Powoli zwlokłem się z łóżka. Harry
spał jeszcze cicho pochrapując. Co jest ze mną nie tak, że wciąż uważam go za
najsłodszą postać na świecie. Gdy leżał zupełnie bezbronny, z włosami
rozsypanymi na białej poduszce i lekko rozchylonymi ustami. Jego policzki były
zarumienione, a klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Nachyliłem się
powoli i delikatnie musnąłem wargami jego policzek. Na tyle lekko, by nic nie
poczuł. Może gdzieś tam jest jeszcze mój Hazza...
-Looooou. Złaź ze mnie. -wychrypiał
wciąż się nie ruszając. Przez moment serce stanęło mi w miejscu. Wyczynem było,
że na mnie nie nawrzeszczał, a nawet nazwał 'Lou'. Szepnąłem ciche
'przepraszam' i wyszedłem z sypialni widząc jak powoli przytomnieje. Usłyszałem
cichy dźwięk dochodzący z salonu i szybko się tam udałem. Na wyświetlaczu
mojego telefonu szybko mrugała nazwa kontaktu- 'Rose'. Odebrałem i słysząc jak
Harry wychodzi z sypialni przyciszyłem głos.
-Słucham?
-Hej, LouLou. Co powiesz- ty, ja,
kawiarnia w centrum, 15.00?
-Ugh... Nie zbyt mi pasuje...
-To może wpadniesz do mnie?
-Wiesz, może innym razem.
-Ok, to ja przyjdę do was.
-Ale ja dziś... -przerwałem słysząc
pikanie oznaczające zakończone połączenie. Ona nigdy nie wiedziała kiedy. Mogła
chociaż poczekać i wpaść na chwilę wieczorem, gdy Harry'ego nie będzie. Albo
przyjść w środku tygodnia, gdy Harry będzie w szkole. Nie musiała oglądać
'nas'... Nie chciałem by to widziała.
~
Harry'emu nie spodobało się, że Rose
nas odwiedzi. Przez moment chciał nawet wyjść, ale definitywnie chyba poniżanie
mnie przy innych było ciekawsze. Nie podobało mi się to, ale nie mogłem
przecież wyrzucić go z domu. Gdy tylko rozległ się dzwonek do drzwi doczłapałem
się tam powoli i wpuściłem malutką dziewczynę, stojącą w progu z wielkim
uśmiechem. Uwiesiła się na mnie, krzycząc głośno moje imię. Miała dziś
wyjątkowo dobry humor, ale zapewne po konwersacji z Harrym on się zmieni. Rose
podreptała do kuchni i posłała Harry’emu promienny uśmiech, którego on nawet
nie raczył odwzajemnić.
-LouLou, zrobisz mi kawy? Ostatnio
mamy niezły zapierdol z nauką, mówię ci, masakra. Ten tydzień trochę nam
odpuścili, więc udało mi się wreszcie do ciebie wyrwać. Dawno was nie
widziałam, gołąbeczki.
Harry zaśmiał się pod nosem, a ja nie
byłem pewny czy to ironiczny śmiech, czy prawdziwy. Jedynie podszedłem do
kuchenki i wstawiłem wodę na gaz. Na razie wszystko szło dobrze i przeszło mi
przez myśl, że może Harry będzie dość miły na czas wizyty Rose. Jakże mylne
było to stwierdzenie...
W trakcie rozmowy Harry dopiekał mi
przy każdej możliwej okazji, uświadamiając mnie, jak bardzo tępy i beznadziejny
jestem. W końcu nie wytrzymałem i wstając z miejsca zmierzyłem go wzrokiem.
-Ja przynajmniej nie muszę się
dowartościowywać pieprząc jakieś dziwki w klubowych kiblach. Czujesz się przez
to bardzie męski, czy jak? –spytałem wściekły. Oczy Style’a rozszerzyły się ze
zdziwienia i wstał, aby zrównać się ze mną.
-Na pewno bardziej męski niż ty,
siedzący tu jak pod miotłą, cioto. Chyba nie wyczułem momentu, w którym cię
ktoś wykastrował.
-Oh, wolę już być jebaną kurą domową
niż puszczalskim skurwysynem! Przynajmniej mam dość poczucia własnej wartości,
ale ty chyba chuja na śmietniku znalazłeś!
-Stul pysk! Teraz nagle wielki pan
Tomlinson stał się taki odważny?! Bo co, bo Rose? Proszę cię, schowaj te swoje
popisy, ile ty masz lat?!
-A ty?! Ile masz lat?! Na pewno to
odpowiedni wiek na szlajanie się! Gdyby nie ja, leżałbyś pod mostem śmierdząc
na kilometr, albo puszczał się za kase! Wiesz, nawet dziwki są lepsze niż ty,
bo chociaż jakieś korzyści z tego są!
-Grzecznie ci kurwa radzę, Louis,
zamknij mordę, bo nie wytrzymam! Nikt ci kurwa nie kazał, sam zaproponowałeś,
żebym u ciebie mieszkał! Więc teraz co, będziesz mi jakieś wyrzuty robił?! Mam
w dupie ciebie i to co o mnie myślisz!
-Ha, jeszcze czego, za dobrze by ci
było. –odparłem wreszcie sarkastycznie, a następie podskoczyłem słysząc głośny
dźwięk tłuczonego szkła koło mojej głowy. Spojrzałem sparaliżowany na
Harry’ego, który właśnie rzucił szklanką w szafkę za mną i nie byłem w stanie nawet mrugnąć. Po chwili już nie było go w pomieszczeniu, a po nim został tylko echo
trzasku drzwi. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem, z tego
co on powiedział. Szczerze żałowałem, że wybuchłem, ale to wszystko gromadziło
się we mnie od dłuższego czasu.Szkoda tylko, że Rose musiała być świadkiem tego
wszystkiego. Opadłem na krzesło i schowałem ręce w dłoniach, podpierając łokcie
na stole. Poczułem jak czyjaś delikatna dłoń jeździ po moich plecach, więc
szybko otarłem łzy i spojrzałem na Rose, która uśmiechała się pocieszająco.
-Nie martw się. Takie rzeczy się
zdarzają w związkach.
-Takie rzeczy u niego są na porządku
dziennym. –szepnąłem cicho.
-Widzę, że nie jest za dobrze Lou...
Po co to jeszcze ciągniesz, skoro on cię tak traktuje? –spytała, a ja zamarłem.
Mam go zostawić? Nie. Nie, nie, nie.
-Bo go kocham, Rose. Bo może pewnego
dnia to się skończy. On jest młody, może musi się wyszaleć, może potrzebuje
czasu... Dorośnie, dojrzeje... Będzie dobrze. –chyba bardziej chciałem to
wmówić sobie, niż jej. On się nie zmieni.
-Daj spokój. Sam siebie okłamujesz. Na
twoim miejscu każdy normalny kopnąłby go w dupę. Utrzymujesz go, dajesz mu dach
nad głową i co masz w zamian?
-A tam od razu utrzymujesz... Jego
mama przysyła pieniądze.
-To nie daje mu prawda do traktowania
cię jak śmiecia. Miej swoją godność Louis. Miłość miłością, ale wszystko ma
swoje granice.
Pokręciłem jedynie przecząco głową.
Nie miałem sił się z nią pokłócić, bo szczerze wiedziałem, że ma rację.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy, a następnie Rose wstała i poszła po swój
płaszcz.
-Wracam do domu, Louis. Gdybyś kiedyś
postanowił się od niego uwolnić, u mnie masz drzwi otwarte. Harry to skurwiel,
nie zdziwię się, jeśli cały ‘słodziutki, idealny Hazzuś’ był tylko grą, żeby
cię w sobie rozkochać. Tak naprawdę to dupek. Nie zasłużył na ciebie, ani na to
wszystko co mu dajesz. Jesteś za dobry, LouLou.
-Wiem, wiem... –szepnąłem i zaśmiałem
się lekko.
Wyszedłem równo z nią i postanowiłem
odprowadzić ją do domu. Nie chciałem siedzieć sam i rozmyślać nad kłótnią z
Harrym. To nie miało sensu, a idealnym powodem do ucieczki było odprowadzenie
jej.
W jakiś dziwny sposób znalazłem się u
niej w domu i siedziałem tam do wieczora rozmawiając o głupotach. Jeśli jej
celem było poprawienie mi humoru, chyba się jej udało. Z uśmiechem na twarzy
dotarłem do domu zupełnie nie myśląc o Harrym. Dopiero gdy zauważyłem, że drzwi
są otwarte i dotarło do mnie, że już wrócił, świat przestał być taki kolorowy.
Zsunąłem buty i kurtkę, po czym udałem się do salonu, jednak nie było go tam.
Kuchnia również była pusta, więc powoli i niepewnie wszedłem do naszej
sypialni. Dlaczego byłem tak głupi, żeby tam iść? Nie mogłem posiedzieć dłużej
u Rose? Widok, który zastałem sprawił, że moje serce stanęło. Harry. Mój Harry
i jakiś chłopak. Chłopak! Harry nie miał w zwyczaju zdradzać mnie z chłopakami!
Dlatego pewnie żyłem w przekonaniu, że może ja jestem tym jedynym. Ale teraz on
tam był z jakimś obcym kolesiem, nadzy, w NASZYM łóżku. Naszym, do kurwy nędzy!
To jest nasze łóżko, tylko my możemy się tam kochać! Dlaczego, jak on śmiał
przyprowadzić go to nas? Do naszego łóżka! Pieprzyć go w pościeli, w której
później miałbym spać! Zrobiło mi się niedobrze, a w oczach natychmiast pojawiły
się hektolitry łez. Byłem dla niego takim gównem, żeby pod mój dach przychodzić
z jakimś pierdolonym fagasem, żeby go posuwać w naszym łóżku, w naszej
pościeli? Trzasnąłem mocno drzwiami i wybiegłem z domu nawet nie zważając na
to, że Harry zauważył moją obecność. Pewnie i tak miał to gdzieś, co go
obchodzą moje uczucia?
Biegłem jak w amoku, nie zwracając
uwagi na nic. Pierdolony Harry, pierdolony sklep, pierdolone wyjazdy,
pierdolona miłość. Po chuj ktoś to wymyślał?! Po chuj Harry był za mną, skoro
to miało się tak skończyć?!
Obudziłem się w ramionach Rose, która
gładziła ręką moje włosy i szeptała, że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo
działbym jej wierzyć. Ale nic nie będzie dobrze. To już koniec. Jak mam dalej
trwać w tym bagnie? Może jeszcze mam mu udostępnić naszą sypialnie, a samemu
się przenieść do pokoju gościnnego, albo na kanapę?
-Hej, Louis, teraz jest ci ciężko, ale
potem będzie coraz łatwiej. Zapomnisz o nim, znajdziesz sobie kogoś normalnego,
miłego. Kogoś kto będzie o ciebie dbał i Harry będzie jeszcze żałował, że
pozwolił ci odejść. Mówię ci, będzie dobrze.
-Nie będzie. Nie chce nikogo nowego,
normalnego, miłego. Chce Harry’ego. Chce mojego małego Harry’ego, który rumieni
się, gdy jestem zbyt blisko... Który nieudolnie próbuje gotować, żeby zrobić mi
przyjemność, nawet jeśli to się kończy katastrofami kulinarnymi. Chce mojego
Harry’ego, który leży wtulony we mnie śmiejąc się, a ja mogę bawić się jego
loczkami, żeby on mruczał cicho. Chce tylko jego. Kocham tego gówniarza, nie
chce innego.
-Teraz tak mówisz. Ale zobaczysz,
będzie dobrze. Potrzebujesz czasu.
Chciałem wierzyć, że potrzebuje czasu.
Chciałem wierzyć, że kiedyś przestanę go kochać i zakocham się na nowo. Że ten
ktoś będzie dobry, że będzie o mnie dbał i nigdy nie potraktuje mnie jak Harry.
__________________________________
Tak więc... Wiem, jest krótki. Ale jak to powiedziała Giovi 'Krótki, ale treściwy'. Przepraszam, naprawdę ciężko było mi to napisać i nie byłam w stanie już bardziej tego przedłużyć...