wstałem o 10. Może powinienem wczęsniej, ale jakoś mi się nie chciało. Nic mi się nie chciało. Zwlokłem się na dół i zaparzyłem kawy. Wszystko normalnie, tak jak zwykle. Usiadłem spokojnie na krześle i z lodówki wyjąłem jakieś naleśniki. Spokojnie czekałem, aż zegar wybiję godzinę 11, a wtedy będę mógł zabrać się do przygotowań. Ale ten czas dłużył się niemiłosiernie. Udałem się do salonu. W telewizji leciało bodajże powtórka Skinsów. Tak, to chyba było to. Nie wiem, jakoś niespecjalnie to oglądałem. Wreszcie jest. Punkt 11. Dzięki bogu, że tak szybko. Wstałem z kanapy i powoli wchodziłem po schodach. Byłem już w połowie, gdy po domu rozniusł się dzwonek do drzwi. Szlak! Kto śmie mi przeszkadzać w takiej chwili?! No... Ale niech będzie. Otworzę. Może to po prostu któryś z chłopaków, zapomniał czegoś. Na pewno nie zajmą mi dużo czasu. W najgorszym wypadku powiem, że nie mam dziś humoru, albo męczy mnie kac. I po prostu ich wygonię. Idąc przez przedpokuj zauwarzyłem, jak wielki bałagan panował w całym domu. Nawet nie posprzątałem po wczorajszej imprezie. Stanąłem przed drzwiami chwilę wachając się, czy je otworzyć. Mimo to dzwonek nie przestawał dzwonić, więc chyba nie miałem wyjścia. Przekręciłem klucz i nacisnąłem klamkę, po czym energicznie pociągnąłem drzwi w swoją stronę. Byłem pewien, że zobaczę roześmianą twarz Liama, Nialla lub Zayna. Ale nie. To co zobaczyłem sprawiło, że oniemiałem. Naprawdę nie wierzyłem, że po pół roku nieobecności, on stoi naprzeciwko mnie, z dwoma, albo nawet trzema walizkami... Wrócił? Naprawdę wrócił? Akurat teraz, kiedy już byłem tak blisko... Nie wiedziałem co zrobić. Stałem tak wpatrując się w niego i próbując powstrzymać łzy. Ale nie wychodziło mi. Kiedy tylko przemówiłem, po moich policzkach zaczęły spływać ciurkiem. 
-Zapomniałeś czegoś?
Nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć. Fakt, że wrócił, wydawał mi się tak odległy i niemożliwy. Nie wierzyłem w to... Może to mi się tylko śni? Może już nie żyję?
Chłopak stał chwilę wpatrując się we mnie, po czym jedna z walicek, które trzymał w dłoniach, wypadła mu. 
-Harry... Wiem. Nie mam prawda tu być. Nie mam prawda prosić, byś dał mi drugą szansę. Ale przez te pół roku... Wreszcie zrozumiałem, że cię kocham. Harry, kocham cię. Przepraszam. 
Boże, to na pewno jest sen. Ja na pewno nie żyję. To się nie może dziać. Louis właśnie wyznał mi miłość... Nie, to nie jest możliwe. Nie wierzyłem. Uwierzyłem dopiero gdy chłopak zawiesił się na mnie, wtulając głowę w zagłąbienie między moją szyją a ramieniem. Nie myliłem się wcześniej co do mnie. Nie myślałem nawet sekundy. Tak po prostu oplotłem go ramionami, zapominając o tym całym cierpieniu, jakie mi wyrządził. Tak cholernie go kocham. Wystarczyło kilka jego słów, a moje życie nabrało sensu.
-Harry, błagam... Zachowałem się jak szczeniak, błagam... Pozwól mi wrócić.
-Lou... Dziękuje.
Nic innego nie umiałem z siebie wydusić.

5 komentarzy:

  1. Naprawdę długo myślałam, co napisać. Może zacznę od tego, że cieszę się, że Louis przeszkodził Harry'emu, to jak przytulił się do niego było takie no piękne. A już od samego początku, dokładnie od zdania 5. zakręciły mi się łzy w oczach i na którymś z kolejnych się rozkleiłam, do tego, jak on opisywał o zamiarze popełnienia samobójstwa... Nie no, naprawdę tego nie da się tak po prostu opisać. Z każdym słowem zatracałam się w tym bardziej, poważnie. I co mogę dodać? Czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ...jeszcze nigdy tak strasznie nie ryczałam przy czytaniu. Dziękuję, liczę na więcej takich historii. Najlepiej bardzo wzruszających.
    never lose hope xx

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest piękne. Płaczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Magiczne... Nigdy więcej nie czytałam tak cudownego OneShota.. Jej to było wspaniałe... <3 Zakochałam się <3333 [becausetruelovevannothide.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Popłakałam się. :) To było takie piękne. (No i pewnie pomogła mi piosenka Little Mix- Turn your face). Naprawdę w życiu nie czytałam tak pięknego i poruszającego OneShota. Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze pare w tym stylu :)

    OdpowiedzUsuń