! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

sobota, 26 stycznia 2013

Amare 19

Lubię popołudnia jesienią. Gdy wracam z pracy, liście spadają a słońce powoli znika na brzoskwiniowym niebie za delikatnymi chmurkami. Rose napisała mi już, że oczywiście Harry przesiaduje u niej w salonie, więc może mój humor nie był aż tak idealny, ale jednak widoki poprawiały mi samopoczucie. Spacerkiem dowlokłem się do domu dziewczyny i od kluczyłem powoli drzwi, po czym zsuwając buty zauważyłem, że Harry stoi już przede mną z uśmiechem.
-Znowu tu jesteś? –rzuciłem na powitanie, a ten pokiwał energicznie głową.
-Kupiłem ci kwiaty. –oznajmił wysuwając w moją stronę kolejny bukiet.- Chciałem, żeby Rose wstawiła je do wazonu, ale groziła, że je wyrzuci, więc wolałem poczekać na ciebie. Jego entuzjazm był zadziwiający biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie zamierzałem mu ulegać. Powinien dobrze to wiedzieć, wydawało mi się, że dobrze to wie. Ale najwidoczniej on wciąż miał nadzieję i to w pewien sposób było miłe.
Odsapnąłem ciężko i zauważyłem lekko uśmiechającą się dziewczynę za nim. Na pewno nie była dla niego przyjemna, ona wręcz go nienawidzi. Wysunąłem rękę i zabrałem od chłopaka kwiaty idąc z nimi w stronę kuchni.
-To lilię i mięta. –oznajmił, a ja spojrzałem na niego jak na debila.
-Mięta? Poważnie?
-No... mięta. –przytaknął i uśmiechnął się lekko obejmując mnie od tyłu. Sapnąłem i próbowałem się wyrwać, więc chłopak po prostu złapał mnie za biodra i oparł swoją brodę na moim ramieniu. Zamarłem na moment w bezruchu, aby po chwili przesunąć się i wstawić kwiaty do wazonu. Wreszcie usiedliśmy w salonie, a Rose udała się do swojej sypialni, nie chcąc się w to już mieszać. Harry siedział obok mnie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu i bawiąc się swoimi rękoma. Jakby nie wiedział jak ma zacząć. Postanowiłem więc zrobić to za niego.
-Naprawdę nie wiem po co znowu tu przylazłeś. Powiedziałem ci już, że nie zamierzam zmienić zdania. Marnujesz i mój, i swój czas.
-Może... Myślałem o tym ostatnio.
-I co?
-Kocham cię. Naprawdę. Jestem pewien. I będę dla ciebie dobry. Będę o ciebie dbał, będę cię kochał, już nie będzie tak jak dawniej. Przysięgam, Lou, daj mi ostatnią szansę! Ostatnią, a później możesz robić co chcesz, jeśli to spieprzę.
-Nie. Harry, czy naprawdę tak ciężko zrozumieć, że nie umiem zapomnieć o tym wszystkim? Tego było za dużo, to nie jest takie łatwe.
-Wiem, rozumiem, naprawdę! Ale będę się starał!
-Wyjdź stąd.
-Louis...
-Wyjdź.
Nogi Harry’ego przyciągnęły się do jego klatki, a jego ręce mocno je oplotły.
-Nigdzie się stąd nie ruszę. –oznajmił cicho uparcie wciskając się w kanapę.
-Jesteś uparty i natrętny, a do tego niekulturalny. Jesteś nieproszonym gościem, więc wynoś się stąd już.
-A ty jesteś niemiły.
-I kto to mówi! Wielki nawrócony się znalazł.
-Staram się!
-A ja już nie zamierzam. Starałem się dość długo. Wyjdź.
Więc Harry sapnął ciężko i wyszedł jak zwykle nie chcąc się nazbyt narzucać. Pominę fakt, że robił to już samym przychodzeniem tutaj. Rose zeszła gdy tylko chłopak zamknął drzwi tuż po tym jak oczywiście grzecznie pożegnał się, znów składając na moim policzku lekkiego całusa. Poklepała mnie lekko po plecach, po czym zagarnęła w swoje ramiona widząc, jak trudno to dla mnie było.
-Louis, nie martw się. Będzie dobrze, ułoży się. –szepnęła, a ja przytaknąłem udając, że jej wierze. Nie wierzyłem i nigdy nie uwierzę. Bo nic się nie ułoży. Bo nie jestem już w stanie pokochać kogoś kto nie jest Harrym. Samo wspomnienie o nim sprawiało, że chciało mi się wyć do księżyca błagając boga o wyjaśnienie, czemu to musiało się tak skończyć. Co zrobiłem źle?
Wieczór spędziłem samotnie, w mojej sypialni słuchając jak Rose co chwilę pyta, czy aby na pewno nie chcę dołączyć do niej i Eleanor. Nie chciałem, potrzebowałem trochę ciszy i spokoju. Musiałem przemyśleć wszystko, wszystko poukładać. Oczywiście i tak jedynym wnioskiem było, że bez Harry’ego to nie ma sensu i może powinienem wrócić i dalej udawać, że wszystko jest w porządku, ale to pomińmy. Jednak i tak wolałem nie przeżywać tego znowu. Wolałem umierać z rozpaczy tu, niż tam.
Następnego dnia trochę zaspałem do pracy. Jakimś cudem jednak wszedłem do sklepu w ostatnim momencie i udało mi się nie narazić szefowi. Przez cały dzień nudziłem się i o dziwo, nie dostałem nawet jednego sms’a od Harry’ego. Nic, głucha cisza, która o dziwo bolała mnie bardziej niż jego wpraszanie się. Już o mnie zapomniał? Czyli to koniec..? Naprawdę? Po wszystkim...
Wracając po południu do domu moje oczy wręcz zalane były łzami. Zaczynałem żałować, że byłem taki uparty i teraz Harry da sobie ze mną spokój i zacznie żyć dalej, a ja... utknę w martwym punkcie mogąc jedynie wspominać go. Nas. Nie chciałem tego. Nawet jeśli kazałem mu przestawać przychodzić i odczepić się, to jednak chciałem, żeby naprawdę przychodził i wciąż był obok, i wciąż się starał, abym któregoś dnia wreszcie uległ i wrócił z nim do domu. I żeby było dobrze, nawet chociaż przez chwilę. Żeby on był po prostu obok, znowu. Ale gdy przyszedłem do domu, nie było go. I poczułem to okropne ukłucie w sercu, że może już nigdy nie przyjść. Że naprawdę dał sobie spokój i znajdzie sobie kogoś nowego. I co gorsza... Będzie z nim szczęśliwy, bardziej niż ze mną.
Dopiero wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi i w pierwszym momencie mogłem jedynie modlić się, by był to Harry. Ale szara rzeczywistość przypomniała mi, że to zapewne jakaś koleżanka Rose. Z niechęcią zdałem sobie sprawę z tego, że Rose myje głowę, więc leniwie doczłapałem się do drzwi i uchyliłem je lekko. Był tam. Stał tam lekko się uśmiechając i oglądając za siebie, jednocześnie wciskając ręce głęboko w kieszenie bluzy. Było trochę chłodno, poczułem to już po sekundzie. Po chwili zauważył, że otworzyłem drzwi i uśmiechnął się szerzej wyciągając dłoń w moją stronę. Jego oczy błyszczały i znów... wyglądał inaczej.
-Witam. Nazywam się Harry, Harry Styles. Mieszkam w sumie kawałek drogi stąd i możesz uznać to za niekulturalne, ale widziałem cię już parę razy i postanowiłem się przedstawić. Tak więc, Harry Styles.
-Harry... Co ty robisz? –spytałem zdezorientowany a on spoważniał lekko, wciąż jednak ciepło się uśmiechając. Wzruszył ramionami przekręcając głowę w bok.
-Nic... Powiedziałeś, że chcesz kogoś poznać i zakochać się na nowo. Więc poznajmy się i zakochajmy się w sobie na nowo. –stwierdził cicho, a jego oczy świeciły jak dwie lampeczki.- Louis... Daj nam szanse zrobić to tym razem dobrze.
Przez moment stałem nieruchomo. Nie wiedziałem szczerze co odpowiedzieć. Nie chciałem go stracić. Dziś miałem takie wrażenie i za nic w świecie nie chciałem go stracić. To był ból nie do opisania. Jakbym czuł, że moje istnienie do reszty straciło sens. Dlatego pokiwałem głową z dezaprobatą i wyciągnąłem powoli rękę w jego stronę, ściskając jego dłoń i trzęsąc nią delikatnie.
-Louis Tomlinson.
-Masz uroczę imię, Louis. Czy będę jeszcze bardziej niekulturalny jeśli zaproszę cię na kawę? Przepraszam, jeśli się narzucam, ale chciałbym cię poznać, jeśli nie masz oczywiście nic przeciwko. –stwierdził uśmiechając się nonszalancko, a ja zachichotałem lekko. Był doprawdy słodki kiedy tak starał się zgrywać dobrze wychowanego i porządnego.
-Myślę, że kawa to dobry pomysł. –odparłem wreszcie.
-To naprawdę świetnie. Co powiesz na jutro? Mogę przyjść po ciebie koło szóstej? –spytał pośpiesznie, jednocześnie uśmiechając się szerzej i ukazując mi te przepiękne dołeczki w policzkach. Nie umiałem się nie wpatrywać w nie.
-Tak, szósta to idealna godzina. Będę czekać.
-To wspaniale. Czy... Może podałbyś mi też swój numer? On mógłby mi się przydać gdybym na przykład nie mógł wytrzymać bez ciebie do jutra? –zapytał śmiejąc się, a moje policzki zaróżowiły się lekko. Poczułem się jakbyśmy naprawdę dopiero się poznawali, a ja byłbym zauroczoną czternastolatką.
Podałem chłopakowi numer i pożegnaliśmy się. Oczywiście nie zdziwiło mnie, gdy wieczorem dostałem wiadomości od numeru zapisanego jako ‘Harry.’, którego miałem na swoim telefonie od bardzo dawna. Teraz jednak czułem jakąś ekscytację odczytując treść wiadomości. ‘Przepraszam, że nie byłem w stanie wytrzymać nawet do jutrzejszego poranka. Nie miej mnie proszę za jakiegoś psychopatę, po prostu nie mogę się już doczekać naszej randki. Mam nadzieje, że będziesz dobrze spał. Dobranoc. Harry xx’ uśmiechnąłem się, chyba automatycznie. Po prostu podoba mi się myśl, że ja i Harry zaczniemy od nowa, z czystym kontem i Rose nie będzie się miała do czego doczepić, bo jakby nie patrzeć, gdy tylko coś zacznie się dziać, wycofam się. Tym razem nie skoczę na głęboką wodę, nie zamieszkamy razem od razu, nie będziemy razem od razu. Zaczniemy od randek i poznawania się, jak to robi większość ludzi, a tak długo jak Harry będzie w porządku – ja będę w porządku i będę mógł być przy nim, i to znów będzie mój kochany Harry. Ten chłopak ze sklepu, nie wiedzący ja się odezwać i uroczo rumieniący się. Z burzą loków i moimi dołeczkami, i oczami nieziemsko zielonymi. ‘Jest w porządku. Ja również nie mogę doczekać się naszego spotkania. Tobie również dobranoc, Harry. Louis xx’ wystukałem szybko na klawiaturze i obróciłem się na drugi bok z zamiarem zaśnięcia. Następnego ranka nie było mowy o zaspaniu. Wstałem spięty i gotowy, aby jak najszybciej odbębnić robotę w sklepie i móc wreszcie pójść spotkać się z Harrym, choć może faktycznie zbyt się tym ekscytowałem. Ale to po prostu mój Harry i... Jakby mogła mnie nie cieszyć myśl, że mogę dostać go z powrotem. Wreszcie.
Dochodząc do domu po pracy znów mój telefon zaczął wibrować delikatnie w mojej kieszeni, więc czym prędzej chwyciłem go i wyświetliłem wiadomość od Harry’ego. ‘Skończyłem właśnie lekcje. Mam nadzieję, że nasza randka wciąż jest aktualna. Mogę spóźnić się parę minutek, ponieważ nie wiem czy się wyrobię. Mam nadzieje, że to nie jest jakiś problem...Harry xx’ oczywiście kolejny uroczy sms od Harry’ego. Dobrze wiem, że skończył właśnie lekcję, przecież znam jego plan lekcji na pamięć, jednak udałem, że wcale tak nie jest odpisując krótkie ‘Będę czekać. Louis xx’
Naprawdę starałem się zdążyć i biegałem po całym domu wysłuchując narzekań Rose jak to bardzo stresuje się randką z moim byłym, ale... Nie moja wina, godzina to za mało, żeby wyglądać idealnie. I tak, chciałem wyglądać idealnie, chciałem być idealny dla Harry’ego. Chciałem żeby wszystko było takie jakie powinno być, a fakt, że wreszcie zaczynaliśmy tak jak powinniśmy tylko mnie motywował. Dlatego ubrany w chyba najlepsze rurki jakie posiadałem i idealnie wyprasowanej koszulce zacząłem układać swoje włosy, gdy dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po mieszkaniu. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, aby Rose otworzyła, bo z dołu zaczęły dochodzić ciche dźwięki rozmowy. Miałem jedynie nadzieje, że Rose nie zniechęci go zbytnio.
-Już schodzę! –krzyknąłem próbując zrobić coś z niesforną grzywką, aż wreszcie rezygnując zbiegłem na dół i stanąłem przed Harrym. Moja grzywka znowu niesfornie opadła na oko, a Styles jedynie zaśmiał się i poprawił ją powolnym ruchem dłoni. Mimowolnie zadrżałem, gdy jego palce dotknęły mojego czoła, a w ślad za nimi poszły jego idealne usta, które złożyły na samym środku delikatny pocałunek. Harry był uroczy i kochany. Bardzo.
-Jesteś słodki, Louis. –stwierdził cicho i uśmiechnął się szerzej, a ja poczułem jak do moich policzków napływa krew. Zaczerwieniłem się jak mała dziewczynka.
Po chwili już szliśmy w stronę znaną tylko Harry’emu. Zabrał mnie do jakiejś kawiarni, gdzie złożył zamówienie oczywiście pytając mnie o to czego sobie życzę, choć po tak długim czasie znania się, wiedział to przecież doskonale. Kelnerka z długimi, brązowymi włosami przyniosła nam dwie herbaty i ciasta, po czym oddaliła się, a Harry posłał mi ciepły uśmiech sięgając po malutki widelczyk i wkładając do ust kawałek tiramisu. Wyglądał genialnie w swojej szarek koszulce z dużym dekoltem i wąskich, czarnych jeansach. Nie mogłem odciągnąć od niego wzroku, bo bądźmy szczerzy, Harry jest gorący.
-Więc... Opowiesz mi coś o sobie, Louis? No nie wiem... Gdzie pracujesz, albo coś o twojej rodzinie. Albo po prostu o sobie, jeśli oczywiście to nie jest problem. –zapytał grzecznie popijając herbatę, a ja przytaknąłem powoli.
-Pracuję w sklepie spożywczym. Mam cztery młodsze siostry, które kocham ponad życie, ale nie mieszkam z rodziną, ponieważ rodzice nie akceptowali mojej orientacji. –wyrecytowałem pewnie wiedząc, że Harry nie będzie miał nic przeciwko mojemu zajęci, ani temu że jestem homoseksualny.
-Och, no tak. Mój ojciec również nie akceptował tego, że jestem gejem. Moja mama najpierw rozwiodła się z nim i przyjechaliśmy tutaj, po czym wróciła do Holmes Chapel, ponieważ jakby nie patrzeć, kocha mojego ojca. –odparł uśmiechając się, a ja przytaknąłem.
-Twoja mama musi być wspaniałą kobietą. Na pewno jesteście blisko, mam rację?
-Tak, byliśmy, gdy jeszcze mieszaliśmy razem. Teraz raczej rzadko rozmawiamy, ale wiem, że zawsze mogę do niej z wszystkim zadzwonić. Ty za to musisz być cudownym bratem, prawda? –spytał mrużąc oczy, a zaśmiałem się lekko.
-Staram się, naprawdę. Uwielbiam zabierać dziewczynki w różne miejsca, niestety ostatnio miałem... ciężkie czasy i stroniłem od ludzi. Będę musiał to nadrobić...
-Rozumiem. Takie rzeczy się zdarzają, na pewno nie będą miały ci tego za złe.
Posiedzieliśmy jeszcze do późnego wieczora, następnie Harry odprowadził mnie do domu Rose i całując delikatnie w policzek pożegnał się wspominając coś, abyśmy następnym razem wybrali się do kina, ponieważ on naprawdę chciałby obejrzeć ‘Hobbita’, a niezbyt ma z kim. To był przemiły wieczór i był naprawdę idealny. Z jednej strony niczego sobie nie wypominaliśmy i poznawaliśmy się na nowo, z drugiej każdy z nas był pewniejszy i nie było żadnych tajemnic. 
_______________________________________
Tak, wiem. Lekkie opóźnienie, ale to się wytnie. Mam nadzieje, że spodoba wam się, bo ja osobiście jestem ani nie zawiedziona, ani nie zadowolona. Ten rozdział jest... ok, w moim mniemaniu. :) xx
~Love u!
charakter ask

wtorek, 15 stycznia 2013

Chance 3


Cóż. Jedyne co jestem w stanie powiedzieć to... PO TYLU LATACH XD przepraszam, że to trwało tak długo oraz przepraszam, że to nie jest Amare. Mam nadzieje, że 4 część nie będzie powstawać kolejne pół roku. 
~~
Przyzwyczaiłem się już, że w każdy czwartek Louis składał na moim czole delikatny pocałunek i prosił, bym nie czekał na niego z kolacją, bo mają dużo pracy, a weekend chciałby mieć wolny. Zazwyczaj wtedy rozbudzałem się trochę, po czym znów zasypiałem zanim Lou zdążył opuścić dom. Następnie wstawałem dwie godziny później aby iść do pracy, którą znalazłem jakiś czas temu. Pracowałem od dziewiątej do szesnastej i wypłata nie była majątkiem, ale wystarczało na moje potrzeby, abym nie musiał prosić Louis’ego o każdy grosz i mógł sam go czasem trochę po rozpieszczać. Należało mu się bo w okresie zimowym po nowym roku mieli dość dużo pracy. Nie wiem z czego to wynikało ale Louis nie wracał już do domu przed dziewiątą, nie mówiąc o każdym czwartku kiedy to siedział w biurze nawet do północy, albo i dłużej. Zawsze prosił, żebym nie czekał, ale ja i tak przygotowywałem mu obiad i siedziałem dopóki nie wrócił, choć czasem zdarzało mi się zasnąć. Wtedy budziłem się gdy niósł mnie do łóżka i ostrzegał, że mam kłaść się wcześniej, a ja chichotałem tylko wcale nie biorąc jego słów na poważnie. Może to dlatego, że widziałem tą radość gdy wracał totalnie wykończony, a ja miałem już dla niego gotową ciepłą kolację i lekko masowałem mu plecy wsłuchując się w jego pomruki zadowolenia.
Tego czwartku też tak było. Gdy obudziłem się koło ósmej Louis’ego już dawno nie było w domu, więc jak zwykle wziąłem szybki prysznic i ruszyłem w stronę pizzerii, w której pracowałem na kasie. Ludzie byli tam bardzo miły, szczególnie polubiłem dostawcę. Ed był niższy ode mnie, trochę lepiej zbudowany i miał rudą czuprynę. Zabawnie wyglądał idąc do swojego czerwonego samochodziku w zielonej bluzie i ze sterczącymi na wszystkie strony włosami. Trochę jak krasnoludek. Ale poza tym był naprawdę zabawnym i miłym gościem, i nawet Lou go polubił. Lou znał go, bo przywoził nam czasem pizze gdy w soboty robiliśmy sobie leniwy dzień. W soboty nie pracowałem, bo pizzeria otwarta była krócej i ranno-popołudniową zmianę przejmował koleś, który normalnie pracował na popołudniowo-wieczorej zmianie. Ja nazywam tak te zmiany, co Louis’ego czasem bawi, bo dla niego jest ranna, popołudniowa i nocna zmiana, a nie ‘jakieś miksy nie wiadomo skąd’. Ale on sam miał całodzienną zmianę, więc nie powinien się czepiać. Czasami mówiłem mu to, a on odpowiadał, że gdyby nie jego ojciec to on sam wolałby pracować w jakiejś pizzerii. Jego ojciec wywierał na nim dużą presję, zważywszy na to, że Louis pracował w jego firmie i miał ją potem przejąć. Potem czyli dość niedługo.
Po odbębnieniu swoich siedmiu godzin przyjmując zamówienia i kasując ludzi, udałem się powolnym krokiem do domu. Nie lubiłem jeść samemu, dlatego przekąsiłem tylko jakąś zupkę z paczki i wziąłem się za przygotowywanie pieczeni wołowej. Louis nie przepada za wołowiną, zdecydowanie woli drób bądź danie z jedynie dodatkiem mięsa, ale zwykle smakuje mu to co gotuję bez względu na to co to jest. Gdy już wstawiłem pieczeń do piekarnika usiadłem na kanapie zagryzając jabłko i włączyłem telewizor. Wreszcie była godzina jedenasta, a pieczeń była gotowa i czekała w piekarniku abym ją odgrzał. Podejrzewałem, że Louis wróci jak zwykle między północą, a pierwszą w nocy, ale po paru minutach usłyszałem zatrzaskujące się drzwi. Stanąłem więc w wejściu do salonu i uśmiechnąłem się do ściągającego płaszcz Louis’ego. Odłożył teczkę na półkę z butami, po czym podreptał powoli do mnie i składając na moich ustach szybkiego całusa, wyminął mnie idąc do kuchni.
-Jesteś wykończony, Hazz. Poważnie. Totalna masakra i zapierdol. Jeszcze Max zgubił jakieś dokumenty, nie było kserokopii, szukaliśmy ich wszędzie, aż w końcu Max zadzwonił do kawiarni, w której miał spotkanie z tym klientem i okazało się, że zostawił je na blacie, gdy wychodzili. Na szczęście kelnerka pomyślała, że to coś ważnego i zaniosła na zaplecze, żeby czekało dopóki nikt się po to nie zgłosi. Ale poważnie, myślałem, że mój ojciec rozszarpie go, gdy o tym usłyszał.-  zaczął opowiadać, gdy postawiłem przed nim jeszcze ciepłą pieczeń, którą specjalnie trzymałem w lekko nagrzanym piekarniku.- Tak więc ogólnie mogłem być dziś wcześniej, ale po co, skoro można pracować wśród takich debili, którzy paru kartek nie umieją przypilnować.
Zaśmiałem się i lekko odgarnąłem grzywkę z jego czoła, bo pojedyncze kosmyki zaczynały wpadać mu do oczu, gdy pochylał się nad talerzem. Chłopak uśmiechnął się, a ja włożyłem kawałek mięsa do ust odwzajemniając lekko ten gest.
-A jak tobie minął dzień? –spytał cicho. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami.
Gdy już zjedliśmy, Louis odsunął się lekko od stołu i odchylił do tyłu głowę bełkocząc coś o tym, że zjadł za dużo. Zaśmiałem się i wstałem aby pozmywać naczynia. Gdy już skończyłem, Lou wciąż siedział w tej samej pozycji, ciężko nad czymś myśląc. Wykorzystałem więc to, aby usiąść mu na kolanach i delikatnie zacząłem składać całusy na jego szyi. Chłopak zachichotał, ale po chwili wyprostował głowę zmuszając mnie do odsunięcia się.
-Hazz, naprawdę, nie mam ochoty. –szepnął przepraszająco, a ja zmarszczyłem brwi.
-Ostatnio ciągle nie masz ochoty... Co jest nie tak?
-Nic. Po prostu... Mam dużo pracy. Wolałbym odpocząć, seks naprawdę może poczekać.
-Nie kochaliśmy się od miesiąca. –przypomniałem mu jeszcze bardziej odsuwając się od niego. Chłopak oplótł mnie ramionami w pasie i wtulił głowę w zagłębieniu mojej szyi, odsapując ciężko.
-Wiem, Harry. Wiem, przepraszam, naprawdę nie mam teraz ochoty.
Odsunąłem go trochę od siebie i złapałem jego twarz w obie dłonie, nakierowując na moją. Patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się delikatnie, ale mimo to czułem, że coś jest nie tak.
-Louis, co się dzieje? Zrobiłem coś nie tak, nie wiem, nie podobam ci się już? –spytałem cicho starając się nie rozkleić. Sama myśl o tym, że mógłbym się znudzić Louis’emu cholernie bolała.
-Nie, Harry, nawet tak nie myśl. –zapewnił mnie wpijając się po chwili w moje usta, ale gdy tylko się odsunął wciąż czułem, że coś ukrywa.
-Poznałeś kogoś? –szepnąłem, a on zaśmiał się swobodnie. Ja nie widzę w tym nic śmiesznego...
-Harry, przestań. Nikogo nie poznałem, nikt inny mi się nie podoba, jesteś jedyny. Po prostu nie mam ochoty. –wyjaśnił. Obserwował jak zagryzam wargę nie wiedząc co zrobić. Jak to nie ma ochoty? Gdybym wciąż mu się podobał, miałby ochotę. Wcześniej zawsze miał ochotę, bez względu na to jak bardzo zmęczony był. Spuścił głowę i złączył nasze dłonie razem.- Harry... Pamiętasz tych dwóch chłopaków, którzy byli z tobą w tamtym hotelu?
Zmieszałem się tym pytaniem. Więc to o nich chodzi... Louis poznał któregoś z nich i na pewno się zakochał. Na pewno mu się znudziłem, tylko nie wie jak mi to powiedzieć.
Przytaknąłem ruchem głowy, a po chwili mruknąłem, że tak zdając sobie sprawę z tego, że Lou na mnie nie patrzy.
-Widziałem ich ostatnio w sklepie. Jeszcze wcześniej też czasem na nich wpadałem. –czyli co? Widział ich i co? Poznał ich, rozmawiał z nimi i zakochał się. Chce mnie zostawić, żeby zamieszkać tu razem ze swoim nowym chłopakiem, bo mnie ma już dość.  To o to chodzi?
-Co z nimi? –spytałem przełykając głośno ślinę.
-Wydaje mi się, że są parą. Nie, inaczej, jestem pewien, że są parą. Po prostu... Pomyślałem, że to okropne. Nie wyobrażam sobie mieć świadomość, że inni cię dotykają w ten sposób, w dodatku samemu musieć być... no wiesz, prostytutką. To musi być straszne i... Czuje się do dupy.
-Czemu? Co ty masz z tym wspólnego?
-Nic... Po prostu... Jest mi ich żal. Bo wiesz, kiedy widziałem ich wtedy w sklepie jak kupowali jakieś jedzenie, to nie tryskali radością, ale byli w jakimś sensie szczęśliwi. Tak jakby nie ważne było, że co noc muszą spać z obcymi ludźmi, a liczyło się tylko to, że są przynajmniej razem i... Po prostu chciałbym im jakoś pomóc. Wiesz, stać nas na to, więc pomyślałem, że...
-Niech zgadnę. Znowu chcesz się bawić w matkę Teresę? –zażartowałem, a on zaśmiał się. Dopiero teraz zrozumiałem o co mu chodzi. Po prostu za bardzo przejmował się, żeby normalnie funkcjonować. Sam chyba nie umiałbym tak cały czas wiedząc, że obok mnie dzieje się coś takiego. Szczególnie, że my spokojnie mogliśmy temu jakoś zaprzestać.
-Po prostu wyobraź sobie co by było, gdybyśmy to my byli na ich miejscu... Naprawdę, to musi być dla nich cholernie ciężkie i... Nic by się nie stało gdybyśmy pomogli im wyjść na prostą. Wiesz, mamy wolną sypialnię, mogliby tymczasowo tu pomieszkać dopóki nie znajdą pracy i zaczną normalnie żyć.
-Na pewno chodzi tylko o to? –spytałem dla pewności.
-Co?
-Czy tylko dlatego nie kochaliśmy się przez pierdolony miesiąc?
-Harry, poważnie, chyba nie myślisz, że już cię nie kocham, albo że znalazłem sobie kogoś? Nie bądź śmieszny, głupku. –odparł i znów się zaśmiał, a ja poczułem ulgę. Oparł głowę o moją klatkę piersiową, a ja objąłem go lekko.- Powinieneś bardziej mi ufać. Naprawdę, jestem tylko twój.
-Dobrze, dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Jeśli chcesz, jutro możemy poszukać ich razem i zaproponować, żebyśmy pomogli im wyjść na ludzi. Ale teraz  należy mi się porządny seks, za te wszystkie noce kiedy zbytnio się przejmowałeś jakimiś obcymi, żeby zająć się napalonym chłopakiem leżącym koło ciebie. To okrutne z twojej strony. –zażartowałem i wstałem ciągnąć go za sobą w stronę sypialni.
Rano zaspałem i musiałem biec do pracy, choć i tak się spóźniłem. Cóż, musiałem odespać pół nocy spędzone pod Louis’m. Zastanawia mnie tylko jakim cudem on rano wstał bez problemu. Gdy wreszcie moja zmiana się skończyła, powolnym krokiem udałem się do domu i zupełnie zapomniałem wejść do sklepu, żeby kupić to czego brakowało w naszej lodówce. Przypomniało mi się dopiero gdy siedziałem w kuchni mieszając prawie gotową zupę. Louis lubi zupy i można je szybko podgrzać. Na przykład w mikrofali. Była może szósta, siódma, gdy usłyszałem trzask i do moich uszu doszedł czyiś głos, przez co wręcz podskoczyłem. Nie spodziewałem się Louis’ego tak wcześnie. Chłopak wszedł do kuchni i przytulił mnie od tyłu, akurat kiedy smakowałem pomidorówki.
-Loueh! Oparzyłem się przez ciebie. –mruknąłem oblizując dolną wargę i obróciłem się, aby móc normalnie go przytulić.
-Zjemy coś i pójdziemy do tego hotelu? –spytał cicho, jeżdżąc nosem po mojej szyi.
-Tak, tylko po drodze trzeba wejść do sklepu. Skończył się ser i magi, i jogurty. Kupimy też pomidory w puszczę i na weekend zrobię risotto.
Chłopak przytaknął i usiadł z uśmiechem do stołu, podczas gdy ja nalałem nam obu zupy. Louis jadł powoli cały czas patrząc w moją stronę i uśmiechając się, a gdy już skończył wpił się w moje usta i odstawił talerz do zlewu. Podczas gdy ja zmywałem naczynia Lou brał prysznic, aby wreszcie stanąć przede mną w zwykłej, pogniecionej koszulce i brzoskwiniowych rurkach. Narzucił jeszcze na siebie płaszcz, tak samo jak ja i wsuwając buty, wyszliśmy z domu. Zaproponował, żebyśmy zakupy zrobili w sklepie, który napotkamy po drodze i tak też zrobiliśmy. To był mały sklepik spożywczy, który znałem. Zwykle kupowałem tu gdy jeszcze było... prostytutką. Było tanio, a ten okropny hotelik znajdował się zaledwie dwie uliczki dalej. Światło było obrzydliwie jasne i oświetlając brązowo-żółte kafelki sprawiało, że pomieszczenie miało obrzydliwy kolor. Poczułem jak Lou splata nasze dłonie razem i chwytając za metalowy koszyk, prowadzi mnie w jakąś alejkę. Stanęliśmy przed regałem z puszkami i Lou właśnie nachylił się, aby zobaczyć coś, podczas gdy do moich uszu dobiegł znajomy głos. Zauważyłem niskiego blondyna uważnie przyglądającego się wyższemu o pół głowę chłopakowi. Znałem ich, to ich widywałem na holu hotelu. Wyższy chłopak miał na imię Liam, a mniejszy Niall. I to o nich mówił Lou, więc szybko szturchnąłem go w ramię. Louis wyprostował się i powędrował wzrokiem w miejsce, w które ja się wpatrywałem. Uśmiechnął się do mnie po chwili i lekko pchnął w ich stronę szepcząc, abym to ja mówił, bo choć trochę ich znam. Stanęliśmy za nimi akurat gdy Liam głowił się nad wyborem sera. Niall wpatrywał się w czubki swoich butów, które powoli ocierały się o siebie. Odchrząknąłem lekko, aby zwrócić na siebie ich uwagę i po chwili dwie pary oczy zwróciły się w moim kierunku. Liam wpatrywał się we mnie z lekkim zdziwieniem, podczas gdy Niall uśmiechnął się lekko chyba starając się być miłym, choć on również był zaskoczony moim widokiem.
-Hej Li, Niall. –przywitałem się machając wolną ręką, a oni kiwnęli głowami.
-Hej, Harry i...
-Och, to Louis, mój chłopak. –oświadczyłem trochę jakbym chciał się tym pochwalić.
-No tak, hej. Och, no i... Właśnie, sorki za tamten tekst Niall’a, wiesz...Miał trochę zły humor, a to tak wyglądało więc... Czasem papla co mu ślina na język przyniesie. –wyjaśnił Liam z przepraszającym uśmiechem, a ja dopiero teraz zrozumiałem, że chodzi mu zapewne o sugerowanie tego, że znudziłem się Louis’emu. Kiwnąłem głową i zauważyłem jak Niall przysuwa się trochę w strunę Liama, spuszczając lekko głowę.
-Właśnie, Liam... Wy wciąż... No wiesz...? –spytałem cicho, a oczy bruneta otworzyły się szerzej.
-Niall, idź wziąć chleb, dobrze? –spytał blondyna, a ten przytaknął i z uśmiechem ruszył w stronę półek z pieczywem.- Przepraszam, Niall nie lubi o tym rozmawiać, ani słuchać.
-Więc... wciąż?
Chłopak wzruszył ramionami i spuścił lekko głowę uciekając wzrokiem.
-Bo widzisz my właśnie po to tu jesteśmy. –oznajmiłem pewniej, a Liam spojrzał na mnie totalnie zszokowany. Chyba nie pomyślał, że jesteśmy zainteresowani skorzystaniem z ich usług?- Spokojnie, chodzi o to, że... Wiem, że ty i Niall jesteście razem i to musi być ciężkie, dlatego razem z Lou chcielibyśmy wam jakoś pomóc.
-Pomóc? –spytał na moment spoglądając na Niall’a, który wciąż stał naprzeciw półki z pieczywem.
-Tak. Wiesz, pomóc wyjść na prostą. Na przykład moglibyście znaleźć sobie normalną pracę i dopóki nie będzie was na to stać, to mieszkać u Lou. Pokój jest, no i wiesz... Nie musielibyście, no wiesz.
Liam stał przez chwilę patrząc to na nas, to na Niall’a.
-Liam, przestań, taka okazja się już nie trafi. Dobrze wiesz, że nie chcesz, aby Niall to robił. Ty też nie chcesz tego robić. –zacząłem go przekonywać, a po chwili obok nas zjawił się Niall z chlebem. Liam uśmiechnął się do niego pozwalając wrzucić mu pieczywo do koszyka i lekko oplatając go ramieniem w pasie. Niall spojrzał na nas zdziwiony, po czym po prostu uśmiechnął się.
-Co chcecie w zamian? –spytał poważnie, a ja zaśmiałem się.
-Niczego, naprawdę. Nie żeby coś, ale ja mam Lou, a Lou ma mnie, więc czego moglibyśmy chcieć? Chcemy po prostu pomóc.
-Li... O co chodzi? –spytał cicho blondyn, a Liam natychmiast spojrzał w dół uśmiechając się ciepło.
-O nic, Nialler. Nie przejmuj się tym. –odparł, po czym znów wrócił wzrokiem do nas.- Jeśli tak to... Bylibyśmy naprawdę wdzięczni.
-Świetnie. W takim razie po prostu odłóż ten koszyk, w domu jedzenia nam starczy. –oznajmiłem i pociągnąłem Louis’ego w stronę kasy kątem oka obserwując dwójkę chłopaków idącą za nami. Niall dopytywał się Liama o co chodzi, ale ten powiedział mu tylko, że to koniec tego koszmaru i już będzie dobrze. Wiedziałem bardzo dobrze, jak Liam opiekuje się Niall’em. Nieraz sam brał za niego klientów, gdy blondyn miał dość, żeby tylko mieli za co przeżyć. Liam śpiewał mu do snu, gdy Niall płakał i oddawał mu swoje rzeczy, gdy było mu zimno. Liam po prostu troszczył się o niego i nie szło nie zauważyć, że bardzo mu zależy na tym małym.
Dotarliśmy do domu dwadzieścia minut później, a Niall przysypiał już lekko w aucie. Dlatego zaraz po wejściu do domu, Louis poinstruował go gdzie ma iść wziąć prysznic, a później położyć się spać. Niall był trochę nieufny, ale Liam zapewnił go, że nie ma się czym martwić, bo on sam zaraz do niego przyjdzie. W tym czasie ja i Liam usiedliśmy przy stole i nalałem mu zupy, bo wyglądał na głodnego. Podziękował mi i wziął się za jedzenie.
-Więc... Może nie powinienem pytać, ale dlaczego ty i Niall... No wiesz. –spytałem niepewnie, a on spojrzał na mnie, wyciągając łyżeczkę w ust.
-Właściwie to my... Poznaliśmy się w szkole, gdy Niall dopiero co przyjechał z Irlandii. Wiesz, było mu ciężko się przystosować, a ja starałem się z nim zaprzyjaźnić, żeby mu to jakoś ułatwić. Sam widzisz, że Niall to... Po prostu dziecko. Jest uroczy, mądry i miły, ale to wciąż dziecko. Boże, on jeszcze nie skończył siedemnastu lat. –stwierdził kiwając lekko głową. Przytaknąłem, a on kontynuował.- Nie wiem jak to się stało, ale zaczęliśmy spotykać się nie tylko jako przyjaciele. Właściwie zaczęliśmy być ze sobą. Wiesz, Niall pochodzi trochę z patologicznej rodziny, więc kiedy powiedział rodzicom o tym, że ma chłopaka to... No cóż, ojciec trochę go skopał, a potem wyrzucili go z domu. Chciałem, żeby zamieszkał z nami, więc powiedziałem o tym rodzicom, gdy przyszedł do mnie w środku nocy. No... Ale oni stwierdzili, że nie chcą mieć syna pedała, więc... Albo zostaję i jestem hetero, albo mam znikać z Niall’em im z oczu. Wiesz, nie mogłem go zostawić... To przeze mnie go wyrzucili, więc... On sam nie dałby sobie rady. Więc wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i po prostu poszliśmy gdzieś. No a potem błąkaliśmy się trochę, aż wreszcie skończyliśmy... no tam.
Słuchałem tego z szeroko otwartymi oczami. Wow, Liam opuścił dom tylko po to, żeby zająć się Niall’em. Naprawdę musiał go kochać. Przytaknąłem z uśmiechem i zauważyłem blondyna stojącego w wejściu do kuchni. Miał na sobie moją piżamę, która zwisała na nim jak na wieszaku, ale wyglądał przeuroczo. Liam odwrócił się w jego stronę i zachęcił ruchem ręki, aby usiadł mu na kolanach. Widząc jak Niall siada przy stole wstałem, aby i jemu nalać zupy.
Później poczekałem, aż położą się spać, podczas gdy Lou poszedł już do łóżka. Był trochę zmęczony, rozumiałem to. Jednak wsuwając się pod kołdrę poczułem jak oplata mnie ramieniem i mruczy coś z uśmiechem na twarzy. W odpowiedzi ucałowałem jego czoło i sam udałem się do krainy Morfeusza. 

niedziela, 6 stycznia 2013

Amare 18

Mijały tygodnie, a Harry nie przestawał przychodzić. Na początku wykłócał się i kazał mi wracać do domu i gdyby nie Rose zapewne bym mu uległ, bo wyglądał źle. Wciąż był tym aroganckim dupkiem, ale teraz coś w jego wyglądzie zmieniło się i nie wiedziałem co. Więc przychodził co drugi dzień i krzyczał, że mam przestać urządzać cyrki i wracać, ale wtedy po prostu leżałem na kanapie w salonie Rose i nie słuchałem go, albo po prostu płakałem. Tak naprawdę chciałbym do niego wrócić. Chciałbym być znowu z nim i udawać, że to wszystko się nie dzieje, że mnie to nie boli, że jest dobrze, nawet gdy było do dupy. Trochę jak stare małżeństwo, gdzie żona trzyma się niewiernego męża, bo po prostu go kocha i chce, żeby on był w pobliżu. Bo boi się, że bez niego będzie słaba i nie da sobie rady. Takim kobietą mówi się, że to nie prawda, że gdy odejdą to poczują się lepiej. Ale ja nie czułem się lepiej, czułem jakby to wszystko po prostu straciło sens, bo jedynym sensem mojego życia był on. Gdy go nie było to to było takie szare i nudne, i niby miałem kumpli, przyjaciół, pracę i niby żyłem jako tako, ale nie czułem tego, że żyję. A przy nim... Przy nim nawet myśl o tym, że on gdzieś tam jest dawała mi to ciepło. I to miało sens. I miałem po co wracać do domu, i siadać na kanapie z kubkiem kakao w ręku, i oglądać jakiś film w środku nocy czekając aż wróci, albo po prostu leżeć i wsłuchiwać się w jego oddech i ciche pochrapywanie, gdy spał obok mnie. I w pewnym sensie było mi dobrze, nawet jeśli to bolało, bo wiedziałem, że on i tak wraca do mnie. Że i tak to ja jestem tym głównym, do którego zawsze wróci, więc może jednak coś tam jeszcze w nim siedzi. Może to wciąż mój Hazza.
Leżałem więc jak zwykle na kanapie myśląc, czy dziś Harry znów przyjdzie, czy może oszczędzi mi tego widoku. Nie lubiłem widzieć go kucającego obok kanapy, gdy już nie miał sił krzyczeć i po prostu szepczącego, żebym wreszcie wrócił i przestał się wygłupiać. To nie były wygłupy!On nie rozumiał, że to naprawdę koniec. Nie docierało do niego, że to nie jest tylko chwilowe, że ja już nie wrócę.
Rose była akurat w szkole i Harry też powinien być, dlatego zdziwiło mnie, gdy ktoś zapukał do drzwi. Ruszyłem do nich w wolnym tempie będąc przekonanym, że to listonosz, albo może jakiś sąsiad. Rodzice Rose dużo podróżowali, często zostawała sama w domu, więc spokojnie mogłem tu siedzieć i większość czasu byłem sam.
Uchyliłem drzwi i już chciałem zlustrować przybysza od stóp do głów, gdy naprzeciw mnie dostrzegłem bukiet kwiatów. Fioletowo biały z niebieskimi wstawkami. Przez moment wpatrywałem się w ten dość sporych wielkości bukiet, po czym został mi od wręczony, a dostawcą okazał się nie kto inny jak Harry Styles.
-Te fioletowe to kalie. Są też białe róże i... Um... Ostróżki?
-Co to takiego?
Wzruszył ramionami i powiedział, że kwiaciarz poradził mu takie, bo mają dobre znaczenie w naszej sytuacji. Od kiedy Harry interesuje się tym, co znaczą jakieś kwiaty? Od kiedy on w ogóle wysila się na tyle by kupić kwiaty. Wpuściłem go do domu będąc świadomy tego, że nie pozwoli mi odesłać siebie z kwitkiem. Nigdy nie pozwalał. Chłopak od razu zdjął kurtkę, a ja udałem się do kuchni by wstawić kwiaty w jakiś wazon. Nie, żeby mi jakoś specjalnie zależało, po prostu to było naprawdę ładnie... Ok, trochę też mi zależało.
Udałem się do salonu, gdy Harry stał przy telewizorze i po raz setny oglądał rodzinne zdjęcia Rose. Zawsze to robił zanim zaczął swój wykład, ale zwykle była tu też Rose, która świetnie mnie wspierała. Teraz bałem się, że wymięknę. Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się, po czym usiadł spokojnie na kanapie i poklepał delikatnie miejsce obok niego dając mi znać, żebym usiadł. Tak też zrobiłem.
-Co u ciebie? –spytał cicho, wpatrując się w telewizor.
-Wszystko w porządku. A u ciebie?
-Jest ok... –stwierdził i spuścił wzrok, aby po chwili przekręcił głowę i spojrzeć na mnie. Czy mówiłem już, że kocham jego oczy? Są cudowne. – Możemy już skończyć? Nie mam sił Lou, po prostu wróć wreszcie...
Mówił cicho, wręcz szeptał. Siedziałem prosto starając się być twardym, podczas gdy on widząc mój całkowity brak reakcji oparł czoło o moje ramię i odetchnął ciężko. Dlaczego to dla mnie takie ciężkie? Powinienem jeszcze mu dokopać po tym co mi robił. A mnie po prostu bolało samo patrzcie na niego.
-Mówię poważnie, dajmy spokój. Przecież oboje wiemy, że ty kochasz mnie, ja kocham ciebie, więc po prostu chodźmy teraz do domu.
-Tak się nie zachowuje osoba, która kogoś kocha, Harry. Chyba nie wiesz co to słowo znaczy. –stwierdziłem starając się brzmieć spokojnie.
-Wiem. Wiem, Lou, wiem, spieprzyłem. Hej, każdemu się zdarza. Jestem tylko człowiekiem, mam prawo popełniać błędy, tak samo jak ty masz do tego prawo.
-Moim błędem było poznanie cię. –rzuciłem po chwili gryząc się w język. Wcale tak nie myślałem. Harry jedynie pokręcił głową wciąż nie zabierając jej z mojego ramienia i oplótł mnie ramieniem w tali.
-Nie mów tak, Louis. Nigdy tak nie mów. –szepnął i po prostu się we mnie wtulił. Jakby nigdy nic, jak za dawnych czasów. Siedziałem cicho, więc podniósł na mnie wzrok i jego oczy... One tak świeciły...- Ty... Naprawdę tak myślisz?
On nie powiedział tego. On to wyskomlał jak skarcony pies, który narobił na środku pokoju. Wplotłem palce w jego loki i przycisnąłem jego głowę do siebie.
-Nie. –zapewniłem go.- Nie, oczywiście, że nie.
-Tęsknie za tobą, Louis. Po prostu strasznie za tobą tęsknie. –szepnął po chwili ciszy, a ja odchyliłem głowę opierając ją o zagłówek kanapy. Odetchnąłem ciężko starając się wciąż nie dawać za wygraną.
-Harry, myślę, że powinieneś już iść.
-Nie chce. Nie chce Lou, chce żebyś poszedł ze mną.
-Ale ja nie chce iść z tobą.
-Więc czego chcesz?!
-Chcę... Nie wiem... Nie wiem, chce zacząć normalne życie bez ciebie. Chce zapomnieć o tobie, bo po prostu przesadziłeś i nie umiem ci wybaczyć. Chce poznać kogoś, chce znów się zakochać, chce być szczęśliwy. Chce mieć pierdolone ‘i żyli długo i szczęśliwie’, ale nie takie ‘długo i szczęśliwie’ jakie miałem przy tobie!
-Mogę ci dać ‘długo i szczęśliwie’, jeśli dasz mi drugą szansę. Mogę ci dać nawet dłużej niż ‘długo’ i szczęśliwiej niż tylko ‘szczęśliwie’.Tym razem tak będzie, Lou.
-Nie. Nie, Harry, nie wierze ci. Nie umiem już ci uwierzyć i nie zamierzam marnować kolejnych tygodni albo nawet miesięcy, jeśli potem to ma pójść na marne, bo wszystko znów wróci do tego, jak było ostatnio.
-Ale daje ci pewność, że teraz tego nie spieprzę! Lou, co ci szkodzi? Przecież byliśmy nawet szczęśliwi na początku, prawda? Przecież znowu może tak być...
-Nie, nie może. A teraz idź już. –mówiąc to wstałem z niechęcią wyplątując się z objęć jego ramion. Jego zapach przestał mnie otulać i z niechęcią odsapnąłem mając ochotę znów się w niego wtulić. To był mój Harry. Teraz to był ten dawny chłopczyk, którego pokochałem.
Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno po czym powoli wstał z kanapy i całując mnie delikatnie w policzek, sam udał się do wyjścia. Opadłem znów na kanapę słysząc jak drzwi zatrzaskują się za nim. Z jednej strony byłem z siebie dumny, a z drugiej wciąż miałem ochotę za nim pobiec i wrócić do domu.
Rose wróciła parę godzin później i przywitała mnie od progu setką pytań na temat kwiatów, które zauważyła stojące na stole w salonie.
-Przyniósł ci kwiaty? Och, no tak, teraz pewnie będzie próbował cię jeszcze przekupić. –rzuciła kąśliwie i ruszyła do swojego pokoju, aby przebrać się w coś bardziej wygodnego.
-Wiesz, on naprawdę znów był tym Harrym... Był taki... Przygnębiony.
-Louis, nie mów mi, że w to uwierzyłeś? –krzyknęła ze swojej sypialni- On cię podpuszcza i bierze na litość. Biedny, samotny Harry, nagle się nawrócił?!
-To nie tak... Może on po prostu zrozumiał?
-Gdyby zrozumiał to zrozumiałby też, czemu tu jesteś i zaczął się naprawdę starać.
-Stara się!
-Kupił ci kwiaty! Jezu, ale się wysilił! Louis, kupowanie kwiatów to nic wielkiego.
-Nie widziałaś go... On naprawdę żałował...
-Więc co teraz? –spytała stając przede mną z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.- Może mi jeszcze powiesz, że mu wybaczysz i do niego wrócisz?
-Nie... Nie, powiedziałem mu, że nie... Po prostu mi go żal.
-I o to mu chodzi. –upierała się. Usiadła obok mnie i spojrzała na bukiet.- Nawet ma gust ten Harry.
Przytaknąłem, bo naprawdę był śliczny. To chyba przez te kalie. Świetnie komponowały się z białymi różami.
-Ale chyba kwiaciarz mu doradzał. –odparłem po chwili ciszy.
-No tak, mogłam się tego spodziewać. –zaśmiała się i wstała z kanapy.- Jadłeś już obiad?
Pokiwałem głową i razem z nią udałem się żeby coś zjeść. Rose w pewnym stopniu była dla mnie podporą, ale czasami myślałem czy nie lepiej byłoby się poddać i do niego wrócić. Może Rose wcale nie ma racji... Choć sam nie umiem mu wybaczyć tego wszystkiego. To jest po prostu za dużo.
Wieczorem oglądaliśmy film, choć Rose stwierdziła, że byłem zbyt zajęty odbieraniem wiadomości od Harry’ego, który zasypał moją skrzynkę sms’ową toną wiadomości, żeby obejrzeć chociaż jedną piątą filmu. Mimo tej setki wiadomości i tak starałem się być silny i nie odpisywać, ale... Czytając o załamanym, samotnym Harrym, który błagał o chociaż o chwile rozmowy...
-Rose... Obrazisz się, jeśli pójdę na chwilę do niego zadzwonić? –spytałem cicho. Na pewno będzie miała tysiąc stwierdzeń i teorii, oraz uświadomi mnie, że wymiękam. Ale wystarczy parę minut.
-Poważnie, Louis? To twoje życie, ale on właśnie bierze cię na litość...
-Wiem... Przepraszam, ale ja w porównaniu do ciebie jestem zbyt miękki. –zaśmiałem się, a ona równo ze mną po czym ruchem ręki dała mi znać, żebym poszedł. Dlatego już po chwili stałem w mojej tymczasowej sypialni wpatrując się w drzewo za oknem i wsłuchując w ciche pikanie dochodzące z telefonu. Odebrał.
-Harry, nie sądzisz, że przesadzasz? Powiedziałem ci, że do ciebie nie wrócę, powinieneś uszanować moją decyzję i dać mi spokój. To jest koniec, Harry, pogódź się z tym. Nie zmienisz tego coraz bardziej mi się narzucając. To mnie tylko denerwuje i nie pozwala normalnie żyć. –wyrecytowałem i odetchnąłem ciężko dumny z tego, że mój głos nie załamał się i nie drżał.
-Wiem... Wiem, Louis, ja po prostu... Po prostu chciałem cię usłyszeć. Tęsknie. Nie potrafię tak po prostu wyrzucić cię z mojej głowy. Wiem, że spieprzyłem, wiem o tym, ale... To nie znaczy, że cie nie kocham.
-Harry... Proszę cię to jest dla mnie już dość trudne, nie potrzebuje jeszcze, żebyś mi to utrudniał. Proszę, po prostu daj mi spokój. Ja chce zapomnieć, a ty mi nie pozwalasz.
-Bo ja nie chce! Louis, ja nie chce, żebyś mnie zapomniał! Chce, żebyśmy znów byli szczęśliwi! Naprawdę szczęśliwi, tak jak na początku!
-Ale ja tego nie chce. Dlaczego zawsze musimy robić to co ty chcesz? –odpowiedziała mi cisza, bo zapewne nie umiał mi w żaden inny sposób odpowiedzieć.- W takim razie rozłączę się teraz i wrócę do oglądania filmu, a ty daj mi żyć. I nie przychodź tu ciągle. Nie wziąłem urlopu, żebyś mógł mnie nachodzić o każdej porze dnia.
Pominąłem fakt, że od jutra wracam do pracy, aby przypadkiem nie próbował mnie odwiedzić w drodze ze szkoły. Gdy wróciłem do salonu Rose jedynie zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się ciepło po czym powiedziała co działo się w filmie choć szczerze, nie miałem bladego pojęcia o czym on jest.
Następnego dnia ruszyłem do pracy na rankę i gdy Harry wstąpił na moment do sklepu, automatycznie uciekłem na zaplecze zanim mnie zauważył. Lepiej, żeby jeszcze tego nie wiedział, choć prędzej czy później się dowie.
~
Chciałem znów odwiedzić Louis'ego, ale zabronił, więc postanowiłem uszanować jego wolę. Mimo to nie mogłem przejść obok sklepu obojętnie, nawet wiedząc, że wciąż go tam nie ma. Nie mówił mi, aby jego urlop się skończył, choć z drugiej strony mógł nie chcieć, abym to wiedział. Przemierzając alejkami w sklepie jedyne co robiłem to wspominałem co gdzie robiliśmy, gdzie co mi powiedział. Pamiętałem jak wszedłem tu pierwszy raz, kiedy go poznałem. Czy to zabrzmi żałośnie jeśli powiem, że zacząłem nienawidzić samego siebie? Byliśmy szczęśliwi... Byliśmy naprawdę szczęśliwi, a później to wszystko tak po prostu rozjebałem. Nawet nie umiem samemu sobie wytłumaczyć dlaczego. Wiem tylko, że gdybym mógł cofnąłbym czas, bo naprawdę żałowałem każdego ruchu, jaki wykonałem przez ostatnie miesiące. A najbardziej żałowałem tej okropnej nocy po której Louis zniknął z mojego życia i teraz zapiera się nogami i rękoma, żeby do niego nie wrócić. To nie tak, że ja chciałem... Chciałem się odkuć, udowodnić jemu i sobie sam nie wiem co... I dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że przesadziłem. 
________________________________________
Tak więc po raz kolejny jest krótki. Może nie tyle krótki, co przepełniony dialogami. 
Mimo to jest i sam fakt, że jest mnie cieszy XD
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
~Love u.!