! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

piątek, 8 czerwca 2012

Amare - Rozdział 2

Obudziłem się dość wcześnie. Na szczęście była niedziela i nie musiałem iść dziś do szkoły. Na szczęście, bo spotkanie z tą bandą półgłówków jedynie popsułoby mi humor, który zyskałem dzięki Lou. Miałem nadzieje, że dziś też spotkam się z nim. Ziewnąłem i powoli podniosłem telefon na wysokość moich oczu. Chciałem sprawić, która dokładnie jest godzina, czekała mnie jednak miła niespodzianka. 'Jedna nieodebrana wiadomość od...' nie znałem tego numeru, ale w głębi serca modliłem się, by był to Louis. Nie czekałem zbyt długo. Zresztą ja zawsze byłem w gorącej wodzie kąpany. 
'Hej, Harry. Śpisz już? Mam nadzieje, że nie zanudziłem cię na śmierć :) Co powiesz na to, żebyśmy spotkali się też jutro? Przepraszam, jeśli się narzucam... Mam po prostu wolne i niezbyt wiem co robić... Louis. xx'
Uśmiechnąłem się na sam widok 'xx' na końcu. Awww. Jakie to urocze...
'Przepraszam, że dopiero teraz, ale zasnąłem. Nie, naprawdę świetnie się bawiłem. No i z chęcią spotkam się z tobą dzisiaj. Powiedz tylko gdzie i o której :) Harry. xx'
Odłożyłem telefon na szafkę i wstałem, aby się ubrać. Gdy tylko narzuciłem na siebie jakiś dres, zbiegłem na dół, gdzie czekała już na mnie matka ze śniadaniem. 
-Wychodzisz gdzieś dziś?
-Tak, chyba tak. A czemu pytasz?
-Z Louisem?
-Tak mamo, z Louisem. Masz coś do tego?
-Nie, nie... Po prosu nie znam go... Nie wydaje mi się, że ktoś kto porzucił studia, żeby pracować w sklepie spożywczym, może dać ci dobry przykład. A może po prostu wyrzucili go ze studiów? Nie pomyślałeś o tym?
-Mamo, rodzice Lou wyrzekli się go, więc musiał porzucić studia, żeby przeżyć. Dlaczego oceniasz kogoś, kogo nawet nie widziałaś? On jest naprawdę  porządnym chłopakiem. 
-Ach, więc w dodatku rodzice się go wyrzekli? Naprawdę myślisz, że zadawanie się z kimś takim jest dobre? Nie zabraniam ci się z nim spotykać. Chce tylko, żebyś to przemyślał.
-Proszę cię, chociaż raz nie wtrącaj się w moje życie! Czepiasz się wszystkiego, a gdybyś go poznała, jestem pewien, że pokochałabyś go. Jest miły, uprzejmy, dobrze wychowany i bardzo pomocny!
-Nie czepiam się! I nie mów do mnie tym tonem! Jestem twoją matką! Poza tym posłuchaj siebie sam! Rodzice wyrzekli się go, porzucił studia, mieszka sam i pracuje w sklepie monopolowym. Jak to brzmi? Takie osoby nazywane są 'marginesem społecznym' i jestem święcie przekonana, że rodzice nie wyrzucili go z domu, od tak sobie! Jeszcze będziesz mi płakał, jak bardzo ten chłopiec cię skrzywdził!
Naprawdę miałem dość mojej matki. Zazwyczaj mieliśmy naprawdę dobry kontakt, ona zawsze mnie rozumiała... Co ją teraz napadło? Nie chcąc dalej kontynuować, tej jakże ciekawej wymiany zdań, udałem się w kierunku wyjścia z kuchni, lecz znów zatrzymał mnie jej głos. Tym razem łagodniejszy, jakby pełen troski.
-Harry, poczekaj.
-Hm? Coś jeszcze?
-Czy ten chłopiec wie... No wiesz... Czy powiedziałeś mu, że...
-Nie, ale gdybym nawet mu o tym powiedział, jestem pewien, że nie zachowałby się tak jak ojciec. On naprawdę jest inny. Zresztą poznasz go pewnie kiedyś.
-Nie byłabym tego taka pewna. Zobaczysz, jeszcze się przejedziesz na tej swojej ufności.
Wyszedłem. Możliwe, że mówiła coś dalej, ale niezbyt słuchałem. Spokojnym krokiem udałem się do pokoju, aby sprawdzić, czy Lou już odpisał. Swoją drogą, znam go od dwóch dni, a już traktuje jak najlepszego przyjaciela. Może faktycznie jestem zbyt łatwowierny? Mimo to nie uwierzę, że Louisowi przeszkadzałby fakt, iż jestem homo. Z kanapką w buzi podniosłem telefon i mimowolnie uśmiechnąłem się. To aż cud, że kanapka nie wylądowała na ziemi. 'Jedna nieodebrana wiadomość od...' No tak, muszę sobie zapisać jego numer. Myślę, że nie pogniewa się, jeśli zapiszę go sobie jako LouLou. To do niego pasuje. 'Co powiesz o 15 na boisku przy twojej szkole? Jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę jeszcze trzech kumpli i pogramy w nogę. Co ty na to? Louis. xx' No nie wiem... Miałem nadzieje, że będziemy we dwójkę. Taki układ bardziej mi pasował... No i naprawdę trochę bałem się, czy jego znajomi nie okażą się być tacy sami, jak wszyscy kolesie z mojej szkoły... Chociaż z drugiej strony to znajomi Lou... Oni nie mogą być jacyś straszni. Może okażą się być miłymi, normalnymi gośćmi i przynajmniej nie będę jakimś 'Forever Alone'. Wreszcie... Dobrze by było. 'Jasne, nie ma sprawy. To do 15 :) Harry. xx' Spojrzałem na zegarek. 11.03... boże, czemu ten czas tak wolno leci? I co ja mam robić przez 4 godziny? Zrezygnowany zwlokłem się znów na dół i zasiadłem przed telewizorem. Leciał maraton jakichś kabaretów. Co chwilę spoglądałem na zegarek z nadzieją, że jakimś cudem 4 godziny zamienią się w 5 minut. Około 13 kabarety się skończyły i poczułem, że jestem szczerze znudzony. Posiedziałem jeszcze chwilę, po czym mama zawołała mnie na obiad. Na szczęście nie poruszała już tematu Louisa, bo jedynie zepsułaby mi humor. Chociaż nie byłem jakiś wyjątkowo radosny. Było mi... nijak. W końcu wybiła 14. Do mojej szkoły idzie się spacerkiem max 15 minut. Przygotowania, aby wypaść jak najlepiej zajęły mi około pół godziny. Boże, grzebałem się dłużej niż niektóre kobiety... Odetchnąłem ciężko po czym dosłownie na moment włączyłem laptopa. Mój Twitter jak zwykle świecił pustkami. Sprawdziłem jedynie co na świecie słychać i zdałem sobie sprawę, że powinienem już wychodzić. Ubrany w beżowe rurki, t-shirt z jakimś napisem i trochę za dużą bluzę. Dopiero przechodząc obok przystanku autobusowego, który znajdował się dosłownie kawałek od mojej szkoły, zorientowałem się, że chyba nigdy nie byłem na boisku szkolnym poza godzinami lekcyjnymi. Bo niby z kim miałbym tam chodzić? Skręciłem za budynek szkoły i ujrzałem czterech kolesi podobnej budowy i trzy stojące obok dziewczyny. Od razu rozpoznałem Lou. Radośnie niczym małe dziecko popisywał się jak świetnie idzie mu drybling. Podszedłem bliżej i nie musiałem nic robić, bo chłopak od razu mnie zauważył. Podbiegł do mnie i... Łał, Harry. On cię uściskał. Jakbyście byli najlepszymi kumplami. Pachniał tak ładnie, że chyba nigdy nie zapomnę jego zapachu. Wreszcie odsunął się ode mnie i ruchem ręki zawołał resztę bandy. Swoją drogą miał niezłą ekipę. Ja nigdy nie miałem więcej niż jednego znajomego, który był równie nielubiany jak ja. 
-To jest właśnie Harry. Och, a to jest Niall, Liam i Zayn- wskazał po kolei na każdego z chłopaków. Spojrzałem przelotnie na dziewczyny, które podeszły, lecz nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Lou kontynuował- No i to jest Danielle- dziewczyna Liama, Eleanor i Rose. Skoro już wszyscy się znamy to może zaczniemy grać?
Uśmiechnąłem się do każdej z przedstawionych mi postaci po czym zlustrowałem ich od stóp do głów. Najbardziej w oczy rzucił mi się Zayn, którego bardzo dobrze kojarzyłem z mojej szkoły. Co prawda nigdy nie miałem możliwości zamienienia z nim ani zdania, był jednak jedną z najpopularniejszych osób, więc lekko skrzywiłem się na myśl co może być dalej. Chłopak był wysokim mulatem o zawsze perfekcyjnej fryzurze i idealnie dobranym stroju. Dwójkę pozostałym również znałem z widzenia. Niall był chyba najniższy z nas wszystkich i wyglądał jakby był tu z przymusu. Naprawdę wydawało mi się, że wolałby teraz siedzieć w domu, niż przebywać w naszym towarzystwie. Liam z kolei jako jedyny od razu wydał mi się przyjazny i zauważyłem to już w szkole, mijając go gdzieś na holu. Zawsze uśmiechnięty i miły. Cała trójka była w ostatniej klasie mojego liceum. Dziewczyny z kolei wyglądały tak jakby inaczej. Danielle była wysoką i szczupłą brunetką o niesamowicie kręconych włosach i śniadej cerze. Eleanor, która od razu wydała mi się być w bliskich stosunkach z Lou, miała lekko falowane, ciemne włosy i od razu szło poznać, z jak bardzo zamożnej rodziny pochodzi. Wyglądem odbiegała od nich trzecia z dziewczyn. Niska o jasnej cerze i czerwonych, na pewno farbowanych włosach. Wydawała się być jakaś odległa i niezbyt zainteresowana czyimkolwiek towarzystwem. Trochę typ buntowniczki. Z rozmyśleń i oceniania mojego nowego towarzystwa, wyrwał mnie głos mulata.
-Lou, chyba nie zauważyłeś, ale jest nas nieparzyście. To jakie będą drużyny?- jego głos był niski i jakby to ująć... ciężki, ale przyjazny. Nie słyszałem ani odrobiny drwiny, niechęci czy ironii. Może faktycznie nie należy oceniać książki po okładce?
-Hm... Ja mogę być z Harrym, na waszą trójkę.- Spojrzałem na niego pytająco. Czy on zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem zbyt dobry w te klocki? Nigdy nie grałem ze znajomymi, jedynie na wf, ale to również z niechęcią, gdyż mało kto chciał do mnie podawać piłkę. Nie wysilałem się więc specjalnie. 
-To może weźcie jeszcze Liama? Żeby szanse były wyrównane. Ja i Zayn kontra ty, Harry i Liam. Ok?- Ten mały i niezbyt przyjazny koleś, jakoś się ożywił. Wiatr zaczął bawić się jego roztrzepanymi, rozjaśnianymi końcówkami, podczas gdy ja studiowałem jego akcent. Lou przytaknął i już po chwili zaczęliśmy grać. Tak naprawdę to Niall i Zayn byli świetni. Powinni to robić zawodowo. Lou również dobrze grał. Jedynie ja i Liam jakbyśmy nie odnajdywali się w tym. Niby byliśmy dobrze wysportowani, ale takie gry nie były moją mocną stroną. Co więcej gra zespołowa, gdy wszyscy traktują cię na równi, jest o wiele milsza. Nie myślałem, że można tak dobrze się podczas niej bawić. W końcu, gdy graliśmy już dobre dwie godziny bez przerwy, stwierdziliśmy, że czas na odpoczynek. Schodząc z murawy usiedliśmy na idealnie zielonej trawie, zaraz obok trójki dziewczyn. Oparłem się głową o siatkę za mną i cieszyłem się z odpoczynku.
-Hej, co powiecie na to, żeby pójść gdzieś do pubu? Napić się zimnego piwka i pogadać... - spojrzałem na Zayn'a, który właśnie się rozmarzył.
-Harry nie może, wciąż ma 17. - Gdyby nie Lou pewnie zupełnie był o tym zapomniał. Poczułem się trochę głupi. Głupio by mi było iść tak i podczas gdy oni piją na luzie piwo, jak popijam soczek jabłkowy czy coś w tym stylu. Jakbym był dzieckiem. 
-Ach, no racja... - Byłem zupełnie przygotowany na jakieś drwiny w moją stronę, jednak o dziwo się ich nie doczekałem.- To może skoczymy do nas? Niall, chyba nie wychlałeś tego sześciopaku?
Blondyn pokiwał przecząco głową po czym poczułem na sobie uważne spojrzenie każdej z obecnych tu osób. Niezbyt to rozumiałem, na szczęście Lou mnie oświecił.
-Harry, piłeś kiedyś?- On naprawdę myśli, że ja jestem jakiś niedorobiony? Może i nie mam zbyt dużo znajomy, praktycznie nie mam prawie żadnego, ale oczywiście, że piłem piwo. Zaśmiałem się nerwowo i przytaknąłem. Nie minęła nawet minuta, a my już szliśmy w kierunku zupełnie mi obcym. Spojrzałem przelotnie na zegarek. 17.30. W końcu dotarliśmy do jakiejś starej kamienicy. To tu, na pierwszym piętrze mieszkał mulat wraz z blondynem. Mieszkanie ich urządzone było dość minimalistycznie, ale przynajmniej był porządek. Usiadłem obok Lou i Niall'a. W jednym z foteli zasiadł Liam z Danielle na kolanach, a na drugiej, dwuosobowej kanapie siadła Eleanor i Zayn. Rose z kolei wysłana została do kuchni po zimne piwa. Każdy rozsiadł się wygodnie, a ja czułem się trochę dziwnie. Byłem tu pierwszy raz w dodatku z ludźmi, których ledwo znam. Oni wszyscy byli jednak naprawdę mili. Gdy tylko w pokoju zjawiła się mała, ruda postać, cisza ustała. Dziewczyna postawiła piwa na stole, sama zaś zaczęła wpychać się między Zayn'a, a Eleanor.
-Zayn, rusz dupe! Rozsiadłeś się i teraz dla mnie nie ma miejsca.- wyglądała na trochę złą, ale była to tylko taka przyjacielska kłótnia- zabawa, której nikt nie brał na poważnie.
-Spieprzaj. Siedź na podłodze.- Na sam dźwięk głosu Malika, ruda zaczęła wciskać się jeszcze bardziej między nich- No... Rose, do cholery... Schudnij, to się zmieścisz!
-Zero kultury. Gościom się ustępuje!
-A jaki tam z ciebie gość? Jesteś tu stanowczo za często, jak na gościa! 
W końcu udało jej się rozepchnąć ich wystarczająco, by mogła spokojnie usiąść. Chociaż widać było, że jest im trochę ciasno. Lou podał mi zimny napój, a ja bez zastanowienia otworzyłem butelkę i wziąłem dość dużego łyka. Tak, właśnie tego mi było trzeba po tym całym bieganiu na boisku w tą i z powrotem. 
-Więc... Harry, powiedz nam coś o sobie? 
-No to ten. Powinniście go kojarzyć, bo chodzi z wami do liceum. No i od kilku tygodni mieszka tu z mamą, wcześniej mieszkali w Holmes Chapel...- Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Lou przejął pałeczkę. Szczerze mi to nie przeszkadza, bo nie lubię o sobie mówić. 
-Lou, od kiedy masz na imię Harry? - Głos najmłodszej wydawał się ociekać sarkazmem, ale wciąż był przyjacielski. 
-Właściwie to nie wiem, ale to ładne imię, prawda?- Brunet zaśmiał się niemal równo ze mną. Wow, to takie miłe. Siedzieć spokojnie na luzie, nie przejmując się co kto o tobie pomyśli. Oni są zupełnie różni, a wydają się być najlepszymi przyjaciółmi.

2 komentarze:

  1. jaki kochany Lou xD tylko że nie bylo jakiegoś przypału przez to piwko :D ugh, Elkan tu jest -.- zastrzelę się -.- niech spróbuje tknąć Harry'emu Louiska a uduszę :D rozdział świetny, czekam na nn <333
    [//heart-without-you.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  2. Napalałam się na moment Larry'ego, po tym jak on do niego napisał xD Ale i tak się nie zawiodłam, nigdy! Louis jaki słodki tu jest, najpierw go przytulił, potem o tym piwie, a później jeszcze z tym imieniem. No zakochałam się jeszcze bardziej *___*
    No i fajnie, że oni go zaakceptowali i tak miło przyjęli, może teraz będzie z nimi w szkole, a poza szkołą z Lou? Oczywiście wiemy, co mam na myśli, prawda? :D
    A teraz szybciutko z kolejnym. <3

    OdpowiedzUsuń