! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

niedziela, 16 grudnia 2012

Amare 17


Powoli zwlokłem się z łóżka. Harry spał jeszcze cicho pochrapując. Co jest ze mną nie tak, że wciąż uważam go za najsłodszą postać na świecie. Gdy leżał zupełnie bezbronny, z włosami rozsypanymi na białej poduszce i lekko rozchylonymi ustami. Jego policzki były zarumienione, a klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Nachyliłem się powoli i delikatnie musnąłem wargami jego policzek. Na tyle lekko, by nic nie poczuł. Może gdzieś tam jest jeszcze mój Hazza... 
-Looooou. Złaź ze mnie. -wychrypiał wciąż się nie ruszając. Przez moment serce stanęło mi w miejscu. Wyczynem było, że na mnie nie nawrzeszczał, a nawet nazwał 'Lou'. Szepnąłem ciche 'przepraszam' i wyszedłem z sypialni widząc jak powoli przytomnieje. Usłyszałem cichy dźwięk dochodzący z salonu i szybko się tam udałem. Na wyświetlaczu mojego telefonu szybko mrugała nazwa kontaktu- 'Rose'. Odebrałem i słysząc jak Harry wychodzi z sypialni przyciszyłem głos. 
-Słucham?
-Hej, LouLou. Co powiesz- ty, ja, kawiarnia w centrum, 15.00? 
-Ugh... Nie zbyt mi pasuje... 
-To może wpadniesz do mnie?
-Wiesz, może innym razem.
-Ok, to ja przyjdę do was. 
-Ale ja dziś... -przerwałem słysząc pikanie oznaczające zakończone połączenie. Ona nigdy nie wiedziała kiedy. Mogła chociaż poczekać i wpaść na chwilę wieczorem, gdy Harry'ego nie będzie. Albo przyjść w środku tygodnia, gdy Harry będzie w szkole. Nie musiała oglądać 'nas'... Nie chciałem by to widziała. 
~
Harry'emu nie spodobało się, że Rose nas odwiedzi. Przez moment chciał nawet wyjść, ale definitywnie chyba poniżanie mnie przy innych było ciekawsze. Nie podobało mi się to, ale nie mogłem przecież wyrzucić go z domu. Gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi doczłapałem się tam powoli i wpuściłem malutką dziewczynę, stojącą w progu z wielkim uśmiechem. Uwiesiła się na mnie, krzycząc głośno moje imię. Miała dziś wyjątkowo dobry humor, ale zapewne po konwersacji z Harrym on się zmieni. Rose podreptała do kuchni i posłała Harry’emu promienny uśmiech, którego on nawet nie raczył odwzajemnić.
-LouLou, zrobisz mi kawy? Ostatnio mamy niezły zapierdol z nauką, mówię ci, masakra. Ten tydzień trochę nam odpuścili, więc udało mi się wreszcie do ciebie wyrwać. Dawno was nie widziałam, gołąbeczki.
Harry zaśmiał się pod nosem, a ja nie byłem pewny czy to ironiczny śmiech, czy prawdziwy. Jedynie podszedłem do kuchenki i wstawiłem wodę na gaz. Na razie wszystko szło dobrze i przeszło mi przez myśl, że może Harry będzie dość miły na czas wizyty Rose. Jakże mylne było to stwierdzenie...
W trakcie rozmowy Harry dopiekał mi przy każdej możliwej okazji, uświadamiając mnie, jak bardzo tępy i beznadziejny jestem. W końcu nie wytrzymałem i wstając z miejsca zmierzyłem go wzrokiem.
-Ja przynajmniej nie muszę się dowartościowywać pieprząc jakieś dziwki w klubowych kiblach. Czujesz się przez to bardzie męski, czy jak? –spytałem wściekły. Oczy Style’a rozszerzyły się ze zdziwienia i wstał, aby zrównać się ze mną.
-Na pewno bardziej męski niż ty, siedzący tu jak pod miotłą, cioto. Chyba nie wyczułem momentu, w którym cię ktoś wykastrował.
-Oh, wolę już być jebaną kurą domową niż puszczalskim skurwysynem! Przynajmniej mam dość poczucia własnej wartości, ale ty chyba chuja na śmietniku znalazłeś!
-Stul pysk! Teraz nagle wielki pan Tomlinson stał się taki odważny?! Bo co, bo Rose? Proszę cię, schowaj te swoje popisy, ile ty masz lat?!
-A ty?! Ile masz lat?! Na pewno to odpowiedni wiek na szlajanie się! Gdyby nie ja, leżałbyś pod mostem śmierdząc na kilometr, albo puszczał się za kase! Wiesz, nawet dziwki są lepsze niż ty, bo chociaż jakieś korzyści z tego są!
-Grzecznie ci kurwa radzę, Louis, zamknij mordę, bo nie wytrzymam! Nikt ci kurwa nie kazał, sam zaproponowałeś, żebym u ciebie mieszkał! Więc teraz co, będziesz mi jakieś wyrzuty robił?! Mam w dupie ciebie i to co o mnie myślisz!
-Ha, jeszcze czego, za dobrze by ci było. –odparłem wreszcie sarkastycznie, a następie podskoczyłem słysząc głośny dźwięk tłuczonego szkła koło mojej głowy. Spojrzałem sparaliżowany na Harry’ego, który właśnie rzucił szklanką w szafkę za mną i nie byłem w stanie nawet mrugnąć. Po chwili już nie było go w pomieszczeniu, a po nim został tylko echo trzasku drzwi. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem, z tego co on powiedział. Szczerze żałowałem, że wybuchłem, ale to wszystko gromadziło się we mnie od dłuższego czasu.Szkoda tylko, że Rose musiała być świadkiem tego wszystkiego. Opadłem na krzesło i schowałem ręce w dłoniach, podpierając łokcie na stole. Poczułem jak czyjaś delikatna dłoń jeździ po moich plecach, więc szybko otarłem łzy i spojrzałem na Rose, która uśmiechała się pocieszająco.
-Nie martw się. Takie rzeczy się zdarzają w związkach.
-Takie rzeczy u niego są na porządku dziennym. –szepnąłem cicho.
-Widzę, że nie jest za dobrze Lou... Po co to jeszcze ciągniesz, skoro on cię tak traktuje? –spytała, a ja zamarłem. Mam go zostawić? Nie. Nie, nie, nie.
-Bo go kocham, Rose. Bo może pewnego dnia to się skończy. On jest młody, może musi się wyszaleć, może potrzebuje czasu... Dorośnie, dojrzeje... Będzie dobrze. –chyba bardziej chciałem to wmówić sobie, niż jej. On się nie zmieni.
-Daj spokój. Sam siebie okłamujesz. Na twoim miejscu każdy normalny kopnąłby go w dupę. Utrzymujesz go, dajesz mu dach nad głową i co masz w zamian?
-A tam od razu utrzymujesz... Jego mama przysyła pieniądze.
-To nie daje mu prawda do traktowania cię jak śmiecia. Miej swoją godność Louis. Miłość miłością, ale wszystko ma swoje granice.
Pokręciłem jedynie przecząco głową. Nie miałem sił się z nią pokłócić, bo szczerze wiedziałem, że ma rację. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy, a następnie Rose wstała i poszła po swój płaszcz.
-Wracam do domu, Louis. Gdybyś kiedyś postanowił się od niego uwolnić, u mnie masz drzwi otwarte. Harry to skurwiel, nie zdziwię się, jeśli cały ‘słodziutki, idealny Hazzuś’ był tylko grą, żeby cię w sobie rozkochać. Tak naprawdę to dupek. Nie zasłużył na ciebie, ani na to wszystko co mu dajesz. Jesteś za dobry, LouLou.
-Wiem, wiem... –szepnąłem i zaśmiałem się lekko.
Wyszedłem równo z nią i postanowiłem odprowadzić ją do domu. Nie chciałem siedzieć sam i rozmyślać nad kłótnią z Harrym. To nie miało sensu, a idealnym powodem do ucieczki było odprowadzenie jej.
W jakiś dziwny sposób znalazłem się u niej w domu i siedziałem tam do wieczora rozmawiając o głupotach. Jeśli jej celem było poprawienie mi humoru, chyba się jej udało. Z uśmiechem na twarzy dotarłem do domu zupełnie nie myśląc o Harrym. Dopiero gdy zauważyłem, że drzwi są otwarte i dotarło do mnie, że już wrócił, świat przestał być taki kolorowy. Zsunąłem buty i kurtkę, po czym udałem się do salonu, jednak nie było go tam. Kuchnia również była pusta, więc powoli i niepewnie wszedłem do naszej sypialni. Dlaczego byłem tak głupi, żeby tam iść? Nie mogłem posiedzieć dłużej u Rose? Widok, który zastałem sprawił, że moje serce stanęło. Harry. Mój Harry i jakiś chłopak. Chłopak! Harry nie miał w zwyczaju zdradzać mnie z chłopakami! Dlatego pewnie żyłem w przekonaniu, że może ja jestem tym jedynym. Ale teraz on tam był z jakimś obcym kolesiem, nadzy, w NASZYM łóżku. Naszym, do kurwy nędzy! To jest nasze łóżko, tylko my możemy się tam kochać! Dlaczego, jak on śmiał przyprowadzić go to nas? Do naszego łóżka! Pieprzyć go w pościeli, w której później miałbym spać! Zrobiło mi się niedobrze, a w oczach natychmiast pojawiły się hektolitry łez. Byłem dla niego takim gównem, żeby pod mój dach przychodzić z jakimś pierdolonym fagasem, żeby go posuwać w naszym łóżku, w naszej pościeli? Trzasnąłem mocno drzwiami i wybiegłem z domu nawet nie zważając na to, że Harry zauważył moją obecność. Pewnie i tak miał to gdzieś, co go obchodzą moje uczucia?
Biegłem jak w amoku, nie zwracając uwagi na nic. Pierdolony Harry, pierdolony sklep, pierdolone wyjazdy, pierdolona miłość. Po chuj ktoś to wymyślał?! Po chuj Harry był za mną, skoro to miało się tak skończyć?!
Obudziłem się w ramionach Rose, która gładziła ręką moje włosy i szeptała, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo działbym jej wierzyć. Ale nic nie będzie dobrze. To już koniec. Jak mam dalej trwać w tym bagnie? Może jeszcze mam mu udostępnić naszą sypialnie, a samemu się przenieść do pokoju gościnnego, albo na kanapę?
-Hej, Louis, teraz jest ci ciężko, ale potem będzie coraz łatwiej. Zapomnisz o nim, znajdziesz sobie kogoś normalnego, miłego. Kogoś kto będzie o ciebie dbał i Harry będzie jeszcze żałował, że pozwolił ci odejść. Mówię ci, będzie dobrze.
-Nie będzie. Nie chce nikogo nowego, normalnego, miłego. Chce Harry’ego. Chce mojego małego Harry’ego, który rumieni się, gdy jestem zbyt blisko... Który nieudolnie próbuje gotować, żeby zrobić mi przyjemność, nawet jeśli to się kończy katastrofami kulinarnymi. Chce mojego Harry’ego, który leży wtulony we mnie śmiejąc się, a ja mogę bawić się jego loczkami, żeby on mruczał cicho. Chce tylko jego. Kocham tego gówniarza, nie chce innego.
-Teraz tak mówisz. Ale zobaczysz, będzie dobrze. Potrzebujesz czasu.
Chciałem wierzyć, że potrzebuje czasu. Chciałem wierzyć, że kiedyś przestanę go kochać i zakocham się na nowo. Że ten ktoś będzie dobry, że będzie o mnie dbał i nigdy nie potraktuje mnie jak Harry.  
__________________________________
Tak więc... Wiem, jest krótki. Ale jak to powiedziała Giovi 'Krótki, ale treściwy'. Przepraszam, naprawdę ciężko było mi to napisać i nie byłam w stanie już bardziej tego przedłużyć... 

niedziela, 9 grudnia 2012

Amare 16

Usłyszałem trzask drzwi i automatycznie lekko się spiąłem. Jedyna myśl, która chodziła mi po głowie to 'znowu się zaczyna'. Jego zimne, silne ręce oplotły mnie w pasie i energicznie pociągnęły trochę w tył. Nasze ciała zderzyły się, a on zanurzył nos w zagłębieniu mojej szyi. Pachniał alkoholem. Zawsze nienawidziłem, gdy pił. Zawsze powtarzałem mu, że ma przestać, ale on ignorował mnie coraz bardziej. Teraz miał mnie już za nic i nawet gdybym wykrzyczał mu w twarz, jak bardzo się go brzydzę, spotkało by się to z falą śmiechu, ociekającego sarkazmem i kolejnym atakiem jego obojętności. Zapewne tego wieczora nikogo nie upolował i zamierza odkuć to sobie na mnie. Znam ten schemat aż do granic możliwości. Każdy jego ruch, każde słowo. To jest jak płyta odtwarza w kółko. I jego gorący oddech, otulający moje ucho. Dlaczego nienawidzę tego, za co kiedyś oddałbym wszystko? Jak bardzo rutyna niszczy związek? W którym momencie 'nas' zgubiliśmy szczęście?
-Harry. Źle się dziś czuje. -wyszeptałem. Bałem się jego reakcji, jednak teraz bardziej niż kiedykolwiek nie chciałem jego dotyku. 
-Ty zawsze się źle czujesz. -odparł beznamiętnie. Czy w jego głosie choć na moment mogłaby zagościć miłość lub troska? Nie słyszałem nic takie od tak dawna... 
-Proszę, nie dziś.
Odepchnął mnie lekko od siebie, ale moje kruche ciałko niewiele potrzebowało. Uderzyłem delikatnie o kuchenną szafkę i wystający blat. W porównaniu z nim byłem jak lalka z porcelany. Obaj wiedzieliśmy, że nawet odrobina jego siły byłaby w stanie wyrządzić mi krzywdę. Dlatego za każdym razem bałem się, gdy był zły. Ale on jeszcze nigdy nie podniósł na mnie ręki. Może dlatego łudziłem się, że gdzieś tam, na dnie jego serca, istnieje jeszcze jakieś uczucie względem mnie. Ale nadzieja matką głupich. Czułem, że ta wielka miłość już dawno od nas uciekła. Spojrzałem na niego i zdałem sobie sprawę, jak bardzo zmienił się przez ostatnie miesiące. Z tego małego, roześmianego dzieciaka nie pozostało nic. Przede mną stał o głowę wyższy mężczyzna. Dobrze zbudowany, z kamienną twarzą i aroganckim spojrzeniem. Chyba tylko jego loki pozostały w tym uroczym nieładzie. Czemu się tak zmienił? Zrobiłem coś źle? Może to moja wina... Może to ja zrobiłem z niego skurwysyna. 
-Przepraszam. -szepnąłem. 
W tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewałem. Jakby ktoś zatrzymał tą starą, startą płytę i zastąpił ją inną, choć niewiele lepszą. Po prostu zmierzył mnie od stóp aż po czubek głowy i z grymasem na twarzy wyszedł z kuchni. Gdzieś trzasnęły drzwi, zapewne udał się do sypialni. Naprawdę nie zamierza nic robić? Zwykł nie dawać za wygraną. Lubi postawić na swoim. Odsapnąłem. Ta noc będzie spokojna. Dzięki Bogu. Nie zniósł bym tego wszystkiego po raz kolejny. Sufit naszej sypialni, ani ściany, nie były już w stanie odwrócić moje uwagi od tego co robił z moim ciałem, mimo mojego szczerego braku chęci, o którym wiedział. 
Rano obudził mnie dźwięk skrzypiącej podłogi. Spojrzałem zaspany w stronę okna. Właśnie do obrzydzenia znałem uczucie znudzonych sobą małżonków, po dwudziestu wspólnie spędzonych lata. A przecież nie mieliśmy nawet jednej rocznicy. Co jest z nami nie tak? Dlaczego po prostu nie mogliśmy być szczęśliwi? Nie zasłużyliśmy na głupie 'i żyli długo i szczęśliwie'? Zwlokłem się z łóżka i doczłapałem do kuchni. Harry zaparzał kawę. 
-Zrobisz też dla mnie? -spytałem cicho, ale on zachował się jakby tego nie słyszał. Cóż, czy nie powinienem się już przyzwyczaić? Może. Ale to wciąż bolało, gdy traktował mnie jak piąte koło u wozu. Zapewne lepiej by mu było, gdyby mnie nie było. Skoro tak, czemu wciąż to ciągnie? Ach, tak. Tak jest mu wygodnie. Ma gdzie mieszkać i kogo posuwać, gdy nikt inny nie jest chętny. Stanąłem obok niego z zamiarem zrobienia sobie herbaty, gdy chłopak odwrócił się i jego ręka z pustym talerzem uderzyła o mnie. Głośny dźwięk tłuczonego szkła. Odruchowo podskoczyłem i spojrzałem na niego. Znów wściekły. Ostatnio sam mój widok nie był dla niego miły, a co dopiero gdy stawałem mu na drodze. 
-Boże, Louis, do cholery jasnej! Czy naprawdę jesteś tak tępy, czy tylko udajesz? Fajtłapa, jebana. - wrzasnął, na koniec klnąc cicho pod nosem.- Zbieraj to teraz!
Zadrżałem. Nie lubiłem jego podniesionego głosu. Nie lubiłem tonu, którego używał, gdy się do mnie zwracał. Zupełnie jakbym był śmieciem, który nigdy nie będzie miał dla niego większego znaczenia. Jakby całe moje życie było błędem, a on musiał przez ten błąd cierpieć. Co takiego mu zrobiłem? 
Schyliłem się powoli i zacząłem zbierać kawałki szkła. Arogancko kopną w moją stronę jedną z części resztek talerza. Musiał mnie poniżać przy każdej możliwej okazji. Nie odpuścił by sobie takiej zabawy. Poczułem jak palec zaczyna mnie lekko szczypać, ale szczerze to nie miało znaczenia. Mógłbym przez przypadek uciąć sobie całą rękę, ale on tylko wyśmiałby mnie i stwierdził, że do niczego się nie nadaje. Wrzuciłem wszystko do kosza na śmieci i zacząłem szukać w szafce plastrów. Czułem na sobie jego wzrok, a po chwili stał koło mnie. Jego ręka zagłębiła się w szafce i po chwili wyciągnął pudełko z plastrami. 
-Dzięki. 
-Nie umiesz nawet posprzątać, żeby sobie nic nie zrobić, kretynie? -odparł lekko poirytowany.
Nie odpowiedziałem, jedynie wziąłem od niego pudełko. 
-Zrób śniadanie -oznajmił, gdy skończyłem opatrywać palec.
-Dupek. -szepnąłem, ale on stał koło mnie, więc słyszał aż za dobrze. Spojrzałem na niego i już chciałem zmrużyć oczy i odsunąć twarz. Wyglądał jakby zaraz chciał mi przywalić, jednak z całych sił się powstrzymywał. Z nerwów jego szczęka zaczęła lekko chodzić, a oczy wpatrywały we mnie, jakby próbował mnie zabić wzrokiem. 
-Masz coś jeszcze do powiedzenia, cioto? -odparł akcentując każde słowo. Jego głos ociekał nienawiścią i ironią. Pokręciłem głową na boki i speszony podszedłem do lodówki. Nie miałem tu zbyt wiele do powiedzenia. On po prostu mówił 'zrób śniadanie', a ja nie chciałem znów kłótni. On tylko czekał, żeby noga mi się poślizgnęła dając mu powody, aby się na mnie wyżyć. Nie miałem już sił tego słuchać. Chciałbym, żeby choć raz w tygodniu usiadł ze mną na kanapie, oglądając jakiś serial. Żebym mógł się do niego wtedy przytulić, a on szepnąłby ciche 'kocham cię'. Nic więcej. Chociaż raz na jakiś czas. Mój telefon, ładujący się teraz w kuchni, zaczął wibrować. Podszedłem do niego powoli i odebrałem. Przez chwilę rozbrzmiewał w słuchawce cichy śmiech, a później lekkie posapywanie.
-Hej, Lou. Razem z Zaynem i Liamem idziemy dziś wieczorem do bary. Może się przyłączysz? Dawno się nie spotykaliśmy, niedługo zapomnimy jak wyglądasz.
Ja. Tylko ja, nawet nie wspomnieli o Harrym. Oni wiedzą jak się zmienił. Wiedzą, że nam się nie układa. Na szczęście nie wiedzą jak Harry mnie traktuje. Nie wiedzą i nie dowiedzą się. Spojrzałem na Stylesa. Jego wzrok wręcz krzyczał, że mam odmówić. Czyżby planował coś na dzisiejszy wieczór, czy po prostu nie chce bym i ja dobrze się bawił? To nie ma i tak znaczenia.
-Nie, wiesz, Niall. Nie czuje się najlepiej. Może innym razem.
-Och. Naprawdę wolisz siedzieć z tym skurwysynem? Lou, widzimy co się dzieje. Nawet ktoś taki jak ty musi mieć go już dość.
-Nialler... Jest dobrze. Z resztą, nieważne. Jeśli to wszystko, to wrócę do robienia śniadania. 
Odburknął coś i rozłączył się. Od jakiegoś czasu nie przepadali za Harrym. A ja starałem się uciekać do nich kiedy tylko Harry'ego nie było, ale... To tylko wyprowadzało go z równowagi. Nie chciałem denerwować go jeszcze bardziej. Zayn i Niall byli idealni. Nie kłócili się, nie sprzeczali. Kochali się ponad wszystko i byli najpiękniejszą parą jaką widziałem. Jeszcze nigdy przy nikim Zayn nie zmieniał się do tego stopnia. Wciąż był pewny siebie i arogancki, ale gdy w pobliżu pojawiał się ten mały blondynek nagle był najromantyczniejszą osobą, jaką znałem i obchodził się z tym Irlandczykiem jak z dzieckiem. Jakby był jego księciem, jego oczkiem w głowie. Tak bardzo im tego zazdrościłem... Robiłem dla Harry'ego wszystko, spełniałem każdą zachciankę. Ale z dnia na dzień i tak było coraz gorzej. Teraz w ogóle go nie poznawałem. Zacisnąłem mocno pięści czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie mam sił już płakać. Nie mam sił pokazywać mu swoich słabości. Nie mam sił znów słuchać jak bardzo żałosny jestem. Bo wciąż kocham tego dupka. Bo wciąż będę zaciskał oczy i udawał, że nic się nie dzieje, byle tylko był obok. Bo może pewnego dnia przejrzy na oczy i powie choć krótkie 'kocham cię'. Nic więcej. To uszczęśliwiłoby mnie na następne pół roku. 
~
Skacząc z kanału na kanał usłyszałem trzaskanie drzwi. Nienawidzę tego, a on dobrze o tym wie. Mówiłem mu już tyle razy, 'zamykaj je spokojnie'. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę sypialni. Nie chciałem znów widzieć go w takim stanie. Ważne, że wrócił i to o własnych siłach. Sam. Jeszcze brakowałoby tego, aby był tak bezczelny i przyprowadzał tu swoje dziwki. Chciałem udać się do sypialni, ale zatrzymał mnie mocno chwytając mój nadgarstek i ciągnąć w swoją stronę. Nie zdążyłem nic zrobić, ani zauważyć, bo on natychmiast wpił się w moje usta. Śmierdział alkoholem i perfumami. Damskimi. Mimo to wtulając się w jego ramiona i czując jak jego wargi masują natarczywie moje, odpłynąłem. Usilnie próbowałem się doszukać w tym pocałunku odrobiny uczuć. Z czasem nie wiedziałem już czy naprawdę on coś czuje, czy to tylko ja to sobie wmawiam. Mimo to wspiąłem się na palcach i pogłębiłem pocałunek, wplątując palce w jego bujne loki. Powoli, jak w amoku dotarliśmy do sypialni. Wiedziałem, że chodzi mu tylko o to, ale tym razem obrał dobrą drogę. Z jego dłońmi jeżdżącymi pod bluzką po moich plechach, i pełnymi wargami namiętnie masującymi moje, nie mogłem powiedzieć 'nie'. Nawet gdy tego nie chciałem. Energicznie rzucił mnie na łóżko, które lekko pode mną zaskrzypiało. Jego usta wędrowały po mojej szyi, a ja mruczałem cicho uświadamiając sobie jak to będzie wyglądać za chwilę, lub jutro rano. 
-Harry... Przestań. 
-Znowu zaczynasz. -zawarczał wściekle, mocnym ruchem ściągając ze mnie koszulkę, by po chwili zrobić to samo ze sobą. 
-Po prostu nie chcę.
-Lou, przestań narzekać, bo w końcu i tak wyginasz się pode mną z zachwytu. Więc nie wiem po co te pierdolone gierki i 'nie mam ochoty'. -odparł sarkastycznie. Moje spodnie opadły na podłogę. Chciał mnie pocałować, ale odwróciłem głowę i odepchnąłem go lekko, kładąc ręce na jego klatce piersiowej. nie spodobało mu się to. Wstał. Myślałem, że wyjdzie rzucając we mnie wyzwiskami, ale on jedynie rozebrał się i zsunął ze mnie ostatnią część bokserek. Jego dłonie mocno złapały moje biodra. Palce wbijały się trochę za mocno, może jutro będę miał siniaki. Zacisnąłem powieki, gdy bez oporów rozłożył moje nogi i lekko uniósł mnie ku górze. Nie spodziewałem się specjalnych czułości, ale gdy wszedł we mnie energicznie, to odruchowo wygiąłem plecy w łuk, wypuszczając w ust cichy krzyk. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy, które powoli spłynęły na błękitną pościel. Poruszał się szybko, a nasze biodra uderzały o siebie z całych sił. Nie mogąc już bardziej zacisnąć dłoni na pościeli, przechyliłem głowę w bok, po raz tysięczny studiując naszą ścianę. Jest bardzo ciekawa, gdy śmierdzący piwem Harry zasysa skórę mojej szyi, zapewne chcąc mnie naznaczyć, aby każdy wiedział, że należę tylko do niego. Czuję jak jego ręka szarpie mocno moje włosy i po prostu muszę na niego spojrzeć. Ale nasze oczy nie zdążyły nawet skierować się w swoją stronę, bo automatycznie je przymknąłem czując, jak znów zaczyna mnie namiętnie całować. Jego język dokładnie studiuję moją jamę ustną, choć za nią już na pamięć. Już nawet nie staram się walczyć z nim o dominację. Jest większy i silniejszy, a ja po prostu leżę pod nim poddając się każdej jego zachciance. Nie ma ich wiele. Większość erotycznych fantazji realizuje ze swoimi dziwkami, które notorycznie posuwa w dyskotekowych kiblach. Już się z tym nawet nie kryje. Już nawet nie zaprzecza, gdy to mówię. Po prostu śmieje się, pokazując mi, że ma mnie za nic. 
-Ugh... Louis... Boże... Kurwa! Przyłożyłbyś... się trochę. -sapie przyśpieszając swoje ruchy. Jego palce jeszcze bardziej zaciskają się na moich biodrach. Obchodzi go w ogóle to jak się przykładam? Zwraca w ogóle uwagę na to, że nie jestem nadmuchaną lalką? Szok.
-Od tego masz... -staram się mówić normalnie, jakbym nawet nie zwracał uwagi na to, że właśnie mnie posuwa, ale mimowolnie jęczę, gdy celowo uderza w moją prostatę. Nie chcę dawać mu tej satysfakcji, ale nie mam innego wyjścia. Po chwili dopiero dokańczam- Te twoje dziwki.
Odsapuje tylko i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Przynajmniej w takim momencie mógłby chociaż udawać, że mu troszeczkę zależy. Ale po co... Po co się starać, prawda Harry? I tak głupi, mały, nic nie warty Lou ci ulegnie i nie powie nawet słowa. 
Czuje jak coś ciepłego wylewa się na moje pośladki i drżę lekko. Dlaczego to jasnej cholery, on wciąż tak na mnie działa? Po chwili opada obok mnie cicho posapując ze zmęczenia. Nie mam sił na nic. Nawet nie chcę go teraz widzieć, więc jedynie odwracam się na bok i zakrywając się dokładnie kołdrą, myślę jak bardzo żałosny jestem w tym momencie. Pozwoliłem się osiodłać, co więcej... Pozwoliłem zrobić z siebie jego własną dziwkę. Dlaczego nie jestem w stanie nic z tym zrobić? Upadłem tak nisko, że pozwolę traktować się jak śmiecia, żeby tylko był obok?
___________________________________
Ok. Tym razem szybko poszło. Oby tak dalej.
Ach właśnie. Malutkimi kroczkami zbliżamy się do końca Amare (ale uwierzcie, są to naprawdę malutkie kroczki), więc powoli zaczynam się zastanawiać nad tym co zacznę pisać po Amare. Dobra, ok, bądźmy szczerzy, wiem już co będę pisać, po co owijam w bawełnę. Pomysł nie ma jeszcze tytułu i jest dopiero szkicem, ale jest. Dlatego nie zdziwcie się, gdy pod następnym rozdziałem pojawi się link do nowego bloga, choć zapewne jeśli już, to będzie to tylko zapowiedź. (nie zamierzam pakować się w 3 opowiadania na raz). Ach i takie pytanko. Możecie uznać to za kolejną Modę na sukces, jednak postaram się by to tak nie wyglądało. Jednak do rzeczy. Paringi w tym opowiadaniu to- Larry, chwilowy Ziall oraz Ziam i Nosh. Dodatkowo będzie niespodzianka w postaci Gathana. Mam jednak do was pytanie... Co powiecie na paring Eleanor z Perrie? (Wraz z kochaną Giovi doszłyśmy do wniosku, że będzie to Elerrie) O tam, u góry, z boku pojawi się sonda. Będę bardzo wdzięczna jeśli wyrazicie swoje zdanie i zagłosujecie. Mi osobiście ten paring przypadł do gustu, mam nadzieje, że wy też nie będziecie sceptycznie nastawieni. Jeśli nawet nie jesteście za, to wystarczy to powiedzieć, a ja postaram się, by nie było go za dużo - lub na odwrót.
+ przypominam tak tylko o możliwości zadawania pytań postaciom- tutaj.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Amare 15

Przekręciłem się na bok i poczułem jak coś krępuje moje ruchy. W pewnym momencie przestraszyłem się, ale do moich nozdrzy doleciał dość mocny, intensywny zapach, który znałem. Uchyliłem lekko jedno oko i zaparłem. Czy naprawdę właśnie leżałem w ramionach Zayna? Poważnie? Ale... Zerknąłem dla upewnienia pod kołdrę i tak, mieliśmy na sobie bieliznę, więc nie doszło do niczego więcej. Odsapnąłem z ulgą. Dopiero co się pogodziliśmy, nie mogłem dopuścić by znów to zepsuć. Nie chciałem znów być daleko od niego. Nie przeżyłbym to w momencie, gdy już było tak dobrze. Spojrzałem na wciąż śpiącego Mulata, który teraz pochrapywał cicho. To było naprawdę urocze i natychmiast przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Gdy tańczyliśmy na środku ulicy, jakby nigdy nic. I to był najwspanialszy taniec, lepszy od wszystkich poprzednich. Później jakby nigdy nic wróciliśmy do naszego byłego-wspólnego mieszkania, śmiejąc się i nie myśląc o niczym. Po prostu byliśmy szczęśliwi, bez względu na wszystko. Nie było żadnych podtekstów, zachowywaliśmy się po przyjacielsku. Może trochę bliżej, ale wciąż nie jak para, albo zakochani. Zarumieniłem się. Miło byłoby zachowywać się jak dwójka zakochanych nastolatków, tylko ja i Zayn, i cały świat daleko za nami. Odchrząknąłem, a on poruszył się obok mnie, trochę mocniej zaciskając swoje ręce wokół mnie. Spojrzałem na niego, a on powoli otworzył oczy i wyglądał na lekko zaskoczonego. Nie, on wyglądał na bardzo zaskoczonego, a moje serce stanęło. A jeśli znowu coś popsułem? Jeśli uwierzy, że znów się przespaliśmy, jeśli znów nie będzie chciał ze mną rozmawiać? W tym momencie chciałem stamtąd wybiec, uciec daleko. Żeby tylko on znów nie krzyczał, żeby nie wyzywał tak jak ostatnim razem. Nie chciałem znów słyszeć tej wiązanki w moim kierunku, która padła już raz z jego ust. Patrzył na mnie przez moment zszokowany, po czym po prostu zmrużył oczy i jego głowa znów opadła na poduszkę. Czekałem aż zacznie krzyczeć. Czekałem, aż zacznie mnie wyzywać, ale on po prostu leżał z zamkniętymi oczami, myśląc nie wiadomo o czym i nawet nie poluzował uścisku.
-Dzień dobry. -szepnąłem niepewnie, nie wiedząc czy aby na pewno powinienem się odzywać. 
-Która godzina? -spytał w odpowiedzi, jakby nigdy nic. Spojrzałem na zegarek.
-Dziewiąta. 
Mruknął i spojrzał na mnie znów. Przechodziły mnie ciarki, gdy jego czekoladowe oczy błądziły po niezakrytych częściach mojego ciała. Trochę jakby mnie mierzył, choć bardziej wyglądało to na zwyczajne sprawdzanie w jakim stanie jest moje ciało. Po chwili zerwał się z łóżka i powolnym krokiem zaczął zmierzać ku drzwiom. 
-Dokąd idziesz? -bałem się, zadając to pytanie. Nie chciałem się narzucać, ani nic... Ale bałem się, że jest zły. Nie chciałem tego.
-Zrobić śniadanie, chudzielcu. Masz pięć minut, a potem widzę cię w kuchni. -odparł najzwyczajniej w świecie i znikł za drzwiami. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Wreszcie się dogadaliśmy i nawet dostanę śniadanie. Może nie do łóżka, ale dostanę śniadanie. Wstałem czym prędzej i zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma tu już moich ciuchów. Wsunąłem na siebie spodnie i stałem tak na środku pokoju nie wiedząc co zrobić. Nie mogę tak po prostu wziąć jego koszulki, a moja jest naprawdę, naprawdę nieświeża. Wczoraj byłem tak zestresowany, że pociłem się jak nigdy. W samych spodniach udałem się do kuchni, gdzie Zayn zaparzał właśnie kawę. Usiadłem po cichu na moim starym miejscu i obserwowałem, jak Mulat podsuwa mi pod nos talerz zapełniony tostami. 
-Masz to zjeść, albo masz przejebane. Wszystko ma zniknąć. -oznajmił poważnym tonem i wyszedł z kuchni. Odsapnąłem ciężko, bo nigdy nie dam rady zjeść aż tyle. Kiedyś to nie byłby problem, ale teraz mój żołądek był przepełniony po dwóch tostach. Mimo to wciskałem w siebie kolejne, z czasem czując jak aż zaczyna mi się cofać. Byłem przepełniony i na sam widok jedzenia robiło mi się niedobrze. Ale Zayn wścieknie się, jeśli tego nie zjem. Dlatego wcisnąłem kolejny kawałek do ust i z trudem wszystko przełknąłem. Z obrzydzeniem obracałem ostatniego tosta w ręku, gdy coś zasłoniło mi widok, opadając na moją głowę. Chwyciłem kawałek materiału i spojrzałem pytająco na Zayna, który stał teraz koło mnie. 
-To coś ludzie nazywają bluzką. Masz ją założyć przez głowę, żeby nie było ci zimno. Każdy ziemianin tak robi. -oznajmił, a ja zaśmiałem się cicho, bo jego ton był zupełnie poważny. Po chwili przypomniałem sobie o kawałku jedzenia, który trzymałem w drugiej dłoni i znów spojrzałem na Mulata, tym razem ze skruchą.
-Już nie mogę. -wybełkotałem, a on jedynie zmierzył tosta i nawet nie zauważyłem kiedy, jego usta porwały go z mojej ręki. 
-Ubieraj się, zaraz wychodzimy. -poinformował mnie po chwili, gdy już zjadł resztkę mojego śniadania. Spojrzałem na niego pytająco.
-Dokąd?
-Do Liama.
-Po co?
-Po twoje rzeczy, maluszku. Nie możesz do końca życia chodzić w moich koszulkach i jednej parze spodni. -zaśmiał się i duszkiem wypił swoją kawę, która zdążyła właśnie wystygnąć. 
~
Liam zmierzył nas od stóp do głów i posłał nam lekko niezrozumiałe spojrzenie. Poinformowałem Niallera aby poszedł się spakować, a ja poczekam tu na niego. Blondyn zniknął gdzieś za drzwiami pokoju bruneta, a ja oparłem się powoli o stół koło którego stał Li.
-Jesteście razem? -wypalił posyłając mi rozbawiony uśmiech.
-Co? Nie, oczywiście, że nie, o czym ty w ogóle mówisz. Po prostu się pogodziliśmy. To tyle.
-Wparowaliście tu przed południem, uśmiechnięci od ucha do ucha, oblepieni, Nialler w twojej koszulce, ty szczęśliwszy niż kiedykolwiek, informując mnie, że Niall do ciebie wraca. Nie wiem czy wiesz, ale z daleko wyglądacie jak para.
-Pieprzysz głupoty, bo pewnie wciąż jesteś pijany, Li. Nie wiem co masz na myśli. Jesteśmy po prostu szczęśliwi, że znów między nami jest normalnie. A maluszek ma moją koszulkę, bo jego była brudna. To chyba zupełnie normalne, ty zrobiłbyś tak samo. I nie byliśmy oblepieni. Po prostu wygodnie mi było trzymać go... no... w pasie.
-Winny się tłumaczy, Zayn. Poza tym... Maluszek? -wybuchł śmiechem powtarzając moje słowa.
-Co jest w tym śmiesznego? Nazywałem go tak już wcześniej. Przestań wymyślać. 
-To ty wymyślasz. Ale niech ci będzie. Skoro tak uparcie bronisz się prze faktem, jak bardzo twój wzrok lubi spoczywać na jego tyłku. -zażartował, a ja lekko uderzyłem go w ramię.
-Nie patrzę mu na dupę, Payne! To jest... Prawdziwe. Głębokie. 
-Głębokie? -znów się zaśmiał, a ja oblałem się rumieńcem. Mały zboczeniec. 
-Tylko jedno ci w głowie, Payne! Miałem na myśli uczucie.
Przytaknął i uważnie się we mnie wpatrzył. Jego wzrok wiercił mi dziurę w brzuchu, a arogancki uśmiech sprawiał, że zabijałem go w myślach. 
-Co?! Zakochałeś się, że tak mnie obserwujesz?! -wybuchłem wreszcie. Naprawdę mnie już denerwował. Co on sobie w ogóle myśli?
-Nie. Po prostu cieszy mnie, że dojrzałeś. 
-Kutas z ciebie i tyle. 
Zapewne miał ochotę coś odpowiedzieć, ale w pomieszczeniu znalazł się uśmiechnięty Niall. Jeśli wyglądam tak samo głupio jak blondyn, to nie dziwi mnie w sumie reakcja Liama. Zabrałem od niego torbę upierając się, że dla niego jest zbyt ciężka. Była! Jego kruche ciałko uginało się pod jej ciężarem, a ja po prostu nie mogłem na to patrzeć. Li był w stanie jedynie posyłać mi stertę dwuznacznych uśmiechów, gdy zmierzaliśmy do drzwi. Nie byłem z Niall'em, to była prawda. Nie patrzyłem się mu nigdy na tyłek, to też prawda. Naprawdę Niall był dla mnie kimś specjalnym i nie umiem tego opisać. Nie umiałem myśleć o nim na tle seksualnym, nie umiałem jednak po prostu traktować go jak przyjaciela. Był jak mały aniołek, którego w jakiś sposób chciałem mieć zawsze obok, a z drugiej strony specjalnie nie dopuszczałem zbyt blisko, by przez przypadek nie połamać mu skrzydeł. Znam siebie. Wiem jak nisko mogę go pociągnąć za sobą. Na dnie nie ma dla niego miejsca, więc w pewien sposób wolę czasem robić kroczek w tył. Choć później i tak wiem, że nie będę w stanie nie zrobić dwóch kroków w przód, aby znów opleść go ramieniem i wdychać lekki zapach nieba. Trzask drzwi i uważnie wpatrujący się we mnie jego wzrok. Przekręciłem głowę w jego stronę i posłałem mu delikatny uśmiech. Nawet nie wiem kiedy moja ręka spoczęła na jego policzku, a moje usta delikatnie napierały na niego. Subtelny taniec, w którym złączyły się nasze języki sprawił, że mimowolnie zamruczałem. Dlaczego przy nim staję się taki bezbronny? Dlaczego jego delikatna osóbka działa na mnie jak paracetamol na ból głowy? Jego dłonie, wplecione w moje włosy, otumaniły mnie i sprawiły, że wszystkie zmysły szalały. Straciłem poczucie czasu, a nawet poczucie własnej wartości. Po prostu jego wargi delikatnie masowały moje, a język ocierał się o mój i w tej chwili to było jedyne co zaprzątało mój umysł. By każdy pocałunek był lepszy od poprzedniego. Bym mruczał głośniej ode mnie uświadamiając mnie w przekonaniu, że to co robię wychodzi mi. Odsunąłem się niechętnie czując, jak zapiera mi dech w piersiach i już długo nie wytrzymam. Spoglądając na niego przelotnie, odpaliłem silnik. Jechaliśmy w ciszy, którą przerywało jedynie cicho nucenie czegoś przez blondyna. 
Po dojechaniu do domu blondyn udał się do swojego starego pokoju, aby rozpakować swoje rzeczy. W tym czasie wstawiłem wodę na kawę i przypomniała mi się jedna ważna rzecz. Bandaż na ręce Niallera. Na początku uważałem to za coś błahego, ale zaczęło do mnie docierać, że żadne wyjaśnienie nie jest dość wiarygodne. Wbił mu się kawałek szkła, ale po co od razu bandaż? Wystarczyłby plaster. A jeśli to coś naprawdę poważnego powinien pójść do szpitala, natomiast ja nie wiem o niczym takim. Pierwszym o czym pomyślałem był Liam. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem i nie zapytałem, gdy byliśmy u niego. 
-Słucham cię, mój mały zakochańcu. -jego głos był nieźle rozbawiony. Gdybym mógł, przyłożyłbym mu. Mały skurwiel. 
-Spierdalaj, Liam. Nie mam czasu ani ochoty na twoje żarty.
-No, no, no. Tylko mi nie mów, że już się pożarliście.
-Co zrobił sobie w rękę?
-W rękę? O czym ty mówisz?
-Mówię o bandażu na jego nadgarstku. Co to?
-Och, to... No wiesz, to nie jest raczej rozmowa na telefon...
-Liam, nie przyjadę do ciebie znowu. Mów teraz.
-No... Wiesz, przez pewien czas Niall miał... małe skłonności do... samo-okaleczania się.
-Samo... Ciął się?
-Um... Tak, to był główny objaw. Ostatnimi czasy jest już lepiej, więc nie kazałem mu iść do jakiegoś psychiatry, ani nic... Więc nie zmuszaj go do tego jeśli nie zauważysz żadnych nowych blizn. 
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-A dlaczego miałem? 'Hej, Zayn, twój kumpel wpadł w depresję, samo-okalecza się, nie je, nie pije, wpada w anoreksję bądź bulimie, poza tym myślę, że ma jakąś chorobę psychiczną. Ale nie martw się, bo jak wrócisz nic mu nie będzie.' Serio chciałeś to usłyszeć?
-Wolałbym wiedzieć. Z resztą... -przerwałem. Nialler wszedł powoli do kuchni i posłał mi pytające spojrzenie. Nie chciałem by wiedział, że wypytuję o niego Liama. To byłoby głupie. -Muszę kończyć, Li. Spotkamy się jakoś niedługo... Jutro w szkole. Podjechać po ciebie, czy ty podjedziesz, czy jak?
-Podjadę, po drodze zgarnę jeszcze Harry'ego o ile Louis nie będzie się bawił w kochającego chłopaka i sam go nie zabierze do szkoły. -zaśmiał się. No tak, Louis szaleje na punkcie loczka, więc nie zdziwi mnie jeśli specjalnie wstanie wcześniej tylko po to, żeby zawieść go do szkoły. Naprawdę, oni są słodcy aż do obrzydzenia. 
-Mhm. No tak. To narka.
Nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem się i zauważyłem, że Niall siedzi w salonie, szukając czegoś w telewizji. Usiadłem obok niego, uprzednio zalewając kawę. Wciąż moją uwagę przykuwał bandaż na jego ręce. Rzucał mi się w oczy i nie dawał o sobie zapomnieć. W pewnym momencie jakoś tak samoistnie chwyciłem jego rękę i zacząłem odwiązywać bandaż. Niall spojrzał na mnie zmieszany i próbował zabrać swoją rękę, ale nie pozwoliłem mu na to. 
-Zayn, daj spokój. To nic, naprawdę. Zostaw to, Zayn. -upierał się, ale mimo to wreszcie rozwinąłem bandaż do końca. Moim oczom ukazał się rząd nierównych kresek. Niektóre były widocznie stare, a inne zupełnie świeże, jakby robione tuż przed imprezą. Naprawdę, gdybym chciał je policzyć byłoby ciężko, bo zaczęły wręcz nachodzić na siebie. Blondyn spuścił głowę i uciekł gdzieś wzrokiem. Powoli, drżącą dłonią przejechałem po paru ranach. Teraz cała jego osoba wydawała mi się jeszcze bardziej delikatna i krucha. Tak niewiele potrzebne było by powoli go niszczyć. Uniosłem lekko jego rękę, jednocześnie nachylając się i zacząłem składać lekkie, subtelne pocałunki na rzędzie ran. Przymknąłem oczy i czułem, jak Niall drży lekko pod moim dotykiem. Po paru minutach spojrzał na mnie, a ja uniosłem głowę i nie wiedziałem jak mam go przeprosić za tą całą krzywdę, którą wyrządziłem własną głupotą.
-Mam ochotę strzelić ci przez łeb, Nialler. Nie chce widzieć tego bandaża już nigdy więcej, jasne? -przytaknął ruchem głowy, więc powoli przysunąłem twarz do jego policzka i ucałowałem do delikatnie. Następnie moje usta zjechały na linię jego szczęki i podążały ku jego ustom. Aż wreszcie dotarłem do celu, do mojej ziemi obiecanej. 
____________________________________________
Tak więc jest. Trochę później, niż planowałam. Ale i tak wcześniej, niż obawiałam się, że będzie. 
Wiem, wiem. Ostatnio akcja skupia się głównie na Ziall'u, ale spokojnie, to tymczasowe. I jest to zupełnie konieczne, gdyż nie chce wam mieszać i podróżować w czasie, tak więc... Ale myślę, że jest to już końcówka Ziallowego wątku, więc fanki Larry'ego- spokojne wasze rozczochrane. 
Dla niewiedzących, przypominam o zapytaj postaci 
A także informuję o nowym opowiadaniu, Ziallu z połączeniem Larry'ego, czyli The Egde Of Feelings.