! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Epilog


Zmarszczyłem odruchowo brwi czując jak czyjaś mała nóżka wbija mi się pod żebra. Próbując uciec przed nią przesunąłem się bliżej brzegu łóżka i zakryłem kołdrą niemal po sam czubek głowy, to jednak na nic się zdało.
-Pobudka! Pobudka, Haroldzie! Tata robi śniadanie. –cichy głos rozległ się po pokoju, więc odsapnąłem niezadowolony.- Wiem, że nie śpisz, nie udawaj, no!
Niechętnie spojrzałem z pod grzywki na moją poranną zmorę i pstryknąłem ją lekko w nos wygrzebując się z pod pościeli.
-Gdybyś zapomniał, nie masz tylko jednego ojca.- przypomniałem mu po czym wydałem z siebie cichy mruk poirytowania.- Czemu nie możesz być dla mnie tak miły i kochany jak dla Louis’ego, co?
Chłopczyk siedzący już na skraju łóżka w siadzie skrzyżnym bujał się raz w tył, raz w przód i wpatrywał we mnie wzruszając ramionami. To dziecko chyba naprawdę mnie nie lubiło, ponieważ musiało codziennie skopywać mnie z łóżka.
-Bo tata kazał mi cię obudzić. –odparł jakby to miało go usprawiedliwić.- Poza tym jesteś leniem i to nie ty mi gotujesz.
-Ty mały... –warknąłem w końcu jednak gryząc się w język i wstałem leniwie z łóżka chwytając małą dłoń siedmiolatka, aby razem z nim udać się do kuchni. Mieszkanie pachniało wanilią i wiedziałem, że Lou rozpieszcza nas dziś naleśnikami. Może właśnie dlatego Mike wolał go ode mnie? To znaczy, mnie też kochał, chyba. Ale jakby nie patrzeć stawał po stronie Lou bez względu na wszystko. Mały lizus.
Uśmiechnąłem się szeroko mijając prób kuchni i zauważając Louis’ego stojącego z patelnią w ręce i nakładającego naleśnika na talerz. Niebieskie ślepia chłopaka powędrowały w moją stronę i odwzajemnił szybko uśmiech odstawiając gorącą patelnie na kuchenkę. Jego zapach omiótł mnie gdy podszedł złożyć na mym policzku delikatnego całusa.
-Jak ci się spało, kochanie?- spytał rozradowany.
-Miło i wygodnie. Gdyby tylko nie twój syn, który tak brutalnie mnie obudził.
-Mike jest naszym synem, Harry. Naszym. –przypomniał mi wracając do smażenia, ja za to usiadłem z chłopczykiem przy stole nakładając każdemu po naleśniku.- Swoją drogą jutro jego pierwszy dzień w szkole, musisz tam ze mną iść.
-Ale... Jutro mam dość dużo pracy. –stwierdziłem jakby zaprzeczając to, że mogę udać się z nimi do szkoły Mike’a.
-Na pewno dasz radę, Harry. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że twoja praca jest ważniejsza od męża i syna? –tak, kurczę, Louis uwielbiał mnie brać tak pod włos. Przecież naturalnie, że Lou i Mike są ważniejsi, ale nie mogę wszystkiego dla nich olewać. Rozumiem, czasem trzeba się poświęcić, żeby Lou mógł spokojnie skończyć studia, ale... Nieważne. Z nimi nigdy nie wygrałem i nigdy nie wygram.
-Oczywiście, że nie... Ile to potrwa?
-Jakieś dwie godzinki, tak myślę. Maksymalnie trzy licząc z przygotowaniem się itd. –zapewnił mnie obserwując moją reakcję przez ramię.
-W porządku. Wymyślę coś i pójdę tam z wami.
Ja i Louis byliśmy małżeństwem od czterech lat. Rok po ceremonii postanowiliśmy zaadoptować małego Mike’a. Jak już wspomniałem Louis postanowił skończyć studia, podczas gdy ja otworzyłem pizzerie. Właściwie jest to spółka z Niall’em, który jednak zajmował się przygotowywaniem ich, a ja finansami i innymi tego typu rzeczami. Muszę przyznać, że na początku było ciężko, jednak zapewne dzięki talentowi Niall’a udało nam się rozwinąć biznes i w Londynie stoją już cztery pizzerie naszej firmy. Nie narzekam, nawet jeśli czasem jestem rzadziej w domu, ponieważ wszystkiego trzeba dopilnować. Louis nie musi się jednak martwić się o pieniądze i może spokojnie skupić się na nauce. Mike skończył w tym roku przedszkole i jak już wiecie udaje się do szkoły. I, cóż, jestem po prostu szczęśliwy z Louis’m. Choć naturalnie zdarzają nam się starcia, szczególnie jeśli chodzi o wychowanie dziecka. Louis jest dość beztroski i próbuje bezstresowego wychowania, podczas gdy ja muszę pilnować aby Mike nie wszedł wszystkim na głowę. Czasem spieramy się o metody wychowawcze i podważanie autorytetów, bądź o czas, który spędzam w domu. Louis wie, że jestem jedyn źródłem dochodów, więc w końcu sam ulega i przyznaje mi rację. Naprawdę staram się spędzać z nimi dużo czasu.
Niall i Zayn wciąż nie zdecydowali się na poważniejsze kroki. Po dwóch rozstaniach, które przeszli wciąż są razem, jednak jedynie jako para. I szczerze mówiąc- żadnemu z nich to nie przeszkadza. Zayn nie chce aż taki zobowiązań, podczas gdy Niall uznał to za niepotrzebne wygłupy. Mimo to na naszym weselu bawili się świetnie i na szczęście, wybaczyli mi już dawno sprawę z Lou. Wszystko między nami wróciło do normy, a Mike wciąż czeka na ślub Zayna i Niall'a męcząc ich o to. Mimo to uparcie uważają to za niepotrzebne. Ja i Louis tak nie sądzimy, to był naprawdę cudowny dzień. Gdybym mógł cofnąć czas za nic na świecie niczego bym nie zmienił.
________________________________________________
Po pierwsze- wiem. Jest niezwykle krótki, nawet jak na epilog.
Po drugie- wiem. Kończę to opowiadanie niezwykle szybko i po długiej przerwie. 
Po trzecie- wiem. Jestem okropna i naprawdę głupio mi z tego powodu. 
Zwyczajnie nie jestem już w stanie tego pisać. I z każdym rozdziałem męczyłam się w stopniu, którego pewnie nawet sobie nie wyobrażacie. To było po prostu ciężkie i przyznam szczerze- nie mam już sił na spędzanie godzin z otwartym wordem i nie umiejąc wykrztusić z siebie dwóch zdań. 
Tak więc z tym rozdziałem kończy się nasza przygoda z Amare. Mam nadzieje, że mimo długich przerw, masy błędów i okropnych rozdziałów- miło spędziliście czas czytając to opowiadanie :) 
Chcę wam też ogromnie, ogromnie podziękować za te miesiące, które spędziliśmy w pewnym sensie razem, choć oddzielnie :) Jestem naprawdę wdzięczna za to, że jeszcze nikt z was mnie nie zjadł, choć czasem należało mi się na pewno. Jesteście po prostu wspaniali i każdy komentarz, który czytałam- a czytałam każdy, naprawdę- powodował na mojej twarzy uśmiech. Kocham was w sposób, którego nie umiem nawet opisać. 
Oh i dla chętnych. Jeśli wciąż chcielibyście czytać różności wychodzące spod mojej ręki, niektórzy z was może wiedzą, jednak podam jeszcze raz dla niewtajemniczonych- oto mój tumblr - link - gdzie znajdziecie wszystko co piszę/pisałam/pisać zamierzam. Możecie zadawać mi tam pytania, wyzywać jak bardzo okropne było Amare i wgl, przyjmę wszystko na klatę XD 
Jeszcze raz dziękuje, przepraszam i kocham was wszystkich! :) xx
(Spokojnie. Nie mam mojej twarzy, aby nie przyprawić was o koszmary <3)

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 20


Więc gdy przyszło co do czego siedziałem z Harrym w kinie, zupełnie z tyłu. Jego dłoń luźno leżała na mojej, choć odważył się mnie dotknąć dopiero po około czterdziestu minutach filmu. Zapewne przekonany był, że jestem zbyt zapatrzony w ekran, aby poczuć ten ruch. Nic bardziej mylnego, bo dokładnie w tym momencie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Poczułem jego ciepły oddech tuż przy moim uchu i chciałem się tam nawet spojrzeć, gdy jego głos mnie ubiegł.
-Co powiesz na kawę?
-Teraz? 
Zaśmiał się w odpowiedzi delikatnie głaszcząc moją dłoń i mrużąc oczy. 
-Naturalnie, że nie teraz. Mam na myśli gdy film się już skończy. Mieszkam niedaleko, więc po drodze moglibyśmy wpaść do mnie i napić się czegoś...
-Do ciebie powiadasz? -spytałem niepewnie czując jakby nagle coś zaciskało się w okół mnie. Jakby strach,  że zaraz znowu wszystko wróci do tego jak było wcześniej. Harry spiął się i odsunął chyba czując, że to nie był dobry pomysł. 
-Nie to miałem na myśli... Jedna kawa i odprowadzę cię do domu. Naprawdę, to źle zabrzmiało, nie chodzi mi o to, nie mam zamiaru robić nic, naprawdę... 
-W porządku. Myślę, że chwila mnie nie zbawi... Z chęcią spędzę z tobą jeszcze trochę czasu o ile zamienimy tą kawę na kubek porządnej herbaty.
-Co tylko zechcesz. -szepnął całując moją rękę, po czym wróciliśmy do oglądania filmu. W sumie, był całkiem ciekawy. Wiedziałem, że Harry lubi te klimaty jednak ja osobiście nie przepadałem za fantastyką, więc zazwyczaj oglądał sam. Okey, może czasami siedziałem wtedy koło niego, ale byłem  wtedy zajęty innymi rzeczami. Na przykład Harrym. 
Napisy końcowe zaczęły lecieć więc razem z Harrym poderwaliśmy się do góry i gdy tylko Styles pomógł mi w założeniu płaszcza, wyszliśmy z kina kierując się w stronę jego domu. Poprawka, w sumie to było moje mieszkanie, ale przecież przypominanie mu tego nie jest wskazane. Rozmawiając o rzeczach, o których rozmawialiśmy już wcześniej tysiące razy, doszliśmy do naszego starego mieszkania, a wraz z wejściem do przedpokoju powróciła tona złych wspomnień. Na moment wstrzymałem oddech, a gdy tylko Harry to wyczuł, jego oczy zaświeciły i szybko doskoczył do mnie by zająć czymś mój umysł.
-Pomogę ci w płaszczem, dobrze? Mam nadzieje, że nie przeszkadza ci lekki bałagan. Starałem się posprzątać, ale... Bywało tu czyściej, nie jestem pewien jak mi poszło. Jaką herbatę preferujesz? Mam też jakieś ciastka, ja osobiście je uwielbiam, dobre, maślane. Lubisz maślane? Chodźmy do kuchni, mam nadzieje, że nie obrazisz się jeśli wypijemy w kuchni. To znaczy, możemy w salonie, ale wydaje mi się, że kuchnia jest wygodniejsza. Z resztą, sam zdecyduj. Chodźmy.
Jego ręka spoczęła na moich plecach lekko pchając mnie w głąb mieszkania. Gdy już stanęliśmy w kuchni, uśmiechnął się ciepło i odsapnął z ulgą widząc jak powoli czuje się lepiej. Jest w porządku, a przynajmniej staram się by było. To po prostu jest jak rozdrapywanie blizn. Usiadłem powoli przy stole rozglądając się po pomieszczeniu, nic jednak się nie zmieniło. Chyba nawet puszki z kawą nie przesunął. Uśmiechnąłem się lekko, podczas gdy on wstawiał wodę na herbatę.
-Um... Ładnie tu.
-Hm? Och, tak, mi też się podoba. Właściwie to nie ja urządzałem tu wszystko. To mój... Były. –powiedział to cicho i niepewnie. To był delikatny temat dla nas obu, ale... trzeba się z tym pogodzić i przejść do normalnego życia.
-No tak. Rozumiem. Uh, długo... dawno temu zerwaliście? –to było głupie pytanie, bardzo głupie. Ale wypadało zapytać o cokolwiek. Harry zaśmiał się i po chwili spoważniał siadając naprzeciwko mnie.
-Szczerze, nie wiem... To tak jakby w tym dniu wszystko przestało się liczyć i nawet nie liczyłem dni, bo to nie miało sensu. Jakby urwał mi się film, choć pamiętam mniej więcej co było potem.
-Och, jasne. Wiem co masz na myśli. Ty... Jak się czujesz?
-Jest w porządku. Było ciężko, bo wiem, że to ja totalnie spieprzyłem. Byłem dupkiem i nie szanowałem go. Tak jak mówią- doceniłem dopiero gdy straciłem. I starałem się go potem odzyskać, ale... Wiem, że pewnie nigdy nie będzie już tak jak było na początku. Chyba to najbardziej boli. Wiesz, gdy już wiem jak bardzo dobrze było, a to nigdy nie wróci.
-Ale może być lepiej. –rzucając to nie myślałem. Po prostu powiedziałem co mi ślina na język przyniosła, ale to dało dobry efekt. Uśmiech Harry’ego.
-Wiem. Mam taką nadzieje. A twój były? To znaczy... Na pewno jakiś jest...
-On... Rozstaliśmy się w sumie dość niedawno.
-Och... No tak, a ja ci się tu narzucam. Jeśli chcesz możemy...
-Jest w porządku. –przerwałem mu.- Nie chcę z niczym czekać, przeszłość to przeszłość, nie zmienię jej.
-To dobrze. To mnie cieszy, bo chyba nie wytrzymałbym zbyt długo. –jego śmiech rozbrzmiał niemal równo z gwizdkiem. Wstał więc i zaczął zalewać herbaty.- A... Jaki on był? Czemu się rozstaliście?
-Właściwie ja zerwałem z nim. Był... kochałem go, ale nie zawsze był w porządku.
Resztę przemilczeliśmy. Nie zamierzam żalić się Harry’emu jak bardzo mnie zranił, ale... w jakiś sposób było mi miło, gdy on mówił o mnie. W jakiś sposób, cieszyło mnie, że tęsknił. Nie to, że byłem z siebie dumny, że go zraniłem. Popijając herbatę, trochę zbyt słodką, rozmawialiśmy o naszych dzieciństwach. O tym jak Harry jeździł z matką i siostrą do babci, a ich ojciec zostawał w domu bo nie przepadał za swoją teściową. I jak Harry objadał się u niej zupą pomidorową i gdy wracali, chodził z ojcem na ryby, choć zazwyczaj jedynie męczył go, bo był znudzony. A ja opowiadałem mu o kłótniach z najstarszą siostrą i o tym jak była zazdrosna o bliźniaczki, a ja nigdy nie rozmawiałem z ojcem i nawet cieszyłem się, że wolał moje siostry.Po jakiejś godzinie i dwóch herbatach, Harry odprowadził mnie do domu. Na dworze było już ciemno, wiatr wiał niemiłosiernie, a ogólnie powietrze było niezwykle zimne, więc dochodząc do domu Rose moje policzki były czerwone, a ręce trzęsły się w kieszeniach płaszcza. Odwróciłem się przodem do Harry’ego, który szczerzył w moją stronę rządek białych ząbków. Wyglądał uroczo z włosami potarganymi na wszystkie strony i oczami świecącymi jak dwie lampki. Nim zdążyłem się odezwać, jego ramiona oplotły mnie, a twarz wtuliła się w zagłębienie szyi.
-Dziękuje, było wspaniale. Mam nadzieje, że kiedyś to powtórzymy... –wymruczał w moją skórę, na co zachichotałem.
-Ja równie mam taką nadzieje, było naprawdę miło. –odparłem spokojnie również oplatając go rękoma. Po chwili odsunął się, a uśmiech nie schodził z jego twarzy nawet na moment. Miałem ochotę pocałować go, tak bardzo tego chciałem. Wariowałem próbując nie wpatrywać się w jego usta, ale od zmysłów odszedłem dopiero, gdy jego twarz przechyliła się w moją stronę. Poczułem jego ciepły oddech na mojej skórze i wargi w kąciku moich ust. Było tak blisko, żebym wreszcie po tak długiej przerwie go pocałował, ale... wygląda na to, że nie śpieszy mu się i to mi wcale nie przeszkadza.
Rose nie musiała mnie później o nic pytać, ponieważ sam chodziłem za nią co chwilę powtarzając ‘Harry powiedział, Harry myśli, Harry zrobił, Harry zabrał mnie, Harry to, Harry tamto...’. Czułem jak odchodzi przez to od zmysłów, oczywiście w ten dobry sposób. Chichotała i żartowała na mój temat, czasami zakrywając mi usta i śmiejąc się, że zaraz mnie gardło rozboli, a Harry na pewno ma teraz nieznośną czkawkę. Więc przymykałem się na parę minut, aby później i tak znaleźć coś do powiedzenia o Harrym. W sumie było to błędne koło.
~
Leżąc wciąż z zamkniętymi oczami czułem, jak koło mnie ktoś wierci się i znajomy zapach uderzył w moje nozdrza z podwójną mocą. Uśmiechnąłem się i spojrzałem w tamtą stronę, aby mój wzrok napotkał te czekoladowe tęczówki.
-Powinniśmy wstawać. –jego głos był ochrypły i ciężki, mimo to przymknąłem oczy wsłuchując się w niego.- Niall, wstawać... Jest dziesiąta.
-Nie mam ochoty. Jest niedziela.
-Później idziemy do Liama. Nialler, proszę. –wymruczał a jego ręce oplotły mój pas wtulając jednocześnie głowę w moje włosy.
-Zrób mi śniadanko, proszę. –szepnąłem na co on zaśmiał się radośnie.
-Czy nie za dobrze ze mną masz? Co powiesz na płatki z mlekiem?
-Płatki z mlekiem... Zayni, jestem dorastającym mężczyzną, chcesz mnie nakarmić mlekiem i jakimiś chrupkami? –spytałem rozbawiony czując jak mój brzuch powoli skręca się z głodu.
-Zdrowe, nisko tłuszczowe śniadanko, idealne dla krasnoludka takiego jak ty.
Przytaknąłem więc z uśmiechem nie chcąc dalej drążyć tego tematu. Naprawdę dobrze układało mi się z Zaynem. Dogadywaliśmy się i byliśmy po prostu dobrymi kumplami... z większymi możliwościami i korzyściami. Zayn dbał o mnie i dobrze traktował. Inaczej niż robił do Harry gdy Lou był z nim jeszcze. Dopiero od Rose dowiedzieliśmy się dokładnie o co chodziło i szczerze, gdyby nie ja Zayn zapewne poszedłby do Harry’ego i rozwalił mu łeb. Nigdy bym nie pomyślał, że z tego miłego gościa okaże się taki kutas. Zayn był wściekły słysząc od Rose co się tam działo. Siedział na fotelu zaciskając pięści i widziałem, jak powstrzymywał się od wybuchu. Odwiedzaliśmy później Lou parę razy i próbowaliśmy zabierać go do klubów albo na mecze, ale zazwyczaj zlewał nas i mówił, że nie ma nastroju. Nie dziwiło mnie to, bo ja również na nic nie miałem ochoty po tym jak miałem spięcia z Zaynem i ten wyrzucił mnie z domu. Rozumiałem go więc. Liam również się nie narzucał i gdy chcieliśmy czegoś więcej mogliśmy liczyć jedynie na Rose. To od niej też dowiedzieliśmy się o tym, że na nowo się spotykają. Zayn nie wierzył, że Lou jest taki głupi, ale ja rozumiałem go naprawdę dobrze. Kochał Harry’ego. Mnie również Zayn zawiódł a jednak nie przestałem go kochać. Zapewne po całym cyrku, który mi odstawił powinienem kopnąć go w dupę, ale... Tak się po prostu nie da. Więc w gruncie rzeczy cieszyło mnie, że Lou ma kolejną szansę na bycie szczęśliwym. Ponieważ przy Harrym był naprawdę szczęśliwy i byłby szczerze zaskoczony gdyby ktoś dawał mu tak wiele radości i miłości, co Harry. Nikt by go nie zastąpił.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Zayna, dochodzący z innego pomieszczenia. Był dość donośny i chyba trochę poddenerwowany, więc czym prędzej zsunąłem z siebie ciepłą kołdrę i wstałem z łóżka, aby powoli udać się do kuchni. Na stole czekała na mnie miska z mlekiem i płatkami, a obok talerz z dwoma kawałkami tostów z dżemem. W momencie, w którym usiadłem, naprzeciwko mnie postawiony został również kubek z parującą herbatą, a zaraz za nim ujrzałem siadającego po drugiej stronie stołu Mulata. Uśmiechał się lekko odrywając zębami kawałek swojego tosta.
-Liam wysłał mi sms’a. Podobno Danielle źle się poczuła i pojedzie później dowieść jej jakieś leki, więc mamy poczekać na niego w jego mieszkaniu.
-Danielle zachorowała? Biedaczka, akurat kiedy jej siostra wyjechała...
Zayn przytaknął i dalej posiłek zjedliśmy w ciszy. Coś koło dwóch godzin później Zayn musiał wybrać się do sklepu, a ja nie chcąc zostać samemu w domu, wyruszyłem razem z nim. Szliśmy powoli, spacerkiem, a Zayn ściskał lekko moją dłoń nie zważając nawet na resztę świata. Wcale nie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami obcych. To było dla mnie naprawdę ważne, bo sam nie wiem czy byłbym na tyle odważny. Ale on nigdy od kiedy zaczęliśmy być ze sobą nie wstydził się mnie. Jedynie jeżdżąc do naszych rodziców musieliśmy zgrywać przyjaciół i karcić się czasami w myślach przed zrobieniem czegoś.
-Zayn... Powinniśmy odwiedzić Louis’ego. –szepnąłem niepewnie.
-Nie mam zamiaru go odwiedzać, rozmawialiśmy już o tym. Jest kompletnym debilem dając temu skurwielowi szansę. Nie zamierzam później go pocieszać.
-Przesadzasz. Więc ja też byłem debilem dając ci szansę po tym, jak totalnie mnie wychujałeś? –spytałem sarkastycznie, a on zaklął pod nosem.
-To inna sytuacja. Ja nie traktowałem cię jak gówno.
-Wyrzuciłeś mnie z domu. –przypomniałem mu.- A później udawałeś, że nie znasz. Twoim zdaniem to było zupełnie fair?
-Nie powiedziałem, że tak myślę. Ale... Kurczę, Niall, co z tobą?! Bronisz tego padalca. Może chciałbyś, żebym posuwał innych na boku i traktował cię jak służącego? Wiesz, może mi jeszcze powiesz, że nie miałbyś nic przeciwko?
-Ugh, to nie tak. Po prostu... Każdy zasługuje na drugą szansę. Harry się stara z tego co widać. Może naprawdę się zmienił.
-Może. –szepnął gdy minęliśmy próg sklepu.- Musimy dokupić chleb i pomidory. Masz ochotę na coś jeszcze, Nialler? Może, no nie wiem... Hej, patrz, to to co reklamowali. Zalewasz i masz spaghetti... Spróbujemy?
-To 100% chemii. Najadłbyś się pomarańczy, albo czegoś takiego, zamiast faszerować się czymś takim...
-Okey, okey, mamo. Ale poważnie, to wygląda dobrze. Chociaż posmakujmy. Jeden taki kubełek, sam będziesz mi wyjadał. Zawsze tak robisz.
Śmiejąc się cicho wrzuciłem do koszyka kartonowy kubeczek i ruszyliśmy do następnej alejki. Nawet nie zauważyłem jak nadszedł wieczór, a ja siedziałem z Zaynem i Liamem na kanapie oglądając mecz i popijając piwo. Co jakiś czas Liam dopytywał przez telefon Danielle czy czuje się lepiej, w końcu jednak nakazał jej położyć się spać i dalej oglądaliśmy w spokoju. Choć brakowało mi tu Louis’ego i Harry’ego. Zgrywaliśmy się w piątkę. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc po dość długiej przerwie, jest 20 rozdział. Przepraszam, ale miałam ferie w trakcie których byłam wreszcie w Polsce i wolałam spędzić te ponad dwa tygodnie na innych rzeczach niż pisanie, nie gryźcie :D 
Poza tym wydaje mi się, że pojawią się jeszcze około 3 rozdziały i/plus epilog. Choć istnieje możliwość, że jednak to przedłużę. Ale niczego nie mówię na pewno. 
Soł, dziękuje za uwagę i polecam się na przyszłość :) Charakter Ask
~Love u.!