! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

środa, 27 czerwca 2012

Amare - Rozdział 5

Stanąłem w progu mieszkania Lou. Znajdowało się ono na poddaszu jakiejś starej kamienicy. Przedpokój był małym kwadratowym pomieszczeniem, z którego wychodziło się prosto na salon z aneksem kuchennym. Z boku kuchni był wąski korytarz, który prowadził do dwóch sypialni i toalety. Wszedłem powoli i postawiłem moją torbę obok kanapy. 
-Tam jest łazienka, możesz wziąć prysznic. Ja w tym czasie poszukam dla ciebie czegoś do spania.
Przez moment przebiegła mi przez głowę myśl... Nie mam nic do przebrania. Cholera. Może wstanę jutro wcześniej i przed szkołą pójdę jeszcze do domu, żeby się przebrać... No wiecie, czysta bielizna i te sprawy. Odetchnąłem ciężko i udałem się do wskazanego mi przez chłopaka pomieszczenia. Łazienka była dość mała, ale czego się spodziewać. Lou nie stać było na żadne luksusy. Mimo to mieszkanie było przytulne i jakoś biło od niego uczucie. Wiem, że to może głupio zabrzmi, bo mieszkania nie mają uczuć, ani nic w tym stylu... Ale mimo tego, że Lou mieszkał tu sam, było przytulnie i jakoś rodzinnie. To było miejsce do którego z pewnością chciało się wracać. Gdy wyszedłem z pod prysznica na małej komódce obok drzwi, leżały jakieś ciuchy. Przebrałem się w nie i udałem do salonu. Lou stawiał właśnie na stole talerz z kanapkami i jakiś kubek.
-Zrobiłem ci kolacje, na pewno nie najadłeś się marną miską zupy i jakimiś bułkami. Ja idę się kąpać i spać... Jestem naprawdę wykończony... 
Nie dziwię mu się. Louis w pracy nie tylko układa coś na pułkach i obsługuje klientów. Musi oprócz tego nosić różne ciężkie rzeczy, jak na przykład kartony z bóg wie czym. No i było już po północy, więc to normalne, że jest śpiący. Chociaż wołałbym zjeść kolację w jego towarzystwie, mogąc wpatrywać się w jego piękne oczy i ten idealny uśmiech, który nie schodził mu z twarzy.
-Ty nie jesz? 
-Och, nie. Już zjadłem, kiedy ty się kąpałeś. No i... Czuj się jak u siebie.
Przytaknąłem i zacząłem pochłaniać pierwszy kawałek chleba. Nim się obejrzałem zjadłem już wszystko, musiałem więc chyba być bardziej głodny niż myślałem, że jestem. Umyłem talerzyk wraz z kubkiem, zaraz potem odstawiając je na suszarkę i udając się do sypialni, którą pokazał mi Lou. Gdy wszedłem chłopak już przysypiał. Wow, musiał być naprawdę zmęczony. Delikatnie wślizgnąłem się pod kołdrę nie chcąc go budzić. Obróciłem się w jego stronę i napawałem widokiem śpiącego Louisa. Wyglądał jeszcze bardziej idealnie. Chociaż... Można wyglądać bardziej idealnie, niż on wyglądał? Nie, chyba nie. Miał przymknięte oczy, na które opadała lekko potargana i zmoczona od wody, grzywka. Jego usta były lekko uchylone, a oddech równomierny. W dodatku biała pościel podkreślała jego delikatnie zarumienioną cerę. Wyglądał jak anioł, naprawdę! Przysunąłem się bliżej niego, aby móc lepiej się mu przyjrzeć. Nasze twarze były tak blisko, że czułem jego oddech na swoich policzkach. Poczułem jak się rumienie i nagle jego ciało poruszyło się znacznie. Serce zaczęło mi bić szybciej. A co jeśli się obudzi i zobaczy, że obserwuje go gdy śpi? Pomyśli, że jestem jakiś nienormalny i każe mi wracać do domu... Na szczęście Lou odetchnął tylko mocniej i zjechał trochę niżej, po czym spokojnie wtulił się w moją klatkę piersiową. Ojeju. Czułem, że serce wali mi jak młot i chyba za bardzo się spiąłem. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, gdy zaczął poprawiać swoją głowę na mojej piersi. Był tak blisko, że do moich nozdrzy dolatywał zapach jego włosów... A pachniały tak ładnie. To chyba... Wiśnia, tak. Wydaje mi się, że to wiśnia. Wziąłem jeden głębszy wdech, aby móc spokojnie napawać się jego zapachem i poczułem jak znów zaczyna się wiercić. Obym go nie obudził, bo jeszcze te piękne chwilę bliskości z nim mogą się skończyć szybciej, niż bym tego chciał. Po chwili poczułem jak palec wskazujący lewej ręki chłopaka, która jeszcze przed chwilą spokojnie spoczywała na moim brzuchu doprowadzając mnie do szaleństwa, teraz zaczyna kręcić kółeczka na moim ciele. Odruchowo przełknąłem głośno ślinę, starając się uspokoić moje ciało. Lou chyba zauważył, że nie śpię. Odwrócił głowę w moją stronę i zarumienił się. Ojej, to wyglądało tak słodko.
-Ja... Nie przeszkadza ci, że tak się w ciebie wtulę?
-Nie, nie. Jasne, że nie. - właściwie to miałem ochotę wręcz wykrzyczeć, co jego najmniejszy dotyk robi ze mną i, że w myślach zgwałciłem go już setki razy, ale o dziwo udało mi się powstrzymać i ugryźć w język. 
-Dzięki... Ja po prostu... Lubię się do ciebie tulić. Jesteś taki ciepły i w ogóle. 
Tak. Właśnie doprowadził mnie do mini zawału serca. Boże, Lou! Możesz się do mnie tulić cały dzień i całą noc, a mi nawet przez myśl nie przejdzie, żeby jakoś cie od siebie oderwać. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale chłopak ziewnął leniwie i nim się obejrzałem, już spał. Pogłaskałem więc go jedynie po główce i sam udałem się do krainy Morfeusza. 
~~~~~~
Gdy obudziłem się z rana Lou nie było koło mnie. Ziewnąłem przeciągle i wstałem. Z tego co wiem, Lou ma popołudniówki cały tydzień, więc po co wstał przed siódmą? Narzuciłem na siebie swoje wczorajsze dżinsy i udałem się do kuchni, skąd dobiegał jakiś hałas. Lou właśnie coś smarzył. Podszedłem do niego i zaglądnąłem przez ramie co robi. Chłopak zaśmiał się sprawiając, że znów moje serce zaczęło bić szybciej.
-Smarze naleśniki na śniadanie.
-Serio? Lou, jesteś za dobry... Przecież mógłbyś jeszcze spokojnie spać.
Tomlinson zaśmiał się jedynie po raz kolejny i nałożył mi na talerz któregoś już naleśnika. Usiadłem przy stole i zajadając się pysznym śniadaniem, przyglądałem się uważnie ruchom Lou. Był taki delikatny. Wydawało się, że zbyt szybki ruch, lub nawet zbyt mocny uścisk, może zrobić mu krzywkę. Jak... Mały ptaszek. Bezbronny. Przyjazny. Altruista. Tak, Lou zdecydowanie był altruistą. W końcu kto normalny wstałby tak wcześnie tylko po to, żeby zrobić śniadanie przyjacielowi, którego zna od kilku dni, a w dodatku musiał go przenocować. Rozmarzyłem się trochę na myśl o tym, że jeśli wszystko pójdzie tak jak powinno, już niedługo z nim zamieszkam. Nawet nie zauważyłem, jak Louis usiadł naprzeciwko mnie.
-Harry... Wszystko w porządku?
-Tak... Tak.
Gdy zjadłem ostatniego z moich naleśników, umyłem talerzyk i znów usiadłem naprzeciwko chłopaka. Może i nie powinienem był tego mówić, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Wiesz Lou... Twoja przyszła żona będzie miała naprawdę dobrze.
Chłopak spojrzał na mnie i lekko się... speszył. Posłałem mu jedynie niezręczny uśmiech. Powiedziałem coś nie tak? 
-Ja chyba... Nie planuje mieć żony.
-Czemu? Ach, już wiem! Chcesz być wiecznym kawalerem skaczącym z kwiatka na kwiatek! Tak, to też dobry pomysł. No wiesz Lou... Nie myślałem, że taki z ciebie playboy. 
Zaśmiałem się, chociaż w głębi serca to mnie zabolało. To znaczy... sam to powiedziałem, ale to bolało. Spojrzałem na Lou, który siedział chyba niezbyt wiedząc co powiedzieć. Wyglądał na... smutnego. Może stało się coś, przez co on nie chciał mieć żony? A ja mu o tym tylko przypominam... 
-Lou przepraszam. Powiedziałem coś nie tak?
-Nie, nie. To ja przepraszam. Zamyśliłem się.- Niby uśmiechnął się i nawet zaczął coś żartować na temat bycia playboy'em, ale widziałem, że tylko gra szczęśliwego.
Spojrzałem na zegarek. Szlak. 7.30.
-Wiesz Lou. Dziękuje ci bardzo za nocleg, ale ja będę się już zbierał... Mam pół godziny, żeby pójść do domu, przebrać się i pójść do szkoły. Wpadnę do ciebie dziś po szkole, jeśli nie masz nic przeciwko. Nie masz, prawda? 
Chłopak pokiwał głową z uśmiechem. Poszedłem więc ubrać koszulkę, a gdy wróciłem zastałem Lou stojącego przy drzwiach z moją torbą na ramieniu. Posłałem mu pytające spojrzenie.
-Pomyślałem że... będzie szybciej jeśli odwiozę cię do domu, a potem pod szkołę... Chyba, że nie chcesz.. - Lou. Jeśli w trakcie naszego mieszkania razem będziesz mnie tak rozpieszczać i w dodatku wyglądać tak cholernie dobrze bez względu na porę dnia to obiecuję, że cię zgwałcę prędzej czy później. A tak przy okazji... Chyba zbyt często myślę o Lou jako o obiekcie zaspokajania swoich potrzeb seksualnych. Ale to naprawdę nie moja wina... On po prostu jest pociągający. No i te hormony. Tak, zrzućmy całą winę na te pieprzone hormony.
-Jasne. To znaczy, jeśli chcesz. Będę ci bardzo wdzięczny.
I ten jego piękny uśmiech. Nim się obejrzałem siedziałem już w jego samochodzie i jechaliśmy w stronę mojego domu, rozmawiając jednocześnie o różnych głupotach. W pewnym momencie Lou jakoś spoważniał i spiął się. 
-Harry... Czy ty... Kurcze. Nie powinienem się w to mieszać, ale...
-Spokojnie. Po prostu to powiedz. 
-Chodzi o to, że... Do Bristol jedzie też moja siostra, Lottie. I... Gdy jechaliśmy nad jezioro... Po prostu wolałbym wiedzieć, jeśli planujesz być w jakichś bliższych relacjach z moją siostrą. To znaczy... Ja nie będę się w to mieszał, bo to twoje życie i życzę wam jak najlepiej, ale... po prostu chciałbym wiedzieć. Jeśli ty coś... Jeśli ona ci się podoba.
Zgłupiałem. Kurcze, Lou myśli, że podoba mi się jego siostra? Automatycznie na myśl o tym wybuchłem śmiechem. Louis spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Lou... Skąd taki pomysł przyszedł ci do głowy?
-No wiesz... Patrzyłeś na nią jakby...
-Jakby była bardzo atrakcyjną dziewczyną. Bo jest, ale to nie znaczy, że mi się podoba. Bez urazy Lou, ale Lottie... po prostu nie jest w moim typie. Przepraszam, jeśli cię zawiodłem. - Wciąż między słowami wybuchałem lekkim śmiechem. To była komiczna sytuacja. Miałem ochotę wykrzyczeć mu 'Mój mały, słodki debilku. Dużo bardziej od twojej siostry, wolałbym schrupać ciebie'. Ale to zabrzmiałoby głupio i pewnie by mnie wyśmiał. Ugryzłem się więc w język i zauważyłem, że stoimy już pod moim domem. Spojrzałem na Lou pytająco.
-Leć, ja tu poczekam. 
-Um... Może wejdziesz? Przecież nie będziesz tu tak siedział.
Chłopak zamyślił się chwilę, po czym wyjął kluczyki ze stacyjki i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi małego domku z czerwonej cegły. Modliłem się, aby w moim pokoju był porządek. Przekręciłem klucz w zamku i wpuściłem Lou pierwszego. Zdejmując buty do moich uszu dobiegł jakiś hałas z kuchni. Spojrzałem na Lou i uśmiechnąłem się do niego.
-Cześć mamo! A ty jeszcze nie w pracy? - krzyknąłem wchodząc przed Louisem po schodach. Zauważyłem jak z kuchni wychodzi postać jakiejś kobiety i pomachałem jej powoli.
-Harry, gdzie byłeś całą noc?
-Pisałem ci przecież, że przenocuję u Lou. Ach, właśnie. Mamo to jest Louis. - tu wskazałem na chłopaka, który uśmiechnął się trochę niezręcznie, cofając się i podając mojej matce rękę.- No i Lou, to jest moja mama. Tommo podwiózł mnie tutaj, żebym nie spóźnił się do szkoły. Przebiorę się tylko i już wychodzimy. 
Widziałem jak na twarzy rodzicielki pojawia się lekki uśmiech. Był niemal niewidoczny, ale jednak był. Zapewne zupełnie inaczej wyobrażała sobie Louisa. No cóż, jeśli myślała, że poznałem jakiegoś napakowanego kolesia całego w tatuażach, albo z dredami, to się myliła. Lou, ubrany dziś w jasno niebieski spodnie i białą bluzkę w paski, wyglądał jak wzór cnót. Jednym słowem ideał. Do tego jego twarz była tak przyjazna i miła dla oczy, że wiedziałem jak bardzo przypadł mojej matce do gusty. Szybko przebrałem się w jakieś świeże ciuchy i obaj ruszyliśmy w stronę samochodu Lou. Chciałem już teraz porozmawiać z mamą na temat możliwości zamieszkania u Lou, jednak strasznie mi się spieszyło, a wiem, że i ona nie miała zbyt dużo czasu. 
________________________________________________________________________________
Wreszcie jest! Przepraszam, że tak długo z tym zwlekałam... Najpierw nie miałam weny, a gdy wreszcie udało mi się coś wydusić- odcięli mi internet. Potem jeszcze rodzice dostali kartkę z ocenami i teraz mam jedynie godzinę dziennie na korzystanie z internetu... Wiec mam nadzieje, że wybaczycie mi to opóźnienie :3 
Um... I zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział jest trochę... krótki. Ale następny będzie dłuższy! Obiecuje !
Och. Zapewne spodziewaliście się jakiejś sceny +18? Huehuehue. Nie ma tak dobrze :D Jeszcze trochę was pomęczę :3
No i jeszcze coś. Równo 30 czerwca wyjeżdżam do Holandii i nie wiem czy będę miała możliwość pisania rozdziałów. A jeśli nawet- nie wiem, jak często. Więc niestety musicie być cierpliwi i wytrwali. Będę się starać jak tylko będę mogła, ale nic nie obiecuje :3

sobota, 16 czerwca 2012

Drugs.

To się zaczęło równo dwa lata temu. Miałem wtedy 16 lat i byłem głupim, nic nie wiedzącym o życiu szczeniakiem. Gdy teraz na to patrze jest mi żal samego siebie. Na początku była trawka. Nic takiego. Nie uzależnia, ale daje odlot. Tyle że w końcu ten 'odlot' to za mało. Ja i Zayn byliśmy wtedy najlepszymi przyjaciółmi. To właśnie on zaproponował mi spróbować czegoś mocniejszego. Na początku LSD. Chłopak miał do niego łatwy dostęp, więc kupno nie było problemem. Powiedziałem 'Jasne, czemu nie'. Teraz wiem, że to było najgorsze co mogłem zrobić. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo spieprzyłem sobie życie tymi trzema słowami. Ale byłem młody - nie wiedziałem nic o życiu. Chciałem się jedynie dobrze bawić, a przecież impreza 'na haju' jest o niebo lepsza. Tak, te chwilę gdy cały świat tańczy i śpiewa, a ty czujesz, że naprawdę żyjesz. To było to. Czułem się jakbym był we śnie. Nagle moje ciało przestawało do mnie należeć. Czasami czułem, jakby moje ciało był marionetką, która nic nie czuje, jest jedynie kierowana przez lalkarza o nazwie 'umysł'. Jeśli byliście kiedyś w teatrze kukiełkowym lub czymś w tym stylu, to wiecie co mam na myśli. Albo jeśli byliście kiedyś na haju. Braliśmy co weekend. Właściwie doszedłem do stanu, w którym od piątku do poniedziałkowego poranka nie wiedziałem co się dzieje. A w poniedziałek? Nic specjalnego. Kac, z czasem coraz mniejszy. Czasami tylko gdy przegiąłem nie szedłem do szkoły. Ale wtedy jeszcze znałem umiar i wiedziałem, że nie mogę brać zbyt wiele. Zayn tak nie miał. Pewnego pięknego piątku oświadczył mi 'Liam, dzisiaj zaszalejemy. Mam coś mocniejszego.' Zapytałem 'Jasne, stary. Co masz?' . On tylko się uśmiechnął. Wiedział, że gdyby mi powiedział, że to amfetamina, nie zgodziłbym się. Ale nie wiedziałem. Poszliśmy na jakąś domówkę. Nasi znajomi byli dziani i co weekend kto inny robił domówkę. Ich domy nie były zwykłe... To były wille, które po imprezie zmieniały się w burdele. Piwo lejące się litrami? Jasne, czemu nie. Przecież nas na to stać. Koka rozsypana na stole? Jasne, czemu nie. Przecież nas na to stać. Nagie dziwki leżące obrzygane w kącie? Jasne, czemu nie. Jesteśmy bogaci. Jak się bawić to na całego. Budziłeś się nie widząc gdzie jesteś, ani co tu robisz. Dobrze, jeśli udało ci się znaleźć kumpla leżącego równie pijanym jak ty jeszcze przed chwilą. W przeciwnym razie sam, w brudnych szmatach i zupełnie nieogarnięty maszerowałeś do domu. Zwykle byłem grzecznym chłopcem. Pochodzę z dobrego domu i zawsze byłem posłuszny. Zmienił mnie dopiero Zayn. To on wprowadził mnie w to błędne koło. Po raz pierwszy wzięliśmy amfę i odlecieliśmy. To był zupełny odjazd! To mi się spodobało. Tydzień później wzięliśmy znowu. I znowu. Z czasem braliśmy coraz więcej, a mi brakowało odjazdów nawet w trakcie tygodnia. Zaczęliśmy więc spotykać się po szkole u mnie. Nie wciągaliśmy dużo. Tylko trochę, bo przecież następnego dnia do szkoły. Nikt nawet nie zauważył, ja się uzależniliśmy. Nawet my tego nie widzieliśmy. Dopiero po jakimś czasie... Przestaliśmy chodzić do szkoły. Nie byliśmy w stanie. Braliśmy tyle, że trzymało nas od wieczora do południa. I gdy tylko trzeźwieliśmy - braliśmy znowu. Życie przez moment było piękne i kolorowe. Żyć nie umierać. Raj na ziemi. Do czasu gdy moi rodzice nie dostali wiadomości ze szkoły. Wtedy zorientowali się co jest grane. Zawsze myślałem, że w takie sytuacji oni mi pomogą. Ale myliłem się. Mój ojciec stwierdził, że woli nie mieć syna, niż mieć syna ćpuna. I stało się. Wyrzucili mnie, to samo stało się z Zayn. Oboje nie mieliśmy gdzie iść. Poszliśmy więc do jakiejś rudery, gdzie jak się okazało mieszkali i inni, tacy jak my. Wtedy wpadliśmy po uszy. Nie było odwrotu. Skąd braliśmy kasę, skoro nie sponsorowali nas rodzice? Och... A to się coś ukradło, a to się kogoś okradło. Głównie kradliśmy i dobrze nam to szło. Zayn nigdy nie był wygadany, więc to ja zajmowałem ludzi, a on jakby nigdy nic brał coś i wychodził coś ze sklepu. Byliśmy naprawdę mistrzami w tym. I tak mieliśmy na następne działki. W pewnym momencie... Zakochałem się w Zaynie. Byliśmy ja zwykle pod wpływem jakichś środków odurzających. To działo się tak szybko... Nawet nie pamiętam dokładnie tej nocy. Wiem, że obojgu nam się podobało. No i tak właśnie wpadliśmy w błędne koło. Kradliśmy - kupowaliśmy towar - wciągaliśmy - odlot - dziki seks na haju - powrót do normy. Kradzież - wciąganie - dziki seks - norma. Kradzież - wciąganie - dziki seks - norma. Aż do znudzenia powtarzaliśmy ten ciąg wydarzeń. I naprawdę pokochałem tego roześmianego mulata z głową pełną pomysłów. Któregoś dnia jednak wstałem i stwierdziłem 'Mam tego dość.' Poszedłem do Zayna, który jak zwykle był jeszcze niezbyt trzeźwy i powiedziałem 'Zayn, skończmy z tym. Rzucimy to gówno. Znajdziemy prace i wynajmiemy mieszkanie. Będziemy razem, trzeźwy i szczęśliwi. Co ty na to?' Byłem poważny. Byłem śmiertelnie poważny. On odpowiedział jedynie 'Jasne Liam. Czemu nie.' Ale dla niego to było jak pstryknięcie palcami. Namawiałem go wiele razy, ale zawsze kończyło się na gadaniu. Pewnego rana wstałem zupełnie trzeźwy, a zdarzało mi się to rzadko, i pomyślałem, że tak dalej być nie może. Nie chce tak. Wiem, że mogę być kimś. Kimś więcej niż ćpunem. Spotkałem się z moją matką. Nie wiem jak udało mi się ją namierzyć. Po prostu wiedziałem gdzie zwykle chodzi i poszedłem tam. Załamała się gdy mnie zobaczyła. Byłem brudny, śmierdziałem. Moje ciuchy były podarte, a włosy roztrzepane i sporo za długie. Normalnie nigdy o nic bym ich nie poprosił. W końcu wyrzekli się mnie. W tym momencie jednak ważniejsza była dla mnie moja przyszłość, niż duma czy honor. Poprosiłem ją, aby pomogła mi z tego wyjść. Zgodziła się, w końcu wciąż mnie kochała. Zapisała mnie do jakiegoś ośrodka. Zayna też chciała, ale on się nie zgodził. Byłem na niego wściekły. Mogliśmy wreszcie zacząć żyć normalnie! Terapia nie była dla mnie problemem. Pierwsze dni leżałem w łóżku krzycząc i błagając by dali mi jakiś towar. Ręce mi się trzęsły i nie mogłem przestać się pocić. Ten ból był nie do opisania. Czułem, że po prostu muszę coś wziąć, bo umrę. Wrzeszczałem, wyrywałem sobie włosy z głowy. Na początku byłem na nich wściekły. Wrzeszczałem i wyzywałem ich. Później był etap załamania. Błagałem na kolanach, płakałem modląc się o najmniejszą działkę. Ale nic... Nic mi nie dali i jestem im za to wdzięczny. Jakoś koło trzeciego/ czwartego dnia było lepiej. Wstałem z łóżka i nawet pozwolili mi przejść się po ośrodku, żeby móc się trochę rozruszać, pooddychać świeżym powietrzem. Po tygodniu zupełnie wróciłem do normy. Ręce przestały mi się trząść i nie czułem już aż takiej potrzeby. Przynajmniej mogłem spokojnie myśleć o innych rzeczach, niż tylko amfa. Nie wiem ile jeszcze tam siedziałem, bo straciłem rachubę czasu. Gdy wyszedłem nie czułem już w ogóle głodu. Wręcz brzydziłem się prochami. Pierwszym miejscem gdzie się udałem była baza wszystkich ćpunów. Oczywiście spotkałem tam mulata, bo gdzie niby miałby być? Leżał naćpany i brudny. Poprosiłem, aby udał się ze mną do mieszkania, które wynajęła mi matka, abym miał gdzie mieszkać. Chłopak nie jarzył co się w koło dzieje, więc zgodziłby się na wszystko. Poszliśmy do domu. Gdy już wytrzeźwiał ucieszył się, że mnie widzi. Najpierw zachłannie wpił się w moje usta, aby już po chwili zacząć mnie rozbierać. Dziwi mnie, że dał radę zrobić cokolwiek na głodzie. Wiem, że wtedy nie myśli się o niczym innym, jak tylko o dragach. A on był taki delikatny, ale cholernie napalony. Wtedy po raz pierwszy spaliśmy ze sobą na trzeźwo. I było jeszcze lepiej niż wcześniej. Niby nie było tego efektu. Świat nie był piękny i nie tańczył mi przed oczami, a całe moje ciało nie było sparaliżowane. Mimo to byłem z nim i byłem tego całkiem świadomy. Pewnie dlatego tak mi się podobało. Zaraz potem poszedł kupić sobie działkę i nawalił się u mnie w mieszkaniu. Potem nic się nie zmieniło. Dawałem mu dach nad głową i wyżywienie, a za kasę którą zarabiałem pracując w jakimś magazynie, kupował sobie te świństwa. Pewnego dnia kazałem mu z tym skończyć, ale zwyczajnie mnie wyśmiał. Prosiłem o to kilkukrotnie, aż w końcu nie wytrzymałem. Pokłóciliśmy się. Wyszedłem trzaskając drzwiami i krzycząc, że gdy wrócę ma go tu nie być. Wiedział, że nie żartuję, bo byłem śmiertelnie poważny i dałem mu to do zrozumienia. Myślałem, że wyjdzie i pójdzie się naćpać. Nie zrobił tego. Wróciłem około dziesiątej wieczorem. Drzwi były otwarte, stwierdziłem więc, że zapewne naćpał się i leży w sypialni na haju. Nie było go tam. Rozejrzałem się po domu. Nie było go w sypialni, w salonie, w kuchni. Została tylko łazienka. Spokojnie wszedłem i to co ujrzałem przeraziło mnie. Zayn leżał zarzygany obok wanny. Nie ruszał się ani trochę. Podbiegłem do niego. Ręce zaczęły mi drżeć i nie wiedziałem co robić. W buzi leciała mu piana, a oczy były zupełnie nieprzytomne. Wiedziałem co to oznacza. Przedawkował. W ostatnim odruchu zdrowego rozsądku chwyciłem za telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali i zabrali go natychmiast. Oczywiście pojechałem z nim, a przez całą drogę łzy nie przestawały mi płynąć. Byłem załamany, tak strasznie się bałem, że umrze. Zabrali go do jakiejś sali i zabronili tam wchodzić. Nie wiem co tam robili, ale odchodziłem od zmysłów. Wreszcie wyszedł jakiś mężczyzna w białym fartuchu. Wyglądał tak poważnie... Wiedziałem co to oznacza. Podszedł do mnie i położył mi rękę na ramię. 'Przepraszamy. Nie zdążyliśmy...' Mój świat się zawalił. Odszedłeś... Boże, Zayn. Ty naprawdę umarłeś! Dopiero po chwili to do mnie dotarło. Nic nie widziałem. Świat mi się zawalił i aby nie zemdleć, usiadłem na krześle zakrywając twarz rękoma. Nie wiedziałem co się dzieje. A przecież jeszcze dziś rano kochałeś się ze mną. A teraz... Nie ma go... I co ja teraz zrobię? Zostawił mnie tu... Zupełnie samego. Nie dam sobie radę. Nie mogłem przestać płakać. To tak strasznie bolało. A przecież mówiłem. 'Skończ z tym.', 'Pomoge ci'. Błagałem na kolanach, by dał sobie pomóc... Wiem, że... Specjalnie wziął za dużo. To przez to, że kazałem mu się wyprowadzić? Tak... Pamiętam co mu powiedziałem. 'Wypierdalaj z mojego życia! Próbowałem, ale ty nie chcesz! Jesteś zwykłym śmieciem. Ćpunem, któremu nic już nie pomoże! Wychodzę, a gdy wrócę, nie chce cię tu widzieć! Obyś zdechł za swoją głupotę!' Widziałem, jak najzwyczajniej w świecie zaniósł się płaczem, ale pozostałem niewzruszony. Może gdybym wtedy nie wyszedł... Może wciąż by tu był. To moja wina? A teraz... Siedzę na cmentarzu. Wpatruję się w wygrawerowany na granitowej płycie napis 'Zayn Malik' i daty. Nie mogę przestać płakać, ale ludzie i tak tego nie widzą. Moknę tu przecież od dwóch godzin nie chcąc wracać do domu. W końcu... postanowiłem skończyć szkołę. Później może nawet pójdę na studia. Chciałbym, żeby tu teraz był. Ze mną. Ale już nie wróci. Chciałbym go tylko przeprosić. I jeszcze... Aby wiedział, że nigdy nie przestanę go kochać. Jeste moim pierwszym i jedynym. Będę tylko jego. Już na zawsze. 
_______________________________________________________________
Tak więc kolejny Ziam, skoro tak go wielbicie :3 Mam nadzieje, że się wam spodoba... To znaczy... Według mnie mógłby być lepszy i dłuższy... no ale cóż... 
I teraz tak.
1) Jeśli chodzi o sondę to już wyjaśniam, gdyż mogliśmy się źle zrozumieć. Na pierwszym miejscu stawiam wasze propozycje na One-shoty, które możecie składać w komentarzach lub na tt... Jeśli jednak nie dostanę żadnych propozycji, wtedy sonda się przyda. Bromance, który będzie miał najwięcej głosów będzie tematem następnego jednoparta. :3
2) Kontynuację - Planuję kontynuację 'Wykorzystania' i dzięki sugestii Vianoxa- może również Bad Boya. To w najbliższym czasie. Jeśli dobrze pójdzie i najdzie mnie wenta to tak, może napisze również 3 część Chance. Ale w pierwszej kolejności zajmę się rozdziałem, nad którym pracuję. 
Tak więc... 
~Love u! xx

wtorek, 12 czerwca 2012

Amare - Rozdział 4

Lekcje na szczęście minęły mi bardzo szybko. Nim się obejrzałem, wędrowałem już powoli w stronę sklepu, w którym pracował Lou. Wyjątkowo miałem ochotę się z nim dziś spotkać. Już się stęskniłem? Tak, możliwe, że to to. Było jakoś po 18, gdy wkroczyłem do monopolowego. O dziwo nie zauważyłem nigdzie chłopaka. Może jest na zapleczu? Za ladą kręciła się niska szatynka o dużych, brązowych oczach, które wbiła we mnie gdy tylko podszedłem do niej. 
-W czym mogę pomóc? - jej głos był cichy i delikatny. Pewnie gdyby podobały mi się dziewczyny, bezsprzecznie uznałbym ją jako obiekt moich zainteresowań. Mimo to w tej chwili dużo bardziej moją głowę zajmował Tomlinson.
-Szukam Louis'a. Myślałem, że ma dzisiaj popołudniówkę...
-Och, tak. Lou jest na zapleczu, zaraz go zawołam. 
Skinąłem głową i już po chwili dziewczyna powędrowała na tyły sklepu. Dosłownie sekundę później wróciła na sklep, a zaraz za nią Lou. Uśmiechnął się do mnie promiennie i po raz kolejny oplótł ramieniem. Naprawdę będąc tak wtulony w niego czułem się... idealnie.
-Hej, Harry. Mam nadzieje, że nie popsułem ci planów na popołudnie. 
-Nie, oczywiście, że nie. 
-To świetnie. Co u ciebie? Kupiliście wczoraj tą gitarę? 
-Och, tak. Niall miał spory problem, którą wybrać. Nie wiem dokładnie o co chodziło, bo nie znam się, więc dla mnie każda była dobra. Spędziliśmy tam chyba z dwie godziny, a później jeszcze zaciągnął mnie coś zjeść. No, ale ogólnie to dobrze. Wiesz, masz naprawdę spaniałych przyjaciół. A co słychać u ciebie? - zaśmiałem się na samo wspomnienie zakupów z blondynem. On jest naprawdę pozytywnie zakręcony. Lou przyglądał mi się dokładnie studiując każde słowo wypowiadane przeze mnie. 
-U mnie dobrze... Trochę nudno, bo dopiero weekend mam wolny i nie mogę się nawet z wami spotkać. Swoją drogą cieszy mnie, że się polubiliście. Ach, no właśnie. Skoro jesteście w tak dobrym kontakcie... Mam na myśli ciebie i chłopaków. To może skoczyłbyś z nami to Bristol? Eleanor nie ma nic przeciwko. - rozmawiając ze mną cały czas układał coś na półkach lub robił jakieś inne rzeczy nie przeszkadzające w mówieniu. No tak, w końcu jest w pracy. Nie może tak po prostu usiąść i zacząć gadać. Musi przynajmniej udawać, że pracuje. 
-Właściwie to Liam już mi to proponował i nawet się zgodziłem. - gdy tylko wspomniałem o Liamie jakoś posmutniał. Szybko jednak znów się uśmiechnął.
-To świetnie. Wiesz, Eleanor jedzie tam już w piątek z Rose i Lottie. Chłopcy pewnie będą jechać razem z Danielle, więc jeśli chcesz to możesz zabrać się ze mną. No chyba, że wolisz z nimi...
-Tak, z przyjemnością. To znaczy i tak pewnie bym się tam już nie zmieścił... Samochód Liama wygląda jakby miał zaraz umrzeć i nie ma w nim zbyt dużo miejsca.
-Świetnie. Dam ci jeszcze znać kiedy i gdzie po ciebie podjadę. - gdy tylko to powiedział spojrzał na moją torbę zawieszoną na ramieniu. - Idziesz prosto ze szkoły?
-Tak. Jeśli poszedłbym odłożyć torbę matka pewnie zaczęłaby coś truć i kazała zjeść obiad, czy odrobić lekcje... Wolałem więc przyjść tu od razu, nie marnując czasu. 
-Och. Miałeś dziś tak długo lekcje? Zbliża się 19...
-Miałem jeszcze dodatkowe zajęcia. Niall namówił mnie, żebym zaczął chodzić na jakieś tam kółko... Nie wiem nawet dokładnie co się tam robi, ale i tak się zgodziłem. 
-Niall i zajęcia dodatkowe? No, no... Myślałem, że on jest na to zbyt leniwy. No właśnie. Harry, musisz być głodny. W końcu cały dzień w szkole... Chcesz coś zjeść? I daj tą torbę, odłożę ją na zaplecze, żebyś nie musiał jej dźwigać. - To miłe, gdy tak się o mnie troszczy. Pokiwałem głową i oddałem mu torbę z książkami. Faktycznie, była trochę ciężka. - Poczekasz chwilę? Zaraz mam przerwę, jak tylko przyjdzie Diana. Skoczyła gdzieś... Ale zaraz wróci i będziemy mogli spokojnie pogadać. - On był taki uroczy. Gdy tak zaczynał szybko się  tłumaczyć i w ogóle... To jest po prostu słodkie. Uśmiechnąłem się jedynie, na co on umilkł. 
-Spokojnie, Lou. Mam dużo czasu i wcale nie przeszkadza mi rozmawianie z tobą podczas gdy pracujesz. 
-Na pewno? To musi być denerwujące, gdy ktoś niby z tobą rozmawia, ale jednocześnie robi coś innego. Przepraszam, że musisz odwiedzać mnie w pracy. - wydawało mi się, że jest mu trochę głupio. Ale dla mnie to żaden problem. Lubię przebywać w jego towarzystwie i wykorzystam każdą okazję ku temu.
-To nic takiego. Chciałem tu przyjść. Gdybym to mi przeszkadzało, po prostu bym się nie zgodził. Och, a może pomogę ci w pracy? To chyba nic trudnego poustawiać coś na półkach...- chłopak zmierzył mnie i wydawał mi się... zdziwiony. 
-No nie wiem. Nie dość, że musisz odwiedzać mnie w pracy, to jeszcze mi pomagać... Poza tym mój szef na pewno nie zgodzi się ci zapłacić, a przecież nie będziesz tego robił za darmo. 
-Dlaczego nie? Chce ci po prostu pomóc. Powiedz tylko co mam robić - uśmiechnąłem się dając mu do zrozumienia, że dla mnie to żaden problem. To wręcz przyjemność i bardzo niska zapłata za możliwość spędzania czasu z kimś takim jak on. 
Chłopak podał mi karton z jakimiś batonikami i pokazał gdzie mam je poukładać, sam za to udał się na zaplecze, aby odłożyć moją torbę. Dosłownie minutę później stał koło mnie i oboje układając coś, rozmawialiśmy. Praca z kimś takim to sama przyjemność. Nigdy bym nie pomyślał, że można pracować i świetnie się bawić. Po około godzinie przyszła jakaś starsza kobieta, w farbowanych blond włosach. Lou zaczął na nią narzekać, że przecież miała wyjść tylko na chwilę... No i zanim się obejrzałem siedziałem już na zapleczu sklepu, pijąc sok i rozmawiając z Tomlinsonem, który krzątał się przy kuchennym blacie, robiąc nie wiadomo co. 
-Lou, co ty właściwie robisz?
-Jak to co? Robię ci obiad. - odruchowo parsknąłem śmiechem.
-Obiad? Ale ja nie jestem głodny.
-Nie kłam. Musisz być. To znaczy... Nie wiem czy zupkę z paczki i dwie bułki można nazwać obiadem, ale mam nadzieje, że się najesz.
-Lou, naprawdę nie musisz. - Chłopak pokiwał jedynie głową i po chwili stała przede mną miska z zupą, chyba pomidorową i jakieś bułki. Louis posłał mi radosny uśmiech i zachęcił do jedzenia, rzucając jakieś 'smacznego'. Faktycznie, obiad pierwszej klasy to to nie był. Ale smakowało mi i zrobiło mi się jakoś tak cieplej na sercu, że ktoś się o mnie troszczy. Szczególnie, że tym kimś był Lou. 
-Więc, Harry. Co u ciebie słychać?
-Ogólnie... To trochę do dupy. - Może i moja odpowiedź trochę go zdziwiła. Musiałem pogadać z kimś o mojej mamie i jej chęci powrotu do ojca. Ja nie chciałem wracać.
-Czemu? Coś się stało? - chyba go trochę wystraszyłem. Oj, martwi się o mnie. On jest naprawdę uroczy. Lou, musisz być taki słodki? Tylko mnie w sobie rozkochujesz jeszcze bardziej...
-Moja mama chce wrócić do ojca. 
-To chyba dobrze, prawda?
-Nie do końca. To znaczy... Oni rozwiedli się przeze mnie. I ja nie chce tam wracać. Z resztą nawet gdybym chciał jestem tam niemile widziany. 
-Więc zostań tu. Co to za problem?
-Taki, że moja matka nie zostawi mnie tu samego i nie zgadza się na akademik. A ja wiem, że ona wciąż kocha mojego ojca... Więc czuje się trochę źle, że przeze mnie nie może do niego wrócić. Byłaby tam szczęśliwsza...
-Och... No racja.. Zapomniałem, że masz dopiero 17. - chłopak zapatrzył się przez chwilę w jakiś punkt na ścianie. - Wiesz... To może ci się wydać głupie, ale... Jeśli twoja mama się zgodzi, mógłbyś zamieszkać ze mną. Jeśli chcesz, oczywiście.
Moje serce cudem nie wyskoczyło mi z piersi. Mieszkać z Lou? W jednym domu... Mieć go ciągle przy sobie... To jest za piękne, by było prawdziwe. No tak. Za piękne...
-Nie zgodzi. To znaczy, ona cię nie zna... Ale wydaje mi się, że cie nie lubi. Nie wiem dlaczego, bo gdyby się poznała, na pewno przypadłbyś jej do gustu...
-Więc czemu nie może mnie poznać? - Racja. Nie pomyślałem o tym. Gdybym przedstawił mamie Lou, na pewno od razu by mu zaufała. Jego nie idzie nie kochać. 
-Świetny pomysł! Lou, wpadnij do nas... Kiedy masz czas? Może... Może w czwartek? - Pewnie za bardzo okazywałem entuzjazm, ale chciałem jak najszybciej już z nim zamieszkać. Chłopak zaśmiał się jedynie na sam widok mojej rozradowanej buzi. 
-Harry, pracuje. To znaczy... Mogę się zamienić, ale... - zawahał się chwilę. No dalej, Lou! Nie przeciągaj! Im szybciej z tobą zamieszkam tym lepiej. To znaczy... Nie żebym się wpraszał... Ale gdybyście wy mieli okazję zamieszkać z kimś w kim się szczerze zauroczyliście, nie cieszylibyście się? Oczywiście, że skakalibyście z radości. - Dobrze, pogadam z Joshem. Chyba nie będzie miał nic przeciwko.
-Świetnie. Wpadnę po ciebie po szkole. Kończę o 14. Ok? 
-Tak, tak. Dobrze, tylko uspokój się już. - no fakt. Chyba za bardzo okazywałem jak mi na tym zależy. Ale nie umiałem inaczej. Wewnątrz byłem jeszcze szczęśliwszy. 
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i spojrzałem na zegarek. 22.05. No to chyba nie rozmawialiśmy taką 'chwilę'. Aż dziwne, że nikt nie przyszedł po Lou, aby wracał do pracy. Gdy Tomlinson zorientował się, która godzina natychmiast wrócił do pracy, a ja razem z nim. I szczerze nie miałem ochoty wracać do domu. Czas płynął mi tu jakoś szybciej i milej. Nim się obejrzałem Lou oświadczył mi, że jest już prawie północ i możemy wyjść. Z początku myślałem, że chłopak przyjechał tu samochodem, ale szybko rozwiał moje wątpliwości.
-Przyszedłem na pieszo. Taka ładna pogoda, a ja mieszkam niedaleko. Harry, twoja mama nie będzie się martwić? Może odprowadzę cię do domu? Mieszkasz trochę daleko...
-Nie, pisałem jej, że będę z tobą. Nie musisz, sam dam sobie radę. 
-Nie puszczę cię samego do domu. 
-Przecież nie będziesz szedł taki kawał drogi. W tym czasie zdążyłbyś pewnie wrócić dziesięć razy do domu. Nic mi się nie stanie. 
-Harry, nie możesz włóczyć się po Londynie o tej porze. Hm... Może... - Lou zawahał się, jakby nie był pewien, czy powinien to mówić. - Jeśli chcesz, możesz przenocować u mnie. Naprawdę mieszkam dwie uliczki stąd, więc to niedaleko. Oczywiście jeśli twoja mama...
-Nie będzie miała nic przeciwko. Naprawdę mógłbym? 
-Oczywiście. To żaden problem. Tylko... Pokój gościnny jest trochę... Właściwie to jest w ogóle nieogarnięty. Więc jeśli ci to nie przeszkadza to będziesz musiał spać ze mną... No chyba, że masz coś przeciwko, to mogę się położyć na kanapie w salonie. 
Gdybyście widzieli moją minę.Umarłem ze szczęście a moje serce na moment stanęło. Jedyne co byłem w stanie wybełkotać to to, że nie przeszkadza mi spanie z nim w jednym łóżku. Wręcz przeciwnie, to był główny powód dla którego ten pomysł tak mi się spodobał
_________________________________________________________________________________
Tak więc... 4 rozdział :3 Mam nadzieje, że się wam podoba :D
Powoli zaczyna się nam pojawiać Larry. Ale jak na razie powoli... 
Och i takie małe pytanko. Co powiecie na One-Shota +18? Chcecie? A jeśli już to może jakaś konkretna para? Czekam na propozycje :3 
~Love u! xx

sobota, 9 czerwca 2012

Amare - Rozdział 3

Gdy po pokoju o siódmej rozbrzmiał dźwięk budzika, miałem ochotę umrzeć. Czułem jak moja głowa buzuje, a przecież wcale tak dużo nie wypiłem. Co prawda Zayn pare razy chodził do sklepu, bo piwo się skończyło, no ale bez przesady. Rozejrzałem się po pokoju. Jak zwykle panował w nim straszny bałagan. Mieszkając samemu nie czułem potrzeby zbyt częstego sprzątania. Przeciągnąłem się po czym spojrzałem na wyświetlacz telefonu. 'Jedna nieodebrana wiadomość od El' Boże, czy ona nie ma lepszych rzeczy do roboty, niż pisać do ludzi tak wcześnie? 'Hej, Lou. Jak się czujesz? No i jedziemy w ten weekend do Bristol? El. xx' Chwila namysłu. Ach tak, zupełnie zapomniałem. Mieliśmy jechać całą bandą do domku letniskowego Eleanor na weekend. Dopiero teraz mi się przypomniało. Właściwie czemu nie. Może nawet wkręcę tam Harrego. Pewnie ten wypad będzie jak każdy inny... Liam i Danielle nie będą odstępować się na krok, Zayn i Niall imprezować całymi dniami i nocami, no i zostaniemy tylko ja, Harry, Eleanor, Rose i Lottie. Może dziewczyny pojadą gdzieś na plaże, zostawiając nas samych... Zupełnie samych... Lou, o czym ty myślisz? Harry to jeszcze dziecko! I na pewno jest w 100% hetero. Widziałem przecież jak patrzył na Lottie... Swoją drogą jeśli okaże się, że moja siostra mu się podoba to nie będzie zbyt miłe... 'Jasne. Już nie mogę się doczekać. Czy Harry mógłby jechać z nami? Lou xx' Gdy tylko wysłałem sms'a przewróciłem się na drugi bok i poszedłem spać dalej. Dzięki bogu dziś szedłem do pracy na popołudniówkę. Chociaż wcale nie uśmiechało mi się siedzenie tam do północy. Definitywnie mojemu budzikowi udało się wygonić mnie z łóżka o 11.12 i pierwszym co zrobiłem było wysłanie sms'a do Harrego. Cały tydzień miałem popołudniówki, a Harry do południa jest w szkole co oznaczało niemal cero kontaktu. Mogłem jedynie liczyć, że w drodze powrotnej ze szkoły Harry odwiedzi mnie na chwilę w pracy, o ile będzie kończył później, bo zmianę zaczynałem dopiero po 14. 'Hej Harry. Jak tam po wczorajszym? No i jak tam w szkolę? Lou. xx' może to trochę dziwne, bo nie znałem go zbyt dobrze. Mimo to strasznie zależało mi na tej znajomości. Znacie to uczucie, kiedy ktoś kogo ledwo znacie znaczy dla was więcej niż najbliżsi przyjaciele? Tak, właśnie to teraz czułem. Mijały minuty, a ja siedziałem z kubkiem herbaty w dłoni, czekając aż odpisze. Może ma akurat lekcje i nie może? Albo po prostu za bardzo się narzucam... W końcu telefon zaczął wibrować i wiedziałem co to oznacza. 'Jedna nieodebrana wiadomość od Harry' Pośpiesznie otworzyłem ją i zacząłem czytać. 'U mnie dobrze. Rano Liam podjechał po mnie samochodem razem z Zayn'em i Niall'em i powiem ci, że z naszej czwórki ja i Liam trzymamy się najlepiej. A jak tam u ciebie? Jak dziś pracujesz? xx' Och. Dobrze, że nie ma zbyt dużego kaca. Miałbym wyrzuty sumienia gdyby przeze mnie nie poszedł dziś do szkoły, czy coś w tym stylu. 'Ja czuje się dobrze. Nic mi nie jest. Niestety mam popołudniówkę... Ale jeśli chcesz, to możesz mnie odwiedzić :) Nie pogniewam się. xx' Proszę, proszę, proszę... Napisz, że wpadniesz. Pogadamy, pośmiejemy się... Spędzimy trochę czasu razem... Chociaż z tobą wciąż chce spędzać czas. Każdą minutę, każdą sekundę. Znów cisza. Zaczęli już lekcje? Mijało coraz więcej czasu, a on się nie odzywał. Wreszcie zrezygnowany poszedłem się ubrać i ogarnąć. Gdy skończyłem była 13.40 i musiałem powoli wychodzić do pracy. Spojrzałem przelotnie na telefon i niemal podskoczyłem z radości. Jest, odpisał. Mam nadzieję, bo jeśli to reklama, to się wkurzę. 'Przepraszam, ale dzisiaj raczej nie dam rady. Kończę po 15 i obiecałem, że pojadę z Niall'em do jakiegoś sklepu, kupić nową gitarę. Nie wiem ile to może potrwać, ale wieczorem chce się jeszcze trochę pouczyć. Odwiedzę cię jutro, dobrze? xx' Och... No tak... Dlaczego Niall poprosił o to akurat Harrego? Nie to, żebym był zazdrosny, ale on zawsze trzymał się z Zayn'em. Odpisałem jedynie krótkie 'Jasne. Więc do jutra. xx' i wyszedłem do pracy. Na dworze było dość ciepło, chciałem więc pójść na pieszo, ale z drugiej strony nie uśmiecha mi się wracać na pieszo po 24. Wsiadłem więc do samochodu i ruszyłem. Może byłem trochę przed czasem ale porozmawiałem przy okazji chwilę z Joshem. Ten dzień był zdecydowanie jednym z najnudniejszych. Pisałem nawet do Harrego, on jednak nie odzywał się. To trochę bolało, ale pewnie jest bardzo zajęty. Do godziny 21 wysłałem do niego chyba z dziesięć sms'ów i wciąż cisza... Wreszcie spoglądając na zegarek zauważyłem, że jego wskazówki zatrzymały się na godzinie 23.31 i postanowiłem zacząć powoli ogarniać sklep. Podczas gdy Jess siedziała za ladą, ja zająłem się zamiataniem podłogi, żeby tylko czas szybciej mi zleciał. Trochę martwiłem się o Harrego. A co jeśli coś mu się stało i dlatego nie odpisuje? Może podjadę do niego zobaczyć, czy wszystko w porządku... Nie, Lou. Nie przesadzaj! Na pewno ma dużo na głowie i nie ma czasu, żeby zająć się takimi głupotami jak odpisywanie tobie. Właśnie kończyłem zamiatać podłogę, gdy do moich uszu dobiegł cichy i delikatny głos dziewczyny.
-To co, Lou... Zamykamy już? 
-Daj mi jeszcze sekundkę. Musze zmyć podłogę i...
-Nieważne, Lou. Zrobisz to jutro. 
Kiwnąłem jedynie głową i poszedłem się przebrać. Do domu dotarłem jakoś po północy i zmęczony, oraz totalnie zdołowany zlewaniem mnie przez Harrego, od razu poszedłem spać. 

Tak samo jak wczoraj obudził mnie dźwięk telefonu. To Liam pisał o której podjedzie po mnie. Miło było jeździć razem do szkoły i móc spędzać z nimi przerwy. Spojrzałem na telefon. '12 Nieodebranych wiadomości' Wow, może zaspałem?! Nie, nie... Jest dopiero 7.10. Zajrzałem do skrzynki odbiorczej. Fuck. Lou pisał do mnie cały wczorajszy dzień, a ja nawet tego nie zauważyłem... Chyba się nie pogniewa, prawda? No cóż, wyjaśnię mu to po południu. Wstałem i udałem się do kuchni. Moja mama wydawała się jakaś taka bardziej ożywiona. Była radosna i nawet podśpiewywała coś. Przywitała mnie promiennym uśmiechem. Och, i nawet chciało jej się rano piec naleśniki? 
-Hej, a ty co masz taki dobry humor?
-Ja? Nie, wydaje ci się.- widziałem, że coś kręci. I chyba nawet wiem co, a raczej kto tak na nią działa. Była tylko jedna taka osoba, ale od wyjazdu z Holmes Chapel się nie widzieli. Chyba.
-Rozmawiałaś z tatą, prawda?
-Och... Tak, dzwonił wczoraj wieczorem. To chyba dobrze, że żyjemy w zgodzie, prawda?
-O czym gadaliście?
-O niczym... Ogólnie, o życiu. Jak się nam układa... I o starych, dobrych czasach...
-Chcesz do niego wrócić, mam rację?
-Do czego zmierzasz? Przecież wiesz, że się rozwiedliśmy.
-Nie udawaj, że go nie kochasz. Rozwiedliście się przeze mnie. Tęsknisz za nim, prawda?
-Wiesz... Ja i twój ojciec... Łączyła nas bardzo wyjątkowa więź i chyba nadal łączy...
-Wracacie do siebie? 
-Harry tą decyzję muszę podjąć razem z tobą. Rozmawiałam o tym z ojcem i... Wiesz, wciąż myśli o tobie jak o swoim synu. Chyba już ochłoną i doszedł do wniosku, że nie ma nic przeciwko twojej orientacji... Po prostu nie obnoś się z tym jakoś specjalnie i wszystko będzie dobrze.
-Naprawdę myślisz, że razem z tobą się tam przeprowadzę i udam, że to wszystko nie miało miejsca? 
-Harry, jeśli ty nie chcesz, ja również nie mogę wrócić. Nie zostawię cię przecież samego.
-Dlaczego? Mam już siedemnaście lat... Dam sobie radę. 
-Jesteś niepełnoletni. Nie mogę zostawić cię tu bez opieki. 
-To może zamieszkam w akademiku?
-Nie, nie ma mowy. Już ja wiem co się w takich miejscach dzieje. 
-Więc wymyśl coś lepszego, żebyś mogła wrócić tam beze mnie. 
-Nie mógłbyś... Harry, twój ojciec naprawdę żałuje. On wie, że zachował się nieodpowiednio. Mógłbyś dać mu drugą szansę. 
-Nie przeprowadzę się do Holmes Chapel. Nigdy. 
-Dlaczego? Miałeś tam przecież znajomych. Nawet lepszych niż ten cały Louis! To wszystkim wyjdzie na dobre. Myślałam, że nie podoba ci się w Londynie...
-Nie mamo. Nigdzie się stąd nie ruszę.
-Przemyśl to jeszcze... A może... Harry, czy ten cały Louis... Czy wy coś...
-Nie! Mamo, proszę cię. Nie ma ochoty na tą rozmowę, poza tym śpieszę się. Zaraz przyjedzie Liam i jedziemy do szkoły.
Nie dałem jej już odpowiedzieć. Szybko spakowałem plecach i wyszedłem, bo stary, rozklekotany samochód Liama stał już przed moim domem. Cała trójka kipiała energią. Mulat przepychał się z blondynem na tylnim siedzeniu, ja więc usiadłem z przodu. Liam powitał mnie radosnym uśmiechem i już po chwili jechaliśmy w stronę szkoły.
-Hej, o której kończysz? Może skoczymy gdzieś po szkole?
-No nie wiem... Obiecałem, że odwiedzę Lou w pracy. 
-Och, no tak. Ma w tym tygodniu popołudniówki... Przerąbane. Cały dzień w dupie. 
Przytaknąłem jedynie. Zanim się obejrzałem dojechaliśmy do szkoły. Zayn jak zwykle został zgarnięty przez swoich popularnych kumpli, ja więc wraz z Niall'em i Liamem ruszyłem w stronę holu na pierwszym piętrze. 
-Tak swoją drogą to jak poznałeś Lou?
-W sklepie. Tam gdzie pracuje. 
-Och. Długo się już znacie?
-Nie, nie. Jakieś... cztery dni.
-Serio? Wydawało mi się, że jesteście dość blisko... Chociaż z drugiej strony Lou zawsze był dość otwarty na ludzi. To trochę dziwne,bo... A zresztą nie ważne.
Pokiwałem głową. Czemu Liam nie dokończył? Louis coś ukrywa? 
-Hej... Robisz coś w ten weekend?
-Nie, raczej nie.
-Może skoczyłbyś z nami do Bristol? Eleanor ma tam domek i wybieramy się tam całą bandą. Co ty na to? Lou na pewno się ucieszy, bo chyba już zdążyliście się zaprzyjaźnić, prawda?
-Właściwie to... Tak, z przyjemnością. A tak swoją drogą... Co łączy Lou z Eleanor?
-Lou z Eleanor? Nic, przyjaźnią się. A co, zazdrosny?
Poczułem jak się czerwienie. Aż tak to widać? Może nie powinienem o to pytać, ale... To mnie tak cholernie ciekawi. Pokiwałem przecząco głową i zaśmiałem się nerwowo. 
-Eleanor to jego była. Kiedyś byli ze sobą, ale potem Lou... Po prostu zerwali i zostali przyjaciółmi.
Tak. Po tym nagłym przerwaniu stwierdzam, że na pewno oni coś ukrywają. Tylko co? Może z czasem... Nie będę nalegał, na pewno w końcu sami mi powiedzą. Prawda? Nie myślałem już zbyt wiele, bo w całej szkole rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Zaczęła się pierwsza lekcja, udałem się więc sam do sali nr 24, gdzie miałem mieć zaraz fizykę. 
_______________________________________________________________________________
Eh. no dobra. Tak więc... Kolejny rozdział i wiem, wciąż mało Larrego. Ale to się rozwinie, obiecuje. 
Dodaje już dziś na prośbę Giovi. Oraz ZAPRASZAM na jej naprawdę genialny blog z one-shotami ->  http://be-like-u.blogspot.com 'Polecam serdecznie, Adu.' :) xx

piątek, 8 czerwca 2012

Podchody

Znacie to uczucie, kiedy spotykacie kogoś i po prostu od razu wiecie, że ten ktoś będzie dla was kimś więcej? Kiedy jesteście pewni, że on odmieni wasze życie, chociaż nic o nim nie wiecie? Miałem tak samo. Kiedy pierwszy raz ujrzałem Liama Payne'a po prostu wiedziałem, że to jest KTOŚ. Ktoś kto uczyni moje życie ciekawszym. I teraz, po tak długim czasie, muszę przyznać- nie myliłem się ani trochę. Liam jest swoistego rodzaju ideałem i chyba nie ma NIKOGO kto by się z tym nie zgodził. Jest miły, przyjacielski, uczuciowy. Ma naprawdę wielkie serce i jest przy tym taki odpowiedzialny... Tak, można powiedzieć, że go podziwiam. Ale oprócz szacunku i respektu, który on we mnie bezsprzecznie wzbudza, darzę go również niesłychaną sympatią. Kocham go pod każdym względem. I jako przyjaciela, i jako chłopaka. Tak, zakochałem się, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Liam od dłuższego czasu spotyka się z Danielle Peazer, utalentowaną tancerką. Oni naprawdę do siebie pasują i mimo wciąż rosnącej potrzeby bliskości z moim przyjacielem, nie zamierzam psuć tego związku. Chociaż z drugiej strony wyznanie mu, że potajemnie się w nim kocham, pewnie niczego by nie zmieniło. Liam jest w 100% hetero i udowadnia to każdej nocy, dając mi tym samych wsłuchiwać się w delikatne pojękiwanie jego partnerki. I chociaż serce mi pęka, ciesze się widząc go w objęciach Danielle. Wiem bowiem, że ona go uszczęśliwia, czego ja nie byłbym w stanie zrobić. Siedzę więc teraz spokojnie wpatrując się w ich czułe pieszczoty i myśląc jednocześnie, jak dobrze byłoby być na miejscu tej dziewczyny. Kolejny pocałunek, kolejne spojrzenie i delikatne muśnięcie się dłońmi. W końcu nie wytrzymałem i dość energicznie wstałem z fotela. Cała obecna w pomieszczeniu trójka spojrzała na mnie. Zayn- ostatnia z będących tu postaci jest drugim z moich najlepszych przyjaciół i bardzo dobrze wie o moich uczuciach do Payne'a. Co więcej rozumie mnie i wspiera, gdy jest mi ciężko. Z rozmyśleń wyrwał mnie aksamitny głos Liama.
-Wszystko w porządku, Niall?
-Tak, oczywiście. Po prostu ten film zaczyna robić się nudny... Gdybyście coś chcieli, wiecie gdzie mnie szukać. Popiszę trochę z fanami na Twitterze. 
-Jasne. Hej, a może włączymy coś innego? Zayn, co ty na to?
-Właściwie to... Wiesz co, ja też już pójdę do siebie. 
Payne przytaknął jedynie i już po chwili maszerowałem za Zayn'em do mojego pokoju. Oboje położyliśmy się na moim łóżku i leżeliśmy tak w ciszy. Dopiero on pierwszy ją przerwał, odzywając się swoim lekko zachrypniętym głosem.
-Niall... Jak ty to znosisz?
-Jakoś... Nie wiem...
-Jest ci... ciężko?
-A tobie by nie było?
-Racja. Głupie pytanie. Niall...
-Słucham.
Chłopak dźwignął się i już po chwili był nade mną. Trochę zdziwiła mnie jego nagła potrzeba bliskości. Zbliżył swoją twarz do mnie na dość niebezpieczną odległość. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, lub zrobić, nasze usta złączyły się. Musze powiedzieć, że Zayn całował wspaniale. Trochę zbyt natarczywie, ale to mi się nawet podobało. Po chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Niezbyt wiedziałem, co miał znaczyć ten pocałunek. 
-Co to było?
-Pocałunek.
-To wiem. Tylko czemu mnie pocałowałeś?
-Nie podobało ci się?
-Tego nie powiedziałem.
-Więc przestań zadawać tyle pytań. 
-Po prostu chcę wiedzieć, czemu to zrobiłeś...
-Po prostu chciałem cię pocałować. Ty na pewno też nieraz miałeś ochotę pocałować Liama. Tyle, że ja mam więcej odwagi, mój mały Irlandzki chłopczyku. I nawet wiedząc, że mnie nie kochasz i tak myślę, że warto spróbować. 
Przytaknąłem jedynie. Czy mi się wydaje, czy Zayn właśnie wyznał mi miłość? Nim się obejrzałem leżał już obok mnie wpatrując się w sufit. Przekręciłem lekko głowę posyłając mu pytające spojrzenie. Nie minęła nawet sekunda, a on już siedział na mnie okrakiem, namiętnie całując moje lekko spierzchnięte wargi. Oderwał się dosłownie na moment, tylko i wyłącznie, by zapytać:
-Co powiesz na to, żebyśmy się pobawili?
-Pobawili?
Posłał mi jedynie figlarny uśmiech i powoli oblizał wargi. Tak, Zayn ociekał seksem nawet wykonując tak małe gesty. 
-Gdyby Liam dał ci możliwość... Spędzenia z nim jednej upojnej nocy, a potem zapomnienia o tym wszystkim i powrocie do normalnego życia. Bez żadnego wiązania się, ani późniejszych wyrzutów czy żalów. Po prostu sex, a potem już tylko przyjaźń. Chciałbyś tego? Zgodziłbyś się? 
-Nie wiem.
-Dlaczego? To przecież świetna okazja, aby się zaspokoić. Niczego byś nie stracił, a zyskałbyś przynajmniej nowe doświadczenie. 
-Mówisz o tym jakby to była tylko zabawa.
-Bo to jest tylko zabawa. Niall, ja nie mówię o kochaniu się. Mówię o zwykłym seksie. Bez uczuć, bez emocji. Tylko fizyczne zbliżenie. 
-Hm... Myślę... Myślę, że bym się zgodził. 
-To dobrze. Więc oto ostatnie pytanie tego wieczoru. Niall'u Jamesie Horanie, czy pozwolisz mi spędzić ze sobą jedną upojną noc i zaspokoić swoją żądzę bliskości z tobą, w zamian za spokój i późniejsze zapomnienie?
-Chcesz się ze mną przespać?
-Tak. To właśnie mam na myśli, chociaż starałem się ująć to trochę delikatniej... Ale skoro już tak bardzo chcesz nazywać rzeczy po imieniu, to dobrze. Podobasz mi się i będę wdzięczny jeśli choć przez chwilę pozwolisz mi być dla siebie kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Oczywiście jeśli nie chcesz, zrozumiem... Więc? Jaka jest twoja odpowiedź?
-Zayn, jesteś niesamowicie pokręconą osobą... Ale dobrze, możemy spróbować. 
Ledwo zdążyłem skończyć zdanie, gdy on po raz kolejny wpił się w moje usta. Odwzajemniałem każdy pocałunek i gdy tylko pozbyliśmy się górnych części naszej garderoby, Zayn zabrał się za rozpinanie mi spodni. Właśnie zamierzał je ze mnie ściągnąć, gdy ktoś bez pukania wpadł do pokoju. Lekko przestraszony spojrzałem w kierunku drzwi. O matko boska... Już gorzej być chyba nie może. Liam stał w progu patrząc na nas, jakby zobaczył ducha. Miska z chipsami, którą jeszcze przed chwilą trzymał w dłoni, teraz z hukiem wylądowała na podłodze, rozsypując mi po pokoju jej zawartość. Automatycznie wstałem do pozycji siedzącej, jednocześnie zwalając z siebie równie przerażonego Malika. 
-Ja... Ja tylko... Przepraszam, już nie przeszkadzam. 
Chciałem coś powiedzieć, jakoś mu to wyjaśnić, nim jednak zdążyłem cokolwiek z siebie wydusić, chłopaka nie było w pokoju. Niemal natychmiast wstałem i zarzucając na siebie koszulkę, a następnie zapinając spodnie, wyszedłem z pokoju rzucając jedynie coś w stylu 'dokończymy to później'. Pierwszym miejscem, do którego się udałem była sypialnia Liama. Chociaż nic nas nie łączyło, czułem, że jestem mu winien wyjaśnienia. To głupie, prawda? Przecież nie muszę się mu tłumaczyć, a jednak zamierzam to zrobić. Zapukałem delikatnie i nie czekając na pozwolenie, wszedłem. Payne leżał na łóżku zasłaniając rękoma twarz. Przymknąłem cicho drzwi i podszedłem bliżej, by móc spokojnie usiąść na krawędzi łóżka, jak to zazwyczaj robiłem w trakcie pobytu w tym pomieszczeniu. 
-Liam, ja... To nie jest tak ja myślisz...
-Niall... Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś gejem?
-To... Liam, to jest naprawdę skomplikowane. 
Zanim jeszcze skończyłem mówić, chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. O dziwo jego mina wydawała się być jakaś... smutna.
-Czy ty... Spotykasz się z Zayn'em? Coś was łączy?
-Nie... Nie, to był pierwszy raz... Ja właściwie nawet nie wiem jak do tego doszło... 
-Czujesz coś do niego?
-Oczywiście, że nie. Jest moim przyjacielem, ale co to za pytania?
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale poczułem jak ktoś zamyka mi usta pocałunkiem. Chwila, chwila. Czy Liam Payne właśnie mnie całuje? To się dzieje naprawdę? To nie jest sen? Oderwałem się niemal natychmiast. Wydawał się jakoś zaskoczony tym.
-Liam, co ty robisz? Co z Danielle? Przecież... Przecież wy...
-Podobno jesteśmy razem.
-Podobno?
-Tak samo podobno, jak podobno ty jesteś hetero.
-Co to znaczy?
-Kocham cię. 
Zamarłem. Powiedział to tak szybko i z taką łatwością, że nie byłem pewien, czy aby na pewno się nie przesłyszałem. On chyba zauważył moje niedowierzanie, bo kontynuował.
-Wiem, to może ci się wydać dziwne. Może i powinienem ci o tym powiedzieć od razu... Ale byłem pewien, że podobają ci się kobiety, więc... No i zrezygnowałem. Potem zbliżyłem się z Danielle i pomyślałem, że ona będzie dobrą odskocznią.
Nie mogłem wyjść ze zdziwienia po jego wyznaniu. Od tak dawna mi się podoba, a ja się teraz dowiaduję, że to z Danielle było tylko  po to, żeby zapomniał o mnie? Przecież... Przez tak długi czas żyłem w przekonaniu, że nie mam u niego najmniejszych szans, podczas gdy on się we mnie podkochiwał? Od tam dawna mogliśmy być przecież razem... Tyle cierpienia... Zdezorientowany opadłem bezsilnie na łóżko. Odetchnąłem ciężko i zakryłem oczy ręką, aby móc spokojnie to wszystko przemyśleć. W sumie doszedłem do wniosku, że ta cała sytuacja jest jakaś nienormalna i nawet... zabawna. Te podchody i to wszystko. 
-Liam, jesteś... Jesteś naprawdę beznadziejny. 
Spojrzałem na niego. Głowę miał spuszczoną i uciekał gdzieś wzrokiem.
-Niall, mam nadzieje, że... Jeśli nic do mnie nie czujesz... Mam nadzieje, że to nie zniszczy naszej przyjaźni. 
Spojrzałem na niego jak na idiotę. 'Jeśli nic do mnie nie czujesz'?! Debilu, oddałbym wszystko, żeby być z tobą. Teraz już po prostu nie mogłem się powstrzymać. Natychmiastowo podniosłem się i wpiłem w jego usta. Smakowały tak wspaniale... Nim się obejrzałem chłopak pogłębił pocałunek, wplatając palce w moje włosy.W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wreszcie...
______________________________________________________________
Och, wreszcie napisałam jakiegoś Niama, bo już się tak z tym męczyłam... I pytanie- co wy na to, żebym napisała część 2 tego One-shota? Chcecie? :) xx

Amare - Rozdział 2

Obudziłem się dość wcześnie. Na szczęście była niedziela i nie musiałem iść dziś do szkoły. Na szczęście, bo spotkanie z tą bandą półgłówków jedynie popsułoby mi humor, który zyskałem dzięki Lou. Miałem nadzieje, że dziś też spotkam się z nim. Ziewnąłem i powoli podniosłem telefon na wysokość moich oczu. Chciałem sprawić, która dokładnie jest godzina, czekała mnie jednak miła niespodzianka. 'Jedna nieodebrana wiadomość od...' nie znałem tego numeru, ale w głębi serca modliłem się, by był to Louis. Nie czekałem zbyt długo. Zresztą ja zawsze byłem w gorącej wodzie kąpany. 
'Hej, Harry. Śpisz już? Mam nadzieje, że nie zanudziłem cię na śmierć :) Co powiesz na to, żebyśmy spotkali się też jutro? Przepraszam, jeśli się narzucam... Mam po prostu wolne i niezbyt wiem co robić... Louis. xx'
Uśmiechnąłem się na sam widok 'xx' na końcu. Awww. Jakie to urocze...
'Przepraszam, że dopiero teraz, ale zasnąłem. Nie, naprawdę świetnie się bawiłem. No i z chęcią spotkam się z tobą dzisiaj. Powiedz tylko gdzie i o której :) Harry. xx'
Odłożyłem telefon na szafkę i wstałem, aby się ubrać. Gdy tylko narzuciłem na siebie jakiś dres, zbiegłem na dół, gdzie czekała już na mnie matka ze śniadaniem. 
-Wychodzisz gdzieś dziś?
-Tak, chyba tak. A czemu pytasz?
-Z Louisem?
-Tak mamo, z Louisem. Masz coś do tego?
-Nie, nie... Po prosu nie znam go... Nie wydaje mi się, że ktoś kto porzucił studia, żeby pracować w sklepie spożywczym, może dać ci dobry przykład. A może po prostu wyrzucili go ze studiów? Nie pomyślałeś o tym?
-Mamo, rodzice Lou wyrzekli się go, więc musiał porzucić studia, żeby przeżyć. Dlaczego oceniasz kogoś, kogo nawet nie widziałaś? On jest naprawdę  porządnym chłopakiem. 
-Ach, więc w dodatku rodzice się go wyrzekli? Naprawdę myślisz, że zadawanie się z kimś takim jest dobre? Nie zabraniam ci się z nim spotykać. Chce tylko, żebyś to przemyślał.
-Proszę cię, chociaż raz nie wtrącaj się w moje życie! Czepiasz się wszystkiego, a gdybyś go poznała, jestem pewien, że pokochałabyś go. Jest miły, uprzejmy, dobrze wychowany i bardzo pomocny!
-Nie czepiam się! I nie mów do mnie tym tonem! Jestem twoją matką! Poza tym posłuchaj siebie sam! Rodzice wyrzekli się go, porzucił studia, mieszka sam i pracuje w sklepie monopolowym. Jak to brzmi? Takie osoby nazywane są 'marginesem społecznym' i jestem święcie przekonana, że rodzice nie wyrzucili go z domu, od tak sobie! Jeszcze będziesz mi płakał, jak bardzo ten chłopiec cię skrzywdził!
Naprawdę miałem dość mojej matki. Zazwyczaj mieliśmy naprawdę dobry kontakt, ona zawsze mnie rozumiała... Co ją teraz napadło? Nie chcąc dalej kontynuować, tej jakże ciekawej wymiany zdań, udałem się w kierunku wyjścia z kuchni, lecz znów zatrzymał mnie jej głos. Tym razem łagodniejszy, jakby pełen troski.
-Harry, poczekaj.
-Hm? Coś jeszcze?
-Czy ten chłopiec wie... No wiesz... Czy powiedziałeś mu, że...
-Nie, ale gdybym nawet mu o tym powiedział, jestem pewien, że nie zachowałby się tak jak ojciec. On naprawdę jest inny. Zresztą poznasz go pewnie kiedyś.
-Nie byłabym tego taka pewna. Zobaczysz, jeszcze się przejedziesz na tej swojej ufności.
Wyszedłem. Możliwe, że mówiła coś dalej, ale niezbyt słuchałem. Spokojnym krokiem udałem się do pokoju, aby sprawdzić, czy Lou już odpisał. Swoją drogą, znam go od dwóch dni, a już traktuje jak najlepszego przyjaciela. Może faktycznie jestem zbyt łatwowierny? Mimo to nie uwierzę, że Louisowi przeszkadzałby fakt, iż jestem homo. Z kanapką w buzi podniosłem telefon i mimowolnie uśmiechnąłem się. To aż cud, że kanapka nie wylądowała na ziemi. 'Jedna nieodebrana wiadomość od...' No tak, muszę sobie zapisać jego numer. Myślę, że nie pogniewa się, jeśli zapiszę go sobie jako LouLou. To do niego pasuje. 'Co powiesz o 15 na boisku przy twojej szkole? Jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę jeszcze trzech kumpli i pogramy w nogę. Co ty na to? Louis. xx' No nie wiem... Miałem nadzieje, że będziemy we dwójkę. Taki układ bardziej mi pasował... No i naprawdę trochę bałem się, czy jego znajomi nie okażą się być tacy sami, jak wszyscy kolesie z mojej szkoły... Chociaż z drugiej strony to znajomi Lou... Oni nie mogą być jacyś straszni. Może okażą się być miłymi, normalnymi gośćmi i przynajmniej nie będę jakimś 'Forever Alone'. Wreszcie... Dobrze by było. 'Jasne, nie ma sprawy. To do 15 :) Harry. xx' Spojrzałem na zegarek. 11.03... boże, czemu ten czas tak wolno leci? I co ja mam robić przez 4 godziny? Zrezygnowany zwlokłem się znów na dół i zasiadłem przed telewizorem. Leciał maraton jakichś kabaretów. Co chwilę spoglądałem na zegarek z nadzieją, że jakimś cudem 4 godziny zamienią się w 5 minut. Około 13 kabarety się skończyły i poczułem, że jestem szczerze znudzony. Posiedziałem jeszcze chwilę, po czym mama zawołała mnie na obiad. Na szczęście nie poruszała już tematu Louisa, bo jedynie zepsułaby mi humor. Chociaż nie byłem jakiś wyjątkowo radosny. Było mi... nijak. W końcu wybiła 14. Do mojej szkoły idzie się spacerkiem max 15 minut. Przygotowania, aby wypaść jak najlepiej zajęły mi około pół godziny. Boże, grzebałem się dłużej niż niektóre kobiety... Odetchnąłem ciężko po czym dosłownie na moment włączyłem laptopa. Mój Twitter jak zwykle świecił pustkami. Sprawdziłem jedynie co na świecie słychać i zdałem sobie sprawę, że powinienem już wychodzić. Ubrany w beżowe rurki, t-shirt z jakimś napisem i trochę za dużą bluzę. Dopiero przechodząc obok przystanku autobusowego, który znajdował się dosłownie kawałek od mojej szkoły, zorientowałem się, że chyba nigdy nie byłem na boisku szkolnym poza godzinami lekcyjnymi. Bo niby z kim miałbym tam chodzić? Skręciłem za budynek szkoły i ujrzałem czterech kolesi podobnej budowy i trzy stojące obok dziewczyny. Od razu rozpoznałem Lou. Radośnie niczym małe dziecko popisywał się jak świetnie idzie mu drybling. Podszedłem bliżej i nie musiałem nic robić, bo chłopak od razu mnie zauważył. Podbiegł do mnie i... Łał, Harry. On cię uściskał. Jakbyście byli najlepszymi kumplami. Pachniał tak ładnie, że chyba nigdy nie zapomnę jego zapachu. Wreszcie odsunął się ode mnie i ruchem ręki zawołał resztę bandy. Swoją drogą miał niezłą ekipę. Ja nigdy nie miałem więcej niż jednego znajomego, który był równie nielubiany jak ja. 
-To jest właśnie Harry. Och, a to jest Niall, Liam i Zayn- wskazał po kolei na każdego z chłopaków. Spojrzałem przelotnie na dziewczyny, które podeszły, lecz nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Lou kontynuował- No i to jest Danielle- dziewczyna Liama, Eleanor i Rose. Skoro już wszyscy się znamy to może zaczniemy grać?
Uśmiechnąłem się do każdej z przedstawionych mi postaci po czym zlustrowałem ich od stóp do głów. Najbardziej w oczy rzucił mi się Zayn, którego bardzo dobrze kojarzyłem z mojej szkoły. Co prawda nigdy nie miałem możliwości zamienienia z nim ani zdania, był jednak jedną z najpopularniejszych osób, więc lekko skrzywiłem się na myśl co może być dalej. Chłopak był wysokim mulatem o zawsze perfekcyjnej fryzurze i idealnie dobranym stroju. Dwójkę pozostałym również znałem z widzenia. Niall był chyba najniższy z nas wszystkich i wyglądał jakby był tu z przymusu. Naprawdę wydawało mi się, że wolałby teraz siedzieć w domu, niż przebywać w naszym towarzystwie. Liam z kolei jako jedyny od razu wydał mi się przyjazny i zauważyłem to już w szkole, mijając go gdzieś na holu. Zawsze uśmiechnięty i miły. Cała trójka była w ostatniej klasie mojego liceum. Dziewczyny z kolei wyglądały tak jakby inaczej. Danielle była wysoką i szczupłą brunetką o niesamowicie kręconych włosach i śniadej cerze. Eleanor, która od razu wydała mi się być w bliskich stosunkach z Lou, miała lekko falowane, ciemne włosy i od razu szło poznać, z jak bardzo zamożnej rodziny pochodzi. Wyglądem odbiegała od nich trzecia z dziewczyn. Niska o jasnej cerze i czerwonych, na pewno farbowanych włosach. Wydawała się być jakaś odległa i niezbyt zainteresowana czyimkolwiek towarzystwem. Trochę typ buntowniczki. Z rozmyśleń i oceniania mojego nowego towarzystwa, wyrwał mnie głos mulata.
-Lou, chyba nie zauważyłeś, ale jest nas nieparzyście. To jakie będą drużyny?- jego głos był niski i jakby to ująć... ciężki, ale przyjazny. Nie słyszałem ani odrobiny drwiny, niechęci czy ironii. Może faktycznie nie należy oceniać książki po okładce?
-Hm... Ja mogę być z Harrym, na waszą trójkę.- Spojrzałem na niego pytająco. Czy on zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem zbyt dobry w te klocki? Nigdy nie grałem ze znajomymi, jedynie na wf, ale to również z niechęcią, gdyż mało kto chciał do mnie podawać piłkę. Nie wysilałem się więc specjalnie. 
-To może weźcie jeszcze Liama? Żeby szanse były wyrównane. Ja i Zayn kontra ty, Harry i Liam. Ok?- Ten mały i niezbyt przyjazny koleś, jakoś się ożywił. Wiatr zaczął bawić się jego roztrzepanymi, rozjaśnianymi końcówkami, podczas gdy ja studiowałem jego akcent. Lou przytaknął i już po chwili zaczęliśmy grać. Tak naprawdę to Niall i Zayn byli świetni. Powinni to robić zawodowo. Lou również dobrze grał. Jedynie ja i Liam jakbyśmy nie odnajdywali się w tym. Niby byliśmy dobrze wysportowani, ale takie gry nie były moją mocną stroną. Co więcej gra zespołowa, gdy wszyscy traktują cię na równi, jest o wiele milsza. Nie myślałem, że można tak dobrze się podczas niej bawić. W końcu, gdy graliśmy już dobre dwie godziny bez przerwy, stwierdziliśmy, że czas na odpoczynek. Schodząc z murawy usiedliśmy na idealnie zielonej trawie, zaraz obok trójki dziewczyn. Oparłem się głową o siatkę za mną i cieszyłem się z odpoczynku.
-Hej, co powiecie na to, żeby pójść gdzieś do pubu? Napić się zimnego piwka i pogadać... - spojrzałem na Zayn'a, który właśnie się rozmarzył.
-Harry nie może, wciąż ma 17. - Gdyby nie Lou pewnie zupełnie był o tym zapomniał. Poczułem się trochę głupi. Głupio by mi było iść tak i podczas gdy oni piją na luzie piwo, jak popijam soczek jabłkowy czy coś w tym stylu. Jakbym był dzieckiem. 
-Ach, no racja... - Byłem zupełnie przygotowany na jakieś drwiny w moją stronę, jednak o dziwo się ich nie doczekałem.- To może skoczymy do nas? Niall, chyba nie wychlałeś tego sześciopaku?
Blondyn pokiwał przecząco głową po czym poczułem na sobie uważne spojrzenie każdej z obecnych tu osób. Niezbyt to rozumiałem, na szczęście Lou mnie oświecił.
-Harry, piłeś kiedyś?- On naprawdę myśli, że ja jestem jakiś niedorobiony? Może i nie mam zbyt dużo znajomy, praktycznie nie mam prawie żadnego, ale oczywiście, że piłem piwo. Zaśmiałem się nerwowo i przytaknąłem. Nie minęła nawet minuta, a my już szliśmy w kierunku zupełnie mi obcym. Spojrzałem przelotnie na zegarek. 17.30. W końcu dotarliśmy do jakiejś starej kamienicy. To tu, na pierwszym piętrze mieszkał mulat wraz z blondynem. Mieszkanie ich urządzone było dość minimalistycznie, ale przynajmniej był porządek. Usiadłem obok Lou i Niall'a. W jednym z foteli zasiadł Liam z Danielle na kolanach, a na drugiej, dwuosobowej kanapie siadła Eleanor i Zayn. Rose z kolei wysłana została do kuchni po zimne piwa. Każdy rozsiadł się wygodnie, a ja czułem się trochę dziwnie. Byłem tu pierwszy raz w dodatku z ludźmi, których ledwo znam. Oni wszyscy byli jednak naprawdę mili. Gdy tylko w pokoju zjawiła się mała, ruda postać, cisza ustała. Dziewczyna postawiła piwa na stole, sama zaś zaczęła wpychać się między Zayn'a, a Eleanor.
-Zayn, rusz dupe! Rozsiadłeś się i teraz dla mnie nie ma miejsca.- wyglądała na trochę złą, ale była to tylko taka przyjacielska kłótnia- zabawa, której nikt nie brał na poważnie.
-Spieprzaj. Siedź na podłodze.- Na sam dźwięk głosu Malika, ruda zaczęła wciskać się jeszcze bardziej między nich- No... Rose, do cholery... Schudnij, to się zmieścisz!
-Zero kultury. Gościom się ustępuje!
-A jaki tam z ciebie gość? Jesteś tu stanowczo za często, jak na gościa! 
W końcu udało jej się rozepchnąć ich wystarczająco, by mogła spokojnie usiąść. Chociaż widać było, że jest im trochę ciasno. Lou podał mi zimny napój, a ja bez zastanowienia otworzyłem butelkę i wziąłem dość dużego łyka. Tak, właśnie tego mi było trzeba po tym całym bieganiu na boisku w tą i z powrotem. 
-Więc... Harry, powiedz nam coś o sobie? 
-No to ten. Powinniście go kojarzyć, bo chodzi z wami do liceum. No i od kilku tygodni mieszka tu z mamą, wcześniej mieszkali w Holmes Chapel...- Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Lou przejął pałeczkę. Szczerze mi to nie przeszkadza, bo nie lubię o sobie mówić. 
-Lou, od kiedy masz na imię Harry? - Głos najmłodszej wydawał się ociekać sarkazmem, ale wciąż był przyjacielski. 
-Właściwie to nie wiem, ale to ładne imię, prawda?- Brunet zaśmiał się niemal równo ze mną. Wow, to takie miłe. Siedzieć spokojnie na luzie, nie przejmując się co kto o tobie pomyśli. Oni są zupełnie różni, a wydają się być najlepszymi przyjaciółmi.

wtorek, 5 czerwca 2012

Amare - Rozdział 1

'Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście' Ale co jeśli obok ciebie nie ma nikogo, kogo dłoń mógłbyś ścisnąć? I czym właściwie jest szczęście? Jak ono smakuje? Zamykam oczy i mogę je sobie tylko wyobrazić... Ale czy moja wyobraźnia zdoła odtworzyć uczucie, którego możliwe, że nigdy nie czuła? ~Mam na imię Harry Styles i spróbuję choć przez chwilę ścisnąć twoją dłoń. Byłbym w stanie cię uszczęśliwić, wiem to. Pytanie brzmi, czy pozwolisz mi na to? 


Nazywam się Harry Styles. Mam 17 lat i od kilku tygodni mieszkam w Londynie. Jaki jestem? Spontaniczny i chyba zbyt ufny. Można by nawet rzec- dziecinny. Ale mniejsza z tym. Nie lubię mówić o sobie...  Ogólnie bałem się przeprowadzki. Nowe miejsce, nowi ludzie... A ja nie jestem mistrzem w nawiązywaniu nowych kontaktów. Wydaje mi się, że jestem dość zamknięty w sobie na większą część otoczenia. Ktoś naprawdę musi mi przypaść do gustu, abym go polubił i jakoś się przed nim otworzył. Ale gdy już uda się komuś zdjąć ze mnie maskę obojętności i lekkiej aroganci, okazuję się być niesłychanie roztargniony, lekkomyślny. Jak minęły mi pierwsze tygodnie w stolicy Anglii? Fatalnie. To jest jeden wielki koszmar. Moja klasa wręcz mnie nienawidzi. Zlewają mnie na każdym kroku twierdząc, że skoro pochodzę z mniejszej miejscowości jestem jakimś wieśniakiem, czy bóg jeden wie kim. Poza tym większość chłopaków uważa, że jestem babski... To nie moja wina, że mam burzę loków, wielkie zielone oczy i dołeczki, które przynajmniej mi zawsze wydawały się urocze. Myślę też, że jeśli chodzi o moją budowę ciała, to nie jest źle. Jestem naprawdę dobrze wyćwiczony i w starciu ze mną niejeden z nich zostałby powalony bez większego problemu. Ale naprawdę nie lubię się bić... Nigdy nie byłem agresywny, chociaż ta hołota z mojej nowej szkoły doprowadza mnie do białej gorączki. Większość z nich to napakowani piłkarze, ewentualnie koszykarze. No i jest naprawdę mało fajnych dziewczyn. Wszystkie wydają się być typowymi plastikami w za małych, różowiutkich ciuszkach i z toną tapety. Są tak tandetne, że głowa boli.
Pewnego piątkowego popołudnia jak zwykle wracałem ze szkoły tą samą drogą. Na dworze było naprawdę ciepło, a torba na moim ramieniu niesamowicie mi ciążyła. Sięgnąłem ręka do kieszeni by wyłowić z niej jakieś drobniaki. Z nadzieją, że starczy mi na chociażby najmniejszy kartonik picia, wszedłem do pierwszego lepszego sklepu. Zwykły monopolowy, nic szczególnego. Co chwilę skręcałem między jakieś regały, nigdzie jednak nie mogłem znaleźć picia. Jedynie litrowe butle oranżady, lub wody mineralnej. Zrezygnowany już miałem zamiar wyjść, gdy za ladą sprzedawcy dostrzegłem idealnie poukładane butelki z przeróżnymi napojami.
-Co podać?
Po pomieszczeniu rozniósł się delikatny głos ekspedienta. Nie zwracając na niego uwagi wskazałem na jakiś kartonik z sokiem pomarańczowym, po czym znów wygrzebałem z kieszeni drobniaki. 
-1.35 się należy.
Lekko niezadowolony zacząłem podliczać groszaki, które wygrzebałem z dna kieszeni. Już po chwili z niesmakiem zdałem sobie sprawę z tego, że chyba się przeliczyłem. Cudem udało mi się znaleźć 75 centów, a co tu mówić o kolejnych 60. Spojrzałem na mężczyznę i poczułem się jakoś nieswojo. On odbiegał wyglądem od typowych sprzedawców. Był tylko trochę starszy ode mnie i miał naprawdę niesamowitą urodę. Delikatne rysy twarzy i lekko zarumieniona cera. Był szczupły i dosłownie troszeczkę wyższy ode mnie. Co więcej urzekły mnie jego jasne, niebiesko- szare oczy, spoglądające na mnie radośnie spod idealnie ułożonej grzywki. Nie wiem czemu, ale od razu mi się spodobał. Miał w sobie to coś... Ach, no tak. Czy wspominałem już, że jestem gejem? Chyba nie. Właściwie sam wiem o tym dopiero od roku. Na początku odrzucałem od siebie tę myśl jak tylko mogłem, ale z czasem można się z tym pogodzić. Nie mogę przecież nic poradzić na to jak moje ciało reaguje na widok przystojnego mężczyzny. A ten chłopak miał wręcz anielską urodę. Dosłownie czułem jak za sprawą jego przeszywającego wzroku robi mi się gorąco. 
-Um... Nie starczy mi...
Skrzywiłem się lekko, po czym chowając garść drobniaków do kieszeni, już zamierzałem wyjść ze sklepu. W sumie to było trochę poniżające. On mi się naprawdę spodobał, a teraz pewnie tak jak cała reszta pomyśli o mnie jak o jakimś biedaku, którego nie stać na zwykłe picie za 1.35. Beznadzieja. Właśnie zrobiłem krok w kierunku drzwi, gdy on po raz kolejny odezwał się tym swoim melodyjnym głosem. 
-Nieważne. Możesz wziąć to picie. Na koszt firmy. Straszny dziś upał...
Uśmiechnął się do mnie promiennie sprawiając, że aż szerzej otworzyłem oczy. Miał taki niesamowity uśmiech... W ogóle cały był jakiś zbyt idealny. Podał mi mały, pomarańczowy kartonik, a ja lekko zawahałem się, czy aby na pewno powinienem się zgodzić. 
-Dz... Dziękuje. 
Stałem tak chwilę wpatrując się w kartonik z piciem. Nie chciałem iść... Wolałbym już tu stać i gapić się na niego jak ostatni idiota, niż wrócić do domu i nie wiadomo kiedy znów móc zobaczyć jego twarz. Chciałem coś powiedzieć, ale wszystko co przychodziło mi na myśl, zdawało mi się jakieś głupie i bezsensowne. Harry, albo mi się wydaje, albo właśnie się zakochałeś. 
-Nazywam się Louis Tomlinson. Miło mi cię poznać.
-Harry Styles. Wzajemnie. 
Na szczęście to on pierwszy wyciągnął dłoń w moim kierunku, jednocześnie przedstawiając się. Czułem, że wypadałoby już iść, albo zacząć jakiś temat... Ale o czym można pogadać ze sprzedawcą? Mam go zapytać jak mu mija dzień? Przecież ja go nie znam... To nie powinno mnie nawet obchodzić. Przygryzłem dolną wargę zastanawiając się jakby to zrobić, żeby móc spędzić z nim chociażby kilka minut więcej. 
-Wszystko dobrze? Może źle się czujesz? Wiesz, przez ten upał mogłeś się nabawić jakiegoś udaru czy czegoś w tym stylu. 
-Nie, nie. Wszystko dobrze. 
Jaki ja głupi! Dlaczego nie powiedziałem mu, że kręci mi się w głowię czy coś?! Może pozwoliłby mi tu zostać jeszcze trochę... 
-Na pewno? Jeśli chcesz trochę odpocząć, to na zapleczu mamy krzesła... Posiedzisz trochę, napijesz się czegoś zimnego. To nie problem, a wolę to niż żebyś wyszedł i zemdlał gdzieś na ulicy. 
Zastanawiałem się chwilę... Chyba nie powinienem go okłamywać, prawda? Z resztą o czym ja w ogóle myślę. On na pewno ma dziewczynę, może nawet narzeczoną. A ja zachowuje się jakbym planował go poderwać. Głupi jesteś, Harry. Mimo to posiedzenie trochę czasu w miłym towarzystwie, którym on bezsprzecznie był, zdawało mi się niesamowicie kuszącą propozycją. Skinąłem głową dając mu do zrozumienia, że z chęcią skorzystam z jego propozycji. Chłopak wpuścił mnie za ladę, po czym delikatnie kładąc rękę na moich plecach, zaprowadził na podłużny korytarz. Skręciliśmy w drugie drzwi po lewej. Okazało się, że za nimi znajduje się mały, drewniany stoliczek i dwa krzesełka. Z boku stał też blat, trochę przypominający kuchenny, na którym postawiony był czajnik elektryczny i jakieś kubki. No i zapomniałem wspomnieć, że w roku stała mała lodóweczka. Niezłe wyposażenie jak na zwykły sklep monopolowy. Usiadłem na jednym z krzesełek i czekałem, aż chłopak poda mi butelkę wody, którą właśnie wyciągnął z lodówki. Odkręciłem ją i wziąłem dość duże, dwa łyki. Mój towarzysz z kolei usiadł naprzeciwko mnie i uważnie przyglądał się każdemu ruchowi, który wykonywałem.
-Możesz zostawić tak sklep bez opieki?
-Jak to bez opieki? Spokojnie, są tam jeszcze Jess i Diana. Dadzą sobie radę beze mnie. 
Przytaknąłem jedynie po czym po raz kolejny popijając wodę, kątem oka zauważyłem jak chłopak ucieka gdzieś wzrokiem. Ja z kolei nie mogłem się powstrzymać i raz po raz lustrowałem go od stóp do głów. Posiedzieliśmy tak chwilę, po czym chłopak wreszcie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Boże, tonę w jego oczach. Dosłownie tonę.
-Już ci lepiej?
-Tak... W sumie tak. Naprawdę nie musiałeś się tak o mnie martwić... Nic mi nie jest. Jest po prostu trochę gorąco i to tyle.
-Nie kłam. Przecież widziałem jaki czerwony byłeś. Z resztą sam niedawno chodziłem do szkoły i wiem ile książki ważą. Ta torba zdecydowanie nie wygląda na lekką. 
Byłem czerwony? O mój boże... Obawiam się, że to wcale nie wina upału, ale jego spojrzenia. Dobrze, że się nie domyślił. No ale przynajmniej znalazłem punkt zaczepienia, żeby móc spokojnie rozpocząć jakąś rozmowę. 
-Chyba nawet bardzo niedawno. Wyglądasz strasznie młodo. Aż dziwne, że ktoś taki już pracuje... Ile właściwie masz lat, jeśli można spytać?
-Haha. Nie wyglądam aż tak młodo, ale to miłe. Dwadzieścia, a ty?
-Siedemnaście. 
-O widzisz, całe życie przed tobą!
-Nie przesadzaj. Jesteś tylko trzy lata starszy. 
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Nawet nie wiecie, jakie to było miłe. Jakoś tak poczułem, że z nim będę mógł się zaprzyjaźnić... Chociaż szczerze wolałbym coś więcej... Ale pomińmy to. Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o wszystkim i o niczym. Lou jest niesamowicie otwartą osobą. Niezwykle pozytywną i racjonalną. Ale wszystko co piękne nie trwa wiecznie.
-Myślę, że skoro czujesz się już lepiej, to ja będę wracał do pracy. Niestety nie płacą mi za siedzenie i rozmawianie z klientami. 
-Och... No tak. To ja się będę już zbierał.
Szczerze nie miałem ochoty wychodzić. Już otwierałem drzwi, gdy zatrzymał mnie jego głos. On sprawiał, że moje serce drżało i skakało z radości. 
-Hej, wiesz co... Jutro o tej porze powinienem kończyć zmianę... Jeśli nie miałbyś nic ciekawszego do roboty, to może wpadniesz po mnie i pojedziesz ze mną i moimi młodszymi siostrami nad jezioro? 
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wiele radości dało mi te kilka słów. Automatycznie na mojej twarzy zagościł uśmiech i miałem ochotę podskoczyć. Tak, Styles. Nie dość, że się zakochałeś, to jeszcze wpadłeś w to po uszy.
-Jasne. Tak, z chęcią. To... Do jutra Louis!
Chłopak zaśmiał się jedynie na widok mojej radości, po czym dodał:
-Do jutra, Harry.
Niemal wybiegłem ze sklepu. Przez cały dzień rozmyślałem jak miło będzie spędzić z nim jutro trochę czasu. No i nad jeziorem... Spokojnie będę mógł przyglądać się jego zapewne idealnie wyrzeźbionemu ciału. Myślałem, że czas dłużył mi się niesamowicie od pożegnania do wieczoru, ale dopiero przedpołudnie następnego dnia trwało dla mnie wieki. W końcu wybiła 13 i stwierdziłem, że powinienem spakować się wreszcie. Szybko spakowałem pierwszy, lepszy ręcznik po czym zająłem się wybieraniem kąpielówek. W sumie nie miałem nic ciekawego. Jakieś stare, nieużywane od wieków... Ale to lepsze niż nic. W końcu nie miałem już nic do robienia więc powoli, spacerkiem udałem się do sklepu. Byłem chyba trochę za wcześnie, więc usiadłem na dość szerokim parapecie, który znajdował się przy oknie wystawy. Stałem tak chwilę rozmyślając jakby tu jakoś bardziej zbliżyć się do Louisa, gdy nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi.
-Hej. Czemu nie wszedłeś? Wypuścili mnie trochę wcześniej, ale czekałem na ciebie w środku. Długo tu tak stoisz?
-Nie, nie. Dopiero co przyszedłem... To... Jedziemy?
Chłopak uśmiechnął się jedynie, po czy wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu, podszedł do wyglądającego jak prosto z salonu, czerwonego volvo c30. No i może mi jeszcze powie, że zarobił na niego pracując w sklepie monopolowym? Dobre sobie... Może ma bogatych starszych? Ale w takim razie po co pracuje w monopolowym? Albo ukradł... Nie, on nie skrzywdziłby muchy, a co dopiero ukraść samochód. Rozmyślając tak poczułem jak samochód rusza i jedzie w nieznaną mi stronę.
-Podjedziemy jeszcze po Fizzy i Lottie, dobrze?
-Tak, jasne. Nie ma problemu. 
Chłopak chyba lekko się zmieszał, spojrzałem więc na niego pytająco.
-To może trochę głupio wygląda. My praktycznie się nie znamy, ale lubię cię. No i tak pomyślałem, że i tak dziewczynki zajmą się sobą, więc moglibyśmy pogadać i spędzić miło czas... Dzięki, że się zgodziłeś. 
Dosłownie czułem jak się zarumieniam. Lubi mnie! Oł yeah!
-Nie ma sprawy. I tak pewnie siedziałbym sam w domu... Opcja spędzenia z tobą popołudnia jest dużo bardziej kusząca. 
Gdy już to powiedziałem było za późno. Styles... Jeszcze chwila i palniesz coś gorszego. Poczułem się trochę głupio i napadły mnie obawy, aby nie domyślił się co tak naprawdę miałem na myśli. Podjechaliśmy pod duży, biały dom. Moje twierdzenie odnośnie 'Skąd Lou ma nowiutkie volvo' potwierdziły się. Ma niesamowicie dzianych rodziców. Siedzieliśmy chwilę, czekając na siostry Lou. Wreszcie moja ciekawość zwyciężyła.
-Hej, Lou... Mogę o coś zapytać?
-Jasne. O co chodzi?
-Bo widzisz... Raczej średnio zamożna rodzina nie ma domu takiego jak ten...- wskazałem lekko na biały budynek za oknem, po czym kontynuowałem- więc twoi rodzice są pewnie bogaci... No i tak mnie ciekawi... Skoro jesteś bogaty, to czemu pracujesz w sklepie?
-Moi rodzice są bogaci, nie ja. Nie mieszkam z nimi. Wyrzekli się mnie, gdy tylko skończyłem osiemnaście lat. Sam na siebie zarabiam. 
-Ale... masz samochód prosto z salonu...
-Nie jest prosto z salonu. Ma już dwa lata, ale dbam o niego, więc wygląda jak nowy. Dostałem go jako prezent od matki na osiemnastkę. 
Pokiwałem twierdząco głową. To wszystko wyjaśnia... Tylko czemu jego rodzice wyrzekli się go? Zrobił coś? Może... No tak, skoro pracuje to pewnie rzucił studia... Naprawdę wyrzucili go z domu za taką głupotę? Chciałem o to zapytać, ale akurat do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych z tyłu drzwi. Odwróciłem się i zamarłem. Cała rodzina Lou jest taka idealna? Starsza z dziewczyn miała jakoś koło 15 lat i była naprawdę piękna. Miała długie blond włosy i wielkie niebieskie oczy. Wyglądała jak anioł. Druga nie była dużo gorsza. Jej idealnie lśniące, brązowe włosy sięgały trochę za łopatki. Niestety oczy miała zasłonięte okularami przeciwsłonecznymi. Miała może z 13 lat. Tak myślę. 
-Lou to twój...
-Znajomy. Harry. Och, a to jest Lottie i Fizzy. Harry nie śliń się. To moje siostry.- zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego lekko zły. Nie śliniłem się! Po prostu podziwiałem. Poza tym nie pociągają mnie dziewczyny, no ale on przecież o tym nie wie. Ruszyliśmy i całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce dziewczynki zostawiły nas nieźle w tyle, chyba nie chcąc się do nas przyznawać. Szliśmy więc powoli widząc, jak one zajmują miejsce gdzieś bliżej wody, my z kolei rozłożyliśmy ręczniki bliżej drzew, na uboczu. Nikt nie mógłby przeszkadzać nam w rozmowie. Ściągnąłem koszulkę po czym położyłem się z zamiarem lekkiego opalenia mojego niemal białego ciała. Chłopak poszedł w moje ślady. Gdy tylko jego koszulka wylądowała na krawędzi ręcznika, zapatrzyłem się w niego chyba za bardzo. Spojrzał na mnie pytająco.
-Coś nie tak?
-Nie, nie. Przepraszam.- poczułem jak się czerwienie. Boże... Przyłapał mnie na tym jak gapiłem się na niego. Ale co ja za to mogę? Naprawdę jego klata była... Świetnie umięśniona. Delikatnie, ale mimo to wyglądała perfekcyjnie. Leżeliśmy chwilę w ciszy, aż wreszcie stwierdziłem, że raz kozie śmierć.
-Wiem, że może jestem trochę ciekawski... Ale czemu rodzice wyrzucili cię z domu?
-To... Nie wiem czy powinienem ci to mówić. Mógłbyś zacząć źle o mnie myśleć. 
-To aż tak złe? Naprawdę jestem tolerancyjny. Możesz mi spokojnie powiedzieć. 
-Może... Może później. Ach, no właśnie. Teraz ty powiedz coś o sobie. Na przykład... Kim chcesz zostać? To znaczy, na jakie studia planujesz pójść?
-Ja... Nie wiem tego. Nie myślałem o tym. Czemu ty nie studiujesz?
-Kiedyś studiowałem. Architekturę. Ale potem musiałem zacząć sam na siebie zarabiać no i niezbyt udało mi się pogodzić pracę z nauką. Więc w sumie zdałem pierwszy rok i tyle.
-Nie żałujesz? 
-Oczywiście, że żałuje. Ale nie mogę na to nic poradzić. 
Pogubiłem się trochę. Skoro rodzice nie wyrzucili go z domu, bo rzucił studia... To czemu? 
-Znowu zeszliśmy na mój temat i jak tak dalej pójdzie to niczego się o tobie nie dowiem. Od zawsze mieszkasz w Londynie?
-Właściwie to nie... Od kilku tygodni. Wcześniej mieszkałem w Holmes Chapel, ale rodzice się rozwidli i razem z mamą wyjechałem do Londynu. 
-Twoi rodzice się rozwiedli? To niezbyt miło... 
-Mhm. Masz jeszcze jakieś pytania?
-Haha. Oczywiście. Całą listę. Więc... Masz rodzeństwo?
-Siostrę, ale ona mieszka z ojcem. A ty? Masz jakieś rodzeństwo poza Lottie i Fizzy?
-Mam jeszcze dwie siostry. Bliźniaczki- Daisy i Phoebe. 
Gadaliśmy jeszcze dość długo, aż wreszcie podeszła do nas Lottie stwierdzając, że powinniśmy wracać, bo ich mama będzie się denerwować. Ruszyliśmy więc w stronę samochodu. No ej! Byłem nad jeziorem tyle czasu, a nawet nie wszedłem do wody. Byłem zbyt zajęty rozmową z Lou. Minęło dosłownie kilka minut, a my już byliśmy pod domem dziewczynek. Obie uściskały brata i dziękując za mile spędzone popołudnie, wysiadły. Nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że one obie mnie nie polubiły. 
-Jeśli chcesz, mogę podwieźć cię do domu, tylko powiedz gdzie mieszkasz. 
-W sumie... Byłbym wdzięczny. 
Podałem mu adres i już po chwili staliśmy pod małym, czerwonym domkiem z cegły. Spojrzałem na Lou niezbyt chcąc się z nim już żegnać. 
-Hej, Harry. Może podasz mi swój numer? No wiesz, żebyśmy byli w kontakcie, gdybyś jeszcze kiedyś chciał się ze mną spotkać. 
Szczerze kamień spadł mi z serca, że on sam o to zapytał. Nigdy nie byłem dobry w te klocki. Z dziewczynami nie było problemu, może to dlatego, że były mi zupełnie obojętne. Podałem mu numer, po czym podziękowałem i wysiadłem. Dość powoli szedłem do drzwi i gdy wreszcie przy nich stanąłem, usłyszałem jak Lou rusza z piskiem opon. Wszedłem do domu i przywitałem się z mamą. 
-Hej, gdzie byłeś tak długo?
-Och, pojechałem z Lou i jego siostrami nad jezioro. 
-Lou? To miło, że znalazłeś wreszcie jakiegoś przyjaciela. Chodzisz z nim do klasy?
-Nie. Lou już skończył szkołę. Pracuje w sklepie, tu niedaleko. 
-To ile ten Lou ma lat?
-Dwadzieścia... Z resztą jakie to ma znaczenie? Jest naprawdę miłym kolesiem. 
Moja mama przytaknęła jedynie, udałem się więc do mojego pokoju. Spojrzałem na zegarek. Wow. Byliśmy nad jeziorem aż tak długo? Wskazówki niemiłosiernie zatrzymały się na godzinie 20.13 i ani myślały się ruszyć. Opadłem na łóżko i spojrzałem na telefon. Miałem ochotę napisać do Lou... Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nie wziąłem od niego numeru. On miał mój, lecz nie podał mi swojego. Tak więc musiałem czekać, aż to on pierwszy raczy się ze mną skontaktować. Zdjąłem koszulkę po czym w samych spodenkach do kolan, stanąłem przed lustrem. Przekrzywiłem lekko głowę w prawo, jak kot, który nie rozumie co się do niego mówi. Dokładnie badałem każdy kawałek mojej klaty. W porównaniu do tej Lou, byłem zwykłym mięczakiem. Chociaż muszę przyznać, że nabawiłem się dziś niezłej opalenizny. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie półnagiego Lou. Odetchnąłem ciężko i już po chwili padłem na łóżko. Już za nim tęskniłem? Chyba niestety tak... Po raz kolejny spojrzałem na wyświetlacz telefonu z nadzieją, że może nie słyszałem wiadomości od niego. Mimo to na darmo się łudziłem. W końcu zrezygnowany udałem się pod prysznic. Gdy tylko wyszedłem padłem na łóżko i niemal natychmiast zasnąłem.