Cóż. Jedyne co jestem w stanie powiedzieć to... PO TYLU LATACH XD przepraszam, że to trwało tak długo oraz przepraszam, że to nie jest Amare. Mam nadzieje, że 4 część nie będzie powstawać kolejne pół roku.
~~
Przyzwyczaiłem
się już, że w każdy czwartek Louis składał na moim czole delikatny pocałunek i
prosił, bym nie czekał na niego z kolacją, bo mają dużo pracy, a weekend
chciałby mieć wolny. Zazwyczaj wtedy rozbudzałem się trochę, po czym znów
zasypiałem zanim Lou zdążył opuścić dom. Następnie wstawałem dwie godziny
później aby iść do pracy, którą znalazłem jakiś czas temu. Pracowałem od
dziewiątej do szesnastej i wypłata nie była majątkiem, ale wystarczało na moje
potrzeby, abym nie musiał prosić Louis’ego o każdy grosz i mógł sam go czasem
trochę po rozpieszczać. Należało mu się bo w okresie zimowym po nowym roku mieli
dość dużo pracy. Nie wiem z czego to wynikało ale Louis nie wracał już do domu
przed dziewiątą, nie mówiąc o każdym czwartku kiedy to siedział w biurze nawet
do północy, albo i dłużej. Zawsze prosił, żebym nie czekał, ale ja i tak
przygotowywałem mu obiad i siedziałem dopóki nie wrócił, choć czasem zdarzało mi
się zasnąć. Wtedy budziłem się gdy niósł mnie do łóżka i ostrzegał, że mam
kłaść się wcześniej, a ja chichotałem tylko wcale nie biorąc jego słów na
poważnie. Może to dlatego, że widziałem tą radość gdy wracał totalnie
wykończony, a ja miałem już dla niego gotową ciepłą kolację i lekko masowałem
mu plecy wsłuchując się w jego pomruki zadowolenia.
Tego czwartku też
tak było. Gdy obudziłem się koło ósmej Louis’ego już dawno nie było w domu,
więc jak zwykle wziąłem szybki prysznic i ruszyłem w stronę pizzerii, w której
pracowałem na kasie. Ludzie byli tam bardzo miły, szczególnie polubiłem dostawcę.
Ed był niższy ode mnie, trochę lepiej zbudowany i miał rudą czuprynę. Zabawnie
wyglądał idąc do swojego czerwonego samochodziku w zielonej bluzie i ze
sterczącymi na wszystkie strony włosami. Trochę jak krasnoludek. Ale poza tym
był naprawdę zabawnym i miłym gościem, i nawet Lou go polubił. Lou znał go, bo
przywoził nam czasem pizze gdy w soboty robiliśmy sobie leniwy dzień. W soboty
nie pracowałem, bo pizzeria otwarta była krócej i ranno-popołudniową zmianę
przejmował koleś, który normalnie pracował na popołudniowo-wieczorej zmianie.
Ja nazywam tak te zmiany, co Louis’ego czasem bawi, bo dla niego jest ranna,
popołudniowa i nocna zmiana, a nie ‘jakieś miksy nie wiadomo skąd’. Ale on sam
miał całodzienną zmianę, więc nie powinien się czepiać. Czasami mówiłem mu to,
a on odpowiadał, że gdyby nie jego ojciec to on sam wolałby pracować w jakiejś
pizzerii. Jego ojciec wywierał na nim dużą presję, zważywszy na to, że Louis
pracował w jego firmie i miał ją potem przejąć. Potem czyli dość niedługo.
Po odbębnieniu
swoich siedmiu godzin przyjmując zamówienia i kasując ludzi, udałem się
powolnym krokiem do domu. Nie lubiłem jeść samemu, dlatego przekąsiłem tylko
jakąś zupkę z paczki i wziąłem się za przygotowywanie pieczeni wołowej. Louis
nie przepada za wołowiną, zdecydowanie woli drób bądź danie z jedynie dodatkiem
mięsa, ale zwykle smakuje mu to co gotuję bez względu na to co to jest. Gdy już
wstawiłem pieczeń do piekarnika usiadłem na kanapie zagryzając jabłko i
włączyłem telewizor. Wreszcie była godzina jedenasta, a pieczeń była gotowa i
czekała w piekarniku abym ją odgrzał. Podejrzewałem, że Louis wróci jak zwykle
między północą, a pierwszą w nocy, ale po paru minutach usłyszałem
zatrzaskujące się drzwi. Stanąłem więc w wejściu do salonu i uśmiechnąłem się
do ściągającego płaszcz Louis’ego. Odłożył teczkę na półkę z butami, po czym
podreptał powoli do mnie i składając na moich ustach szybkiego całusa, wyminął
mnie idąc do kuchni.
-Jesteś
wykończony, Hazz. Poważnie. Totalna masakra i zapierdol. Jeszcze Max zgubił
jakieś dokumenty, nie było kserokopii, szukaliśmy ich wszędzie, aż w końcu Max
zadzwonił do kawiarni, w której miał spotkanie z tym klientem i okazało się, że
zostawił je na blacie, gdy wychodzili. Na szczęście kelnerka pomyślała, że to
coś ważnego i zaniosła na zaplecze, żeby czekało dopóki nikt się po to nie
zgłosi. Ale poważnie, myślałem, że mój ojciec rozszarpie go, gdy o tym
usłyszał.- zaczął opowiadać, gdy
postawiłem przed nim jeszcze ciepłą pieczeń, którą specjalnie trzymałem w lekko
nagrzanym piekarniku.- Tak więc ogólnie mogłem być dziś wcześniej, ale po co,
skoro można pracować wśród takich debili, którzy paru kartek nie umieją
przypilnować.
Zaśmiałem się i
lekko odgarnąłem grzywkę z jego czoła, bo pojedyncze kosmyki zaczynały wpadać
mu do oczu, gdy pochylał się nad talerzem. Chłopak uśmiechnął się, a ja
włożyłem kawałek mięsa do ust odwzajemniając lekko ten gest.
-A jak tobie
minął dzień? –spytał cicho. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami.
Gdy już
zjedliśmy, Louis odsunął się lekko od stołu i odchylił do tyłu głowę bełkocząc
coś o tym, że zjadł za dużo. Zaśmiałem się i wstałem aby pozmywać naczynia. Gdy
już skończyłem, Lou wciąż siedział w tej samej pozycji, ciężko nad czymś
myśląc. Wykorzystałem więc to, aby usiąść mu na kolanach i delikatnie zacząłem
składać całusy na jego szyi. Chłopak zachichotał, ale po chwili wyprostował
głowę zmuszając mnie do odsunięcia się.
-Hazz, naprawdę,
nie mam ochoty. –szepnął przepraszająco, a ja zmarszczyłem brwi.
-Ostatnio ciągle
nie masz ochoty... Co jest nie tak?
-Nic. Po
prostu... Mam dużo pracy. Wolałbym odpocząć, seks naprawdę może poczekać.
-Nie kochaliśmy
się od miesiąca. –przypomniałem mu jeszcze bardziej odsuwając się od niego.
Chłopak oplótł mnie ramionami w pasie i wtulił głowę w zagłębieniu mojej szyi,
odsapując ciężko.
-Wiem, Harry.
Wiem, przepraszam, naprawdę nie mam teraz ochoty.
Odsunąłem go
trochę od siebie i złapałem jego twarz w obie dłonie, nakierowując na moją.
Patrzył mi prosto w oczy i uśmiechał się delikatnie, ale mimo to czułem, że coś
jest nie tak.
-Louis, co się
dzieje? Zrobiłem coś nie tak, nie wiem, nie podobam ci się już? –spytałem cicho
starając się nie rozkleić. Sama myśl o tym, że mógłbym się znudzić Louis’emu
cholernie bolała.
-Nie, Harry,
nawet tak nie myśl. –zapewnił mnie wpijając się po chwili w moje usta, ale gdy
tylko się odsunął wciąż czułem, że coś ukrywa.
-Poznałeś kogoś?
–szepnąłem, a on zaśmiał się swobodnie. Ja nie widzę w tym nic śmiesznego...
-Harry, przestań.
Nikogo nie poznałem, nikt inny mi się nie podoba, jesteś jedyny. Po prostu nie
mam ochoty. –wyjaśnił. Obserwował jak zagryzam wargę nie wiedząc co zrobić. Jak
to nie ma ochoty? Gdybym wciąż mu się podobał, miałby ochotę. Wcześniej zawsze
miał ochotę, bez względu na to jak bardzo zmęczony był. Spuścił głowę i złączył
nasze dłonie razem.- Harry... Pamiętasz tych dwóch chłopaków, którzy byli z
tobą w tamtym hotelu?
Zmieszałem się
tym pytaniem. Więc to o nich chodzi... Louis poznał któregoś z nich i na pewno
się zakochał. Na pewno mu się znudziłem, tylko nie wie jak mi to powiedzieć.
Przytaknąłem
ruchem głowy, a po chwili mruknąłem, że tak zdając sobie sprawę z tego, że Lou
na mnie nie patrzy.
-Widziałem ich
ostatnio w sklepie. Jeszcze wcześniej też czasem na nich wpadałem. –czyli co? Widział
ich i co? Poznał ich, rozmawiał z nimi i zakochał się. Chce mnie zostawić, żeby
zamieszkać tu razem ze swoim nowym chłopakiem, bo mnie ma już dość. To o to chodzi?
-Co z nimi? –spytałem
przełykając głośno ślinę.
-Wydaje mi się,
że są parą. Nie, inaczej, jestem pewien, że są parą. Po prostu... Pomyślałem,
że to okropne. Nie wyobrażam sobie mieć świadomość, że inni cię dotykają w ten
sposób, w dodatku samemu musieć być... no wiesz, prostytutką. To musi być
straszne i... Czuje się do dupy.
-Czemu? Co ty
masz z tym wspólnego?
-Nic... Po
prostu... Jest mi ich żal. Bo wiesz, kiedy widziałem ich wtedy w sklepie jak
kupowali jakieś jedzenie, to nie tryskali radością, ale byli w jakimś sensie
szczęśliwi. Tak jakby nie ważne było, że co noc muszą spać z obcymi ludźmi, a
liczyło się tylko to, że są przynajmniej razem i... Po prostu chciałbym im
jakoś pomóc. Wiesz, stać nas na to, więc pomyślałem, że...
-Niech zgadnę.
Znowu chcesz się bawić w matkę Teresę? –zażartowałem, a on zaśmiał się. Dopiero
teraz zrozumiałem o co mu chodzi. Po prostu za bardzo przejmował się, żeby
normalnie funkcjonować. Sam chyba nie umiałbym tak cały czas wiedząc, że obok
mnie dzieje się coś takiego. Szczególnie, że my spokojnie mogliśmy temu jakoś
zaprzestać.
-Po prostu
wyobraź sobie co by było, gdybyśmy to my byli na ich miejscu... Naprawdę, to
musi być dla nich cholernie ciężkie i... Nic by się nie stało gdybyśmy pomogli
im wyjść na prostą. Wiesz, mamy wolną sypialnię, mogliby tymczasowo tu
pomieszkać dopóki nie znajdą pracy i zaczną normalnie żyć.
-Na pewno chodzi
tylko o to? –spytałem dla pewności.
-Co?
-Czy tylko
dlatego nie kochaliśmy się przez pierdolony miesiąc?
-Harry, poważnie,
chyba nie myślisz, że już cię nie kocham, albo że znalazłem sobie kogoś? Nie
bądź śmieszny, głupku. –odparł i znów się zaśmiał, a ja poczułem ulgę. Oparł
głowę o moją klatkę piersiową, a ja objąłem go lekko.- Powinieneś bardziej mi
ufać. Naprawdę, jestem tylko twój.
-Dobrze, dobrze.
Powiedzmy, że ci wierzę. Jeśli chcesz, jutro możemy poszukać ich razem i
zaproponować, żebyśmy pomogli im wyjść na ludzi. Ale teraz należy mi się porządny seks, za te wszystkie
noce kiedy zbytnio się przejmowałeś jakimiś obcymi, żeby zająć się napalonym
chłopakiem leżącym koło ciebie. To okrutne z twojej strony. –zażartowałem i
wstałem ciągnąć go za sobą w stronę sypialni.
Rano zaspałem i
musiałem biec do pracy, choć i tak się spóźniłem. Cóż, musiałem odespać pół
nocy spędzone pod Louis’m. Zastanawia mnie tylko jakim cudem on rano wstał bez
problemu. Gdy wreszcie moja zmiana się skończyła, powolnym krokiem udałem się
do domu i zupełnie zapomniałem wejść do sklepu, żeby kupić to czego brakowało w
naszej lodówce. Przypomniało mi się dopiero gdy siedziałem w kuchni mieszając
prawie gotową zupę. Louis lubi zupy i można je szybko podgrzać. Na przykład w
mikrofali. Była może szósta, siódma, gdy usłyszałem trzask i do moich uszu
doszedł czyiś głos, przez co wręcz podskoczyłem. Nie spodziewałem się Louis’ego
tak wcześnie. Chłopak wszedł do kuchni i przytulił mnie od tyłu, akurat kiedy
smakowałem pomidorówki.
-Loueh! Oparzyłem
się przez ciebie. –mruknąłem oblizując dolną wargę i obróciłem się, aby móc
normalnie go przytulić.
-Zjemy coś i
pójdziemy do tego hotelu? –spytał cicho, jeżdżąc nosem po mojej szyi.
-Tak, tylko po
drodze trzeba wejść do sklepu. Skończył się ser i magi, i jogurty. Kupimy też
pomidory w puszczę i na weekend zrobię risotto.
Chłopak
przytaknął i usiadł z uśmiechem do stołu, podczas gdy ja nalałem nam obu zupy.
Louis jadł powoli cały czas patrząc w moją stronę i uśmiechając się, a gdy już
skończył wpił się w moje usta i odstawił talerz do zlewu. Podczas gdy ja
zmywałem naczynia Lou brał prysznic, aby wreszcie stanąć przede mną w zwykłej,
pogniecionej koszulce i brzoskwiniowych rurkach. Narzucił jeszcze na siebie
płaszcz, tak samo jak ja i wsuwając buty, wyszliśmy z domu. Zaproponował,
żebyśmy zakupy zrobili w sklepie, który napotkamy po drodze i tak też
zrobiliśmy. To był mały sklepik spożywczy, który znałem. Zwykle kupowałem tu
gdy jeszcze było... prostytutką. Było tanio, a ten okropny hotelik znajdował
się zaledwie dwie uliczki dalej. Światło było obrzydliwie jasne i oświetlając
brązowo-żółte kafelki sprawiało, że pomieszczenie miało obrzydliwy kolor.
Poczułem jak Lou splata nasze dłonie razem i chwytając za metalowy koszyk,
prowadzi mnie w jakąś alejkę. Stanęliśmy przed regałem z puszkami i Lou właśnie
nachylił się, aby zobaczyć coś, podczas gdy do moich uszu dobiegł znajomy głos.
Zauważyłem niskiego blondyna uważnie przyglądającego się wyższemu o pół głowę
chłopakowi. Znałem ich, to ich widywałem na holu hotelu. Wyższy chłopak miał na
imię Liam, a mniejszy Niall. I to o nich mówił Lou, więc szybko szturchnąłem go
w ramię. Louis wyprostował się i powędrował wzrokiem w miejsce, w które ja się
wpatrywałem. Uśmiechnął się do mnie po chwili i lekko pchnął w ich stronę
szepcząc, abym to ja mówił, bo choć trochę ich znam. Stanęliśmy za nimi akurat
gdy Liam głowił się nad wyborem sera. Niall wpatrywał się w czubki swoich
butów, które powoli ocierały się o siebie. Odchrząknąłem lekko, aby zwrócić na
siebie ich uwagę i po chwili dwie pary oczy zwróciły się w moim kierunku. Liam
wpatrywał się we mnie z lekkim zdziwieniem, podczas gdy Niall uśmiechnął się
lekko chyba starając się być miłym, choć on również był zaskoczony moim
widokiem.
-Hej Li, Niall.
–przywitałem się machając wolną ręką, a oni kiwnęli głowami.
-Hej, Harry i...
-Och, to Louis,
mój chłopak. –oświadczyłem trochę jakbym chciał się tym pochwalić.
-No tak, hej.
Och, no i... Właśnie, sorki za tamten tekst Niall’a, wiesz...Miał trochę zły
humor, a to tak wyglądało więc... Czasem papla co mu ślina na język przyniesie.
–wyjaśnił Liam z przepraszającym uśmiechem, a ja dopiero teraz zrozumiałem, że
chodzi mu zapewne o sugerowanie tego, że znudziłem się Louis’emu. Kiwnąłem
głową i zauważyłem jak Niall przysuwa się trochę w strunę Liama, spuszczając
lekko głowę.
-Właśnie, Liam...
Wy wciąż... No wiesz...? –spytałem cicho, a oczy bruneta otworzyły się szerzej.
-Niall, idź wziąć
chleb, dobrze? –spytał blondyna, a ten przytaknął i z uśmiechem ruszył w stronę
półek z pieczywem.- Przepraszam, Niall nie lubi o tym rozmawiać, ani słuchać.
-Więc... wciąż?
Chłopak wzruszył
ramionami i spuścił lekko głowę uciekając wzrokiem.
-Bo widzisz my
właśnie po to tu jesteśmy. –oznajmiłem pewniej, a Liam spojrzał na mnie
totalnie zszokowany. Chyba nie pomyślał, że jesteśmy zainteresowani
skorzystaniem z ich usług?- Spokojnie, chodzi o to, że... Wiem, że ty i Niall
jesteście razem i to musi być ciężkie, dlatego razem z Lou chcielibyśmy wam
jakoś pomóc.
-Pomóc? –spytał
na moment spoglądając na Niall’a, który wciąż stał naprzeciw półki z pieczywem.
-Tak. Wiesz,
pomóc wyjść na prostą. Na przykład moglibyście znaleźć sobie normalną pracę i
dopóki nie będzie was na to stać, to mieszkać u Lou. Pokój jest, no i wiesz...
Nie musielibyście, no wiesz.
Liam stał przez
chwilę patrząc to na nas, to na Niall’a.
-Liam, przestań, taka
okazja się już nie trafi. Dobrze wiesz, że nie chcesz, aby Niall to robił. Ty
też nie chcesz tego robić. –zacząłem go przekonywać, a po chwili obok nas
zjawił się Niall z chlebem. Liam uśmiechnął się do niego pozwalając wrzucić mu
pieczywo do koszyka i lekko oplatając go ramieniem w pasie. Niall spojrzał na
nas zdziwiony, po czym po prostu uśmiechnął się.
-Co chcecie w
zamian? –spytał poważnie, a ja zaśmiałem się.
-Niczego,
naprawdę. Nie żeby coś, ale ja mam Lou, a Lou ma mnie, więc czego moglibyśmy
chcieć? Chcemy po prostu pomóc.
-Li... O co
chodzi? –spytał cicho blondyn, a Liam natychmiast spojrzał w dół uśmiechając
się ciepło.
-O nic, Nialler.
Nie przejmuj się tym. –odparł, po czym znów wrócił wzrokiem do nas.- Jeśli tak
to... Bylibyśmy naprawdę wdzięczni.
-Świetnie. W
takim razie po prostu odłóż ten koszyk, w domu jedzenia nam starczy. –oznajmiłem
i pociągnąłem Louis’ego w stronę kasy kątem oka obserwując dwójkę chłopaków
idącą za nami. Niall dopytywał się Liama o co chodzi, ale ten powiedział mu
tylko, że to koniec tego koszmaru i już będzie dobrze. Wiedziałem bardzo
dobrze, jak Liam opiekuje się Niall’em. Nieraz sam brał za niego klientów, gdy
blondyn miał dość, żeby tylko mieli za co przeżyć. Liam śpiewał mu do snu, gdy
Niall płakał i oddawał mu swoje rzeczy, gdy było mu zimno. Liam po prostu
troszczył się o niego i nie szło nie zauważyć, że bardzo mu zależy na tym
małym.
Dotarliśmy do
domu dwadzieścia minut później, a Niall przysypiał już lekko w aucie. Dlatego
zaraz po wejściu do domu, Louis poinstruował go gdzie ma iść wziąć prysznic, a
później położyć się spać. Niall był trochę nieufny, ale Liam zapewnił go, że
nie ma się czym martwić, bo on sam zaraz do niego przyjdzie. W tym czasie ja i
Liam usiedliśmy przy stole i nalałem mu zupy, bo wyglądał na głodnego.
Podziękował mi i wziął się za jedzenie.
-Więc... Może nie
powinienem pytać, ale dlaczego ty i Niall... No wiesz. –spytałem niepewnie, a
on spojrzał na mnie, wyciągając łyżeczkę w ust.
-Właściwie to
my... Poznaliśmy się w szkole, gdy Niall dopiero co przyjechał z Irlandii.
Wiesz, było mu ciężko się przystosować, a ja starałem się z nim zaprzyjaźnić,
żeby mu to jakoś ułatwić. Sam widzisz, że Niall to... Po prostu dziecko. Jest
uroczy, mądry i miły, ale to wciąż dziecko. Boże, on jeszcze nie skończył
siedemnastu lat. –stwierdził kiwając lekko głową. Przytaknąłem, a on
kontynuował.- Nie wiem jak to się stało, ale zaczęliśmy spotykać się nie tylko
jako przyjaciele. Właściwie zaczęliśmy być ze sobą. Wiesz, Niall pochodzi
trochę z patologicznej rodziny, więc kiedy powiedział rodzicom o tym, że ma
chłopaka to... No cóż, ojciec trochę go skopał, a potem wyrzucili go z domu.
Chciałem, żeby zamieszkał z nami, więc powiedziałem o tym rodzicom, gdy
przyszedł do mnie w środku nocy. No... Ale oni stwierdzili, że nie chcą mieć
syna pedała, więc... Albo zostaję i jestem hetero, albo mam znikać z Niall’em
im z oczu. Wiesz, nie mogłem go zostawić... To przeze mnie go wyrzucili,
więc... On sam nie dałby sobie rady. Więc wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i po
prostu poszliśmy gdzieś. No a potem błąkaliśmy się trochę, aż wreszcie
skończyliśmy... no tam.
Słuchałem tego z
szeroko otwartymi oczami. Wow, Liam opuścił dom tylko po to, żeby zająć się Niall’em.
Naprawdę musiał go kochać. Przytaknąłem z uśmiechem i zauważyłem blondyna stojącego w wejściu do kuchni. Miał na sobie moją piżamę, która zwisała na nim
jak na wieszaku, ale wyglądał przeuroczo. Liam odwrócił się w jego stronę i
zachęcił ruchem ręki, aby usiadł mu na kolanach. Widząc jak Niall siada przy
stole wstałem, aby i jemu nalać zupy.
Później
poczekałem, aż położą się spać, podczas gdy Lou poszedł już do łóżka. Był
trochę zmęczony, rozumiałem to. Jednak wsuwając się pod kołdrę poczułem jak
oplata mnie ramieniem i mruczy coś z uśmiechem na twarzy. W odpowiedzi
ucałowałem jego czoło i sam udałem się do krainy Morfeusza.