! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

niedziela, 3 czerwca 2012

Chance cz. 1

Och, tak więc oto pierwsza część jednoparta o Larrym. Miłego czytania i zapraszam do komentowania oraz udziału w sondzie. Drugą część dodam jakoś w najbliższym czasie. :) xx
______________________________________________________________
Ciemna, zimna noc. Na ulicy panowała cisza, a wszyscy ludzie pozamykali się w domach. Nie ma w tym nic dziwnego, jest listopad. Jak co noc siedziałem skulony pod ścianą taniego hotelu w dość kiepskiej dzielnicy Londynu. Ludzie, którzy tu nocowali robili to wyłącznie ze względu na nas - tanie 'osoby do towarzystwa'. I chociaż co noc brzydziłem się siebie coraz bardziej, nie miałem nawet możliwości by z tym skończyć. To było moje jedynie źródło dochodów, bym mógł przeżyć. Siedziałem właśnie obok dwóch nowych kolesi, którzy jeszcze nie do końca ogarnęli na czym to polega, gdy na korytarzu pierwszego piętra znalazł się trochę wyższy ode mnie, ubrany w szary garnitur dobrej marki i z idealnie ułożoną fryzurą, mężczyzna. Wiedziałem co to oznacza. Zrezygnowany podniosłem się i zbliżyłem ku niemu. Nie wyglądał na kogoś kto korzystał już z usług prostytutek. Tak, można mnie nazwać męską dziwką. Przyzwyczaiłem się już. Delikatnie wspiąłem się na palce i muskając lekko wargami jego ucha, szepnąłem to co zwykle...
-Jeśli nie masz nic przeciwko, mogę umilić ci tę noc... 
Wplotłem dłoń w jego włosy i wpiłem się ustami w jego szyję. Pachniał tak ładnie. To musiała być naprawdę droga woda kolońska. Po raz pierwszy dotykając któregoś z klientów, moje serce przyśpieszyło. A przecież wiedziałem aż za dobrze, żeby nie zakochiwać się w klientach. To wcale nie pomagało, bo oni i tak zaspokajali nami jedynie swoje potrzeby. Pewnie już nigdy go nie zobaczę... O dziwo zamiast zaprowadzić mnie do pokoju, mężczyzna pogłaskał mnie po głowię i zgrabnie wymijając, zupełnie zlał. Nie jestem dla niego wystarczająco dobry? Przecież jeszcze nikt nie narzekał... Zniknął za drzwiami do pokoju nr 14 i tyle go było widać. Minęło może pięć minut, gdy pojawiła się dwójka kobiet w średnim wieku, nimi jednak 'zajęli' się moi 'znajomi'. Siedziałem więc sam skulony w duszy błagając, by ktoś mnie stąd zabrał. Gdziekolwiek gdzie będzie ciepło, czysto. Chciałem po prostu wrócić do domu, ale przecież go nie miałem. Rodzice wyrzucili mnie już dawno temu, dlatego teraz tu jestem, walcząc o przetrwanie jak tylko umiem... Poczułem jak rozklejam się jeszcze bardziej. Po moich lekko zaczerwienionych policzkach spływać zaczęły pojedyncze łzy na wspomnienie normalnego życia. Do mych uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, nie byłem jednak w stanie nawet podnieść głowy. Chciałem umrzeć, zapaść się pod ziemię. To takie straszne brzydzić się samego siebie...
-Wszystko w porządku?
Jego głos był taki delikatny, aksamitny. Miło od niego ciepło i jakieś uczucie, którego nie znałem. Może to troska? On nie brzmiał jak napaleni klienci, których nic nie interesowało. 
-Co? Tak, tak... Oczywiście, ja tylko... 
-Nie powinieneś iść już do domu?
-Ja... Nie, raczej nie. 
-Chyba nie zamierzasz spędzić tu całej nocy, prawda?
Milczałem. Co mam mu powiedzieć? Tak, zamierzam tu siedzieć całą noc na zmianę zaspokajając potrzeby klientów? Tak, bo nie mam domu i jestem zwykłą dziwką?
-Masz gdzie spać?
Pokiwałem przecząco głową i dopiero teraz spojrzałem w jego stronę. Był taki idealny... Jego oczy biły czymś w stylu swoistego ciepła, którego potrzebowałem.
-Chodź. Przenocujesz w moim pokoju, a rano odwiozę cię do domu. 
Resztkami sił wstałem i poczułem, że wypadałoby się chociaż przedstawić.
-Ja... Nazywam się Harry.
-Louis. Louis Tomlinson.
Oboje udaliśmy się więc do jego pokoju. Obrzydliwie zielonego, zresztą jak każdy inny. Łóżko było tylko jedno. Wiedziałem co to oznacza. Zauważyłem jak odkrywa kawałek łóżka i siada na nim.
-Będziesz w tym spał?
-Ja... Chyba tak, nie ma nic innego...
Fakt. Miałem na sobie wyciągnięty, stary biały sweter i jakieś poobdzierane dżinsy. Skinął jedynie głową na znak, że rozumie, po czym położył się. Niemal natychmiast znalazłem się obok niego. Niby łóżko jednoosobowe, ale byłem chyba dość chudy, więc zmieściliśmy się spokojnie. Nie byłem przyzwyczajony do bezinteresowności, poczułem więc, że powinienem mu to wynagrodzić. Zbliżyłem twarz do jego szyi składając na niej małe pocałunki. Starałem się być najdelikatniejszy jak tylko umiałem. Tak, chyba zależało mi na tym, aby akurat jego zadowolić pod każdym względem. Moja prawa ręka zaczęła powoli zjeżdżać niżej, w kierunku jego bokserek. 
-Jeśli chcesz, to ja... Mogę ci się odwdzięczyć...
Chyba odruchowo zatrzymał moją dłoń, lekko mnie tym zadziwiając.
-Przestań.
-Ale... Nie martw się, jestem dobry...
-Harry, przestań natychmiast. 
-Jesteś pewien?
-Nie mam najmniejszej ochoty cię przelecieć, więc idź po prostu spać.
Trochę mi ulżyło. W końcu ktoś robi coś dla mnie nie tylko dlatego, żeby potem móc mnie przelecieć za free. Uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego jeszcze bardziej. Był taki miły i przyjemny. Mógłbym tak trwać wiecznie. Nawet nie zauważyłem, gdy zasnąłem. Nic dziwnego, byłem cholernie zmęczony. Rano obudził mnie Lou, lekko szturchając moje ramię. Spojrzałem na niego pytająco.
-Wstawaj Harry. Odwiozę cię do domu, powiedz tylko gdzie mieszkasz.
I znowu cisza. Było mi tak cholernie wstyd. Widać było, że on pochodził z dobrego domu, podczas gdy ja nie miałem nawet gdzie spać. 
-Nie masz domu, prawda?
-Ja... Moi rodzice... Już dawno temu mnie wyrzucili... Nie mam dokąd wracać. 
Odetchnął ciężko, po czym usiadł obok mnie.
-I co teraz? Mam cię tu tak zostawić i pozwolić, byś dalej rujnował sobie życie?
-Nie wiem...
Podrapał się po głowie i milczał. Chyba nad czymś myślał. Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Nie chciałem tu zostać. Nie chciałem tak żyć.
-Ja... Mogę sprzątać... I umiem dobrze gotować... Będę na każde twoje zawołanie, możesz ze mną robić co chcesz, tylko... Nie zostawisz mnie tu, prawda?
-Hm... Mam cię zabrać do domu, tak?
Milczałem w duchu modląc się, aby się nade mną zlitował. Nawet jeśli wydam mu się żałosny, to jakoś nie umiałem wyobrazić sobie, że on pojedzie, a ja tu zostanę... i już nigdy go nie zobaczę. Z rozmyśleń wyrwał mnie Lou, który stał już przy drzwiach z małą walizką w ręce. Spojrzałem na niego pytająco, jakby chcąc się upewnić, co teraz.
-No dalej, chodź. Nie zamierzam spędzić tu całego dnia. 
-Ale... To znaczy, że...
-Po prostu chodź. 
Natychmiast zerwałem się na równe nogi. Ale przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach, prawda? Dlaczego on chce mi pomóc? Chociaż... To nie ma znaczenia. Nie ważne co chce w zamian, spełnię jego każdą zachciankę. Hej, Harry. Chyba się zakochałeś, prawda? Chwilę później siedziałem już w jego nowiutkim, srebrnym audi. Wszystko co było jego, ociekało luksusem. Musiał być nieźle bogaty... Po około pół godzinie dojechaliśmy do dużego białego domu... Domu? Nie, to była bardziej willa. Wysiadłem lekko skrępowany tą całą sytuacją. A co jeśli on ma już żonę i dziecko? Pochodzi z dobrej rodziny, pewnie jego rodzice spiknęli ich już w szkole średniej... A ja głupi liczyłem, że mam u niego jakiekolwiek szanse. On nawet nie spojrzałby na kogoś takiego jak ja... Wychudzonego małolata trudniącego się prostytucją, w za dużych, niepranych od wieków ciuchach. W dodatku musiałem naprawę śmierdzieć w porównaniu do niego. 
-Wszystko w porządku? Wchodź.
Dopiero teraz zauważyłem, że stoi przy drzwiach i czeka na mnie. W środku dom był urządzony równie bogato, jak na zewnątrz. Lou odłożył na bok teczkę, a ja zacząłem szukać wzrokiem jakichś rodzinnych zdjęć lub chociażby znaku, że on nie mieszka tu sam.
-Czemu się tak rozglądasz?
-Um... Gdzie twoja rodzina?
-Jaka rodzina? A kto ci powiedział, że mam rodzinę?
-No bo... Nie wiem. To było dla mnie oczywiste.
-Mieszkam tu sam. Hej, mam dopiero dwadzieścia lat. To chyba normalne, że jestem kawalerem, mam rację?
Przytaknąłem zastanawiając się co teraz.
-Na górze jest łazienka, możesz wziąć prysznic. Zaraz przyniosę ci jakieś czyste rzeczy i zjemy śniadanie, dobrze?
Gdy tylko wyjaśnił mi gdzie mogę się wykąpać, udałem się tam. Naprawdę zanurzenie się w wannie pełnej ciepłej wody i ładnie pachnącej piany było tym, czego potrzebowałem. Gdy już skończyłem się wycierać, ktoś zapukał do drzwi, a gdy otworzyłem na ziemi dostrzegłem idealnie ułożone ciuchy. To pewnie jakieś jego rzeczy, bo tak ślicznie nim pachniały. Dosłownie całą drogę schodząc znów na dół, gdzie znajdowała się kuchnia, jedynym co robiłem było wąchanie zapachu białego polo w czarne paski. W kuchni przy jednym z blatów krzątał się Lou. Miałem tak cholerną ochotę przytulić się do niego i podziękować. Usiadłem przy stole czekając na to, co zrobi Lou. Już po chwili siedział obok mnie, a przede mną znajdował się talerz z niesamowicie apetyczną jajecznicą. Jak ja dawno nie miałem w ustach czegoś ciepłego, świeżego i tak dobrego.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać.
-Słucham?
-Tak więc... Ile w ogóle masz lat?
-Siedemnaście. 
-Mhm... Powinieneś chodzić jeszcze do szkoły, prawda?
-Rzuciłem szkołę.
-Mhm... Tak więc... Oczywiście możesz tu mieszkać. No i jeśli chcesz mogę znaleźć ci jakąś pracę. Normalną, legalną pracę dla osoby w twoim wieku. 
Spojrzałem na niego kończąc połykać resztkę jajecznicy. 
-Gdybyś mógł... Byłbym ci wdzięczny. 
-To nie jest problem... No i masz na imię Harry... A masz może jakieś nazwisko, Harry?
-Styles. Harry Styles. 
Przytaknął. Był taki wyrozumiały... Ludzie tacy jak on, wytykali mnie palcami, albo wykorzystywali. Nic więcej. A on mnie zabrał do domu, chciał znaleźć prace i pomóc mi wyjść na ludzi... Można spokojnie powiedzieć, że uratował mi życie. Nieraz widziałem, jak chłopcy niedużo starsi ode mnie, zaczynali jak ja, a kończyli jako narkomani. Może gdyby nie on też niedługo tak bym skończył? Spojrzałem na niego i przyjrzałem mu się jeszcze bardziej. Był naprawdę piękny. Zakochałem się w nim i w tym co dla mnie zrobił. Chociaż dopiero co zaczął mi pomagać, już byłem gotowy zrobić dla niego wszystko. Za sam fakt, że mnie tam nie zostawił. Że nie spędziłem kolejnej nocy zamarzając na nieogrzewanym korytarzu, ale w łóżku, w jego ramionach, przykryty cieplutką kołdrą, wdychając jego zapach. Wstałem i chwyciłem oba talerze, po czym zacząłem je zmywać. Gdy już skończyłem zauważyłem, jak Lou podchodzi do mnie. Odwróciłem się i czekałem, aż coś powiem.
-Harry, chce żebyśmy dobrze się zrozumieli. Chce ci pomóc, ale ty również musisz chcieć zmienić swoje życie. Jeśli tu zostaniesz, to oznacza koniec z prostytucją. 
-Ja... Oczywiście. Nie wrócę tam, przynajmniej nie dobrowolnie.
-To dobrze. Dopóki nie znajdę ci pracy, jeśli będziesz potrzebował jakichś pieniędzy, powiedz mi o tym. Dobrze?
-Tak, oczywiście. Lou jestem ci naprawdę wdzięczny za to co dla mnie robisz... Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć... 
-Nie ma problemu. Nie musisz mi się odwdzięczać. Po prostu chcę ci pomóc.
Nie wytrzymałem. Stał tak blisko, był taki rozradowany i tak śliczny... Po prostu wspiąłem się na palce i zatapiając rękę w jego włosach, pocałowałem go. Delikatnie i najlepiej jak tylko potrafiłem. Ale gdy tylko poczułem, że chłopak nie drgnął nawet, stał jedynie nawet nie odwzajemniając pocałunków, odkleiłem się od niego. Czułem się trochę nieswojo. Co ja sobie myślałem...
-Lou, ja... Przepraszam, to było głupie. Nie gniewaj się. Mam nadzieje, że nie jesteś zły... Po prostu jesteś dla mnie taki dobry, a... głupi ja się w tobie zakochał, w ogóle nie wiem co ja sobie myślałem. Zapomnijmy o tym, dobrze?
-Harry, ty... Pocałowałeś mnie...
Uciekłem gdzieś wzrokiem, bojąc się jego spojrzenia. Nie wiedząc co zrobić, zacząłem bawić się palcami. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ktoś mi przerwał... Louis... Namiętnie wpił się w moje usta jednocześnie sprawiając, że ugięły się pode mną kolana. To cud, że nie zemdlałem. Oplotłem jego szyję ramionami odwzajemniając każdy pocałunek najwspanialej jak tylko umiałem. Chciałem żeby wszystko co dostawał ode mnie było idealne. Zasługiwał na to. Po chwili odsunął się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Miał tak piękne oczy...
-Harry... Nie przygarniam każdego napotkanego małolata pod swój dach bez powodu. 
Czułem jak mimowolnie się rumienię. Podobam mu się? Zakochał się we mnie? Mogę... Naprawdę mogę liczyć na coś więcej?
-Lou... Jesteś aniołem. 
-Haha. Nie, aniołem nie. Anioły nie są na tyle głupie, żeby się zakochać, a ja niestety wpadłem po uszy. 
Wtuliłem się w niego dziękując bogu, że dał mi kogoś takiego. Nawet jeśli zapłatą za to miały być te wszystkie lata cierpienia, to opłacało się. Niech tylko nigdy mi go nie zabierze. 
-Harry, muszę iść do pracy. Powinienem być w biurze pół godziny temu. Wrócę wieczorem, dobrze? Czuj się jak u siebie. Właściwie... Jesteś już u siebie. 
-Dziękuje... A... O której wrócisz?
-Nie wiem jeszcze, ale zadzwonię do ciebie gdy się dowiem. 
Przytaknąłem i nim się obejrzałem, jego już nie było. Nawet nie wiem kiedy zdążył się ogarnąć... Naprawdę tak długo brałem tą kąpiel? Przespacerowałem się przez dom w poszukiwaniu salonu, po czym spędziłem w nim niemal cały dzień. Około szesnastej Lou napisał, że będzie przed 19, postanowiłem więc zrobić mu ciepłą kolację. Wrócił zmęczony i naprawdę ucieszył się na widok spaghetti, które wyjątkowo mi się udało. Starałem się jak mogłem. Chłopak zjadł wszystko, niemal wylizał talerz.
-Było pyszne, dziękuje. Przepraszam, ale jestem naprawdę zmęczony... Możemy iść już spać? 
-Tak, oczywiście... Tylko... Musisz pokazać mi gdzie będę spać.
Chłopak zmieszał się lekko. Siedział w ciszy zastanawiając się co powiedzieć. W końcu wstał i zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. 
-Jakby co, to tam jest moja sypialnia... Możesz przyjść, jeśli chcesz... To znaczy, nie sugeruję, że będziemy coś... Po prostu... Jeśli chcesz, to przyjdź. 
Uśmiechnąłem się lekko. Z chęcią spędzę kolejną noc wtulony w niego. Przebrałem się w coś, co dał mi mężczyzna i już po chwili dreptałem w kierunku drzwi do jego sypialni. Zapukałem i chwilę później stałem już w jego pokoju. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, po czym poklepał wolne miejsce obok siebie i po chwili już tam leżałem. Wtuliłem się w niego i dopiero teraz przyszło mi do głowy... Co jeśli Lou oczekuje czegoś więcej? Chyba nie zaprosił mnie tu tylko po to, żeby się do mnie przytulić, prawda? Powoli i niepewnie zacząłem zjeżdżać dłonią w dół po jego klatce piersiowej, potem brzuchu i gdy tylko dojechałem do linii jego bokserek, poczułem jak zatrzymuje moją rękę.
-Harry, kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie chce tego? Sex to tylko fizyczność. Dużo bardziej wolę, żebyś po prostu był, dobrze? Nie oczekuje od ciebie niczego więcej. 
-Dziękuje Lou.
Miał rację. Zbliżenie z kimkolwiek, nawet z kimś kogo kocham, nie kojarzyło mi się dobrze. Mam po prostu złe doświadczenia. Zasypiając po raz setny tego dnia dziękowałem bogu, że dał mi kogoś takiego jak Lou.

4 komentarze:

  1. God Save The Queen ♥
    To jest niesamowite ! Boże, wpadłam po uszy i już chcę drugą część !

    OdpowiedzUsuń
  2. Opiekuńczy Louis i Harry była prostytutka - dla mnie bomba! :D Ale poważnie, już się w tym zakochałam. Boziu, daj mi szybko kolejny. Proszę, proszę, proooosze! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się...w Twoim opowiadaniu oczywiście. Booskie !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. To dobrze ,że hazz znalazł kogos kto się nim zaopiekuje i nie pozwoli mu cierpieć...Cholera to dziwaczne ..zawsze o osobach z ulicy miałam inne zdanie ,a teraz...po prostu Wow

    OdpowiedzUsuń