Mam dla was pewną propozycję. Przyszedł mi do głowy ostatnio pomysł na, według mnie świetną fabułę. Opowiadanie to będzie oczywiście o Larrym (chyba, że chcecie, abym wplotła tam jeszcze jakiegoś bromanca- ewentualne propozycje piszcie w komentarzach). Mam już nawet napisany pierwszy rozdział i myślę, że to może wypalić. Muszę jednak wiedzieć, że jest ktoś chętny do czytania tego. Dlatego też z boku znajduje się sonda i będę bardzo wdzięczna, jeśli oddacie swój głos. Głosować możecie do 06.06.2012 roku, wtedy też zamknę sondę i w zależności od wyniku- opublikuje pierwszy rozdział oraz bohaterów, lub nie.
Jeśli chcecie abym pisała to opowiadanie, zasady tego bloga trochę się zmienią. Jego główną częścią przestaną być jednoparty, będę je jednak dalej publikować w przerwach między pisaniem rozdziałów.
Tak więc... Co wy na to? :) xx
czwartek, 31 maja 2012
piątek, 25 maja 2012
Wolny Duch cz. 2
Tak więc... Część druga one-shota 'Wolny duch' specjalnie dla Giovi.
Ogólnie chciałam to zostawić takie nierozwiązane, aby każdy mógł sam sobie dokończyć, ale na jej prośbę, napisałam ciąg dalszy.
+Giovi nawet nie wiesz jak wdzięczna ci jestem za wszystkie twoje komentarze ;3 One mnie tak pozytywnie nastawiają, że aż chce mi się pisać *-*
Och. Tak więc- MIŁEGO CZYTANIA ;D xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Był słoneczny poranek. Obudziłem się na pace jakiegoś samochodu. Dokąd jechałem? Sam chciałbym to wiedzieć. Minęło już tak dużo czasu... A ja wciąż wspominam jego głos, jego oczy... W nocy czuje jego zapach, jakby znów otulał mnie do snu... I każdy śmiech przypomina mi ten jego. Przeciągnąłem się i spojrzałem w niebo. Słońce dopiero wschodziło, a nieboskłon przybrał piękny pomarańczowo- niebieski kolor. Spojrzałem na telefon, chcąc dowiedzieć się która godzina. Od roku nikt do mnie nie dzwonił... Rodzice chyba się mnie wyrzekli. Mimo to co jakiś czas na moim koncie pojawiała się dość spora sumka, pozwalająca mi przeżyć następne kilka tygodni. Dobrze mieć bogatych starszych... Co prawda jestem wręcz pewien, że te pieniądze potajemnie wysyłała mi matka, bo ona zawsze wiedziała czego mi trzeba. A teraz trzeba mi było wolności. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Na sam widok bezkresu lazurowego morza, moje serce zadrżało... To było takie piękne. Tafla wody świeciła się i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że hałas, który mnie obudził, był właśnie szumem morza. Tak bardzo chciałbym być tu teraz z tym małym, blond Irlandczykiem. Uśmiechnąłem się do swoich myśli, po czym poczułem jak samochód staje. Odwróciłem się i zauważyłem jak do przyczepy podchodzi starszy, siwy mężczyzna. On był naprawdę miły i pozwolił mi podróżować ze sobą przez dość długą drogę, praktycznie za nic. Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym odezwał się, swoim niskim i bardzo zachrypniętym głosem.
-Przykro mi, ale na dziś to koniec podróży. Potrzebuje trochę odpoczynku. Jeśli wciąż chcesz ze mną jeździć, to informuje się, że dalej wyruszymy dopiero jutro.
-Nie ma problemu. Zdążę poznać przynajmniej trochę okolice...
-Dokąd właściwie jedziesz?
-Nie wiem, panie O'Neill. Dokądkolwiek. Może... Może do Irlandii.
-Och. Do Irlandii to już nie ze mną. Ja poza Anglię się nie ruszam. Ale jeśli chcesz, mój stary znajomy może ci pomóc. Na co dzień mieszka w Bangor, ale w każdy ostatni tydzień miesiąca jeździ do Portpatrick, gdzie pomaga swojemu niepełnosprawnemu bratu. Jeśli uda mi się z nim skontaktować, mógłby pomóc ci przepłynąć przez morze. Kiedyś był zwykłym kierowcą tira, ale potem postawił na handel i nieźle się dorobił. Oczywiście zabrałbym cię za darmo. Ma swój własny statek... Może nie jest czymś wyjątkowym, ale ja mogę o takim jedynie pomarzyć. A z tego co mi wiadomo, dla włóczęgi takiego jak ty, każdy grosz się liczy.
Uśmiechnąłem się do niego i wręcz nie mogłem się powstrzymać, przed przytuleniem go. Ten mężczyzna już tak bardzo mi pomógł. Podróżowałem z nim całą drogę z Plymouth aż do Port William. I to całą drogę trzymając się blisko wybrzeża. To wyjątkowo dużo, gdyż poprzedni przewoźnicy zostawiali mnie po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów.
-Już, już. Udusisz mnie zaraz.
Zaśmiał się głośno, przypominając mi, że ściskam go z całych sił. Poluźniłem uścisk i już po chwili odsunąłem się od niego.
-Dziękuje, naprawdę nie wiem jak mam panu dziękować.
-Wszystko dobrze. Ja w twoim wieku też marzyłem o podróżach... Chciałem poznawać świat i spotykać ludzi. Niestety skończyłem jako przewoźnik... Powiedz mi, co cie skłoniło do opuszczenia ciepłego kąta u rodziców?
Uśmiechnąłem się jedynie na wspomnienie blondyna, który przed rokiem opuścił mnie nie mówiąc ani słowa... Był jedyną rzeczą, która się dla mnie liczyła, chociaż większą szansę miałem na spotkanie jednorożca, niż na odnalezienie go. Mimo to nigdy nie przestanę. Chwyciłem swoją wielką, workowatą torbę i udałem się w stronę plaży. Było pusto, gdzieś tylko jakaś dziewczyna spacerowała z wielkim psem, który co jakiś czas wbiegał w fale morza, po czym wybiegał radośnie otrzepując się na wszystkie strony. Podszedłem bliżej wody, po czym ściągnąłem koszulkę i uradowany pięknem otoczenia, opadłem na piasek. Przymknąłem oczy, wyobrażając sobie, że Niall właśnie leży obok mnie i szepcze, jak dawno nie byliśmy na żadnej imprezie i, że trzeba to nadrobić. Zaśmiałem się sam do siebie, po czym poczułem jak coś kapie mi na twarz. Pospiesznie otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą mokry, obśliniony pysk owczarka niemieckiego. Lekko przestraszony i zdezorientowany podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Och, bardzo przepraszam. Spokojnie, ona nie gryzie.
Spojrzałem na wysoką i szczupłą blondynkę, która właśnie zapinała psa na smycz.
-Nic się nie stało... Po prostu trochę mnie zaskoczył.
-Ła.
-Co?
-Ła. Zaskoczyła.
-Ach... Tak, zaskoczyła.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i poczułam jak coś liże mnie po twarzy. Odsunąłem się od suczki i roześmiałem niemal równo z jej właścicielką.
-Przepraszam. Polubiła cię...
-Tak, ja ją też.
-Co właściwie robisz na plaży o 5.30?
-Podróżuję. Mój transport potrzebował przerwy, więc zatrzymaliśmy się tu.
-Och. Jeśli można widzieć... Dokąd zmierzasz?
-Do Irlandii. Jeszcze nie jestem pewien jak, ale jakoś się tam muszę dostać. A ty co tu robisz? Nie za wcześnie na spacer z psem?
-Właściwie to za wcześnie, ale niedługo odpływa nasz statek i musiałam ją wyprowadzić. Ach, właśnie. Ja też jadę do Irlandii. Wraz z rodzicami spędzaliśmy tu wakacje. Jeśli chcesz, mogę zabrać cię z nami. Tak w ogóle, to nazywam się Miracle. Miracle Doyle.
-Zayn Malik. Miło mi cię poznać. Naprawdę? Co prawda miałem mieć inny transport... Ale z chęcią skorzystam z twojej propozycji. Im szybciej tam będę tym lepiej.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, po czym wziąłem swoje ciuchy i razem udaliśmy się w stronę jej domku. Jej ojciec okazał się rybakiem mającym znajomości. Jeden z kutrów rybackich zabrał naszą piątkę, to jest mnie, Miracle, jej matkę i ojca, oraz psa; do portu w Blackrock. Podróż minęła nam w miłej atmosferze, choć płynęliśmy dość długo. Dopiero pod wieczór znaleźliśmy się na lądzie. Nina poinformowała mnie, że jeśli tylko chcę, mogę jechać z nią do Clonbrusk, gdzie mieszkali. W sumie nie miałem nic do stracenia. I tak pozostało mi jedynie jeżdżenie na oślep po Irlandii z nadzieją, że go spotkam. Przecież nawet nie miałem pewności, że jest tu. Był wolnym duchem. Mógł być w każdym miejscu na ziemi. W poszukiwaniu za nim odwiedziłem Hiszpanię, Portugalię, Francję, Włochy... Byłem nawet w Niemczech. Potem znów wróciłem do Anglii, przeszukując ją jeszcze dokładnie niż na samym początku mojej wyprawy. Co prawda mało prawdopodobnym było dla mnie, aby to w Irlandii zamieszkiwał teraz mój ukochany, ale warto spróbować. Pytałem tak wielu ludzi, czy znają Irlandczyka imieniem Niall Horan, tak wiele razy karcąc się w myślach, że nie miałem żadnego jego zdjęcia. On nienawidził zdjęć. Za każdym razem, gdy próbowałem mu jakieś zrobić, uciekał lub zasłaniał się. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny informującej mnie, że ruszamy dalej. Wsiadłem do dużego Nissana i już po chwili ruszyliśmy.
-Wiem, że jestem ciekawska, ale... Czego szukasz w Irlandii?
-Ja... Szukam przyjaciela. Wyjechał nie mówiąc nic... Bardzo mi na nim zależy. Wiem, że z pochodzenia jest Irlandczykiem, więc może wrócił w rodzinne strony.
-Och... Łał. Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem. Szukasz go tak po całym świecie? Musiał być dla ciebie kimś naprawdę ważnym...
-Tak. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo... Pewnie i tak to nic nie da, ale... Znasz może chłopaka imieniem Niall Horan? Irlandia nie jest aż tak dużym państwem...
Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie tajemniczo. To wydało mi się trochę podejrzane. Po chwili powtórzyła sobie jego nazwisko, ale to chyba wciąż nic nie dało.
-Niall Horan, powiadasz... Hm...
-Znasz go? Jeśli wiesz gdzie może teraz być... Co prawda wątpię, że uda mi się go znaleźć... Prędzej znajdę w Irlandii jednorożca...
-Jednorożca? Wiesz, to nie powinno być taki trudne... No, ale nie mogę ci niestety pomóc... Hej, tato! Jaką drogą jedziemy?
-Myślę, że najbliższą... No wiesz, przez Rossan. Pamiętam przypomnieć mi, że mam tam zatankować, bo inaczej daleko nie pojedziemy.
-Och... A nie moglibyśmy jechać przez Mullingar?
-Właściwie... Będziemy musieli trochę odbić w prawo, ale da się zrobić. A co, chcesz odwiedzić stare strony?
-Tak, wiesz... Słyszałam, że budowali tam jakieś centrum handlowe... Jestem ciekawa czy już skończyli. Może któregoś weekendu odwiedziłabym Jess i poszłybyśmy tam razem...
-Jasne. Nie ma problemu. W takim razie zatankuje w Mullingar.
-Dzięki tato.
Dalszą drogę przejechaliśmy w ciszy. Dziewczyna bawiła się telefonem, podczas gdy ja zamyślony spoglądałem w krajobraz przesuwający mi się za oknem. No i trochę nie zrozumiałem tego żartu z jednorożcem. Jechaliśmy niezbyt długo, gdy nagle zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji. Domyśliłem się, że jesteśmy w Mullingar, chociaż nie mam bladego pojęcia, gdy to. Rozradowana blondynka zaproponowała, abyśmy rozprostowali nogi, tak więc zaraz za nią wysiadłem z samochodu. Staliśmy wpatrując się w wystawę sklepu naprzeciwko, a pod nogami spokojnie plątała nam się suczka Miracle. W pewnym momencie dziewczyna dźgnęła mnie w żebro, przez co odruchowo odwróciłem się w jej stronę. Już chciałem coś powiedzieć, gdy kontem oka zauważyłam jakąś blond czuprynę. Może jestem trochę przewrażliwiony, ale natychmiast spojrzałem w tamtą stronę i czułem jak kolana mi miękną. Stał tam. Jakby nigdy nic, stał dosłownie kilka kroków ode mnie z miną, jakby zobaczył ducha. Miał na sobie ulubioną, zieloną koszulkę i jakieś dżinsowe spodnie do kolan. Moje serce automatycznie przyśpieszyło i czułem jak zaczynają mi się pocić ręce. Tak długo na to czekałem. Nie zastanawiałem się długo, po prostu pędem ruszyłem w jego stronę. Wtuliłem się w niego z całych sił, jakby bojąc się, że zaraz znowu ucieknie. Pachniał tak samo... Jego ramiona tak samo jak zawsze, oplotły mnie i czułem jak też wtula się we mnie. Dość długo zajęło mi nacieszenie się jego bliskością. Wreszcie odsunąłem się on niego i poczułem jak coś klepie mnie po ramieniu.
-Widzisz Zayn... Mówiłam. Nie tak trudno znaleźć jednorożca w Irlandii.
-Miracle? Skąd znasz Zayna?
Zgłupiałem. Lepszym pytaniem było skąd on zna ją. Spojrzałem na nich pytająco. Oboje zaśmiali się.
-No tak. Trochę cię okłamałam. Znam Niall'a. Był moim sąsiadem przez dość długi czas. Mam nadzieje, że mi wybaczysz.
Już chciałem coś powiedzieć, gdy na blondyna skoczył wielki owczarek niemiecki. Chłopak zrzucił z siebie zwierze po czym przykucnął i głaskając ją, zaczął mówić.
-Unicorn? Moja stara psino... Jeszcze tak dobrze się trzymasz?
-Czekaj, czekaj. Unicorn? Więc to miałaś na myśli...
-Mówiąc o jednorożcu.
-Boże święty... Za dużo. Nie dość, że nazwałaś psa 'jednorożec' to jeszcze sama masz na imię 'Cud'...
Dziewczyna zaśmiała się jedynie. Jej rodzice idealnie dopasowali imię. Ona była moim cudem. Gdybym jej wtedy nie spotkał, kto wie, czy znalazłbym Horana. To było tak niesamowite... Niemal baśniowe. Zakochany chłopak szuka swojej miłości po całym świecie, po czym spotyka dziewczyną imieniem Cud i psa Jednorożca, którzy zabierają go do ukochanego. Mógłbym z tego zrobić baśń, czytaną dzieciom na dobranoc. Z rozmyśleń wyrwał mnie widok oddalającej się sylwetki blondynki i zdałem sobie sprawę z tego, że moja podróż właśnie dobiegła końca. Wreszcie mam go przy sobie. Odwróciłem się w jego stronę i zatonąłem w głębi jego niebiańsko niebieskich oczu.
-Łał... Myślałem, że mnie znienawidzisz... A ty zamiast tego zacząłeś mnie szukać...
-Właściwie jestem na ciebie trochę zły... I czekam na wyjaśnienia.
-Haha. Przepraszam Zayn... Naprawdę nie chciałem. Po prostu nie miałem wyjścia. Wiesz... Tak naprawdę to ja uciekłem z domu, do Londynu. Na początku bałem się, że nikogo nie poznam... Ale już pierwszego dnia wpadłem na ciebie. No i świetnie się z tobą bawiłem, ale... Moja mama zachorowała. Przeze mnie. Po prostu ta ucieczka dostarczyła jej tylu nerwów... Gdy tylko się o tym dowiedziałem, postanowiłem, że wrócę... Nie chciałem, żeby cierpiała. No ale ty zawsze byłeś taki idealny. Zawsze dobre stopnie, zawsze wszystko perfekcyjne. Wiedziałem, że nie pojedziesz ze mną. Przecież znaliśmy się tak krótko i to co nas łączyło... Ja nawet nie umiem tego nazwać. W każdym bądź razie stwierdziłem, że nawet nie warto cię o to pytać. Mimo to byłeś dla mnie ważny... Nie umiałbym się z tobą pożegnać... Tylko bym się rozkleił i nic by to nie dało... Więc wyjechałem nic ci nie mówiąc. Przepraszam. Naprawdę to źle wyszło. Przeze mnie zamiast teraz kończyć studia, jesteś tu...
-Niall... Pewnie ktoś ci to już mówił, ale... Jesteś debilem.
Wysiliłem się na najbardziej poważny ton, jakim tylko umiałem mówić sprawiając, że chłopak chyba przestraszył się, że zaraz zacznę go wyzywać... Mimo to sam widok jego przerażonej miny, rozbawił mnie do łez. Parsknąłem śmiechem, jednocześnie trochę rozluźniając atmosferę. Po raz kolejny przytuliłem się do niego, wtulając twarz w jego rozjaśnioną czuprynę.
-Jesteś naprawdę głupim Irlandczykiem. Wystarczyło, żebyś mi powiedział... Pomyśl, przecież nie przejechałem takiego szmatu drogi, tylko po to, by zobaczyć jak się czujesz! Boże, Niall... Tak cholernie mi na tobie zależy...
Uniósł głowę i zauważyłem jak jego oczy zaszkliły się. Byliśmy tak blisko... Nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie pocałować... W końcu wpiłem się w jego usta. Byłem tak strasznie spragniony go, mimo to starałem się być delikatny. Przecież wciąż nie wiem, czy on też coś do mnie czuje. Może nasze nocne przygody były dla niego zwykłą zabawą? Nic nieznaczącym próbowaniem czegoś nowego... Moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej czując, jak odwzajemnia pocałunki. Wplótł palce w moje włosy, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Z czasem nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i może nawet lekko agresywne. Ale tak strasznie za sobą tęskniliśmy... Zupełnie nie obchodzili mnie przechodnie, dla których taki widok pewnie nie był codziennością. Wreszcie zabrakło nam powietrza, więc odsunąłem się od niego. Wciąż jednak nasze twarze dzieliły milimetry, lecz teraz czule wpatrywałem się w jego oczy. Pomyślałem... 'Raz kozie śmierć, Zayn' i bez zastanowienia wyszeptałem to, co od tak dawna leżało mi na sercu.
-Kocham cie.
To tylko dwa słowa, ale czułem jak ulżyło mi... Wreszcie się do tego przyznałem. Nie chce żadnych gier. Chce po prostu go mieć. Być z nim 24 na dobę, bez udawania przyjaźni. Jest dla mnie kimś sto razy ważniejszym i chce mu to okazywać nie tylko w nocy, gdy nikt nie patrzy, a oboje jesteśmy nieźle wstawieni. Chłopak zarumienił się lekko, a na jego twarzy zagościł ten piękny, promienny uśmiech, którego tak mi brakowało.
-Ja ciebie też...
Na to czekałem. Wreszcie poczułem się jakoś pewniej i odsunąłem się od niego na normalną odległość. Staliśmy niezbyt wiedząc co zrobić... Przecież nie powiem mu 'Hej, Niall. Chodźmy do ciebie, bo chce cie przelecieć'. W mojej głowie zabrzmiało to trochę dziwnie, a jednocześnie tak śmiesznie, że z trudem powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem. Właśnie starałem się jakoś normalnie sformułować to zdanie, tak aby nie zabrzmiało jak wpraszanie się, czy coś; gdy zauważyłem lekko smutną twarz blondyna.
-Zayn, ja... Nie wrócę z tobą do Londynu...
Wiedziałem to. Miałem nadzieje, że zaproponuje mi, abym został z nim tu, ale jemu jakoś się do tego nie paliło... Stałem więc w ciszy, zastanawiając się, czy ta cała historia z jego matką nie jest jedynie wymysłem, aby się ode mnie uwolnić. Może on robi to wszystko by mnie jakoś spławić? Nie dam mu za wygraną. Zbyt się starałem. Jeśli chce się mnie pozbyć, musi mi to powiedzieć prosto w twarz. Do tego czasu, nie dam mu spokoju.
-Och... Tak... To może... Jeśli nie chcesz, to ja mogę wrócić do Londynu... Ale wolałbym zatrzymać się w jakimś hotelu...
-Nie! Nie, nie... Nie, to znaczy...
-Oł. Wiesz, wystarczyło powiedzieć, że mnie tu nie chcesz...
-Nie!
Chłopak zaśmiał się trochę nerwowo. Ale mi wcale nie było do śmiechu. Powoli gubiłem sie w tym wszystkim.
-Źle mnie zrozumiałeś! Mówiąc 'nie', miałem na myśli 'nie zatrzymuj się w hotelu', a nie 'nie zostawaj tu'. To znaczy... Przepraszam, trochę to wszystko zakręciłem... Po prostu... Naprawdę chcesz tu zostać?
-Tak... To znaczy... Jeśli ty chcesz, żebym został to nie ma problemu... Ale możesz powiedzieć, jeśli po prostu nie wiesz jak masz mnie spławić.
-Nie chce cię spławić. Po prostu nie wierze. Ja... Byłem pewien, że nie zostawisz dla mnie rodziny i studiów... A ty tak po prostu rzucisz wszystko i zostaniesz?
Pokiwałem jedynie głową. Już chciałem coś powiedzieć, ale chłopak uwiesił się na mnie. Ściskał mnie tak mocno, że cudem oddychałem.
-Pieprzyć hotele, Zayn! Zamieszkasz ze mną! Oczywiście, jeśli chcesz...
-Tak, ale... Twoi rodzice...
Chłopak chwycił jedynie moją torbę i ciągnąc mnie za rękę, prowadził nie wiadomo gdzie.
-Nie martw się. Oni nie mają nic przeciwko mojej orientacji. No i na pewno cię polubią.
-To... Oni wiedzą, że...
-Tak. Na początku bałem się, ale gdy już im powiedziałem, okazali się być jeszcze wspanialsi niż myślałem, że są... No i przydaje się mieć takie wsparcie w postaci mamy, takiej jak moja, gdy chodzi się do niezbyt tolerancyjnej szkoły...
-Do... Czekaj. Od jak dawna ty wiesz, że jesteś gejem?
-Hm... Jakoś... Chyba jakoś jak miałem... 15 lat...
Zaniemówiłem. Na początku byłem pewien, że on nie jest homoseksualistą... Dlatego tak bałem się powiedzieć mu o swoich uczuciach... A dla niego to chleb powszedni. W ciszy dotarliśmy do małego domku z cegły. Swoją drogą w Irlandii każdy dom wydawał mi się taki sam... Wchodząc poczułem, jak zaczął boleć mnie brzuch. No, no. Już wiem jak stresuje się dziewczyna, zanim pozna rodziców swojego chłopaka. To straszne... Nigdy więcej. Chłopak położył moją torbę przy drzwiach, po czym równocześnie ściągnęliśmy buty i blondyn zaprowadził mnie do salonu. Jego mama wydawała się być niesamowicie przyjacielską kobietą.
-Hej, mamo. To jest Zayn.
-Och, witaj. Nazywam się Maura. Jesteś przyjacielem Niall'a?
-Tak... To znaczy, nie. On jest moim... chłopakiem.
Poczułem jak mówiąc słowo 'chłopakiem' chwyta poją lewą rękę i na sam dźwięk tego słowa zaczerwieniłem się. To było takie... miłe.
-Och. Oł... No to... Miło mi cie poznać. Mam nadzieje, że mój syn jest dla ciebie dobry... Wiesz, on jest czasami trochę nieodpowiedzialny, ale to dobry chłopak.
-Mamo! Proszę cie... Skończ...
Kobieta zaśmiała się jedynie i widziałem to lekkie zażenowanie na twarzy Horana.
-Tak więc... Mamo, bo jest taka sprawa. Widzisz, poznałem Zayn'a w Londynie i... On mógłby z nami zamieszkać?
-Tak. To znaczy muszę powiedzieć o tym ojcu, ale chyba nie ma problemu.
-Świetnie. To ja zaniosę jego rzeczy do mojego pokoju.
Niezbyt wiedząc co powinienem zrobić, ruszyłem za blondynem. Chłopak miał pokój drugi od lewej, zaraz po wejściu po schodach. Wszedł pierwszy i zabierając pościel z podłogi lekko się zmieszał. Boże, jeszcze nie widziałem takiego bałaganu...
-Przepraszam... Nie spodziewałem się gości...
-Nieważne.
Zauważyłem jak chłopak kładzie torbę obok szafy i poczułem jakiś nagły przypływ potrzeby bycia blisko niego. Podszedłem bliżej, oplatając go rękoma w pasie i przysuwając do siebie. Chłopak automatycznie wpił się w moje wargi. Kocham ten sposób, w jaki bawi się moimi włosami, w trakcie pocałunku. Po chwili już leżeliśmy na łóżku, rozkoszując się swoim towarzystwem. Blondyn górował nade mną jakiś czas, po czym położył się obok mnie, jednocześnie chwytając moją rękę.
-Zayn... Nawet nie wiesz jak strasznie się ciesze, że tu jesteś...
-Wiem. Uwierz, że ja czuję się dwa razy lepiej.
Wtuliłem się w niego i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Ta cała podróż wykończyła mnie. No i dopiero w jego ramionach spałem spokojnie i tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
Ogólnie chciałam to zostawić takie nierozwiązane, aby każdy mógł sam sobie dokończyć, ale na jej prośbę, napisałam ciąg dalszy.
+Giovi nawet nie wiesz jak wdzięczna ci jestem za wszystkie twoje komentarze ;3 One mnie tak pozytywnie nastawiają, że aż chce mi się pisać *-*
Och. Tak więc- MIŁEGO CZYTANIA ;D xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Był słoneczny poranek. Obudziłem się na pace jakiegoś samochodu. Dokąd jechałem? Sam chciałbym to wiedzieć. Minęło już tak dużo czasu... A ja wciąż wspominam jego głos, jego oczy... W nocy czuje jego zapach, jakby znów otulał mnie do snu... I każdy śmiech przypomina mi ten jego. Przeciągnąłem się i spojrzałem w niebo. Słońce dopiero wschodziło, a nieboskłon przybrał piękny pomarańczowo- niebieski kolor. Spojrzałem na telefon, chcąc dowiedzieć się która godzina. Od roku nikt do mnie nie dzwonił... Rodzice chyba się mnie wyrzekli. Mimo to co jakiś czas na moim koncie pojawiała się dość spora sumka, pozwalająca mi przeżyć następne kilka tygodni. Dobrze mieć bogatych starszych... Co prawda jestem wręcz pewien, że te pieniądze potajemnie wysyłała mi matka, bo ona zawsze wiedziała czego mi trzeba. A teraz trzeba mi było wolności. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Na sam widok bezkresu lazurowego morza, moje serce zadrżało... To było takie piękne. Tafla wody świeciła się i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że hałas, który mnie obudził, był właśnie szumem morza. Tak bardzo chciałbym być tu teraz z tym małym, blond Irlandczykiem. Uśmiechnąłem się do swoich myśli, po czym poczułem jak samochód staje. Odwróciłem się i zauważyłem jak do przyczepy podchodzi starszy, siwy mężczyzna. On był naprawdę miły i pozwolił mi podróżować ze sobą przez dość długą drogę, praktycznie za nic. Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym odezwał się, swoim niskim i bardzo zachrypniętym głosem.
-Przykro mi, ale na dziś to koniec podróży. Potrzebuje trochę odpoczynku. Jeśli wciąż chcesz ze mną jeździć, to informuje się, że dalej wyruszymy dopiero jutro.
-Nie ma problemu. Zdążę poznać przynajmniej trochę okolice...
-Dokąd właściwie jedziesz?
-Nie wiem, panie O'Neill. Dokądkolwiek. Może... Może do Irlandii.
-Och. Do Irlandii to już nie ze mną. Ja poza Anglię się nie ruszam. Ale jeśli chcesz, mój stary znajomy może ci pomóc. Na co dzień mieszka w Bangor, ale w każdy ostatni tydzień miesiąca jeździ do Portpatrick, gdzie pomaga swojemu niepełnosprawnemu bratu. Jeśli uda mi się z nim skontaktować, mógłby pomóc ci przepłynąć przez morze. Kiedyś był zwykłym kierowcą tira, ale potem postawił na handel i nieźle się dorobił. Oczywiście zabrałbym cię za darmo. Ma swój własny statek... Może nie jest czymś wyjątkowym, ale ja mogę o takim jedynie pomarzyć. A z tego co mi wiadomo, dla włóczęgi takiego jak ty, każdy grosz się liczy.
Uśmiechnąłem się do niego i wręcz nie mogłem się powstrzymać, przed przytuleniem go. Ten mężczyzna już tak bardzo mi pomógł. Podróżowałem z nim całą drogę z Plymouth aż do Port William. I to całą drogę trzymając się blisko wybrzeża. To wyjątkowo dużo, gdyż poprzedni przewoźnicy zostawiali mnie po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów.
-Już, już. Udusisz mnie zaraz.
Zaśmiał się głośno, przypominając mi, że ściskam go z całych sił. Poluźniłem uścisk i już po chwili odsunąłem się od niego.
-Dziękuje, naprawdę nie wiem jak mam panu dziękować.
-Wszystko dobrze. Ja w twoim wieku też marzyłem o podróżach... Chciałem poznawać świat i spotykać ludzi. Niestety skończyłem jako przewoźnik... Powiedz mi, co cie skłoniło do opuszczenia ciepłego kąta u rodziców?
Uśmiechnąłem się jedynie na wspomnienie blondyna, który przed rokiem opuścił mnie nie mówiąc ani słowa... Był jedyną rzeczą, która się dla mnie liczyła, chociaż większą szansę miałem na spotkanie jednorożca, niż na odnalezienie go. Mimo to nigdy nie przestanę. Chwyciłem swoją wielką, workowatą torbę i udałem się w stronę plaży. Było pusto, gdzieś tylko jakaś dziewczyna spacerowała z wielkim psem, który co jakiś czas wbiegał w fale morza, po czym wybiegał radośnie otrzepując się na wszystkie strony. Podszedłem bliżej wody, po czym ściągnąłem koszulkę i uradowany pięknem otoczenia, opadłem na piasek. Przymknąłem oczy, wyobrażając sobie, że Niall właśnie leży obok mnie i szepcze, jak dawno nie byliśmy na żadnej imprezie i, że trzeba to nadrobić. Zaśmiałem się sam do siebie, po czym poczułem jak coś kapie mi na twarz. Pospiesznie otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą mokry, obśliniony pysk owczarka niemieckiego. Lekko przestraszony i zdezorientowany podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Och, bardzo przepraszam. Spokojnie, ona nie gryzie.
Spojrzałem na wysoką i szczupłą blondynkę, która właśnie zapinała psa na smycz.
-Nic się nie stało... Po prostu trochę mnie zaskoczył.
-Ła.
-Co?
-Ła. Zaskoczyła.
-Ach... Tak, zaskoczyła.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i poczułam jak coś liże mnie po twarzy. Odsunąłem się od suczki i roześmiałem niemal równo z jej właścicielką.
-Przepraszam. Polubiła cię...
-Tak, ja ją też.
-Co właściwie robisz na plaży o 5.30?
-Podróżuję. Mój transport potrzebował przerwy, więc zatrzymaliśmy się tu.
-Och. Jeśli można widzieć... Dokąd zmierzasz?
-Do Irlandii. Jeszcze nie jestem pewien jak, ale jakoś się tam muszę dostać. A ty co tu robisz? Nie za wcześnie na spacer z psem?
-Właściwie to za wcześnie, ale niedługo odpływa nasz statek i musiałam ją wyprowadzić. Ach, właśnie. Ja też jadę do Irlandii. Wraz z rodzicami spędzaliśmy tu wakacje. Jeśli chcesz, mogę zabrać cię z nami. Tak w ogóle, to nazywam się Miracle. Miracle Doyle.
-Zayn Malik. Miło mi cię poznać. Naprawdę? Co prawda miałem mieć inny transport... Ale z chęcią skorzystam z twojej propozycji. Im szybciej tam będę tym lepiej.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, po czym wziąłem swoje ciuchy i razem udaliśmy się w stronę jej domku. Jej ojciec okazał się rybakiem mającym znajomości. Jeden z kutrów rybackich zabrał naszą piątkę, to jest mnie, Miracle, jej matkę i ojca, oraz psa; do portu w Blackrock. Podróż minęła nam w miłej atmosferze, choć płynęliśmy dość długo. Dopiero pod wieczór znaleźliśmy się na lądzie. Nina poinformowała mnie, że jeśli tylko chcę, mogę jechać z nią do Clonbrusk, gdzie mieszkali. W sumie nie miałem nic do stracenia. I tak pozostało mi jedynie jeżdżenie na oślep po Irlandii z nadzieją, że go spotkam. Przecież nawet nie miałem pewności, że jest tu. Był wolnym duchem. Mógł być w każdym miejscu na ziemi. W poszukiwaniu za nim odwiedziłem Hiszpanię, Portugalię, Francję, Włochy... Byłem nawet w Niemczech. Potem znów wróciłem do Anglii, przeszukując ją jeszcze dokładnie niż na samym początku mojej wyprawy. Co prawda mało prawdopodobnym było dla mnie, aby to w Irlandii zamieszkiwał teraz mój ukochany, ale warto spróbować. Pytałem tak wielu ludzi, czy znają Irlandczyka imieniem Niall Horan, tak wiele razy karcąc się w myślach, że nie miałem żadnego jego zdjęcia. On nienawidził zdjęć. Za każdym razem, gdy próbowałem mu jakieś zrobić, uciekał lub zasłaniał się. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny informującej mnie, że ruszamy dalej. Wsiadłem do dużego Nissana i już po chwili ruszyliśmy.
-Wiem, że jestem ciekawska, ale... Czego szukasz w Irlandii?
-Ja... Szukam przyjaciela. Wyjechał nie mówiąc nic... Bardzo mi na nim zależy. Wiem, że z pochodzenia jest Irlandczykiem, więc może wrócił w rodzinne strony.
-Och... Łał. Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem. Szukasz go tak po całym świecie? Musiał być dla ciebie kimś naprawdę ważnym...
-Tak. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo... Pewnie i tak to nic nie da, ale... Znasz może chłopaka imieniem Niall Horan? Irlandia nie jest aż tak dużym państwem...
Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie tajemniczo. To wydało mi się trochę podejrzane. Po chwili powtórzyła sobie jego nazwisko, ale to chyba wciąż nic nie dało.
-Niall Horan, powiadasz... Hm...
-Znasz go? Jeśli wiesz gdzie może teraz być... Co prawda wątpię, że uda mi się go znaleźć... Prędzej znajdę w Irlandii jednorożca...
-Jednorożca? Wiesz, to nie powinno być taki trudne... No, ale nie mogę ci niestety pomóc... Hej, tato! Jaką drogą jedziemy?
-Myślę, że najbliższą... No wiesz, przez Rossan. Pamiętam przypomnieć mi, że mam tam zatankować, bo inaczej daleko nie pojedziemy.
-Och... A nie moglibyśmy jechać przez Mullingar?
-Właściwie... Będziemy musieli trochę odbić w prawo, ale da się zrobić. A co, chcesz odwiedzić stare strony?
-Tak, wiesz... Słyszałam, że budowali tam jakieś centrum handlowe... Jestem ciekawa czy już skończyli. Może któregoś weekendu odwiedziłabym Jess i poszłybyśmy tam razem...
-Jasne. Nie ma problemu. W takim razie zatankuje w Mullingar.
-Dzięki tato.
Dalszą drogę przejechaliśmy w ciszy. Dziewczyna bawiła się telefonem, podczas gdy ja zamyślony spoglądałem w krajobraz przesuwający mi się za oknem. No i trochę nie zrozumiałem tego żartu z jednorożcem. Jechaliśmy niezbyt długo, gdy nagle zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji. Domyśliłem się, że jesteśmy w Mullingar, chociaż nie mam bladego pojęcia, gdy to. Rozradowana blondynka zaproponowała, abyśmy rozprostowali nogi, tak więc zaraz za nią wysiadłem z samochodu. Staliśmy wpatrując się w wystawę sklepu naprzeciwko, a pod nogami spokojnie plątała nam się suczka Miracle. W pewnym momencie dziewczyna dźgnęła mnie w żebro, przez co odruchowo odwróciłem się w jej stronę. Już chciałem coś powiedzieć, gdy kontem oka zauważyłam jakąś blond czuprynę. Może jestem trochę przewrażliwiony, ale natychmiast spojrzałem w tamtą stronę i czułem jak kolana mi miękną. Stał tam. Jakby nigdy nic, stał dosłownie kilka kroków ode mnie z miną, jakby zobaczył ducha. Miał na sobie ulubioną, zieloną koszulkę i jakieś dżinsowe spodnie do kolan. Moje serce automatycznie przyśpieszyło i czułem jak zaczynają mi się pocić ręce. Tak długo na to czekałem. Nie zastanawiałem się długo, po prostu pędem ruszyłem w jego stronę. Wtuliłem się w niego z całych sił, jakby bojąc się, że zaraz znowu ucieknie. Pachniał tak samo... Jego ramiona tak samo jak zawsze, oplotły mnie i czułem jak też wtula się we mnie. Dość długo zajęło mi nacieszenie się jego bliskością. Wreszcie odsunąłem się on niego i poczułem jak coś klepie mnie po ramieniu.
-Widzisz Zayn... Mówiłam. Nie tak trudno znaleźć jednorożca w Irlandii.
-Miracle? Skąd znasz Zayna?
Zgłupiałem. Lepszym pytaniem było skąd on zna ją. Spojrzałem na nich pytająco. Oboje zaśmiali się.
-No tak. Trochę cię okłamałam. Znam Niall'a. Był moim sąsiadem przez dość długi czas. Mam nadzieje, że mi wybaczysz.
Już chciałem coś powiedzieć, gdy na blondyna skoczył wielki owczarek niemiecki. Chłopak zrzucił z siebie zwierze po czym przykucnął i głaskając ją, zaczął mówić.
-Unicorn? Moja stara psino... Jeszcze tak dobrze się trzymasz?
-Czekaj, czekaj. Unicorn? Więc to miałaś na myśli...
-Mówiąc o jednorożcu.
-Boże święty... Za dużo. Nie dość, że nazwałaś psa 'jednorożec' to jeszcze sama masz na imię 'Cud'...
Dziewczyna zaśmiała się jedynie. Jej rodzice idealnie dopasowali imię. Ona była moim cudem. Gdybym jej wtedy nie spotkał, kto wie, czy znalazłbym Horana. To było tak niesamowite... Niemal baśniowe. Zakochany chłopak szuka swojej miłości po całym świecie, po czym spotyka dziewczyną imieniem Cud i psa Jednorożca, którzy zabierają go do ukochanego. Mógłbym z tego zrobić baśń, czytaną dzieciom na dobranoc. Z rozmyśleń wyrwał mnie widok oddalającej się sylwetki blondynki i zdałem sobie sprawę z tego, że moja podróż właśnie dobiegła końca. Wreszcie mam go przy sobie. Odwróciłem się w jego stronę i zatonąłem w głębi jego niebiańsko niebieskich oczu.
-Łał... Myślałem, że mnie znienawidzisz... A ty zamiast tego zacząłeś mnie szukać...
-Właściwie jestem na ciebie trochę zły... I czekam na wyjaśnienia.
-Haha. Przepraszam Zayn... Naprawdę nie chciałem. Po prostu nie miałem wyjścia. Wiesz... Tak naprawdę to ja uciekłem z domu, do Londynu. Na początku bałem się, że nikogo nie poznam... Ale już pierwszego dnia wpadłem na ciebie. No i świetnie się z tobą bawiłem, ale... Moja mama zachorowała. Przeze mnie. Po prostu ta ucieczka dostarczyła jej tylu nerwów... Gdy tylko się o tym dowiedziałem, postanowiłem, że wrócę... Nie chciałem, żeby cierpiała. No ale ty zawsze byłeś taki idealny. Zawsze dobre stopnie, zawsze wszystko perfekcyjne. Wiedziałem, że nie pojedziesz ze mną. Przecież znaliśmy się tak krótko i to co nas łączyło... Ja nawet nie umiem tego nazwać. W każdym bądź razie stwierdziłem, że nawet nie warto cię o to pytać. Mimo to byłeś dla mnie ważny... Nie umiałbym się z tobą pożegnać... Tylko bym się rozkleił i nic by to nie dało... Więc wyjechałem nic ci nie mówiąc. Przepraszam. Naprawdę to źle wyszło. Przeze mnie zamiast teraz kończyć studia, jesteś tu...
-Niall... Pewnie ktoś ci to już mówił, ale... Jesteś debilem.
Wysiliłem się na najbardziej poważny ton, jakim tylko umiałem mówić sprawiając, że chłopak chyba przestraszył się, że zaraz zacznę go wyzywać... Mimo to sam widok jego przerażonej miny, rozbawił mnie do łez. Parsknąłem śmiechem, jednocześnie trochę rozluźniając atmosferę. Po raz kolejny przytuliłem się do niego, wtulając twarz w jego rozjaśnioną czuprynę.
-Jesteś naprawdę głupim Irlandczykiem. Wystarczyło, żebyś mi powiedział... Pomyśl, przecież nie przejechałem takiego szmatu drogi, tylko po to, by zobaczyć jak się czujesz! Boże, Niall... Tak cholernie mi na tobie zależy...
Uniósł głowę i zauważyłem jak jego oczy zaszkliły się. Byliśmy tak blisko... Nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie pocałować... W końcu wpiłem się w jego usta. Byłem tak strasznie spragniony go, mimo to starałem się być delikatny. Przecież wciąż nie wiem, czy on też coś do mnie czuje. Może nasze nocne przygody były dla niego zwykłą zabawą? Nic nieznaczącym próbowaniem czegoś nowego... Moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej czując, jak odwzajemnia pocałunki. Wplótł palce w moje włosy, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Z czasem nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i może nawet lekko agresywne. Ale tak strasznie za sobą tęskniliśmy... Zupełnie nie obchodzili mnie przechodnie, dla których taki widok pewnie nie był codziennością. Wreszcie zabrakło nam powietrza, więc odsunąłem się od niego. Wciąż jednak nasze twarze dzieliły milimetry, lecz teraz czule wpatrywałem się w jego oczy. Pomyślałem... 'Raz kozie śmierć, Zayn' i bez zastanowienia wyszeptałem to, co od tak dawna leżało mi na sercu.
-Kocham cie.
To tylko dwa słowa, ale czułem jak ulżyło mi... Wreszcie się do tego przyznałem. Nie chce żadnych gier. Chce po prostu go mieć. Być z nim 24 na dobę, bez udawania przyjaźni. Jest dla mnie kimś sto razy ważniejszym i chce mu to okazywać nie tylko w nocy, gdy nikt nie patrzy, a oboje jesteśmy nieźle wstawieni. Chłopak zarumienił się lekko, a na jego twarzy zagościł ten piękny, promienny uśmiech, którego tak mi brakowało.
-Ja ciebie też...
Na to czekałem. Wreszcie poczułem się jakoś pewniej i odsunąłem się od niego na normalną odległość. Staliśmy niezbyt wiedząc co zrobić... Przecież nie powiem mu 'Hej, Niall. Chodźmy do ciebie, bo chce cie przelecieć'. W mojej głowie zabrzmiało to trochę dziwnie, a jednocześnie tak śmiesznie, że z trudem powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem. Właśnie starałem się jakoś normalnie sformułować to zdanie, tak aby nie zabrzmiało jak wpraszanie się, czy coś; gdy zauważyłem lekko smutną twarz blondyna.
-Zayn, ja... Nie wrócę z tobą do Londynu...
Wiedziałem to. Miałem nadzieje, że zaproponuje mi, abym został z nim tu, ale jemu jakoś się do tego nie paliło... Stałem więc w ciszy, zastanawiając się, czy ta cała historia z jego matką nie jest jedynie wymysłem, aby się ode mnie uwolnić. Może on robi to wszystko by mnie jakoś spławić? Nie dam mu za wygraną. Zbyt się starałem. Jeśli chce się mnie pozbyć, musi mi to powiedzieć prosto w twarz. Do tego czasu, nie dam mu spokoju.
-Och... Tak... To może... Jeśli nie chcesz, to ja mogę wrócić do Londynu... Ale wolałbym zatrzymać się w jakimś hotelu...
-Nie! Nie, nie... Nie, to znaczy...
-Oł. Wiesz, wystarczyło powiedzieć, że mnie tu nie chcesz...
-Nie!
Chłopak zaśmiał się trochę nerwowo. Ale mi wcale nie było do śmiechu. Powoli gubiłem sie w tym wszystkim.
-Źle mnie zrozumiałeś! Mówiąc 'nie', miałem na myśli 'nie zatrzymuj się w hotelu', a nie 'nie zostawaj tu'. To znaczy... Przepraszam, trochę to wszystko zakręciłem... Po prostu... Naprawdę chcesz tu zostać?
-Tak... To znaczy... Jeśli ty chcesz, żebym został to nie ma problemu... Ale możesz powiedzieć, jeśli po prostu nie wiesz jak masz mnie spławić.
-Nie chce cię spławić. Po prostu nie wierze. Ja... Byłem pewien, że nie zostawisz dla mnie rodziny i studiów... A ty tak po prostu rzucisz wszystko i zostaniesz?
Pokiwałem jedynie głową. Już chciałem coś powiedzieć, ale chłopak uwiesił się na mnie. Ściskał mnie tak mocno, że cudem oddychałem.
-Pieprzyć hotele, Zayn! Zamieszkasz ze mną! Oczywiście, jeśli chcesz...
-Tak, ale... Twoi rodzice...
Chłopak chwycił jedynie moją torbę i ciągnąc mnie za rękę, prowadził nie wiadomo gdzie.
-Nie martw się. Oni nie mają nic przeciwko mojej orientacji. No i na pewno cię polubią.
-To... Oni wiedzą, że...
-Tak. Na początku bałem się, ale gdy już im powiedziałem, okazali się być jeszcze wspanialsi niż myślałem, że są... No i przydaje się mieć takie wsparcie w postaci mamy, takiej jak moja, gdy chodzi się do niezbyt tolerancyjnej szkoły...
-Do... Czekaj. Od jak dawna ty wiesz, że jesteś gejem?
-Hm... Jakoś... Chyba jakoś jak miałem... 15 lat...
Zaniemówiłem. Na początku byłem pewien, że on nie jest homoseksualistą... Dlatego tak bałem się powiedzieć mu o swoich uczuciach... A dla niego to chleb powszedni. W ciszy dotarliśmy do małego domku z cegły. Swoją drogą w Irlandii każdy dom wydawał mi się taki sam... Wchodząc poczułem, jak zaczął boleć mnie brzuch. No, no. Już wiem jak stresuje się dziewczyna, zanim pozna rodziców swojego chłopaka. To straszne... Nigdy więcej. Chłopak położył moją torbę przy drzwiach, po czym równocześnie ściągnęliśmy buty i blondyn zaprowadził mnie do salonu. Jego mama wydawała się być niesamowicie przyjacielską kobietą.
-Hej, mamo. To jest Zayn.
-Och, witaj. Nazywam się Maura. Jesteś przyjacielem Niall'a?
-Tak... To znaczy, nie. On jest moim... chłopakiem.
Poczułem jak mówiąc słowo 'chłopakiem' chwyta poją lewą rękę i na sam dźwięk tego słowa zaczerwieniłem się. To było takie... miłe.
-Och. Oł... No to... Miło mi cie poznać. Mam nadzieje, że mój syn jest dla ciebie dobry... Wiesz, on jest czasami trochę nieodpowiedzialny, ale to dobry chłopak.
-Mamo! Proszę cie... Skończ...
Kobieta zaśmiała się jedynie i widziałem to lekkie zażenowanie na twarzy Horana.
-Tak więc... Mamo, bo jest taka sprawa. Widzisz, poznałem Zayn'a w Londynie i... On mógłby z nami zamieszkać?
-Tak. To znaczy muszę powiedzieć o tym ojcu, ale chyba nie ma problemu.
-Świetnie. To ja zaniosę jego rzeczy do mojego pokoju.
Niezbyt wiedząc co powinienem zrobić, ruszyłem za blondynem. Chłopak miał pokój drugi od lewej, zaraz po wejściu po schodach. Wszedł pierwszy i zabierając pościel z podłogi lekko się zmieszał. Boże, jeszcze nie widziałem takiego bałaganu...
-Przepraszam... Nie spodziewałem się gości...
-Nieważne.
Zauważyłem jak chłopak kładzie torbę obok szafy i poczułem jakiś nagły przypływ potrzeby bycia blisko niego. Podszedłem bliżej, oplatając go rękoma w pasie i przysuwając do siebie. Chłopak automatycznie wpił się w moje wargi. Kocham ten sposób, w jaki bawi się moimi włosami, w trakcie pocałunku. Po chwili już leżeliśmy na łóżku, rozkoszując się swoim towarzystwem. Blondyn górował nade mną jakiś czas, po czym położył się obok mnie, jednocześnie chwytając moją rękę.
-Zayn... Nawet nie wiesz jak strasznie się ciesze, że tu jesteś...
-Wiem. Uwierz, że ja czuję się dwa razy lepiej.
Wtuliłem się w niego i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Ta cała podróż wykończyła mnie. No i dopiero w jego ramionach spałem spokojnie i tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
sobota, 19 maja 2012
Wolny duch
To był dzień jak każdy inny. Wstałem o 6.30, aby zdążyć na 8.00 na wykłady. Od ponad roku studiuję historię i szczerze mówiąc nie pamiętam już dlaczego wybrałem ten kierunek. Dużo bardziej interesuję się śpiewaniem, nigdy jednak nie wiązałem z tym większych nadziei. Jak zwykle ubrałem się, zjadłem śniadanie i udałem się na autobus. Wszystko miałem wyliczone co do minuty, więc gdy tylko dotarłem na przystanek, podjechał duży, czerwony pojazd. Po tak długim czasie, spędzonym w Londynie, nie fascynowały mnie już ani trochę. A pamiętam dobrze, że w pierwsze dni mojego pobytu tutaj, to była jedna z głównych atrakcji. Wsiadłem i zająłem jedno z wielu wolnych miejsc. Routemaster'ami jeździli głównie turyści, ja jednak nienawidziłem powszechnego dla stałych mieszkańców Londynu, metra. Poza tym mimo, że ten czerwony symbol stolicy Anglii już mi się znudził, jakoś podróż nim była dużo przyjemniejsza niż ta zwykłym autobusem. Jechałem jak zwykle około 15 minut, po czym równo o 7.55 stanąłem przed wejściem na uniwersytet. Pierwsza godzina wykładu minęła mi niesamowicie szybko. Szedłem właśnie jednym z korytarzy, rozmyślając nad tym, co będzie dalej, gdy ktoś z impetem na mnie wpadł. Siła uderzenia była tak duża, że aż upadłem na ziemię, wysypując połowę zawartości mojej niedopiętej nawet w połowie, torby. Oszołomiony podniosłem głowę w górę i zaniemówiłem. Tutaj byłem osobą dość popularną i naprawdę większość osób znałem z widzenia, ten osobnik jednak wydał mi się jakiś... obcy. Blond czupryna roztrzepana była na wszystkie strony. Jego niebieska koszulka polo była cała pognieciona, a wytarte dżinsowe spodnie wyglądały, jakby miały zaraz spaść. Różnił się wyglądem od większości studentów. Spojrzał na mnie lekko przestraszony, po czym klnąc coś pod nosem, wziął się za zbieranie moich książek. Patrząc na niego czułem jakieś dziwne uczucie, którego nawet nie jestem w stanie opisać. Pomogłem mu w pozbieraniu wszystkich książek, po czym wkładając je do torby, wstałem niemal równo z nim. Chłopak przyglądał mi się chwilę po czym przemówił. Jego głos... To było coś co z niewiadomych mi powodów sprawiało, że moje serce przyśpieszało i nie umiałem się nawet skupić na tym, co mówił. Miał głos tak niski, a jednak ciepły i przyjazny. Do tego jego akcent dodawał mu uroku. Chyba był Irlandczykiem.
-Przepraszam. Dopiero co przeniosłem się tu na historię i chyba spóźniłem się na wykład...
-Tak. Skończyliśmy dobre kilka minut temu. Jesteś na drugim roku, prawda?
-Tak... To jest... Ty też?
-Zayn Malik. Miło mi cię poznać.
-Niall Horan.
Ten dzieciak był naprawdę urzekający. Poprawiłem moją idealnie wyprasowaną koszulę i przeczesałem palcami po mizernie ułożonych włosach. Byliśmy zupełnie inni. Zdecydowanie byłem perfekcjonistą, on z kolei zdawał się być jednym z tych wolnych duchów, którzy nigdzie nie zagrzewają zbyt długo. Nawet sposób w jaki się poruszał, gdy oprowadzałem go po uniwersytecie, zdawał się mówić o jego luźnym stylu bycia. Mimo to nie mogłem przestać o nim myśleć przez cały wieczór i całą noc. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ale zwyczajna, nudna droga do szkoły sprawiała mi przyjemność tylko dlatego, że na mecie był on. Czułem się jak zakochany szczeniak, chyba po raz pierwszy w życiu. To było takie miłe, móc następnego dnia znów zobaczyć ten jego uśmiech. W czasem zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej, a całe moje życie toczyło się w okół jego osoby. Minął prawie miesiąc, gdy po raz pierwszy na korytarzu nie spotkałem jego blond czupryny. Lekko się zmartwiłem. Zadzwoniłem do niego niemal natychmiast, przez co przy okazji spóźniłem się na wykład. Ale to nie było ważne. Liczyło się tylko co stało się z moim przyjacielem. Z początku nie odbierał, po chwili dopiero w słuchawce rozbrzmiał jego roześmiany głos.
-Niall, gdzie jesteś?
-W domu.
-Co ty tam robisz? Zaraz zacznie się wykład.
-Nie idę dziś. Przepraszam, trochę źle się czuje.
-Wszystko w porządku?
-Tak, spokojnie. Po prostu mam lekką... grypę.
-Och... A kiedy wracasz na uczelnie?
-Nie wiem. Może już jutro. A co, stęskniłeś się?
Zaśmiałem się jedynie nerwowo. Możliwe, że po tak krótkim czasie już mi go brakowało, ale przecież nie mogłem mu o tym powiedzieć. Faktycznie, jego nieobecność nie trwała długo. Wrócił po dwóch dniach, wciąż tak samo radosny. Pewnego niedzielnego wieczoru wpadł do mnie do domu. Było dość późno, a jutro przecież mieliśmy iść na wykłady. Zawsze byłem wzorowym uczniem, więc z trudem udało mu się nakłonić mnie, abyśmy udali się do jakiegoś klubu. Starałem się nie pić za dużo, Niall jednak sobie nie żałował. Nie wiedziałem nawet gdzie mieszka, więc noc spędził u mnie. Rano nie wiem jakim cudem, udało mi się go obudzić. Był niesamowicie wściekły. Mimo to siłą zawlokłem go pod bramę uniwersytetu.
-Zayn, błagam. Nic się nie stanie, jeśli opuścimy jeden dzień.
-Jesteś nieodpowiedzialny. Niedługo zaczną się ważne testy.
-Błagam cię, nie wytrzymam tam. Głowa mi pęka... Chodźmy... Do parku! Co powiesz na spacer? Och, możemy wejść przy okazji do pubu na małe piwko...
Nie słuchałem dalej. Dałem się ciągnąć za rękę w nieznanym mi kierunku. To był pierwszy raz, kiedy opuściłem cały dzień na uczelni. Pierwszy, ale nie ostatni. Ten mały Irlandzki chłopiec zupełnie wywrócił mój poukładany świat. Nie wiem co miał takiego w sobie, ale nie umiałem mu odmówić. Może zwyczajnie bałem się, że to będzie oznaczać utratę go. Nie chciałem go stracić. Tak bardzo mi na nim zależało... Zaczęły się więc wagary, imprezy do rana i noce z kobietami, których imion nawet nie znam. Przestałem być idealnym, zawsze perfekcyjnym Zayn'em Malikiem. Chłopakiem znanym przez całą szkołę, szanowanym i porządnym. Był chyba kwiecień, gdy po jednej z imprez, w trakcie drogi do domu stała się rzecz tak dziwna, ale jednak wyczekiwana przeze mnie od dłuższego czasu. Staliśmy na jakimś przystanku. Była może 4 nad ranem i było cholernie zimno. Horan był ode mnie o pół głowy niższy i stał przede mną trzęsąc się z zimna. Miał na sobie jedynie cienki, biały t-shirt i jakąś koszulę. Przyglądałem się uważnie jak wiatr bawił się końcówkami jego rozjaśnianych włosów. Czekaliśmy dość długo, ale o tej porze rzadko jeżdżą autobusy. W pewnym momencie chłopak odwrócił się do mnie i spojrzał moje oczy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dreszcz przeszedł mi po plecach. Zupełnie zgubiłem się w labiryncie jego błękitnych jak nieboskłon, tęczówek. Był naprawdę pijany, ale to niczego nie zmienia. Wiem, że myślał logicznie. Zdążyłem go poznać na tyle dobrze, by być tego pewnym. Obudził mnie swoim lekko drżącym, zachrypniętym i jakby niepewnym głosem.
-Mogę cię przytulić?
Nie odezwałem się. Nie chciałem mu dać do zrozumienia, jak bardzo tego pragnąłem, a mój głos zdradziłby to na pewno. Kiwnąłem jedynie głową na znak zgody. To nie był zwyczajny, przyjacielski uścisk. Wtulił się we mnie jak dziewczyna w swojego ukochanego i czułem jak jego serce powoli przyśpiesza. Trwaliśmy tak chwilę, po czym uniósł głowę w górę i nasze twarze były naprawdę niebezpiecznie blisko. Nie minęła nawet minuta, gdy wtopił się w moje usta. Był tak delikatny, jakby bał się, że coś mi zrobi. Bez zastanowienia odwzajemniałem każdy pocałunek, zapominając o bożym świecie. Odrywając się od siebie jedynie by nabrać powietrza, wróciliśmy do domu. Tej nocy przeżyłem coś pięknego. I nawet nie jestem w stanie tego opisać. Gdy się obudziłem wszystko było jak zawsze. Poszliśmy razem powłóczyć się po parku. Chłopak zachowywał się jakby nigdy nic, podczas gdy moje myśli krążyły wyłącznie w okół jego warg. Od tamtego czasu to co nas łączyło było dość dziwne i nie jestem w stanie tego nazwać. W dzień byliśmy przyjaciółmi, w nocy chodziliśmy na imprezy, a każda balanga kończyła się tak samo. Ja, on, dużo alkoholu, jedno łóżko. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć. Oczywiście, że chciałem czegoś więcej. Marzyłem by wciąż okazywał mi uczucia, by traktował mnie jak kogoś więcej. Mimo to milczałem, pozwalając mu na wszystko. On przewrócił moje życie do góry nogami. Pokazał trochę ciemniejszą stronę, dodał trochę odwagi. Naprawdę jestem mu za to wdzięczny. Marzyłem, by był przy mnie do końca świata i jeden dzień dłużej. Ale nic nie trwa wiecznie. Pewnego dnia po prostu przestał przychodzić na uczelnię. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na sms'y. Mijały dni, tygodnie, miesiące. I wciąż nic. Znikł raz na zawsze i nigdy nie wrócił. Ale mogłem się tego spodziewać, przecież zawsze był 'wolnym duchem'. Wyrył się w moim sercu. Rozkochał i zostawił. Bez niego nic nie było takie same. Londyn znów stracił kolory. Wciąż zastanawiam się... gdzie jest, czy jest szczęśliwy... Czy jest z kimś... Był moim sensem życia, moim aniołem stróżem. I chociaż nie kryję żalu do niego, to jednak dużo mnie nauczył. Zerwałem ze studiami. Od tamtego czasu podróżuje po świecie z nadzieją, że może kiedyś się spotkamy. Bo nikt nigdy mi go nie zastąpi.
-Przepraszam. Dopiero co przeniosłem się tu na historię i chyba spóźniłem się na wykład...
-Tak. Skończyliśmy dobre kilka minut temu. Jesteś na drugim roku, prawda?
-Tak... To jest... Ty też?
-Zayn Malik. Miło mi cię poznać.
-Niall Horan.
Ten dzieciak był naprawdę urzekający. Poprawiłem moją idealnie wyprasowaną koszulę i przeczesałem palcami po mizernie ułożonych włosach. Byliśmy zupełnie inni. Zdecydowanie byłem perfekcjonistą, on z kolei zdawał się być jednym z tych wolnych duchów, którzy nigdzie nie zagrzewają zbyt długo. Nawet sposób w jaki się poruszał, gdy oprowadzałem go po uniwersytecie, zdawał się mówić o jego luźnym stylu bycia. Mimo to nie mogłem przestać o nim myśleć przez cały wieczór i całą noc. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ale zwyczajna, nudna droga do szkoły sprawiała mi przyjemność tylko dlatego, że na mecie był on. Czułem się jak zakochany szczeniak, chyba po raz pierwszy w życiu. To było takie miłe, móc następnego dnia znów zobaczyć ten jego uśmiech. W czasem zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej, a całe moje życie toczyło się w okół jego osoby. Minął prawie miesiąc, gdy po raz pierwszy na korytarzu nie spotkałem jego blond czupryny. Lekko się zmartwiłem. Zadzwoniłem do niego niemal natychmiast, przez co przy okazji spóźniłem się na wykład. Ale to nie było ważne. Liczyło się tylko co stało się z moim przyjacielem. Z początku nie odbierał, po chwili dopiero w słuchawce rozbrzmiał jego roześmiany głos.
-Niall, gdzie jesteś?
-W domu.
-Co ty tam robisz? Zaraz zacznie się wykład.
-Nie idę dziś. Przepraszam, trochę źle się czuje.
-Wszystko w porządku?
-Tak, spokojnie. Po prostu mam lekką... grypę.
-Och... A kiedy wracasz na uczelnie?
-Nie wiem. Może już jutro. A co, stęskniłeś się?
Zaśmiałem się jedynie nerwowo. Możliwe, że po tak krótkim czasie już mi go brakowało, ale przecież nie mogłem mu o tym powiedzieć. Faktycznie, jego nieobecność nie trwała długo. Wrócił po dwóch dniach, wciąż tak samo radosny. Pewnego niedzielnego wieczoru wpadł do mnie do domu. Było dość późno, a jutro przecież mieliśmy iść na wykłady. Zawsze byłem wzorowym uczniem, więc z trudem udało mu się nakłonić mnie, abyśmy udali się do jakiegoś klubu. Starałem się nie pić za dużo, Niall jednak sobie nie żałował. Nie wiedziałem nawet gdzie mieszka, więc noc spędził u mnie. Rano nie wiem jakim cudem, udało mi się go obudzić. Był niesamowicie wściekły. Mimo to siłą zawlokłem go pod bramę uniwersytetu.
-Zayn, błagam. Nic się nie stanie, jeśli opuścimy jeden dzień.
-Jesteś nieodpowiedzialny. Niedługo zaczną się ważne testy.
-Błagam cię, nie wytrzymam tam. Głowa mi pęka... Chodźmy... Do parku! Co powiesz na spacer? Och, możemy wejść przy okazji do pubu na małe piwko...
Nie słuchałem dalej. Dałem się ciągnąć za rękę w nieznanym mi kierunku. To był pierwszy raz, kiedy opuściłem cały dzień na uczelni. Pierwszy, ale nie ostatni. Ten mały Irlandzki chłopiec zupełnie wywrócił mój poukładany świat. Nie wiem co miał takiego w sobie, ale nie umiałem mu odmówić. Może zwyczajnie bałem się, że to będzie oznaczać utratę go. Nie chciałem go stracić. Tak bardzo mi na nim zależało... Zaczęły się więc wagary, imprezy do rana i noce z kobietami, których imion nawet nie znam. Przestałem być idealnym, zawsze perfekcyjnym Zayn'em Malikiem. Chłopakiem znanym przez całą szkołę, szanowanym i porządnym. Był chyba kwiecień, gdy po jednej z imprez, w trakcie drogi do domu stała się rzecz tak dziwna, ale jednak wyczekiwana przeze mnie od dłuższego czasu. Staliśmy na jakimś przystanku. Była może 4 nad ranem i było cholernie zimno. Horan był ode mnie o pół głowy niższy i stał przede mną trzęsąc się z zimna. Miał na sobie jedynie cienki, biały t-shirt i jakąś koszulę. Przyglądałem się uważnie jak wiatr bawił się końcówkami jego rozjaśnianych włosów. Czekaliśmy dość długo, ale o tej porze rzadko jeżdżą autobusy. W pewnym momencie chłopak odwrócił się do mnie i spojrzał moje oczy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dreszcz przeszedł mi po plecach. Zupełnie zgubiłem się w labiryncie jego błękitnych jak nieboskłon, tęczówek. Był naprawdę pijany, ale to niczego nie zmienia. Wiem, że myślał logicznie. Zdążyłem go poznać na tyle dobrze, by być tego pewnym. Obudził mnie swoim lekko drżącym, zachrypniętym i jakby niepewnym głosem.
-Mogę cię przytulić?
Nie odezwałem się. Nie chciałem mu dać do zrozumienia, jak bardzo tego pragnąłem, a mój głos zdradziłby to na pewno. Kiwnąłem jedynie głową na znak zgody. To nie był zwyczajny, przyjacielski uścisk. Wtulił się we mnie jak dziewczyna w swojego ukochanego i czułem jak jego serce powoli przyśpiesza. Trwaliśmy tak chwilę, po czym uniósł głowę w górę i nasze twarze były naprawdę niebezpiecznie blisko. Nie minęła nawet minuta, gdy wtopił się w moje usta. Był tak delikatny, jakby bał się, że coś mi zrobi. Bez zastanowienia odwzajemniałem każdy pocałunek, zapominając o bożym świecie. Odrywając się od siebie jedynie by nabrać powietrza, wróciliśmy do domu. Tej nocy przeżyłem coś pięknego. I nawet nie jestem w stanie tego opisać. Gdy się obudziłem wszystko było jak zawsze. Poszliśmy razem powłóczyć się po parku. Chłopak zachowywał się jakby nigdy nic, podczas gdy moje myśli krążyły wyłącznie w okół jego warg. Od tamtego czasu to co nas łączyło było dość dziwne i nie jestem w stanie tego nazwać. W dzień byliśmy przyjaciółmi, w nocy chodziliśmy na imprezy, a każda balanga kończyła się tak samo. Ja, on, dużo alkoholu, jedno łóżko. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć. Oczywiście, że chciałem czegoś więcej. Marzyłem by wciąż okazywał mi uczucia, by traktował mnie jak kogoś więcej. Mimo to milczałem, pozwalając mu na wszystko. On przewrócił moje życie do góry nogami. Pokazał trochę ciemniejszą stronę, dodał trochę odwagi. Naprawdę jestem mu za to wdzięczny. Marzyłem, by był przy mnie do końca świata i jeden dzień dłużej. Ale nic nie trwa wiecznie. Pewnego dnia po prostu przestał przychodzić na uczelnię. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na sms'y. Mijały dni, tygodnie, miesiące. I wciąż nic. Znikł raz na zawsze i nigdy nie wrócił. Ale mogłem się tego spodziewać, przecież zawsze był 'wolnym duchem'. Wyrył się w moim sercu. Rozkochał i zostawił. Bez niego nic nie było takie same. Londyn znów stracił kolory. Wciąż zastanawiam się... gdzie jest, czy jest szczęśliwy... Czy jest z kimś... Był moim sensem życia, moim aniołem stróżem. I chociaż nie kryję żalu do niego, to jednak dużo mnie nauczył. Zerwałem ze studiami. Od tamtego czasu podróżuje po świecie z nadzieją, że może kiedyś się spotkamy. Bo nikt nigdy mi go nie zastąpi.
piątek, 11 maja 2012
List.
"Hej, mamo. Wiem, że dawno się nie odzywałam. Myślę, że nie czuję się na to jeszcze gotowa. Ale mam wewnętrzną potrzebę powiedzenia ci co u nas. Mam nadzieje, że wybaczyłaś mi już, że wyprowadziłam się do Louisa... Londyn jest naprawdę piękny. Zamierzam skończyć collage tu. Naprawdę tęsknię za wami. Co u Fizzy? I jak tam dziewczynki? Przepraszam, że nie mam na tyle odwagi, by chociaż zadzwonić... Ostatnio dużo się dzieje. Wiem, że ty i Lou pokłóciliście się jakiś czas temu. To mnie trochę boli, bo czuję się winna. Gdyby nie ja, pewnie wszystko byłoby w porządku. Nie martw się, czuję się dobrze. Dziecko zdrowo się rozwija, a ja spokojnie skończę szkołę przed jego narodzinami. W końcu to już tylko dwa miesiące. A wracając do Lou... Myślę, że nie będzie miał mi tego za złe. Jest coś o czym muszę ci powiedzieć. Na pewno na początku będzie ci trochę ciężko, ale... Moim zdaniem powinnaś się cieszyć jego szczęściem. Już przechodzę do sedna, bo na pewno czytając to jesteś niesamowicie ciekawa. Lou spotyka się z kimś. Naprawdę bardzo się kochają i są szczęśliwi. Życzę im jak najwięcej szczęścia. W sumie to pewnie nie byłoby w tym nic aż tak niezwykłego, gdyby nie fakt, że... Tym kimś jest Harry.
Tak właściwie pisząc do ciebie ten list, nie chce ci się zwierzać, co u mnie, jak się czuje i w ogóle. Wiem, że jesteś na mnie wściekał. Zachowałam się nieodpowiedzialnie. Ale wiem też, że Lou jest twoim oczkiem w głowie. Tej... wpadki, pewnie mi nie wybaczysz, więc opiszę ci jedynie co dzieje się u naszego Boo Bear'a. Jak to się zaczęło?
To była zwykła przyjaźń. Z czasem pokochali siebie nawzajem. Wiesz, poznałaś Hazze, gdy jeszcze nic więcej, oprócz WIELKIEJ przyjaźni, ich nie łączyło. Ale z czasem to się zaczęło rozwijać. Jestem tu na co dzień, mieszkam z nimi (Swoją drogą jestem za to bardzo wdzięczna Louisowi. Nie wiem co bym zrobiła bez niego). Widziałam dokładnie jak powoli zbliżali się do siebie... trochę za bardzo, jak na przyjaciół.
Pewnego ranka Lou poprosił mnie, czy mogłabym nocować u Eleanor. Wiesz, oni ze sobą zerwali, ale to naprawdę miła dziewczyna. Przyjaźnią się do teraz, ja również mam z nią świetny kontakt. Wiedziałam co się święci. Chciałam mu jakoś pomóc. Wiedziałam, że to dla niego ciężkie. W końcu nie codziennie wyznaje się przyjacielowi tej samej płci, miłość. Pomagałam Lou w gotowaniu i sprzątaniu. On był bardzo nerwowy. Znam go aż za dobrze, żeby wiedzieć, że cholernie mu na Harrym zależy. Martwił się tak bardzo, że makaron trzeba było gotować trzy razy, bo za każdym razem coś psuł... Na szczęście zrobił zapas wszystkiego i nie musiałam latać do sklepu. Potem rozmawiałam z nim i dokładnie opisał mi co się działo. Więc, Harry tego dnia wracał od rodziny. Już w progu Lou zabrał mu bagaże i pomógł zanieść do pokoju. Styles chciał się wypakować, ale Tommo mu nie pozwolił. Złapał go za rękę (boże, czyż to nie urocze?) i powiedział, że ma dla niego niespodziankę. Poprosił też, aby zamknął oczy. Już od dawna wiedziała, że Harry również czuje mięte do mojego braciszka. Ten plan musiał się udać. Więc twój syn zaprowadził go do jadalni, gdzie stół był już nakryty (wszędzie było pełno świeczek, a światło było zgaszone). To musiało wyglądać tak romantycznie... Podobno Hazza na początku był lekko zmieszany, zdziwiony... Zupełnie zagubiony w tym co się działo, ale myślę, że mu się podobało. Zjedli wspólnie kolacje i rozmawiali. Wiesz, jak przyjaciele. I wreszcie Lou wziął się w garść i zaczął mówić. Powiedział coś w stylu 'Harry, jest coś naprawdę ważnego, co muszę ci powiedzieć- styles milczał, więc Louis kontynuował- Chodzi o to... Wiem, że może ci się to wydać trochę dziwne... To nie jest coś codziennego, ale to jest zupełnie naturalne. Mam nadzieje, że zrozumiesz i... Harry, chodzi o to, że ja... Kocham cię.' Naprawdę żałuje, że mnie przy tym nie było, ale pewnie tylko popsułabym tą atmosferę. Podobno Harry natychmiast wstał i zaczął chodzić po pokoju. Był strasznie nerwowy. Lou cholernie się bał, że on go odrzuci... To by oznaczało koniec wszystkiego. Ich przyjaźni i zespołu... Przecież to nie możliwe, żeby po takim wyznaniu zapomnieli o wszystkim i żyli dalej, jakby nigdy nic. Po chwili Louis również wstał i podszedł do Harrego. Spojrzał na niego pytająco, jakby licząc, że zlituje się nad nim i odwzajemni jego uczucie. Styles przeklinał coś pod nosem, aż w końcu wydusił z siebie 'pieprzyć to' i wpił się w usta Lou... Naprawdę, gdy pomyślę, że na świecie są ludzie, których to obrzydza... Jak to może obrzydzać? To jest urocze, to jest piękne. To jest właśnie MIŁOŚĆ. Prawdziwa, naturalna, szczera, bezwzględna. To niesamowite, że oni zaryzykowali tak wiele... Tylko po to, by być ze sobą... Nie umiem opisać szczęścia, którym emanuje teraz Louis. Z resztą zupełnie jak Harry. Spełniają ze sobą całe dnie. Często leżą wtuleni w siebie na kanapie, oglądając Glee. Jedzą wspólne śniadania i nawet czasami karmią się nawzajem. To wygląda tak uroczo. Harry przy Louisie zupełnie się zmienił... Zachowuje się... To trochę śmieszne, ale nie umiem tego inaczej nazwać... Jak zakochana nastolatka. Śmieje się, rumieni, wtula we włosy, trzyma go za rękę. Z początku nie odstępowali siebie na krok. Wszystko co robili, robili razem. Harry przy każdej możliwej okazji, wtulał się w Lou, a ten nie puszczał jego ręki w ogóle.
Mam nadzieje, że nie przeszkadza ci ich orientacja. Wiem, że jesteś osobą tolerancyjną. Więc... Nie wiem kiedy następnym razem się odezwę... Może, gdy urodzę... Chciałabyś zobaczyć swojego wnuka? Jestem pewna, że będzie śliczny.
Ach, i proszę, nie złość się na mojego byłego. On po prostu się tego wszystkiego przestraszył. To zbyt duża odpowiedzialność. Wiem, że oboje namawialiście mnie do aborcji, a gdy się nie zgodziłam, po czym on ze mną zerwał, znienawidziłaś go. Ale to naprawdę nie jego wina. Ja mu wybaczyłam. Nie chce dziecka, więc ok... Ale ja po prostu nie byłam wstanie się go... pozbyć. To przecież moje dziecko. Kocham je.
Wyściskaj ode mnie dziewczynki. Kocham was.
Całuję i pozdrawiam
Lottie."
_________________________________________________________________
Ogólnie to mi się nie podoba i myślałam, że wyjdzie lepiej... Ale cholernie chciałam to zrobić jako list Lottie do matki... Nie wiem... Mam nadzieje, że chociaż wam się podoba :) xx
środa, 9 maja 2012
Siemanko.
Hejka :)
Otworzyłam ten blog, aby publikować tu moje jednoparty o One Direction.
Dodałam już też pierwszego z nich. Możecie go znaleźć w zakładce 'Never Lose Hope'. Mam nadzieje, że się wam spodoba :D
Jeśli chcecie być informowani o nowych notkach, podawajcie swoje twittery, numery gg, lub adresy blogów w komentarzach.
Zapraszam do czytania i komentowania, koty xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)