! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

piątek, 27 lipca 2012

Amare - Rozdział 9

Odwróciłem się słysząc za sobą jakiś szmer. Właśnie wyciągałem piwo z lodówki, gdy ktoś za mną stanął. Jak się okazało był to lekko wstawiony już Lou. Odwróciłem się z powrotem, aby znów 'zanurkować' w lodówce, gdy poczułem jak chłopak opiera się klatką o moje plecy. Niemal automatycznie zrobiło mi się gorąco i Lou chyba poczuł, że się spiąłem, bo zaśmiał się nerwowo. Przygryzłem dolną wargę i chwytając cztery butelki z zimnym napojem, odwróciłem się przodem do chłopaka. Byliśmy tak cholernie blisko, że czułem na swoich wargach jego ciepły, lekko przesycony alkoholem oddech. Przysunąłem się nieznacznie do niego i nasze wargi dzieliły milimetry. Wystarczył jeden ruch, a połączylibyśmy je w namiętnym pocałunku. Oblizałem usta i poczułem rosnące we mnie napięcie. Wreszcie byliśmy tak blisko, a Lou był dość pijany by bez najmniejszych skrupułów mnie pocałować. Tak cholernie długo na to czekałem, że to był chyba najpiękniejszy moment w moim życiu. I to rosnące napięcie między nami. Niestety gdy już wyczułem ruch ze strony Louis'a spanikowałem i najzwyczajniej w świecie wyminąłem go udając się do salonu. Po prostu bałem się tego do czego mogłoby to prowadzić. Po pierwsze nie wiem, czy jutro Lou nie miałby mi tego za złe. Mógłby uznać, że go wykorzystałem. Po drugie nawet jeśli doszłoby do czegoś między nami, to nigdy nie byłem z mężczyzną... I miałem lekkie obawy przed tym, chociaż wiem, że Tommo nie byłby w stanie zrobić mi czegoś złego. Nawet cuchnąc alkoholem na kilometr. Gdy już doszedłem do pokoju wypełnionego ludźmi jakoś odetchnąłem z ulgą, że udało mi się wywinąć z tak nietypowej sytuacji. Podałem jedną butelkę Niall'owi, który cudem trzymał się na nogach, drugą odłożyłem koło miejsca Louisa, sam zaś dla siebie zostawiając pozostałe dwie. Nie wiem nawet jak to się stało, ale gdy się 'obudziłem' stałem na schodach idąc w kierunku mojej sypialni, a za sobą dostrzegłem pijanego w cztery dupy, Lou. Zatrzymałem się na chwilę, sam nie wiem po co, chyba żeby na niego zaczekać. Chłopak podszedł do mnie chwiejnym krokiem i zmierzył mnie od stóp aż po czubek głowy. Przeszły mnie jakieś ciarki, gdy nasze wzroki się spotkały, a w jego oczach dostrzegłem jakieś iskierki. Przełknąłem głośno ślinę i stwierdziłem, że nie wiadomo z czyjego powodu, odległość między nami robi się coraz mniejsza. Znów poczułem się zakłopotany tym co się dzieje, ale jakoś ciągnęło mnie, by samemu zrobić krok dalej. Stykaliśmy się już klatkami, ale wciąż nie przestawaliśmy piorunować się wzrokiem. Dłoń Lou niewyczuwalnie oplotła mnie w pasie, po czym energicznie pociągnęła ku sobie. Przyparł mnie przy tym do ściany i wpił się w moją szyję. Odchyliłem głowę do tyłu i uniosłem nogi do góry, by chłopak zaniósł mnie do sypialni. Oczywiście on nie miał nic przeciwko i po chwili już zostałem rzucony na łóżko. Podniosłem się na łokciach, ale natychmiast zostałem przygwożdżony do miękkiego materaca. Zadrżałem czując jego kolano pomiędzy moimi udami, sunące ku górze. Wciąż oczywiście obdarowywał moją szyję pocałunkami, na co ja mruczałem co jakiś czas. Poczułem jak jego ręka wędruje pod moją koszulkę i nie mogłem powstrzymać rąk przed zaciśnięciem ich na jego pośladkach, kuszących mnie dziś od rana przez te jasnoniebieskie spodnie. W odpowiedzi chłopak zagryzł delikatnie skórę mojej szyi, a ja znów jęknąłem jego imię. Widać podobało mu się to bo przez pocałunki, którymi mnie obdarowywał poczułem jak się uśmiecha. Palce jego lewej ręki zaczęły delikatnie bawić się moim sutkiem, co jakiś czas ściskając go, a ja czułem, że zaraz oszaleje. Jedną dłoń zacisnąłem mocniej na jego pośladku, drugą zaś wplotłem w jego roztrzepaną fryzurę. Nie wiem kiedy, ale coś nagle mocno ścisnęło mojego członka przez spodnie, a ja automatycznie wygiąłem się w łuk jęcząc z rozkoszy. W końcu od początku naszej 'zabawy' mój kolega domagał się większych pieszczot i wreszcie został nimi obdarowany. Choć to wciąż nie było typowe obciąganie, już trochę mi ulżyło, gdy zaczął masować moje przyrodzenie. 
-Lou... O boże... Boże, Lou... Ugh! Ach... A, ach... Tak... Jeszcze... Ugh. Jeszcze trochę... Louis... Mocniej... Um... Ta... Tak... No... No dalej... Nie baw się ze mną, błagam. Lou... Louis!
Starałem się wydyszeć coś sensownego, nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Chciałem po prostu jakoś dać mu do zrozumienia, żeby wreszcie odpowiednio się nim zaopiekował, ale jego ręka ani myślała wsunąć się pod moje bokserki. Pociągnąłem lekko jego włosy, a jego wzrok wreszcie spotkał się z moim, gdy odessał się od mojej szyi. Z początku był pewny siebie, ale po chwili wyglądał bardziej na... przerażonego. Poczułem, że to jest chyba ten moment kiedy on przez moment ogarnia co się dzieje i nim się obejrzałem, Lou wybiegł z pokoju. Tak po prostu zostawiając mnie. Zrezygnowany sapnąłem ciężko i mój wzrok zatrzymał się na idealnie białym suficie. I co teraz? Co jeśli Lou uzna, że to ja zainicjowałem tą sytuację i będzie na mnie wściekły? Może nawet będzie bał się ze mną mieszkać, żebym czasem nie zgwałcił go w nocy. Kurwa! Kurwa. Kurwa. Kurwa. Było tak cholernie pięknie, przecież jemu też się podobało. Widziałem to, czułem to! Był zachwycony gdy zaciskałem ręce na jego tyłku! Więc czemu nagle się zerwał i uciekł? Zrobiłem coś źle? W dodatku... Boże, czemu przerwał w takim momencie?! W takich momentach NIE WOLNO przerywać! Ugh. Harry, ty napaleńcu. Twój przyjaciel pewnie teraz myśli, że prawie go zgwałciłeś, a ty martwisz się tylko tym, że nie zdążył cię zaspokoić. Jesteś okropny! Rozebrałem się do samej bielizny i zrezygnowany wsunąłem pod kołdrę. Nie miałem ochoty zmierzyć się z Lou po tym co się stało, wolałem więc udać, że śpię. 


Stałem właśnie na podwórku, oparty o drzwi wejściowe do domku, zapalając papierosa, którego wyciągnąłem z leżącej na stoliku paczki Zayna. Dosłownie wszystko we mnie drżało. Co ja właśnie odpieprzyłem?! Lou, prawie przeleciałeś Harrego! TEGO Harrego! Choć muszę przyznać, że gdybym mógł wróciłbym tam i kontynuował to co zacząłem. Dlaczego właściwie uciekłem? Przecież Harry bawił się w to tak samo jak ja... Tylko że Harry tylko się bawił, a ja faktycznie zacząłem robić sobie jakieś nadzieje. Że co niby? Że spędzimy upojną noc, a potem będziemy żyli razem długo i szczęśliwie? Nie, nie sądzę. Hazz był pijany, nie wiedział pewnie co dzieje się w koło. A gdy spojrzałem na niego wtedy... Tak strasznie przestraszyłem się, że zaraz mnie odepchnie i wyzwie od dziwadeł i pedałów. Przecież nie przeżyłbym tego. Rozpłakałbym się, a on uznałby mnie za żałosnego. Zaciągnąłem się po raz kolejny zastanawiając się co teraz. Mam tam tak po prostu wrócić? I co, powiedzieć, że to przez alkohol? Tak, łatwo mówić, trudniej zrobić. Papieros skończył się szybciej niż myślałem, więc byłem zmuszony coś ze sobą zrobić. Przecież nie będę nocował na kanapie... nie po to walczyłem o pokój z Harrym. Z drugiej strony teraz tego żałowałem. Gdybyśmy spali osobno, może nie doszłoby do tego. Ale teraz za późno, nie ma co gdybać. Boże... Ale jak ja mogłem mu to zrobić?! Przecież wiem, że nie jest gejem. Przecież wiem, że jest jeszcze dzieckiem. Kurwa, czy ja naprawdę nigdy nie mogę myśleć rozumem, a nie penisem, albo sercem? Ale co ja za to mogę?! Szczególnie po całym dniu nad jeziorem i tym wszystkim... Te uściski, te uśmiechy, te 'przypadkowe' dotykanie się nawzajem. On też to robił, więc... Nie, nie! Lou, jesteś dorosły! Nie zwalaj na siedemnastolatka, który w dodatku był pijany! A ty myślałeś w stu procentach trzeźwo, a i tak to zrobiłeś! Chwyciłem się za głowę i odetchnąłem ciężko. Muszę tam wrócić. Muszę stawić czoło temu co narobiłem. Mruknąłem coś pod nosem i otworzyłem po cichu drzwi. Zayn i Niall spali już do godziny, tak samo jak Liam i Dan. Dziewczyny chyba też, bo nigdzie ich nie było. Spokojnie więc powędrowałem w stronę naszej sypialni. Modliłem się w duchu, by Harry nie był na mnie zły i przyjął to wszystko spokojnie. Uchyliłem drzwi i najpierw zerknąłem przez szczelinę. O dziwo Hazz leżał tyłem do drzwi i wydawał się spać. Otworzyłem drzwi szerzej i wszedłem do środka po cichu, nie chcąc go obudzić. Zsunąłem z siebie spodnie i bluzkę, i nawet nie biorąc prysznica wsunąłem się pod kołdrę obok Harrego. Leżał spokojnie, powoli oddychając. Nie drgnął nawet, więc spokojnie odwróciłem się tyłem do niego i leżałem modląc się, by jutro o niczym nie pamiętał. W przeciwnym razie może się okazać, że wszystko pięknie spieprzyłem, a on już nie chce mnie znać. Miałem tysiące myśli na minutę i jeszcze więcej obawa. Jestem tak cholernie głupi. Stary, a głupi jak dzieciak.  Nie wiem nawet dlaczego tak o nim myślałem, skoro go nie znałem. Mógł okazać się być dupkiem, egoistą. Ale już wiem, że nie jest taki. Jest trochę nieogarnięty i dziecinny, ale nie przeszkadza mi to. Znamy się praktycznie kilka dni, może tygodni, a ja zachodzę w głowę, jak potrafiłem wcześniej wytrzymać bez niego. Teraz był nie umiał. Gdyby mnie zostawił, odrzucił pewnie bym się załamał i błagał na kolanach, by dał mi kolejną szansę. Odwróciłem się przodem do niego, ale on wciąż leżał tyłem. Chciałbym móc zobaczyć teraz jego twarz. Choć na moment spojrzeć w te zielone tęczówki i opalać w blasku jego uśmiechu. To takie dziwne, że sama jego obecność mnie uszczęśliwiała. Sam fakt, że leży teraz koło mnie sprawia, że na mojej twarzy gości uśmiech i zapominam o tym wszystkim. O problemach, o zmartwieniach. Jesteśmy tylko my dwoje i nic więcej. Nic więcej nie jest nam przecież potrzebne. Gdyby Harry stanął teraz przede mną i powiedział chociażby krótkie 'Lou, kocham cię' umarłbym ze szczęścia. To jest... taki mój mały szczyt marzeń. Jedni chcą milionów, drudzy szczęśliwej rodziny, lub pewnej przyszłości... A ja chce po prostu tych trzech słów wypowiedzianych z jego ust. Nic więcej. Gdybym mógł nagrać ten moment pewnie bym to zrobił. Płytkę powiesiłbym na ścianie i codziennie patrzył na nią po kilka razy przypominając sobie jak wiele radości może sprawić tak mały gest. Ale nie mogę i pewnie nigdy nie będę mógł odczuć tego, co poczułbym w takim momencie. Nie można mieć wszystkiego. Bóg zesłał mi Harrego, ale uczynił z niego coś na styl zakazanego owocu. Mogę go podziwiać, mogę go czasami dotknąć. Ale nigdy nie będzie mi dane zasmakować go w całości. Takie szczęście jest pisane komuś innemu. To przykre. Rozmyślając nad tym jak mógłbym uczynić go szczęśliwym przy mnie, zacząłem delikatnie bawić się jego loczkami, ale tak, aby się nie obudził. Mógłbym zrobić wiele. Od głupot takich jak codzienne śniadanie do łóżka, aż po rzeczy wielkie jak zrobienie z niego mojego własnego, osobistego boga, o którego mógłbym dbać. Mógłbym codziennie mówić mu jak wiele dla mnie znaczy, jak bardzo go kocham. Zabierałbym go wszędzie, gdzie tylko by chciał, nawet gdybym musiał znaleźć nową pracę, by było nas na to stać. Ale gdy tak o tym myślę, chodzenie do pracy ze świadomością, że zarabiam na szczęście Harrego byłoby tylko przyjemnością. Chyba... Czy to nienormalne? Może mam jakąś obsesję? Może faktycznie Hazz powinien zacząć się mnie bać? Ale przecież nie zrobiłbym mu niczego złego. Prędzej sam bym sobie coś zrobił niż jemu. Może byłbym nawet zbyt pobłażliwy, ale jestem pewien, że on by tego nie wykorzystał. Harry jest dobrym chłopakiem. Uczciwym i dobrodusznym. Kocha wszystko i wszystkich, niestety mnie nie kocha tak jak chciałbym, aby to robił. Odłożyłem rękę na poduszkę. Odetchnąłem ciężko i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Może to wszystko mnie dość zmęczyło? W nocy śnił mi się dość dziwny sen. To było właściwie nasze pierwsze spotkanie i wszystko było jak deja vie. Widziałem jak przekracza próg sklepu, w którym pracuje. Obserwuje jak zatacza koła wyraźnie nie mogąc czegoś znaleźć. Potem z zawodem obserwuje jak już prawie wychodzi i nagle... zatrzymuje się. Wtedy nie spuściłem z niego wzroku nawet na moment. Wydał mi się jak... Jak dziecko. To może dziwnie zabrzmi, ale to chyba przez te dołeczki. Był taki uroczy, a do tego te loczki. Nie mogłem przestać na niego patrzeć i marzyłem tylko, by kiedyś być dla niego kimś więcej. By móc spędzać z kimś takim każdy dzień, by był przy mnie w dobrych i złych chwilach.

środa, 18 lipca 2012

Amare - Rozdział 8

Stałem przed jego domem od dobrych dziesięciu minut i już moja cierpliwość się kończyła. Nie chodziło o to, że on tak się grzebie, ale o to, że chciałem go wreszcie mieć przy sobie. Od wczoraj byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dwa dni w Bristol z Harrym, a potem już będę go miał dla siebie codziennie. Będę mógł leżeć z nim na kanapie oglądając filmy i bawić się jego loczkami. I tak codziennie... O ile on mi na to pozwoli. Z rozmyśle wyrwał mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Spojrzałem w bok i mimowolnie uśmiechnąłem się.
-Przepraszam, że musiałeś czekać. 
-Nie ma sprawy. To co, gotowy na weekend w moim towarzystwie 24 na dobę? 
-Już nie mogę się doczekać. - mówiąc to posłał mi najpiękniejszy uśmiech na świecie, a mi zrobiło się gorąco. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Okej, Lou. Spokojnie. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i samochód zawarczał cicho. Do Bristol było około 120 mil, czyli jakieś dwie i pół godziny drogi. Połowę przejechaliśmy w ciszy, ale nie była to ta 'niezręczna cisza'. Po prostu napawaliśmy się swoim towarzystwem, nie potrzebowaliśmy do tego słów. Co jakiś czas przekręcałem na chwilę głowę i nasze wzroki spotykały się, a ja mogłem posyłać mu jeden z tych ciepłych uśmiechów, które on zwykł odwzajemniać. Jego włosy wydały mi się być dziś w jakimś większym porządku, a oczy świeciły jak dwa szmaragdy w świetle słońca. Rumienił się czasami, co było naprawdę uroczę. Widziałem jak uśmiechał się pod nosem i bawił rękoma. Ciekawość nie dawała za wygraną.
-O czym myślisz? -spytałem wreszcie. Speszył się i uciekł wzrokiem gdzieś za okno.
-O niczym. Tak po prostu... Rozmyślam. 
Przytaknąłem i milczałem. Nie będę naciskał, jeśli nie chce powiedzieć.
-Wiesz, Lou... -odezwał się po chwili sprawiając, że zadrżałem. Przestraszył mnie... -Naprawdę ciesze się, że cię poznałem. 
-Ja też się ciesze, Harry.
-Kocham cię, LouLou.- zamarłem. Naprawdę... On naprawdę to powiedział? Spojrzałem na niego lekko przerażony, a on zaśmiał się nerwowo. -Jako przyjaciela. Spokojnie...
Trochę się zawiodłem, że tylko jako przyjaciela. A z drugiej strony... na co liczyłem?
-Ja ciebie też, Hazz. 
Ugryzłem się w język przed dodaniem 'nie tylko jako przyjaciela'. Ta informacja mogłaby popsuć nasze relacje. Przez resztę drogi rozmawialiśmy o głupotach i żartowaliśmy. Harry nie umie opowiadać kawałów, ale i tak się śmiałem, żeby nie zrobić mu przykrości. Dojechaliśmy około godziny 12, a wszyscy już na nas czekali. Miałem jedną torbę, zupełnie tak jak Harry. Weszliśmy na piętro, wraz z resztą, która czekała na nas, aby ustalić kto ma z kim dzielić pokoje. 
-Zayn i Niall chcą razem, Liam i Danielle też... Ja będę z Rose i teraz pytanie... Co z waszą trójką?
Spojrzałem na Lottie, a ona niemal od razu wiedziała o co chodzi.
-Hej, El to może ja będę z wami, a nasze gołąbeczki dostaną pokój razem?
Na sam dźwięk słowa 'gołąbeczki' zarumieniłem się i spojrzałem ukradkiem na Harrego. Pech chciał, że i on spojrzał się wtedy na mnie. Speszyłem się, ale jedynie się uśmiechnął, jakby wcale mu to nie przeszkadzało. Łóżko było jedno, ale dwuosobowe. Dziękowałem za to bogu, choć z drugiej strony leżący obok mnie Harry będzie jedynie kusił... Tak bardzo nie lubię, gdy mam coś na wyciągnięcie ręki, a nie mogę tego chwycić. Bez skojarzeń, oczywiście. Postanowiliśmy nie rozpakowywać się, w końcu to tylko dwa dni. Po pięciu minutach siedzieliśmy już koło Zayna i Nialla, którzy jak zwykle z piwem w ręku, oglądali jakiś mecz.
-Poważnie? Słońce świeci, ptaszki śpiewają, mamy weekend i jesteśmy w domku letniskowym kawałek od wody, a wy... Oglądacie mecz?
-Nie byle jaki! Finał Ligi Mistrzów!- mina Zayna mówiła mi, że jestem jakiś nienormalny, skoro mnie to nie interesuje. Niall przytaknął jedynie, nie spuszczając wzroku z telewizora. 
-Och... Świetnie. A gdzie reszta?
-Liam i Dan u siebie, jak zwykle.
-A dziewczyny?
-Skąd mam wiedzieć? Rzuciły walizki do sypialni El i wybyły nim zdążyłem zapytać gdzie toaleta... Poważnie, kiepski gospodarz z El.
Spojrzałem na lekko zdezorientowanego Harrego, który od niechcenia spoglądał gdzieś za okno. Widać również wolał spędzić ten dzień w inny sposób.
-Hej, Hazz. Ty też zamierzasz to oglądać? -chłopak posłał mi jedynie znaczące spojrzenie i byłem już pewien, że nie. - To... No nie wiem... Plaża jest pół godziny drogi stąd... 
-Och, świetny pomysł! Już, już, wynocha. Przeszkadzacie!- Niall wydał się jakiś poddenerwowany. No tak, jego ulubiona drużyna nie mogła nawet dojść do piłki. Harry wstał jedynie i pomaszerował po kąpielówki i jakiś ręcznik. Nim się obejrzałem siedzieliśmy już w samochodzie. Na plaży o dziwo nie było dużo ludzi, choć pogoda naprawdę sprzyjała. Rozłożyliśmy się blisko wody z zamiarem opalenia się. Muszę przyznać, że leżąc miałem idealny widok na dopiero rozbierającego się Harrego. Oczywiście korzystałem z okazji i wciąż ukradkiem wpatrywałem się w niego. Przypomniało mi się jak wraz z moimi siostrami pojechaliśmy nad jezioro... Było naprawdę miło, bo tematy nam się nie kończyły. Teraz jednak leżeliśmy w ciszy co troszkę mi przeszkadzało. Może to dziwnie zabrzmi, ale jego głos działał na mnie jakoś kojąco. Słuchając o najgłupszych rzeczach czułem się jakoś... bezpiecznie. Przekręciłem się na brzuch i z każdą minutą czułem jak zasypiam. Tak właśnie działa na mnie cichy szum fal, grzejące słońce i delikatny wietrzyk. Naprawdę nie wiem kiedy zasnąłem. To przyszło tak nagle. Odpłynąłem gdzieś daleko, sam nie wiem gdzie. Wiem, że było ciepło i przyjemnie. W oddali cichy głos Harrego, którego mógłbym słuchać całymi dniami. Nie słyszałem co mówił, ale to musiało być coś mało istotnego. Przede mną i za mną ciemność, której normalnie bym się bał. Teraz jednak była dla mnie jak najlepszy przyjaciel. Jak odpoczynek po przebiegniętym maratonie. Choć czułem się jakoś skrępowany, nie mogłem zrobić kroku, ani ruszyć ręką. Zupełnie jakby ktoś niewidzialny przytulał mnie. Ale to było dziwnie miłe. Trwałbym w tym stanie do końca świata... Było mi tak dobrze. Nagle, jakby znikąd poczułem coś zimnego na plecach i zerwałem się na równe nogi. Byłem przerażony, bo lodowata ciecz wybudziła mnie z tak pięknego stanu. Zdezorientowany rozejrzałem się dokoła i pierwszym co przykuło moją uwagę był Hazz stojący koło mnie. Śmiał się cicho, a z końcówek jego włosów skapywała woda. Chyba nie muszę wyjaśniać, że to on ochlapał mnie? I na pewno nie przypadkiem...
-Dupek.
-Nie chciałeś się obudzić...
-Dupek.
-Nie moja wina...
-Dupek.
-Chciałem po prostu popływać.
-Egoistyczny dupek.
-Ale z tobą!
-I cholernie słodki, egoistyczny dupek.
Chyba poznał, że nie umiem się na niego gniewać, bo przytulił mnie przylegając swoim cały przemoczonym ciałem do mnie. Chciałem odskoczyć, bo był naprawdę zimny, ale nie zmarnuję przecież takiej okazji do przytulenia się do niego. Oplotłem go w pasie delikatnie przysuwając jeszcze bliżej. Trochę bałem się, że mnie odepchnie, on nie miał jednak nic przeciwko. Po chwili odsunęliśmy się od siebie i dokładnie zmierzyłem go całego.
-Cholera. Jak się spotkaliśmy byłeś jeszcze niższy ode mnie... A teraz zaraz mnie przegonisz.
-Um... Szybko rosnę. To dobrze, będzie mi łatwiej cię przytulać.
Zarumieniłem się, więc szybko odwróciłem głowę w drugą stronę by tego nie widział.
-Idziemy do wody?
-Jeszcze pytasz?!
Chciałem coś powiedzieć, ale chłopak zaczął biec w stronę coraz wyższych fal. Faktycznie, czasami zachowuje się jak dziecko, ale to takie słodkie. Pędem ruszyłem za nim nie chcąc być tym ostatnim. Niestety nie zdążyłem go już dogonić i ostatecznie to ja zostałem brutalnie ochlapany i podtopiony parę razy. Ale naprawdę miło spędziliśmy ten czas. Szaleliśmy tak do czasu, gdy nie poczuliśmy głodu. Postanowiliśmy więc skoczyć do miasta na jakiś obiad, a później może znowu na plaże. Harry zamówił jakąś rybę, a ja postawiłem na tradycyjnego kotleta z ziemniakami i surówką. Jak na mały, trochę ubogi bar, jedzenie było przepyszne. I dość domowy klimat tylko wszystko upiększał. Zasiedliśmy gdzieś w kącie i szybko zabraliśmy się za jedzenie. Harry napchał jedzenia ile tylko się dało do buzi i wyglądał jak chomik, a ja nie mogłem powstrzymać się żeby zrobić mu zdjęcie. Złościł się za to, bo wyszedł niezwykle śmiesznie, ale za razem słodko. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Siedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając i postanowiliśmy jednak przejść się po mieście. Nie było zbytnio co zwiedzać, ale chłopak nakupował sobie jakichś pamiątek. Dowiedziałem się przy okazji, że uwielbia gumowe bransoletki i breloczki. Było koło 18 postanowiliśmy więc już wracać. Choć naprawdę nie miałem ochoty. Jak się okazało wszyscy już na nas czekali. Impreza oczywiście. Zayn i Niall byli już nieźle pijani, dziewczyny grały w coś na ps3, a Liam próbował ogarnąć naszych pijaków. 
___________________________
Wiem. Wiem. Jest krótkie w chuj. Ale dosłownie zaraz muszę oddać lapka, a nie chciałam was już męczyć czekaniem. Mam nadzieje, że się spodoba, bo starałam się jak mogłam. :3
Obiecuje, że następny rozdział będzie już dłuższy. 
~Love u!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Amare - Rozdział 7

Spojrzałem na postać oddalającego się Louisa. Boże, czemu on tak seksownie wygląda w tych czerwonych rurkach? Jego tyłek jest stanowczo zbyt pociągający. Odruchowo oblizałem wargi na chwilę zawieszając na nim wzrok. Najchętniej... Nie, nie dokończę myśli o tym, co zrobiłbym z jego pośladkami, gdybym je dostał w swoje ręce. Odetchnąłem ciężko i odwróciłem się aby wrócić do domu. Z chęcią znów zostałbym zbyt długo z nim w sklepie i mógł nocować u niego. Chociaż to byłoby wpraszanie się, a nie chciałem się narzucać. I tak już dość dużo czasu zwalałem się mu na głowę. Spojrzałem na zegarek. 21.12. Och, cóż za ładna liczba. Już chciałem schować telefon do kieszeni, kiedy przypomniało mi się, że Lou ma nas jutro odwiedzić, żeby porozmawiać z moją matką. Musze do niego napisać, bo jeszcze zapomni... Tylko jakby to ująć jakoś delikatnie? 'Hej, LouLou. Przepraszam, że już cię dręczę. Musisz naprawdę mieć mnie dość... Chciałem tylko zapytać, czy rozmawiałeś z tym kolegą, żeby się zamienić na zmiany? No wiesz, jeśli wciąż chcesz ze mną zamieszkać... czy to będzie dziwne, jeśli powiem, że już za tobą tęsknie? xx' Schowałem telefon i przyśpieszyłem kroku. Do domu doszedłem po dosłownie chwili. Ściągnąłem buty i wszedłem do salonu. Jak zwykle, matka wciąż w pracy. Usiadłem na kanapie i gdy tylko w telewizorze zabrzmiały dźwięki Bruno Marsa, którego właśnie puszczali na Vivie, mój telefon zaczął wibrować. Lou. 'Nie dręczysz mnie! Też już za tobą tęsknie. Chyba się od siebie uzależniamy... To dobrze, czy źle? Rozmawiałem z nim. Wpadniesz po mnie jutro po szkole, prawda? Będę czekał. No i nie mógłbym się rozmyślić! Wręcz nie mogę się doczekać, aż razem zamieszkamy! xx' Odruchowo się uśmiechnąłem. Też nie może się tego doczekać... Jezu, gdy tylko pomyślę co mógłbym z nim robić... Gdyby mi dali go na dwadzieścia... czterdzieści minut! Tak, to by było najlepsze czterdzieści minut w moim życiu. No i... Wiem, że mógłbym go uszczęśliwić. Pod każdym względem! Gdyby dał mi szansę... Harry, daj sobie spokój. Niepotrzebnie robisz sobie nadzieje. Pieprzyć to. Chociaż... Bristol... Będziemy sami, pijany, w jednym pokoju, w jednym łóżku... Boże! Robi się ze mnie jakiś napaleniec. Jestem żałosny. Odpisałem jedynie, o której po niego przyjdę i usłyszałem dźwięk klucza przekręcanego w drzwiach. Matka? Tak szybko? Spojrzałem w stronę wejścia i ujrzałem dobrze znaną mi kobietę.
-Już wróciłaś?
-Tak, mieliśmy mało pracy...
-Wiesz mamo... Mam do ciebie sprawę.
-Słucham? Coś się stało?
-Nie, nie... Rozmawiałem ostatnio z Louisem o tym, że chciałabyś wrócić do ojca, tylko ja nie chce, a nie zostawisz mnie tu i... Lou zaproponował, że mógłbym mieszkać z nim. 
-Mieszkać z Louisem? Przecież znacie się zaledwie kilka dni! A co jeśli to jakiś zboczeniec? Albo jeśli jest jakimś psychopatą?
-Mamo! Widziałaś go przecież. Naprawdę wyglądał ci na kogoś, kto mógłby być psychopatą lub zboczeńcem? Lou jest nawet porządniejszy niż ja!
Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą. Wiem, że miała obawy. Wstałem z kanapy i podszedłem, aby spokojnie położyć jej rękę na ramieniu.
-Mamo, wszystko będzie dobrze. Lou jest bardzo odpowiedzialny, będzie miał na mnie dobry wpływ. A ty spokojnie wrócisz do ojca i Gemmy. Z resztą niczym sie nie martw. Louis wpadnie do nas jutro, żeby porozmawiać z tobą na ten temat. 
Pokiwała jedynie głową po czym stwierdziła, że jest zmęczona i idzie się położyć. Ja zostałem rozmyślając nad weekendem. 


Spojrzałem po raz kolejny na zegarek i niecierpliwie zacząłem chodzić w kółko przy kasie. Josh zmierzył mnie i wybuchł śmiechem. Posłałem mu jedynie pytające spojrzenie, ale on pokręcił głową i poszedł gdzieś na zaplecze. Zmierzwiłem włosy i odetchnąłem ciężko. Gdzie on jest? Powinien tu być dwadzieścia minut temu! Wkurzony i jednocześnie zmartwiony postanowiłem wyjść przed sklep. Pchnąłem dość ciężkie, szklane drzwi i w moją twarz uderzyło zimne, wilgotne powietrze. Rozejrzałem się dookoła i mój wzrok przykuła zbliżająca się w szybkim tempie postać. Z daleka poznałem jego burzę loków, teraz w zupełnym nieładzie przez silnie wiejący wiatr oraz to, że chłopak biegł. Po minucie stał już koło mnie zgięty w pół, ciężko dysząc. Podniósł głowę i posłał mi najpiękniejszy uśmiech, jakim kiedykolwiek ktoś mnie obdarował. Dołeczki w czerwonych od zmęczenia policzkach, wydały mi się jeszcze bardziej urocze, a zielone oczy tętniły życiem jak nigdy wcześniej. Zarumieniłem się na ten widok i chcąc wyrzucić z głowy chęć pocałowania go, potrząsnąłem nią na boki. Zdało się to jednak na nic. Nie mogłem się powstrzymać i energicznie poczochrałem jego i tak potargane włosy. Uczucie delikatnych loczków pod opuszkami moich palców sprawiło, że po moim ciele rozlało się ciepło, a motyle w brzuchu jedynie przyśpieszyły. Uśmiechnąłem się na myśl, jak bardzo słodki jest ten chłopiec. Nie nazwę go mężczyzną, bo wcale na niego nie wygląda. Mimo, że już dorównał mi wzrostem i był dużo lepiej zbudowany, miał twarz i zachowanie ośmiolatka. I muszę powiedzieć, że naprawdę mnie tym urzekł. Po prostu nie wyobrażałem sobie, że miałoby go nie być.
-Mogłeś zadzwonić. Podjechałbym po ciebie. 
-Nie... Nie trzeba. Przepraszam, przetrzymali mnie dłużej w szkole... -wciąż ciężko dyszał, a jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty niż zwykle. Na sam jego dźwięk kąciki moich ust podskoczyły ku górze.
-Właśnie o tym mówię. Niepotrzebnie biegłeś, mogłem podjechać pod szkołę. No chyba, że wstydzisz się mnie przed kolegami...- zaśmiałem się, ale w duchu modliłem się, żeby tylko mi nie przytaknął.
-Nie chciałem cię męczyć... I tak będziesz miał mnie dość jak razem zamieszkamy, więc chociaż na razie będę się trzymać na dystans. 
Trzymać na dystans? Czy ty oszalałeś? Nie wytrzymam tego. Nie, ty masz być tu, koło mnie, wciąż mnie rozśmieszać i dotykać. Pokręciłem jedynie z dezaprobatą głową i ruszyłem w stronę samochodu. Nim się obejrzałem stałem już przed drzwiami domu Harrego. Czułem jak jeździ mi w brzuchu z nerwów. A co jeśli jego matka nie polubi mnie? To byłby problem, bo jej błogosła.... Kurwa, o czym ja pieprze. Nigdy nie będę z Harrym, więc po chuj myślę o jakimś błogosławieństwie?! Potrząsnąłem głową i zauważyłem jak Harry ciągnie mnie za rękę do środka. Boże, on trzymał moją rękę. Jestem pewien, że się zarumieniłem, a nogi miałem jak z waty. Aż dziwne, że nie padłem. Zsunąłem buty i udałem się za chłopakiem do salonu, gdzie siedziała jego matka. 

Lou wydawał się jakiś nerwowy. Moja mama naprawdę wydawała się tak straszna? A może jednak zmienił zdanie, ale nie chce być niemiły? Spojrzałem na niego pytająco i zauważyłem jak pobladł na widok mojej matki. Faktycznie, jej mina nie była zbyt przyjemna. Już patrzyła na niego jakby zgwałcił jej syna. Usiadłem, a on zaraz obok mnie. Przełknął głośno ślinę, a ja chcąc dodać mu odwagi, ścisnąłem jego dłoń. Nie powiem, jego nerwy były jedynie wymówką, by móc potrzymać go za rękę. Było mi tak miło, gdy siedzieliśmy obok siebie tak blisko. 
-Więc... Harry twierdzi, że zaproponowałeś mu wspólne mieszkanie. -jej głos nie był przyjemny, choć czułem, że starała się być miła.
-Tak... to jest... jeśli pani chce... jeśli pani nie ma nic przeciwko... Oczywiście Harry miałby własny pokój... to nie duże mieszkanie, ale dla nas starczy... No i jest trochę dalej od jego szkoły, ale mam samochód i mogę go wozić... No i umiem gotować, więc będzie miał co jeść... No i sprzątam kilka razy w tygodniu... także ten... tego...
Zauważyłem jak zdenerwowanie Lou rozbawiło ją. Nawet zaśmiała się krótko.
-Spokojnie, teraz dużo bardziej martwię się o ciebie niż o Harrego... On potrafi zaleźć za skórę, jest cholernym bałaganiarzem i uwielbia gotować, ale zazwyczaj to nie kończy się dobrze. Nie zdziw się jeśli kiedyś wrócisz, a kuchnia będzie stała w płomieniach. 
-Nie... to znaczy, mam nadzieje, że nie... I proszę się nie martwić, mam stałą pracę, więc...
-Spokojnie. Strasznie się denerwujesz, chłopcze. -nie musiała tego mówić, bo Lou spiął się jeszcze bardziej.- Nie martw się o pieniądze. Będziemy wam je przysyłać, przecież nie zostawię go na twoje utrzymanie. I tak cieszę się, że chcesz go przygarnąć. Ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... W końcu nie znacie się zbyt długo... Harry może ci sprawiać problemy...
-Nie! To znaczy... Mamy bardzo dobry kontakt... On jest naprawdę dobrym chłopakiem i może czasami ma jakieś 'bundy wieku młodzieńczego', ale to dla mnie nic takiego... Sam niedawno byłem w jego wieku, więc raczej będziemy umieli się dogadać. 
Uśmiechnąłem się słysząc, że 'jestem naprawdę dobrym chłopakiem'. To miłe...
-Harry, mógłbyś zrobić herbatę?- rozmyślenia przerwał mi głos matki. Oczywiście przytaknąłem i z niechęcią puściłem rękę Louisa.


Harry wyszedł z pomieszczenia, a ja poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Uciekałem wzrokiem jak tylko mogłem, na wszystkie strony. Chociaż Anne, bo tak ma na imię, wydała się mnie polubić. 
-Louis... Może to nie moja sprawa, ale jestem ciekawa, bo w końcu masz mieszkać z moim synem... -drgnąłem na dźwięk jej poważnego tonu. Och no i użyła swoja 'masz', więc... już podjęła decyzję?- Harry wspominał mi, że twoi rodzice... wiesz co mam na myśli. Mogłabym wiedzieć dlaczego?- skrzywiłem się. Jego mama wydaje się być tolerancyjna, ale... Skąd mam wiedzieć, czy nie weźmie mnie za napalonego na jej syna pedofila? 
-Oczywiście, że to panią ciekawi... My po prostu... Mój tata nie jest zbyt... tolerancyjny... Myślę, że ma pani prawo wiedzieć, że jestem gejem... To dlatego... Wyrzekli się mnie.- nie było mi łatwo o tym mówić, szczególnie, że to mogło wszystko popsuć. Kobieta zmierzyła mnie jedynie od stup do głów i już czekałem, aż każe mi wyjść... 
-Och, to... przykre. Ale... Czy ty i Harry?
-Nie, nie. Oczywiście, że nie. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.- przytaknęła i wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale w końcu zamilkła. 
-Przepraszam, jeśli jestem ciekawska. Po prostu... Wiesz, ostatnio dużo czasu spędzanie razem i jeszcze to nocowanie, teraz wspólne mieszkanie... W dodatku ten wspólny wyjazd. Myślałam, że może skoro jesteś gejem... Nie mam nic przeciwko temu, nie zrozum mnie źle.
-Nie, naprawdę nic nas nie łączy. Po prostu... Świetnie się dogadujemy i lubimy swoje towarzystwo. A jeśli chodzi o wyjazd, to będą też moi i Harrego znajomi. Nie jedziemy tam sami. Ale cieszy mnie, że jest pani tak tolerancyjna. Bałem się, że wyrzuci mnie pani z domu. 
Anne uśmiechnęła się jedynie i po chwili znów obok mnie usiadł Harry. Tym razem nie ścisnął mojej dłoni i wydawał się jakiś bardziej poważny. Chyba nie słyszał tej rozmowy, prawda? Nie jest zły? Spojrzałem na niego, ale on ani mrugnął. 
-Więc, mamo? Daj spokój, przecież widzisz, że Lou to anioł w ludzkiej skórze. Mogę?- jego ton był wręcz błagalny. I nazwał mnie aniołem w ludzkiej skórze. Jaki on słodki...
-Myślę... Nie jestem pewna. Lou, jeśli Harry coś przeskrobie od razu do mnie dzwoń. Zabiorę go, jeśli będzie stanowił dla ciebie jakiś ciężar... I Harry, proszę. Nie wchodź mu na głowę. Ciesze się, że znalazłeś kogoś takiego. Pamiętajcie o obiadach, regularnych. Nie mówię o zupkach chińskich! Chłopcy w waszym wieku potrzebują witamin i dużo mięsa... Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, dzwońcie! Nie ważne czy pieniędzy, czy jedzenia, czy czegokolwiek. Po prostu zadzwońcie. Harry, masz sprzątać po sobie! Żeby Lou nie wyrzucił cię z domu za bałagan! Wiem, jakie masz zdolności... Bądź miły, ucz się, jedz warzywa, ubieraj się stosownie do pogody i postaraj się nie spalić mieszkania. Jeśli coś się stanie, zawsze możecie przyjechać do Holmes Champel. Nawet bez powodu, po prostu w odwiedziny. Lou, nie pozwalaj mu na wszystko! Wydaje się być grzeczny, ale trzeba go trzymać krótko. No i... Bądźcie dla siebie dobrzy.
Niezbyt zrozumiałem ostatnie zdanie. Było trochę dwuznaczne i nie wiedzieć czemu, skojarzyło mi się z przysięgą małżeńską, albo błogosławieństwem matki. To śmieszne, prawda? Odetchnąłem z ulgą... Po krótkiej pogawędce dowiedziałem się, że mam Harrego wyjeżdża już w niedzielę rano, więc od weekend, który spędzimy w Bristol, Harry będzie mieszkać u mnie. 
______________________________
Wiem, wiem. Jest nierzeczywiste, wyidealizowane, może nawet przesłodzone. 
Przepraszam, nie umiałam inaczej :c
I pewnie jest mnóstwo błędów... Nie bijcie :c Chcą mi podobno zabrać kompa, więc dodaję dziś szybko, póki jeszcze mam... Módlcie się, aby jednak zmienili zdanie. :D
Ach, no i zapraszam na http://free-country-1d.blogspot.nl/ - nowiutki blog mój i Giovi o Larrym :3 Prolog już czeka :3

poniedziałek, 2 lipca 2012

Amare - Rozdział 6

Harry chwycił plecak leżący pod jego nogami i zaczął uważnie mi się przyglądać. Mimo to siedziałem nieruchomo modląc się, by wcale nie wysiadał z mojego samochodu. Miałem ochotę wrócić z nim do domu i spędzić cały dzień na rozmowach i wygłupach. Zauważyłem jednak jak ręka chłopaka wędruje na drzwi szukając klamki. Właściwie nie wiem, czy można to nazwać klamką, ale pomińmy ten szczegół. Odruchowo spojrzałem na niego i zamarłem. Siedział ze spuszczoną głową przygryzając wargę i wyglądał niezwykle uroczo. Chyba zauważył, że się mu przyglądał, bo od razu posłał mi promienny uśmiech.
-Przepraszam... Niespecjalnie mam ochotę tam iść... -głos mu trochę drżał. Harry, powiedz słowo, a ruszę z piskiem opon i już nas tu nie będzie. Wystarczy jedno słowo. No dalej, Harry! Nie każ mi czekać... - eh... Dobra, to ja się już zbieram. Miłego dnia. Ach, właśnie. Może... Mógłbym wpaść do ciebie dziś po szkolę? Obiecuje, że tym razem nie zwale ci się na głowę i wrócę szybciej do domu!
-Nie ma problemu, Harry. I ja ci również życzę miłego dnia. - Właściwie chciałem mu zaproponować, by ominął jeden dzień w szkole na rzecz 'lepszego poznania się'. Ale gdy dokładniej to przeanalizowałem, to wydało się być egoistyczne. Mam prosić go by zawalał szkołę tylko dlatego, że nie mogę oderwać od niego wzroku i wciąż chciałbym go 'przez przypadek' dotykać? Tak, to zdecydowanie jest egoizm. Co ja na to poradzę, że gdybym mógł już teraz wyznałbym mu wszystko co do niego czuję i poczułbym wreszcie tą ulgę? Nic. Chociaż to pewnie spowodowałoby jedynie, że Harry wyśmiałby mnie i nie chciał znać. Nie chciałem kończyć tej znajomości tak szybko. Za bardzo mi na nim zależało. I nawet gdybym musiał do końca świata udawać, że jest dla mnie tylko przyjacielem po to, aby móc spędzać z nim czas, to jestem gotowy na takie poświęcenie. 
-Och, to świetnie. Więc do zobaczenia później, Lou. 
-Do zobaczenia, Harry. -uśmiechnąłem się do niego chcąc sprawić wrażenie radosnego, w głębi serca jednak byłem załamany, że minie tak dużo czasu zanim znów się zobaczymy. Wiem, to tylko kilka godzin... Ale mimo wszystko. Już myślałem, że chłopak wyjdzie, ten jednak cofnął się i znowu zamknął drzwi.
-Lou... Czy ty...
-Hm?- trochę się przestraszyłem. Wahał się jakby nie wiedząc czy powinien o to zapytać... A jeśli odgadł moją orientację? Albo zauważył jak bardzo rumienie się, gdy jest zbyt blisko? Och nie... Nie, Lou. Masz paranoje.
-Jesteś pewien co do tego naszego wspólnego mieszkania? To znaczy... Znamy się kilka dni i... Nie chce sprawiać ci problemów, więc... 
-To żaden problem, Harry. To dla mnie sama przyjemność. Um... Mam na myśli, że... Zawsze milej mieszkać z kimś niż samemu! - grrr. Świetnie Lou! Może jeszcze od razu powiedz mu, że jesteś na niego napalony... Naprawdę czasami nie wiem kiedy ugryźć się w język. Styles uśmiechnął się do mnie i poczułem jak zbliża swoją twarz do mojej. I nagle... Ojeju. O mój boże... Jezu Chryste, Harry! Nie mogę się uspokoić i czuję, że moja twarz przybrała kolor co najmniej dojrzałego pomidora. Boziu, on właśnie pocałował mnie w policzek! A ja głupi jaram się tym jak dziecko...
-Dziękuje, kochany jesteś. - tyle tylko powiedział, po czym szybko wyszedł z samochodu zostawiając mnie w tym stanie... Nie mogłem mówić, myśleć, oddychać. Nic nie byłem w stanie zrobić. Siedziałem tylko wpatrując się w oddalającą się postać chłopaka. Gdybym mógł wybiegłbym za nim, zatrzymał go i namiętnie wpił się w jego usta... Boże, one wręcz prosiły się o odrobinę pieszczot! Chwyciłem swój policzek i wciąż odtwarzałem w głowie te trzy słowa... 'dziękuje, kochany jesteś'... 'dziękuje, kochany jesteś'... 'dziękuje...' Umieram. Boże, Harry! Co ty ze mną robisz!? Zacisnąłem dłonie mocniej na kierownicy i ruszyłem. Do domu dotarłem po kilku minutach. Miałem naprawdę dużo czasu postanowiłem więc zdrzemnąć się jeszcze chwilę. W końcu spałem około pięciu godzin tej nocy, gdyż już o szóstej wstałem, aby zrobić Harremu śniadanie. Nie to, żeby miał coś przeciwko. Miło było patrzeć jak opycha się naleśnikami i marzyłem by widzieć takie rzeczy częściej. Obudziłem się jakoś o 12 i stwierdziłem, że najwyższy czas wstać. Na moim telefonie czekała już na mnie miła niespodzianka. 'Jedna nowa wiadomość od Harry' - to potrafi umilić pobudkę i sprawić, że nabiera się ochoty do życia. 
'Loooou. Właśnie mam nudną chemię... Nie chce mi się tu siedzieć. Będziesz miał mi za złe, jeśli zerwę się z ostatniej lekcji i przyjdę do ciebie szybciej? xx'
Oj ten Harry. To uroczę i cieszę się, że chce spędzać ze mną czas, ale... 
'Tak! Harry, nie możesz opuścić się w nauce! No chyba, że aż tak bardzo za mną tęsknisz. :P Mimo to nalegam, abyś wytrzymał. Zobaczymy się i tak, i tak. Ach, właśnie. O której wpadniesz? Może załatwię sobie dłuższą przerwę i skoczymy gdzieś do kawiarni, co ty na to? xx'
 Naprawdę miałbym to sobie za złe, gdyby przeze mnie zrywał się ze szkoły czy coś w tym stylu. Na następną wiadomość nie musiałem czekać długo. Sprawiła też ona, że na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec. 
'TĘSKNIE BARDZO! Eh... No ale niech będzie. Hej, LouLou! W ten weekend jedziemy już do Bristol? Wow, nie mogę się doczekać. Jeśli będziemy mieli pokoje dwuosobowe to zamawiam pokój z tobą, co ty na to? Ach, wpadkę koło czwartej. No i miłego dnia w pracy! Ja już muszę lecieć... teraz jeszcze nudniejsza historia. Umieram tu :c xx'
Mrrr! Ten weekend zapowiada się naprawdę dobrze! Tak, Harry. Już nie mogę się doczekać, by znowu spać z tobą w jednym łóżku. Jeszcze pod wpływem alkoholu po jakiejś imprezie... Och byłoby... gorąco... Stop, Lou! Pamiętaj, że Harry to dziecko! Nie myśl o takich rzeczach! Nie wolno ci! Odetchnąłem ciężko i po raz ostatni zastanowiłem się co odpisać.
'Tak, ja też już nie mogę się doczekać. Właściwie sam chciałem ci to zaproponować! Nie martw się, też będę się dziś nudził w pracy. Ale mam nadzieje, że później umilisz mi ten dzień. Powodzenia w szkole. Też za tobą bardzo tęsknie! xx'
Czułem jakieś ciepło na sercu. Odłożyłem telefon i poszedłem się przebrać. Cztery godziny później stałem już za ladą wyczekując na Harrego. Gdy loczek przekroczył próg sklepu automatycznie moje czy zaświeciły się. Był taki słodki. Szczególnie gdy podszedł do mnie roześmiany i rozradowany niczym mały szczeniak. Gdyby miał ogon jestem pewien, że latałby on na wszystkie strony. Przytuliłem go szybko i trochę zdawkowo. Po prostu poczułem się nieswojo na wspomnienie tego niewinnego pocałunku w policzek. Rozmawialiśmy chwilę i nawet nie wiem kiedy zauważyłem rudą czuprynę, której właścicielką mogła być tylko jedna osoba. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Rose z reklamówką. Uśmiechnęła się do mnie i poprosiła bym podszedł na chwilę do przodu, gdyż w trakcie rozmowy z Harrym spacerowaliśmy na tyłach sklepu. Przeprosiłem loczka i udałem się do niej niezbyt wiedząc co tu robi.
-Hejka Lou, coś taki zdziwiony? Pisałam ci przecież, że dziś przyniosę ci te książki o które prosiłeś. Chyba nie przeszkadzam?- tu spojrzała znacząco na Harrego, który bawił się właśnie swoimi rękoma. Wow, on jest naprawdę uroczy.
-Nie, nie. Dziękuje, naprawdę chciałem je przeczytać, a w bibliotece nic nie było...
-Nie ma sprawy... Ach, właśnie. Lou, Lottie jest na ciebie trochę zła.
-Czemu? Wydawało mi się, że dobrze bawiła się nad jeziorem... 
-Jest zła, że nie powiedziałeś jej o Harrym. Przecież wiesz, że nie musisz ukrywać przed nią swoich związków. Ona będzie się cieszyć twoim szczęściem.
-Nie rozumiem... Harry jest moim przyjacielem.
-Kłamczuch z ciebie, Lou. Nie ładnie.
-Mówię poważnie. Nic nas nie łączy.- czułem się nieswojo. 
-Przecież każdy widzi, że na niego lecisz. - Och nie. Naprawdę aż tak to widać!? 
-Nie... Nie prawda. 
-Nie prawda? - tak, ona jest zbyt spostrzegawcza. Przybliżyła się do mojego ucha i zamruczała cicho- Więc nie chciałbyś wić się pod nim z rozkoszy jęcząc jego imię? 'Harry... Och, Harry! Tak, tak, taaak! Szybciej! Szybciej, Harry! Och... Ooooch!' - wiem, że spłonąłem rumieńcem i modliłem się jedynie, by Harry nie usłyszał tego co mówiła dziewczyna. Boże, to było gorące. Swoją drogą Rose świetnie naśladuje mój głos. Nawet za dobrze. Wyobraziłem sobie dosłownie jak leżę pod nim i nie mogę opanować tej rozkoszy, którą on mi funduję. I jego błyszczące, zielone oczy. Kręconą grzywkę posklejaną od potu. I te dołeczki kiedy uśmiecha się sapiąc cicho moje imię... Stop! Nie, nie! Lou, nie wolno ci! Harry to dziecko! Jest uroczy, słodki, jak mały szczeniak! Nie wolno myśleć o Harrym w ten sposób! Ogarnij się... Boże, tylko czemu mój kolega wciąż mi przypomina o tym widoku? Szlak! Odsunąłem się od niej natychmiast i spiorunowałem ją wzrokiem.
-Rose, ty zboczeńcu! Idź już!
-Haha. Widzę, że twoja wyobraźnia już zaczęła działać. Nieważne, nie chce wiedzieć. Ale nie bądźcie zbyt głośno w Bristol. 
Nim się obejrzałem, już jej nie było. Dzięki bogu. Podszedłem do Harrego, który był na szczęście nieświadomy tego, co robiłem z nim przed chwilą w moim umyśle. 
-Przepraszam, Rose przyniosła mi książki i omawialiśmy... sprawy związane z Bristol. 
-Och, z Bristol? Coś nie tak?
-Nie, nie. Um... Będziemy mieli pokój razem. Rose będzie spała z Lottie i Eleanor. Uwierz, łóżko El to nie zwykłe łóżko... To jest łoże królewskie!
-Och... Hm... Może... Wiesz, tak głupio wypaliłem z tym wspólnym pokojem... Pewnie wolałbyś spać z El...- zadławiłem się powietrzem. Że co?
-Z El? Jak to z El? Ja i El jesteśmy tylko przyjaciółmi. Harry, przyjaciele nie sypiają ze sobą.
-Nie? Więc kim jesteśmy?- tak. Moje serce stanęło na chwilę. Do czego on dąży?
-No... Ale... My będziemy po prostu ze sobą spać... Tylko spać... Koło siebie... Tylko...- było mi głupio i jąkałem się. Harry parsknął śmiechem, ale wydawał się... inny.
-A co chciałbyś robić z El? Też mówiłem tylko o spaniu razem. To ty zacząłeś coś sugerować.- fakt. Boże, Lou. Tylko jedno ci w głowie! Harry po prostu stwierdził, że wolałbyś spać z El, bo wie, że jesteście bliskimi przyjaciółmi. A ty zacząłeś coś sugerować. Tylko czemu Harry też zaczął się bawić w jakiś sugestie pytając kim jesteśmy... Nie rozumiem. Za dużo myślę.