! Nowe opowiadanie - KLIK - zapraszam !

sobota, 19 maja 2012

Wolny duch

To był dzień jak każdy inny. Wstałem o 6.30, aby zdążyć na 8.00 na wykłady. Od ponad roku studiuję historię i szczerze mówiąc nie pamiętam już dlaczego wybrałem ten kierunek. Dużo bardziej interesuję się śpiewaniem, nigdy jednak nie wiązałem z tym większych nadziei. Jak zwykle ubrałem się, zjadłem śniadanie i udałem się na autobus. Wszystko miałem wyliczone co do minuty, więc gdy tylko dotarłem na przystanek, podjechał duży, czerwony pojazd. Po tak długim czasie, spędzonym w Londynie, nie fascynowały mnie już ani trochę. A pamiętam dobrze, że w pierwsze dni mojego pobytu tutaj, to była jedna z głównych atrakcji. Wsiadłem i zająłem jedno z wielu wolnych miejsc. Routemaster'ami jeździli głównie turyści, ja jednak nienawidziłem powszechnego dla stałych mieszkańców Londynu, metra. Poza tym mimo, że ten czerwony symbol stolicy Anglii już mi się znudził, jakoś podróż nim była dużo przyjemniejsza niż ta zwykłym autobusem. Jechałem jak zwykle około 15 minut, po czym równo o 7.55 stanąłem przed wejściem na uniwersytet. Pierwsza godzina wykładu minęła mi niesamowicie szybko. Szedłem właśnie jednym z korytarzy, rozmyślając nad tym, co będzie dalej, gdy ktoś z impetem na mnie wpadł. Siła uderzenia była tak duża, że aż upadłem na ziemię, wysypując połowę zawartości mojej niedopiętej nawet w połowie, torby. Oszołomiony podniosłem głowę w górę i zaniemówiłem. Tutaj byłem osobą dość popularną i naprawdę większość osób znałem z widzenia, ten osobnik jednak wydał mi się jakiś... obcy. Blond czupryna roztrzepana była na wszystkie strony. Jego niebieska koszulka polo była cała pognieciona, a wytarte dżinsowe spodnie wyglądały, jakby miały zaraz spaść. Różnił się wyglądem od większości studentów. Spojrzał na mnie lekko przestraszony, po czym klnąc coś pod nosem, wziął się za zbieranie moich książek. Patrząc na niego czułem jakieś dziwne uczucie, którego nawet nie jestem w stanie opisać. Pomogłem mu w pozbieraniu wszystkich książek, po czym wkładając je do torby, wstałem niemal równo z nim. Chłopak przyglądał mi się chwilę po czym przemówił. Jego głos... To było coś co z niewiadomych mi powodów sprawiało, że moje serce przyśpieszało i nie umiałem się nawet skupić na tym, co mówił. Miał głos tak niski, a jednak ciepły i przyjazny. Do tego jego akcent dodawał mu uroku. Chyba był Irlandczykiem.
-Przepraszam. Dopiero co przeniosłem się tu na historię i chyba spóźniłem się na wykład...
-Tak. Skończyliśmy dobre kilka minut temu. Jesteś na drugim roku, prawda?
-Tak... To jest... Ty też?
-Zayn Malik. Miło mi cię poznać. 
-Niall Horan. 
Ten dzieciak był naprawdę urzekający. Poprawiłem moją idealnie wyprasowaną koszulę i przeczesałem palcami po mizernie ułożonych włosach. Byliśmy zupełnie inni. Zdecydowanie byłem perfekcjonistą, on z kolei zdawał się być jednym z tych wolnych duchów, którzy nigdzie nie zagrzewają zbyt długo. Nawet sposób w jaki się poruszał, gdy oprowadzałem go po uniwersytecie, zdawał się mówić o jego luźnym stylu bycia. Mimo to nie mogłem przestać o nim myśleć przez cały wieczór i całą noc. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ale zwyczajna, nudna droga do szkoły sprawiała mi przyjemność tylko dlatego, że na mecie był on. Czułem się jak zakochany szczeniak, chyba po raz pierwszy w życiu. To było takie miłe, móc następnego dnia znów zobaczyć ten jego uśmiech. W czasem zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej, a całe moje życie toczyło się w okół jego osoby. Minął prawie miesiąc, gdy po raz pierwszy na korytarzu nie spotkałem jego blond czupryny. Lekko się zmartwiłem. Zadzwoniłem do niego niemal natychmiast, przez co przy okazji spóźniłem się na wykład. Ale to nie było ważne. Liczyło się tylko co stało się z moim przyjacielem. Z początku nie odbierał, po chwili dopiero w słuchawce rozbrzmiał jego roześmiany głos. 
-Niall, gdzie jesteś?
-W domu.
-Co ty tam robisz? Zaraz zacznie się wykład.
-Nie idę dziś. Przepraszam, trochę źle się czuje. 
-Wszystko w porządku?
-Tak, spokojnie. Po prostu mam lekką... grypę. 
-Och... A kiedy wracasz na uczelnie?
-Nie wiem. Może już jutro. A co, stęskniłeś się?
Zaśmiałem się jedynie nerwowo. Możliwe, że po tak krótkim czasie już mi go brakowało, ale przecież nie mogłem mu o tym powiedzieć. Faktycznie, jego nieobecność nie trwała długo. Wrócił po dwóch dniach, wciąż tak samo radosny. Pewnego niedzielnego wieczoru wpadł do mnie do domu. Było dość późno, a jutro przecież mieliśmy iść na wykłady. Zawsze byłem wzorowym uczniem, więc z trudem udało mu się nakłonić mnie, abyśmy udali się do jakiegoś klubu. Starałem się nie pić za dużo, Niall jednak sobie nie żałował. Nie wiedziałem nawet gdzie mieszka, więc noc spędził u mnie. Rano nie wiem jakim cudem, udało mi się go obudzić. Był niesamowicie wściekły. Mimo to siłą zawlokłem go pod bramę uniwersytetu. 
-Zayn, błagam. Nic się nie stanie, jeśli opuścimy jeden dzień.
-Jesteś nieodpowiedzialny. Niedługo zaczną się ważne testy. 
-Błagam cię, nie wytrzymam tam. Głowa mi pęka... Chodźmy... Do parku! Co powiesz na spacer? Och, możemy wejść przy okazji do pubu na małe piwko...
Nie słuchałem dalej. Dałem się ciągnąć za rękę w nieznanym mi kierunku. To był pierwszy raz, kiedy opuściłem cały dzień na uczelni. Pierwszy, ale nie ostatni. Ten mały Irlandzki chłopiec zupełnie wywrócił mój poukładany świat. Nie wiem co miał takiego w sobie, ale nie umiałem mu odmówić. Może zwyczajnie bałem się, że to będzie oznaczać utratę go. Nie chciałem go stracić. Tak bardzo mi na nim zależało... Zaczęły się więc wagary, imprezy do rana i noce z kobietami, których imion nawet nie znam. Przestałem być idealnym, zawsze perfekcyjnym Zayn'em Malikiem. Chłopakiem znanym przez całą szkołę, szanowanym i porządnym. Był chyba kwiecień, gdy po jednej z imprez, w trakcie drogi do domu stała się rzecz tak dziwna, ale jednak wyczekiwana przeze mnie od dłuższego czasu. Staliśmy na jakimś przystanku. Była może 4 nad ranem i było cholernie zimno. Horan był ode mnie o pół głowy niższy i stał przede mną trzęsąc się z zimna. Miał na sobie jedynie cienki, biały t-shirt i jakąś koszulę. Przyglądałem się uważnie jak wiatr bawił się końcówkami jego rozjaśnianych włosów. Czekaliśmy dość długo, ale o tej porze rzadko jeżdżą autobusy. W pewnym momencie chłopak odwrócił się do mnie i spojrzał moje oczy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dreszcz przeszedł mi po plecach. Zupełnie zgubiłem się w labiryncie jego błękitnych jak nieboskłon, tęczówek.  Był naprawdę pijany, ale to niczego nie zmienia. Wiem, że myślał logicznie. Zdążyłem go poznać na tyle dobrze, by być tego pewnym. Obudził mnie swoim lekko drżącym, zachrypniętym i jakby niepewnym głosem. 
-Mogę cię przytulić?
Nie odezwałem się. Nie chciałem mu dać do zrozumienia, jak bardzo tego pragnąłem, a mój głos zdradziłby to na pewno. Kiwnąłem jedynie głową na znak zgody. To nie był zwyczajny, przyjacielski uścisk. Wtulił się we mnie jak dziewczyna w swojego ukochanego i czułem jak jego serce powoli przyśpiesza. Trwaliśmy tak chwilę, po czym uniósł głowę w górę i nasze twarze były naprawdę niebezpiecznie blisko. Nie minęła nawet minuta, gdy wtopił się w moje usta. Był tak delikatny, jakby bał się, że coś mi zrobi. Bez zastanowienia odwzajemniałem każdy pocałunek, zapominając o bożym świecie. Odrywając się od siebie jedynie by nabrać powietrza, wróciliśmy do domu. Tej nocy przeżyłem coś pięknego. I nawet nie jestem w stanie tego opisać. Gdy się obudziłem wszystko było jak zawsze. Poszliśmy razem powłóczyć się po parku. Chłopak zachowywał się jakby nigdy nic, podczas gdy moje myśli krążyły wyłącznie w okół jego warg. Od tamtego czasu to co nas łączyło było dość dziwne i nie jestem w stanie tego nazwać. W dzień byliśmy przyjaciółmi, w nocy chodziliśmy na imprezy, a każda balanga kończyła się tak samo. Ja, on, dużo alkoholu, jedno łóżko. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć. Oczywiście, że chciałem czegoś więcej. Marzyłem by wciąż okazywał mi uczucia, by traktował mnie jak kogoś więcej. Mimo to milczałem, pozwalając mu na wszystko. On przewrócił moje życie do góry nogami. Pokazał trochę ciemniejszą stronę, dodał trochę odwagi. Naprawdę jestem mu za to wdzięczny. Marzyłem, by był przy mnie do końca świata i jeden dzień dłużej. Ale nic nie trwa wiecznie. Pewnego dnia po prostu przestał przychodzić na uczelnię. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na sms'y. Mijały dni, tygodnie, miesiące. I wciąż nic. Znikł raz na zawsze i nigdy nie wrócił. Ale mogłem się tego spodziewać, przecież zawsze był 'wolnym duchem'. Wyrył się w moim sercu. Rozkochał i zostawił. Bez niego nic nie było takie same. Londyn znów stracił kolory. Wciąż zastanawiam się... gdzie jest, czy jest szczęśliwy... Czy jest z kimś... Był moim sensem życia, moim aniołem stróżem. I chociaż nie kryję żalu do niego, to jednak dużo mnie nauczył. Zerwałem ze studiami. Od tamtego czasu podróżuje po świecie z nadzieją, że może kiedyś się spotkamy. Bo nikt nigdy mi go nie zastąpi. 

3 komentarze:

  1. Kurde. Zatkało mnie. Zapowiadało się tak pięknie, atu nagle Niall go zostawił. Ale to nie zmienia faktu, że napisane świetnie. Napisz jednopart z drugą częścią, gdzie on go znajdzie, okey? xD Bo ja tego nie przeżyję :C

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod komentarzem Giovi. Absolutnie wspaniale napisane.
    Genialne.Trafiłam tutaj przypadkiem ale mam zamiar się tu zadomowić.
    :3

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowne :) ale jaram sie tym że jest 2 czesc :)

    OdpowiedzUsuń